spoza tęczy - szare zoo

jak mówią, w sieci można znaleźć wszystko (albo prawie wszystko)

ostatnio, dzięki koleżance, która podzieliła się linkiem (dzięki Aga!), znaleźliśmy... misia 
a potem jeszcze kilka innych stworzeń - do stworzenia
z ręczników

Janek od razu zabrał się do dzieła - zwijał, podtrzymywał, przynosił gumki i kibicował dzielnie mamie, która dopiero w trzecim podejściu jako tako zwinęła słoniową trąbę...
na koniec wymyślił dla słonia kły

a że ręczniki (i ołówki) mamy SZARE, zamieszkało z nami małe szare zoo :)


zabawa okazała się na tyle fajna (i prosta), a efekt tak "przytulny", że w ciągu kilku dni powstało całkiem sporo misiaków - z licznych ręczników i kocyków w naszych i zaprzyjaźnionych domach

jeden teraz z Jankiem śpi

    
póki co nie jest szary, ale pewnie niedługo też będzie ;)


przed nami jeszcze stworzenie króliczka, łabędzia, małpki, kota, homara, żółwia...

zabawę w składanie własnych przytulanek i pięknie wyglądających prezentów (że też nie widziałam nigdzie takich miśków zanim daliśmy kocyk Anielce!), bardzo polecamy pod hasłem SZARY w ramach projektu Spoza tęczy,
ale oczywiście ręcznikowe przytulaki mogą być też jak najbardziej tęczowe!
youtube służy tutorialami pod hasłem ...z ręcznika
może pochwalimy się, jak ogarniemy kolejne ;)
dajcie znać, jeśli też próbowaliście

--
inny mój wpis w kolorze szarym, bez dziecka - raczej dla dorosłych i rodziców nastolatków, więc spoza projektu - znajdziecie TUTAJ,
a całe spektru poza tęczowych kolorów w rozmaitych ujęciach - na blogu Bajdocja, w ramach akcji-inspiracji: 


warto zajrzeć!
Czytaj dalej

Tempo! gra dla szybko myślących ;)

lubię gry, przy których trzeba trochę pomyśleć, zastanowić się nad każdym kolejnym posunięciem
niestety - sprawne podejmowanie decyzji nie jest moją najmocniejsza stroną (a możliwości bywa tak wiele!), więc zdarza się, że moi współgracze tracą cierpliwość, gdy przedłuża się ich oczekiwanie na ruch...

dla wszystkich fanów dynamicznych rozgrywek i pomocniczych minutników,
przedstawiamy zabawę, w której na długie rozważania nie ma czasu:

Tempo! 


czyli nowatorskie podejście do tematu gier słownych i skojarzeniowych, łączącej w sobie to co najlepsze z tak "kultowej" formy rozrywki jak "Państwa, miasta...", z adrenaliną, jaką wyzwala świadomość istnienia piasku nieubłaganie przesypującego się w klepsydrze
Czytaj dalej

gry i zabawy z dawnych lat

kto pamięta skakanie w gumę, wygibasy na trzepaku, piłka parzy! i osiedlowe podchody - palec pod budkę!

zobaczcie, jaki mam tu "widoczek" :)


oto książka
dla wszystkich, którym na wyżej wymienione hasła przed oczyma stanęły wspomnienia dawnych-niedawnych zabaw z rówieśnikami
dla tych, którzy wspominają podobne podwórkowe harce z rozrzewnieniem i takich, którym coś się przypomina, ale jakby przez mgłę...
dla dziadków, chcących odbyć sentymentalną wycieczkę w przeszłość, rodziców szukających podpowiedzi na zabawy dla swoich dzieci oraz maluchów, które tylko czekają na zachętę do zabawy w grupie
dla każdego, komu nieobcy jest taki obrazek:


założenie autorki (Katarzyna Piętka) było proste:
ocalić od zapomnienia wyliczanki i tradycyjne przyśpiewki, proste gry słowne i zręcznościowe, zabawy z lat dzieciństwa dzisiejszych 30-. 40-latków i przekazać te sprawdzone pomysły na zabawy "na świeżym powietrzu" ich następcom

