dziś u Janka w przedszkolu wielki dzień dla trzylatków:
były eleganckie stroje, występy i zadania do wykonania oraz oczywiście zwyczajowe "pacnięcie" wielkim ołówkiem w ramię przez panią dyrektor
Janek wyglądał poważnie, zachowywał się całkiem poprawnie i dzielnie wykonywał potwierdzające jego status dzielnego przedszkolaka zadania
na pamiątkę dyplom i piękne podziękowanie (nie bardzo wiadomo za co) dla mamy
sama "uroczystość" średnio mi się podobała - jakoś nie przemawia do mnie schemat, w którym dzieci nie bardzo wiedzące o co chodzi, niektóre płaczące, inne półprzytomne z przemęczenia (J. nadal nie śpi w porze leżakowania i o 16 ma już dość - zwykle robimy o tej porze pół godzinki odpoczynku z książką...) są "zmuszane" do popisywania się przed udającą entuzjazm widownią...
w dodatku jako mama musiałam siedzieć za synkiem (głównie dlatego, żeby go pilnować - w sumie pomysł niezły, bo dzieci nie wyrywały się do widowni, tylko siedziały na scenie, ale...), więc z tych wszystkich popisów widziałam głównie Jankowe plecy!
no i na koniec paczka cukierków (trochę się nakombinowałam, żeby zjeść z J. na pół jednego - bo to w końcu święto! - i ukryć pozostałe) - jak dla mnie pamiątka żadna, działanie wychowawcze/prozdrowotne takoż :/
ale tradycji stało się zadość
w sumie coraz mniej się dziwię, że chociaż Janek do przedszkola ogólnie chodzi chętnie, to jakoś się nie może DOpasować...
(o jego przedszkolnych harcach i wybrykach jeszcze skrobnę przy okazji, bo znalazłam zdjęcia z tej jesieni na stronie przedszkola i czujne oko aparatu wypatrzyło co nieco :P)
Czytaj dalej
były eleganckie stroje, występy i zadania do wykonania oraz oczywiście zwyczajowe "pacnięcie" wielkim ołówkiem w ramię przez panią dyrektor
Janek wyglądał poważnie, zachowywał się całkiem poprawnie i dzielnie wykonywał potwierdzające jego status dzielnego przedszkolaka zadania
na pamiątkę dyplom i piękne podziękowanie (nie bardzo wiadomo za co) dla mamy
sama "uroczystość" średnio mi się podobała - jakoś nie przemawia do mnie schemat, w którym dzieci nie bardzo wiedzące o co chodzi, niektóre płaczące, inne półprzytomne z przemęczenia (J. nadal nie śpi w porze leżakowania i o 16 ma już dość - zwykle robimy o tej porze pół godzinki odpoczynku z książką...) są "zmuszane" do popisywania się przed udającą entuzjazm widownią...
w dodatku jako mama musiałam siedzieć za synkiem (głównie dlatego, żeby go pilnować - w sumie pomysł niezły, bo dzieci nie wyrywały się do widowni, tylko siedziały na scenie, ale...), więc z tych wszystkich popisów widziałam głównie Jankowe plecy!
no i na koniec paczka cukierków (trochę się nakombinowałam, żeby zjeść z J. na pół jednego - bo to w końcu święto! - i ukryć pozostałe) - jak dla mnie pamiątka żadna, działanie wychowawcze/prozdrowotne takoż :/
ale tradycji stało się zadość
w sumie coraz mniej się dziwię, że chociaż Janek do przedszkola ogólnie chodzi chętnie, to jakoś się nie może DOpasować...
(o jego przedszkolnych harcach i wybrykach jeszcze skrobnę przy okazji, bo znalazłam zdjęcia z tej jesieni na stronie przedszkola i czujne oko aparatu wypatrzyło co nieco :P)