Tegoroczna jesień była dopiero drugą przeżywaną świadomie przez J. Już w zeszłym roku nie mógł się nadziwić spadającym z drzew liściom - ekscytował się tym jak szeleszczą pod stopami i wirują na wietrze, ze śmiechem wbiegał w niemal przerastające go zgrabione kopczyki. W tym roku do spacerowych atrakcji dołączyło nazywanie kolorów barwnych liści, odgadywanie z jakiego drzewa spadły i oczywiście zabieranie całych naręczy do domu. Od września zebrała się nam już pokaźna kolekcja:) Zasuszonych listków używamy czasem do zabawy w segregowanie według wielkości, kształtu i koloru, a część zdobi ściany i okna pokoju.
Biorąc pod uwagę nieokiełznany temperament mojego synka bez przekonania zaproponowałam mu układanie kompozycji z zasuszonych liści. Wydawało mi się zbyt statycznym, niezbyt wciągającym zajęciem dla pełnego energii malucha. Jakże się myliłam! Okazało się, że prócz sporej witalności J. posiada też niewykorzystane zasoby cierpliwości i zacięcie do planowania przestrzennego.
Czytaj dalej
Biorąc pod uwagę nieokiełznany temperament mojego synka bez przekonania zaproponowałam mu układanie kompozycji z zasuszonych liści. Wydawało mi się zbyt statycznym, niezbyt wciągającym zajęciem dla pełnego energii malucha. Jakże się myliłam! Okazało się, że prócz sporej witalności J. posiada też niewykorzystane zasoby cierpliwości i zacięcie do planowania przestrzennego.