opisy stylizowane na pismo odręczne (nawet jeśli nieco męczą wzrok) przywodzą na myśl dawne szkolne kroniki, a efekt "podróży w czasie" podkreśla daleki od śnieżnobiałego kolor stron
dzięki zachęcającej oprawie graficznej - w tym również doskonałym, przywołującym sentymentalne skojarzenia rysunkom Agaty Raczyńskiej, połączonym z czarno-białymi fotografiami, miło tę książkę wziąć do ręki i przeglądać, wspominać, porównywać z własnymi doświadczeniami*



jednym słowem - brawa za pomysł i wykonanie!
oto książka,
która łączy pokolenia
i pięknie przypomina, że do radosnego, wszechstronnie rozwijającego spędzania wolnego czasu dzieciom naprawdę nie potrzeba wiele






nie pozostaje nic innego, jak tylko zagwizdać na sąsiadów i zawołać:

* wyliczanka "Anse kabanse flore" brzmiała u nas na pewno "Onse madonse..."! a u ciebie?

Czytaj dalej

Szary

znów skusiłam się na książkę dla nastolatków


jako że to nie fantastyka, istniało sporo ryzyko, że odbiorę ją jako przegadaną, powierzchowną, ewentualnie pełną "wydumanych" nastoletnich rozterek
nie potrafiłam się jednak oprzeć zachęcie w postaci wyróżnienia w literackim konkursie im. Astrid Lindgren (III miejsce w kategorii 10-14 lat) i zapowiedzi rycerskiej tematyki w fabule

i tak poznałam Szamila - nieokiełznanego kandydata na wojownika MMA, przybysza zza wschodniej granicy, który sporo przeżył w swoim nastoletnim życiu i nie bardzo potrafi wyciszyć się w nowej rzeczywistości, szkole, rodzinie
na szczęście (uwaga! spoiler!) porozumienie z adoptowaną, podobnie jak on, siostrą oraz zaangażowanie w wakacyjne zajęcia w grupie rekonstrukcyjnej, stopniowo osłabia mur ochronny, który zbudował wokół siebie

co proponuje młodym czytelnikom autorka - Monika Błądek?
oczyma bohatera próbuje pokazać przykłady konfliktów wśród nastolatków oraz nieporadność nauczycieli, psychologów i rodziców w sytuacji wewnętrznej blokady młodego buntownika
realistycznie (co nie dziwi, jeśli poznamy jej osobiste doświadczenia) opisuje treningi fechtunku i turniej rycerski na terenie zamku w Ogrodzieńcu, przekonuje o wyciszającej mocy szycia strojów historycznych i opieki nad zwierzętami
w pewnym miejscu, potwierdzając moje poważne obawy co do przyszłości, poddaje także w wątpliwość sens gromadzenia lektur dla nastolatków "na zaś", która silnie łączy mnie z postacią "wujka" Jacka podsuwającego książki Szaremu
"Masz tutaj całą serię o Tomku Wilmowskim. "Winnetou" Maya i książki Wernica.
Czy dorośli uparli się, by wybierać dzieciom lekturę? A może wolałem "Achaję"? Póżniej jest obciach przed kolegami."

za istotne i cenne uważam, że w treści pojawia się problem stereotypów panujących w społeczeństwie oraz realne zagrożenie ze strony internetu, który ma coraz większy wpływ na nastolatki (tu, zaledwie wspomniane, w niebezpiecznym kontekście werbunku w sieci)
autorka na każdym kroku podkreśla podłoże pewnych zachowań, nabytych przez wychowanie w innej kulturze (sposób traktowania kobiet, rola siły fizycznej mężczyzny), ale i możliwość poszanowania, a nawet stopniowego nabywania zachowań i przyzwyczajeń właściwych aktualnemu otoczeniu
zwraca uwagę na ogólnoludzkie aspekty poszukiwania zrozumienia, zawierania przyjaźni, niszczycielską siłę wszelkich wojen
"Zniszczony Grozny nie różnił się od ruin Warszawy"

jako że (tak jak sądziłam) istotną część tekstu stanowią wewnętrzne rozterki bohatera, być może ma on szansę dotrzeć do młodego czytelnika, jako skarga podobnego mu nastolatka na "niesprawiedliwości systemu" i niewiele rozumiejących dorosłych
"Nagle uświadomiłem sobie, że dorośli mają ze mną taki sam problem. Nie mogą karać mnie biciem czy powstrzymać siłą. Muszą inaczej do mnie trafić. Starali się - dostrzegałem ich wysiłki - ale kiepsko im to wychodziło."

