są takie książki, których po prostu nie można przestać czytać
nie dają się przerwać, odłożyć "na potem", skoro zaczęte MUSZĄ być poznane do ostatniej strony
i to najlepiej jak najprędzej!
Janek pierwszy tom z serii "Kroniki Archeo" zaliczył zdecydowanie do tej właśnie kategorii
dziwne, bo mowa wszak o pozycji dla zupełnie innego grupy docelowej - książce kierowanej do młodszych uczniów szkoły podstawowej, lecz prawdziwe - potwierdzone wielokrotnym "mamo, czytaj dalej!", "proszę, jeszcze jeden rozdział" i "a dalej? co było dalej!?"
"Tajemnica klejnotu Nefertiti", podobnie jak pozostałe części cyklu, jest pięknie wydana - twarda oprawa, grube, pachnące strony, ładne, idealnie pasujące do treści ilustracje i przejrzysty tekst zachęcają do lektury
autorka, Agnieszka Stelmaszyk, wydaje się dobrze rozumieć potrzeby młodego czytelnika, proponuje mu bowiem dynamiczną opowieść o grupce dzieci w różnym wieku i o rozmaitych temperamentach, tak, że każdy ma szansę jednym z nich się utożsamić (do wyboru ma spokojną, utalentowaną artystycznie Anię, jej starszego brata, pasjonata historii o wielu talentach - Bartka, wesołych i psotnych bliźniaków - Jima i Martina oraz ich starszą siostrę Mary Jane)
w całkowicie niewiarygodną, "detektywistyczną" intrygę, autorka misternie wplata opisy codziennego życia i fakty historyczne
jednocześnie, by zapobiec nudzie, "zwykłe" rozdziały przeplatają karty tworzonej przez dzieci kroniki wyjazdu ("Kroniki Archeo" właśnie!), rysunki, przypisywane jednej z bohaterek, "reprinty" gazetowych artykułów, czy fragmenty e-maili, a trudne, nieznane słowa tłumaczone są w ramkach na marginesach tekstu
słowem - wielkie brawa za zachęcająca formę!
sama tematyka również zdaje się być trafiona w dziesiątkę - dalekie wyjazdy, fascynujące opowieści z przeszłości, które niespodziewanie się "materializują", tajemnice, które tylko czekają na odkrycie, emocjonujące sytuacje, z których zawsze wychodzi się cało - któż nie chciałby być na miejscu grupy dzieci archeologów?
albo chociaż wyobrazić sobie, że jest, "przeżywając" w czasie lektury goniące jedna za drugą, zmieniające się jak w kalejdoskopie, przygody?
nie byłabym chyba sobą, gdybym nie dodała jednak łyżki dziegciu do tego wspaniałego obrazu
intrygę szytą grubymi nićmi, równie totalnie nieprawdopodobne, co całkowicie przewidywalne zwroty akcji oraz naprawdę wyjątkowe, jak na przeciętnego kilkunastolatka, umiejętności i doświadczenie głównego bohatera można uznać jedynie za zabawne, lub, gorszego dnia, nieco irytujące
sama nie raz powstrzymywałam się od niestosownych wybuchów śmiechu i komentarzy, gdy tymczasem tata Janka mruczał pod nosem "jasne, kilka minut burzy i mamy strumień o sile wodospadu! oczywiście w tym samym miejscu co 4 tysiące lat temu! jasne, jasne, wielkie wrota w skale, których nikt nigdy dotąd nie zauważył!" itp.
o naszym nastawieniu do "promowania" pomysłu samotnego zapuszczania się nieletnich do podziemnego grobowca wbrew zakazowi rodziców, czy nagradzania opiekunki tracącej z oczu dzieci z powodu lektury romansidła, skoro tylko jest ona dostatecznie odważna, by wozić je potem odpalonym "na kable" autem przez pustynię - bez prawa jazdy, za to w rajdowym stylu - nie ma nawet co wspominać...
warto jednak zauważyć, że gdy przerywałam zniechęcona, zdarzyło się też wspomnianemu tacie kilka razy rzucić "no czytaj, czytaj", a i sama ostatecznie zaczynałam każdy kolejny rozdział autentycznie zaintrygowana, myśląc "ciekawe, co tym razem..."
ale dość o rodzicach,
J. pozostał lekturą od początku, do samego końca, bezkrytycznie zachwycony!
zupełnie się nie zdziwiłam, że natychmiast po powrocie z wakacji ("Kroniki.." były bowiem nieodłącznym towarzyszem naszych bieszczadzkich wojaży) zażądał poznania drugiego tomu...
szczęśliwym trafem mieliśmy w domu kartę upominkową, upoważniającą do pobrania jednego audiobooka z serii z serwisu audioteka.pl (była dołączona do gry planszowej, o której więcej tu >>klik), więc marzenie dało się łatwo zrealizować
od kilku dni słuchamy - porcjami, ale tylko dlatego, że czuwam nad dawkowaniem! - "Skarbu Atlantów" :)
czy kogoś zaskoczę, zdradzając, że i tym razem akcja rozwija się w galopującym tempie, niesamowite zbiegi okoliczności i szczęśliwe zrządzenia losu, na równi z przystojnymi lecz niebezpiecznymi opryszkami, nie omijają bohaterów, a wielki skarb tylko czeka na odkrycie przez nieletnich samozwańczych detektywów? a przy okazji, już na początku jesteśmy świadkami zawłaszczania znalezisk o wartości historycznej i "włamywaniu się" dzieci do cudzego komputera...