podsumowując:
"Szary" nie jest rozprawą o trudnościach asymilacyjnych imigrantów, dylematach adoptowanych sierot, czy sposobach radzenia sobie z agresją
to po prostu opowieść o dorastającym chłopaku poszukującym swojego miejsca, który dość nieoczekiwanie (również dla samego siebie) znajduje je w grupie współczesnych rycerzy
autorka zwraca jednak uwagę na wszystkie powyższe kwestie, w kontekście problemu "inności" w grupie rówieśniczej
nie podsuwa gotowych rozwiązań, delikatnie prowadząc do wniosku, że choć wszyscy, pod różnymi względami się różnimy, pewne podstawowe potrzeby (w tym bezpieczeństwa, przynależności do grupy) mamy takie same, a w poszukiwaniu płaszczyzny porozumienia pomóc mogą wspólne zainteresowania i pasje
i że żeby zostać zwycięzcą, nie koniecznie trzeba kogoś pokonać


--
"Szary" w nienachalny sposób nawiązuje do problemu uchodźstwa, pozwolę sobie w tym miejscu wtrącić swoje dwa grosze w temacie "kryzysu migracyjnego"
jak większość z nas, słucham, oglądam (częściowo mimo woli), czytam (m.in. "Wszystkie wojny Lary" i "Przez morze. Z Syryjczykami do Europy") wiele materiałów na temat uchodźców, czasem daję się wciągnąć w (bywa, że burzliwe) dyskusje
w pewnym sensie cieszę się, że nie mam jeszcze w domu nastolatka, z którym trzeba na ten temat rozmawiać!

z jednej strony wiem, jak bardzo bałabym się żyć tuż obok takiej "dżungli" jak w Calais, slumsów, czy innego 'getta' dla uchodźców
przerażają mnie odizolowane dzielnice, pełne ludzi często nie tylko wyobcowanych, biedniejszych, czy różniących się od nas przekonaniami, ale i pełnych gniewu, sfrustrowanych brakiem akceptacji i perspektyw, dla których Europa nie okazała się wymarzonym rajem
z drugiej - jak spokojnie myśleć o zamykaniu granic, wiedząc jak wielu jest takich, którzy poświęcą majątek, oszczędności życia i złożą je w ręce nie zawsze godnych zaufania przemytników, narażą się na śmierć w zatłoczonej ciężarówce lub w morzu, dla nadziei na lepsze jutro dla swojej rodziny?
z trzeciej - jak zrozumieć ludzi, którzy pozwalają sobie prać mózgi agitatorom nawołującym do świętych wojen!?
z czwartej... aspektów sytuacji jest więcej

świat nie jest czarno-biały,

pozostaje tylko wierzyć, że będzie lepszy, jeśli będziemy umieli (i chcieli) dostrzegać wartość w różnorodności i wzajemnej akceptacji, a dzieci uczyć pokojowego rozwiązywania konfliktów

póki jeszcze mamy jakiś wpływ na to co robią...i czytają :)


wpis nieśmiało (bo sporo spóźniona i w ogóle nie w stylu "warsztatowym") zgłaszam do projektu "Spoza tęczy" - w temacie: szary


Czytaj dalej

półki pełne cudów

dla matki-czytelniczki - wspierającej akcje popularyzujące czytanie, zaangażowanej w projekty internetowe łączące miłośników dobrych książek, nie umiejącej powstrzymać się od książkowych zakupów i mogącej przebierać (no, może bez przesady) w propozycjach recenzenckich - morze zachęt, reklam, inspiracji, których codziennie przybywa w sieci, to istna pułapka! sidła, w które wpada w chwili słabości, nieodparta pokusa...
a tu przecież, jak mówią, nie można mieć wszystkiego!

gdy tymczasem chciałoby się wiele - ot, na przykład takie cuda:

Pod ziemią / Pod wodą


obiektywnie? format nieporęczny, obrazki koślawe (o co wszystkim chodzi z tymi zachwytami nad Mizielińskimi?), marnotrawstwo przestrzeni (oko na pół kartki? jeden nurek na dwie strony!?)...
niby prawda, ale ja widzę tu jednak głównie co innego - pokaźny rozmiar sprzyjający czytelności przekazu, oryginalne podejście do tematu, sporą dawka wiedzy, przyciągająca uwagę kolorystykę, pomysłowe aranżacje
to piękna książka dla najmłodszych (bo z obrazkami), ciekawych świata uczniów (bo pełna ciekawostek, którymi można zabłysnąć) i dorosłych (którzy być może dzięki niej spojrzą na otaczający świat z innej perspektywy)
dla Janka - wymarzona, bo aż na trzech stronach prezentuje pociągi, kolejki, tunele i metro
dla mnie - kopalnia informacji i ocean czytelniczej przyjemności



D.O.M.E.K.


kolejna pozycja z serii "naprawdę nie można by tego równo narysować!?"
ale jednocześnie pozycja tak oryginalna i poszerzająca horyzonty, że żal byłoby nie przeczytać, nie pokazać dziecku, wspólnie nie wyobrazić sobie tych kilkudziesięciu domostw będących realizacją ludzkich fantazji i marzeń o własnym miejscu na Ziemi, nie podyskutować...
idealna książeczka dla młodych inżynierów (naprawdę zrobiony z papieru? a ten? taki mały? i gdzie ma łazienkę?)
dla mnie nie jest ani trochę ładna (zaczynam wręcz doceniać, że przez lata charakterystyczne kanty Mizielińskich trochę się wygładziły), ale z drugiej strony wspaniała, w swoim niezwykłym spojrzeniu na rzecz tak prostą, zwyczajną jak mieszkanie
pozostawia nas z konkluzją "czegóż to ludzie nie wymyślą" i przekonaniem, że wszystko jest możliwe ;)


Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek



zbiór niesamowitych opowieści o spełnianiu marzeń, różnych drogach realizacji ambicji i możliwościach, które świat daje każdemu - nawet zwykłym skarpetkom :)
bardzo przyjemnie się je czyta - od wszystko mówiących tytułów, po ciekawe pointy
autorka (przekonująco) pokazuje, że choć nie ma wśród nas dwóch takich samych (skarpet), to znajdzie się miejsce dla wszystkich, a najlepszą drogą do realizacji własnych celów jest wyjście z kąta i podjęcie próby odnalezienia własnej drogi
całości dopełniają cudownie dynamiczne, obrazowe (może z wyjątkiem kolorystyki wron) ilustracje Daniela de Latour
książka pełna ciepła, zabawna i mądra - doskonała!



Andrzej Kruszewicz opowiada O PTAKACH


coś dla miłośników ptaków, ale nie tylko
książka, której lektura może sprawić, ze już nigdy tak samo nie spojrzymy na wróbla, kawkę, sikorkę...
idealne fotografie i proste opisy, oryginalna grafika i często przywoływane własne doświadczenia prawdziwego miłośnika skrzydlatej fauny, tworzą unikalny obraz nieosiągalnego dla nas, ciężkich dwunogów, podniebnego światka
wspaniale tak sobie do niego bezkarnie zajrzeć... następny krok, to budowa karmnika i zakup lornetki ;)




stosik wybranych (czasem pochopnie) z listy nowości egzemplarzy recenzenckich czeka na lepsze czasy, bo oto zdecydowałam się w ramach cyklu "Przygody z książką" - innym na pokuszenie - przedstawić dziś zupełnie co innego:
książki, które - jak wiele im podobnych co miesiąc - przybyły do nas z biblioteki, by wylądować nie na stałe na półce, lecz na biurku, dywanie, przy łóżku i ułatwiać edukację, urozmaicać zabawę, ubarwiać wieczory, tuż przed zaśnięciem
pozycje wybrane z rozmysłem, przejrzane przed wypożyczeniem, polecone przez najlepsze bibliotekarki (tym razem szczególne podziękowania dla cioci Małgosi :*)
tytuły, które gwarantują niezapomniane przygody w krainie literatury
trochę szkoda, że nie na zawsze nasze (na pocieszenie "Skarpetki..." pozostaną w zbiorach w wersji audio), ale wspaniale, że dały się poznać, a dzięki powyższym notatkom, cudowi pamięci (ileż ja mam niezapomnianych wspomnień o książkach nie posiadanych!) oraz nieskończenie pojemnej karcie wypożyczeń zawsze będziemy mogli do nich wrócić :)

wniosek:
ok, nie można mieć wszystkiego, ale też - a może przede wszystkim - nie warto chcieć wszystko zaraz mieć! są rzeczy, które miło (i wystarczy) miewać ;)
niezliczone ilości świetnych, pięknych, a czasem także nowych książek czekają na młodych czytelników w bibliotekach
dbamy o to, żeby w naszych nie kurzyły się na półkach

a Ty? co dobrego ostatnio wypożyczyłeś/łaś?

Czytaj dalej

cyfry, liczby i kasztany

z cyklu matematyka jest piękna 2 >> patrz poprzedni wpis,
części I c.d.

w październiku najbardziej liczą się kasztany!


dzięki dzielnym zbieraczom, których nie brak w rodzinie, mamy tych jesiennych skarbów co nie miara!

J. z kuzynostwem używali kasztanków oczywiście do celów tradycyjnie im przypisanych, czyli przekładania i mieszania,, rozsypywania po całym mieszkaniu, tworzenia ludzików i zwierzaków,
ale okazały się też

świetnymi liczmanami!

posłużyły obrazowemu przedstawieniu cyfr liczb jednocyforwych ("solo" to dość trudne, ładnie wyszło tylko w przypadku 9) i  liczb wielocyfrowych (póki co naturalnych), jako wskaźnika liczebności

w odniesieniu do mniejszych,

ale i całkiem sporych (jak dla przedszkolaka) liczb

zatrzymywały uwagę na dłużej swoją różnorodnością oraz, wiadomo, unikalną brązowogładkością
i dawały się świetnie grupować,
dzięki czemu
po pierwsze - J. szybko powtórzył sobie tabliczkę mnożenia w zakresie od 1 do 12 (w tym, że 6 to 1x6 i 6x1 oraz 2x3 i 3x2, a 9 - ha, o 3 więcej, to łatwe 3x3!),
a następnie sprawnie (choć początkowo przy pomocy wszystkich własnych i części moich palców u rąk i stóp) ogarnął podstawową zasadę systemu dziesiętnego, dochodząc do mistrzostwa w dodawaniu i mnożeniu dziesiątek :)


dzięki czemu przekonaliśmy się, ile tak naprawdę tych kasztanów mamy
[i ustaliliśmy dlaczego tak, a nie inaczej się to zapisuje, używając odpowiednich cyfr w rzędach setek, dziesiątek i jedności]
a liczba ta to:


o czym postanowiliśmy publicznie donieść w ramach projektu:
P.S.
dopełnieniem tematu była wieczorna lektura odpowiedniego rozdziału "Księgi językowych porad Lamelii Szczęśliwej", z którego dowiadujemy się, dlaczego mówimy cały czas o liczbie, a nie ilości naszych kasztanów

choć od biedy ilość też możemy oszacować - było ich tak ze trzy kilo ;)

c.d. przygód z matematyką na pewno, a zmagań z poprawnością językową - prawdopodobnie -
nastąpi

Czytaj dalej

matematyka jest piękna - czytam i główkuję

niektórzy może pamiętają, że tegoroczną wiosnę urozmaicały nam zabawy z Królową Nauk, pod hasłem:
za sprawą autorek różnych blogów i ich kreatywności, pożytkowanej na wymyślanie przeróżnych, zachęcających do mierzenia, liczenia i kombinowania zajęć dla dzieci, mogliśmy poznać odmienne spojrzenia na matematyczne zagadnienia, zaczerpnąć inspiracji do wykorzystania w domu i znaleźć podpowiedzi na ubarwienie zwykłych lekcji matmy

po wakacyjnej przerwie projekt powraca! nie mogło i nas zabraknąć w drugiej edycji :)
tym razem proponowane tematy to:
  • październik „Między zerem a nieskończonością” (cyfry i liczby)
  • listopad „Tam gdzie iloraz iloczynu sumuje różnice” (działania arytmetyczne)
  • grudzień „Figuraki z naszej paki” (geometria figur płaskich)
  • styczeń „Okrąglaki i kanciaki” (bryły)
  • luty „Tabliczka marzenia” (tabliczka mnożenia)
  • marzec „Symetria chaosu” (zabawy geometrią)
  • kwiecień „Ułamki u Anki” (ułamki)
  • maj „Miary i pomiary czasem bez miary"

pełne zaproszenie i motywację pomysłodawczyni, autorki bloga Zabawy z Archimedesem znajdziecie TU

tymczasem u nas - na rozgrzewkę - ciąg dalszy serii, która "kupiła" i mnie, i Janka, gdy tylko się pojawiła, czyli "Liczę sobie", od niedawna z nowym logo:

Czytam i główkuję 


tytułem wstępu - osobiście zasmuciły mnie zmiany (nomenklaturalne, ale nie tylko), które wprowadziło wydawnictwo
dla mnie, jako wielkiej fanki nauk ścisłych i przyrodniczych w ogóle, a matematyki w szczególności, etykietka "Liczę sobie" była świetna! (o serii pisałam rok temu TUTAJ)
niestety, z niezrozumiałych względów, z okładek nowych tytułów zniknęły cyferki 1-3 oznaczające kolejne "poziomy wtajemniczenia" oraz kojarzące się z matmą kratki i przypisy wspaniale uzasadniające sens i cel zachęcania dzieci do zgłębiania tej dziedziny wiedzy
m. in. takie:

zamianę 'liczenia' na 'główkowanie' odbieram jako nie do końca kosmetyczną, a takie "ukrywanie" sensu i celu nauki matematyki, którą prowadzić wszak można również w alternatywny, czytelniczo-zabawowy sposób! - wygląda, jakby takich treści należało się wstydzić, albo (co gorsza) samo wspomnienie o liczbach działało na potencjalnego czytelnika odstraszająco...
na naszych wręcz przeciwnie, prawda? :)

ale do rzeczy - w książce, jak wiadomo, najważniejsza jest treść! a jeśli o tę chodzi, z radością stwierdzam, że seria trzyma poziom

naszymi ulubionymi bohaterami serii, jak już wcześniej wspominałam, są wyjątkowo matematycznie uzdolnione szczurki (i jedna mysz), które zarówno w opisywanej wcześniej części (kiedy to "...łapią życie za ogon"), jak w zakupionej później ("...nie dają się wygryźć) i najnowszej ("...wchodzą na antenę") zachęcają do mierzenia, szacowania i rachowania z niesamowitym, nieco zawadiackim urokiem

książeczki doskonale łączą przystępną i ciekawą dla młodszych i starszych formę krótkiej noweli (chyba, pytajcie polonistów :P) o bliskiej życiu tematyce z zachętą do poszukiwania matematycznych skojarzeń wokół siebie
i tak, nasze szczurki znajdują/przeliczają/wydają pieniądze, podróżują, dzielą tort, prowadzą handel wymienny, patrolują i remontują swój kanał (co jak wiadomo wymaga ćwiczeń geometrycznych i obliczania pola powierzchni), a w końcu zakładają kanał - własny - telewizyjny!
i tu dopiero zaczyna się... główkowanie

co mnie najbardziej cieszy - J., mimo ze do rekomendowanego dla czytelników-uczniów wieku 7+ ma jeszcze daleko - nie tylko z zainteresowaniem śledzi perypetie ogoniastej gromadki, ale i zagląda do zadań, próbuje rozwiązywać, pyta
oboje mieliśmy wiele frajdy z mierzenia długości kabli, obliczania rat za odbiornik i oglądalności szczurzego programu, "rozkodowywania sygnału" itp.
obliczenie jak bardzo przeterminowany był pasztet, przy okazji znalezienia którego Ząbek natchnął Trampka genialnym pomysłem stworzenia własnej telewizji, było zaledwie wstępem do świetnej zabawy:


a odczytywanie ukrytej wiadomości - początkiem wyszukiwania kodów w otoczeniu i przyczynkiem do nowych zabaw z komputerowymi czcionkami (o których może później...)


wszystkich, którzy (jak ja) obawiali się nieco, że za zmianą w tytule pójdą ograniczenia w matematycznej treści uspokajam w tym miejscu - jest też sporo "zwykłych" działań na liczbach, dodawania, odejmowania, dzielenia i mnożenia
ktoś wszak musi szczurkom pomóc ogarnąć sprawę milionów internautów i propozycji intratnych kontraktów dla nowej gwiazdy szklanego ekranu :)

ponownie biję brawo zespołowi Witek - de Latour (treść/grafika) oraz pani Środoń (zadania) za umiejętne połączenie humoru i ważnych, "życiowych" tematów (ot, choćby stereotypów i ciemnej strony popularności), odmalowanie wyrazistych, żywych bohaterów i zachętę do obserwowania, szukania własnych rozwiązań, myślenia

rodzice i nauczyciele młodych uczniów - naprawdę warto TAK pokazywać matematykę dzieciom! 

młodszym ewentualnie możecie zasygnalizować jej istnienie wraz z królem Gomorykiem...


Wojciech Widłak (tekst), do spółki z Ewa Poklewską-Koziełło (ilustracje) i Anną Boboryk (łamigłówki) pod przykrywką nieco absurdalnej historii, pokazuje najmłodszym (rekomendacja 4+) matematyczne powtórzenia i zbiory w najbliższym otoczeniu, zachęca do prostych obliczeń (w zakresie 1-4) i... utrzymywania porządku w szafie ;)


król Gomoryk jest śmiesznym jegomościem, który zapewne zginąłby bez swojej nieco zbyt nerwowej małżonki
jego przygoda ze smokiem (którego, zdradzę Wam po cichu, wcale nie było...) wywołuje uśmiech dziecka, które zupełnie przy okazji i z zapałem wykonuje zadania wymagające uzupełniania szeregów, dopełniania do zbioru, wyszukiwania prawidłowości


jednym słowem, bardzo przyjemny wstęp do matematyki, choć praktycznie bez cyfr i liczb


oj, bez cyfr i liczb... czyli pierwszy temat projektu nie zaliczony!
poprawimy się wkrótce :)
(post poprawkowy - TU)
Czytaj dalej

Ahoj, piraci! Grajmy!

zaledwie niecały rok temu zachwycałam się tu zwiastunami nowej serii gier dla dzieci, wydawanej przez Egmont pod hasłem "zagraj ze mną"
pochwaliliśmy się, jak świetnie bawimy się przy Kolorowych biedronkach (niebieskie opakowanie oznaczało rekomendację dla dzieci w wieku 4+) i, chyba nawet jeszcze lepiej, ze Zwierzakami na tratwie (kartonik żółty - 5+)  
tym razem trafiło do nas kolejne pudełko z tej serii, czerwone = polecane w nowej kategorii wiekowej (6+),
które kryje grę

Ahoj, piraci!


w jej skład wchodzą:
bardzo ładna, przejrzysta plansza przedstawiająca wyspy skarbów i morskie trasy między nimi,
unikatowe, drewniane "pionki" w kształcie statków,
"skarbiec" złożony z 64 kółeczek-trofeów
oraz niby-busola z ruchomą wskazówką

jednym słowem - same śliczności!


podstawowe zasady gry są banalne
zaryzykuję stwierdzenie, że dowolny, przeciętny sześciolatek pojmie je w minutę i natychmiast zażąda rozegrania pierwszej partii, licząc na rychłą możliwość zakręcenia kuszącą, czerwoną strzałką

może się zdarzyć, że długo sobie na ten moment poczeka, turlając w międzyczasie kostką, przesuwając swój okręt pomiędzy wyspami i rabując pozostawione na nich skrzynie...
ostatecznie prawdopodobnie jednak doczeka się spotkania na jednym polu z przeciwnikiem, czyli okazji do abordażu! "koło fortuny" zadecyduje w tym przypadku, czy będzie mógł skraść ładunek konkurenta i przenieść go na własny pokład


rozgrywkę dodatkowo ubarwić może mu także grożące statkom na niespokojnych, tropikalnych wodach tornado - kolejna okazja do pokręcenia wskazówką i zdobycia/zaprzepaszczenia cudzych skarbów lub spowolnienia nieprzyjacielskiej łajby


niestety, mam wrażenie, że przy grze zgodnej z regułami spotkanie huraganu (który nota bene wygląda bardziej jak grzybek niż trąba powietrzna), mimo pozornej możliwości "sterowania", jest w ogromnej mierze przypadkowe
tornado często mija się ze statkami i jego spotkanie przytrafia się naprawdę sporadycznie - dużo rzadziej niżby mogło, na przykład gdyby poruszało się w zmiennych kierunkach, działało także napotkane na wyspie, albo potrafił generować je jakiś pokładowy szaman
wypróbowałam z synkiem kilka alternatywnych możliwości i wówczas emocje wydawały się być z mojego punktu widzenia nieco większe...


grę "Ahoj, piraci!" testowały u nas Zuchy w rekomendowanym wieku 5/6+ i dziewięciolatek

dzieciom podobał się bodaj każdy element zabawy:
począwszy od losowego wyznaczania kolejnych kroków (i chuchania na kostkę),
przez prawo do decyzji przy zdobywaniu skarbów i samodzielne "nawlekanie" ich na maszty,
zasady abordażu i porywania zdobyczy przez tornado,
wzajemne pilnowanie uiszczania opłaty za korzystanie ze skrótów i konieczność bezpiecznego powrotu do portu na rozładunek, a potem przeliczanie zasobów i kalkulowanie "strategii" kolejnego okrążenia,
aż po zróżnicowane grafiki przedstawiające postaci w poszczególnych przystaniach, na które sama prawdopodobnie nawet nie zwróciłabym uwagi...

totalnie nie przeszkadzały im dość poważne (według mnie) wady tej gry, takie jak bardzo małe pole manewru gracza i ograniczanie wszelkiej decyzyjności przez rzut kostką, zupełnie przypadkowy rozkład narażenia na klęskę żywiołową, czy szansę na obrabowanie przeciwnika i jedyną słuszną "taktykę" załadunku (lepiej nie więcej niż 5!)*

niezależnie od płci, preferencji tematycznych i szczególnych zainteresowań, wszystkie (!) nasze starszaki były grą wprost zachwycone i od początku do końca w 100% zaangażowane w rozgrywki,
a do grupy fanów gry dodatkowo dodać należy upominających się głośno o swoją kolej na zabawę stateczkami trzylatków!

co tu więcej pisać - zdaje się, że wobec tak zgodnego frontu starszych przedszkolaków i młodszych uczniów, którzy stanowią wszak główną grupę docelową produktu, moje prywatne opinie tracą na znaczeniu...

"Ahoj, piraci!" okazała się wprost fascynująca dla młodzieży młodszej!


cóż, najważniejsze, że zainteresowani spokojnie radzą sobie z nią sami, wiec rodzice zyskują czas na własne rozgrywki :)

a to oznacza, że ciąg dalszy planszówkowych recenzji w ramach projektu Gramy! - tym razem dla bardziej doświadczonych graczy - nieuchronnie nastąpi!


* edit: po kolejnych kilku partyjkach z synem (sam wyciąga i namawia!) jestem już bardziej skłonna przyznać, że czasem ryzyko jednak może się opłacić - porzucam myśl o jednej, najlepszej "strategii", zwracam honor twórcy gry i zapominam o asekuranctwie - od dziś będę dwa razy zastanawiać się, czy czasem nie ładować do 6 ;)

Czytaj dalej