będzie miał rację, kto wyczuje w powyższej opinii nutę sarkazmu
jako wychowani na "Panu Samochodziku" wielbiciele zawiłych intryg i prawdziwie zawikłanych historii (również z historią w tle) oraz nieco bardziej wyszukanego stylu, nie jesteśmy z tatą J. w stanie do końca zrozumieć, skąd bierze się tak duża popularność "Kronik Archeo" wśród czytelników
nie da się wszelako odmówić racji tym, którzy miedzy wierszami niniejszej "recenzji" wyczytali też wyraźną nutę fascynacji...
jak by nie było, J. swym entuzjazmem ostatecznie, wyraźnie i jednoznacznie, sankcjonuje pozytywną opinię młodego pokolenia, tajemnicę istnienia rzeszy fanów i własnego zaaferowania tłumacząc prostym "bo mnie to ciekawi!"
biorąc pod uwagę siłę tego argumentu oraz wartość dodaną, w postaci pewnej wiedzy z dziedziny historii starożytnej, którą dzieci mogą "przy okazji" przyswoić, wiem, że choć jako krytyczna czytelniczka może zachwycona nie będę (i pewnie nie powstrzymam się od "pedagogicznych pogadanek"), w razie kolejnej prośby osobiście dostarczę, a pewnie i przeczytam dziecku dalsze tomy "Kronik..."
tym bardziej, że podobno w porównaniu z duetem Bogumił&Żołądkowicz, mama czyta lepiej ;)
i, co by nie mówić, na pewno będą to dla nas obojga niezapomniane
za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa
Czytaj dalej
nie dają się przerwać, odłożyć "na potem", skoro zaczęte MUSZĄ być poznane do ostatniej strony
i to najlepiej jak najprędzej!
Janek pierwszy tom z serii "Kroniki Archeo" zaliczył zdecydowanie do tej właśnie kategorii
dziwne, bo mowa wszak o pozycji dla zupełnie innego grupy docelowej - książce kierowanej do młodszych uczniów szkoły podstawowej, lecz prawdziwe - potwierdzone wielokrotnym "mamo, czytaj dalej!", "proszę, jeszcze jeden rozdział" i "a dalej? co było dalej!?"
"Tajemnica klejnotu Nefertiti", podobnie jak pozostałe części cyklu, jest pięknie wydana - twarda oprawa, grube, pachnące strony, ładne, idealnie pasujące do treści ilustracje i przejrzysty tekst zachęcają do lektury
autorka, Agnieszka Stelmaszyk, wydaje się dobrze rozumieć potrzeby młodego czytelnika, proponuje mu bowiem dynamiczną opowieść o grupce dzieci w różnym wieku i o rozmaitych temperamentach, tak, że każdy ma szansę jednym z nich się utożsamić (do wyboru ma spokojną, utalentowaną artystycznie Anię, jej starszego brata, pasjonata historii o wielu talentach - Bartka, wesołych i psotnych bliźniaków - Jima i Martina oraz ich starszą siostrę Mary Jane)
w całkowicie niewiarygodną, "detektywistyczną" intrygę, autorka misternie wplata opisy codziennego życia i fakty historyczne
jednocześnie, by zapobiec nudzie, "zwykłe" rozdziały przeplatają karty tworzonej przez dzieci kroniki wyjazdu ("Kroniki Archeo" właśnie!), rysunki, przypisywane jednej z bohaterek, "reprinty" gazetowych artykułów, czy fragmenty e-maili, a trudne, nieznane słowa tłumaczone są w ramkach na marginesach tekstu
słowem - wielkie brawa za zachęcająca formę!
sama tematyka również zdaje się być trafiona w dziesiątkę - dalekie wyjazdy, fascynujące opowieści z przeszłości, które niespodziewanie się "materializują", tajemnice, które tylko czekają na odkrycie, emocjonujące sytuacje, z których zawsze wychodzi się cało - któż nie chciałby być na miejscu grupy dzieci archeologów?
albo chociaż wyobrazić sobie, że jest, "przeżywając" w czasie lektury goniące jedna za drugą, zmieniające się jak w kalejdoskopie, przygody?
nie byłabym chyba sobą, gdybym nie dodała jednak łyżki dziegciu do tego wspaniałego obrazu
intrygę szytą grubymi nićmi, równie totalnie nieprawdopodobne, co całkowicie przewidywalne zwroty akcji oraz naprawdę wyjątkowe, jak na przeciętnego kilkunastolatka, umiejętności i doświadczenie głównego bohatera można uznać jedynie za zabawne, lub, gorszego dnia, nieco irytujące
sama nie raz powstrzymywałam się od niestosownych wybuchów śmiechu i komentarzy, gdy tymczasem tata Janka mruczał pod nosem "jasne, kilka minut burzy i mamy strumień o sile wodospadu! oczywiście w tym samym miejscu co 4 tysiące lat temu! jasne, jasne, wielkie wrota w skale, których nikt nigdy dotąd nie zauważył!" itp.
o naszym nastawieniu do "promowania" pomysłu samotnego zapuszczania się nieletnich do podziemnego grobowca wbrew zakazowi rodziców, czy nagradzania opiekunki tracącej z oczu dzieci z powodu lektury romansidła, skoro tylko jest ona dostatecznie odważna, by wozić je potem odpalonym "na kable" autem przez pustynię - bez prawa jazdy, za to w rajdowym stylu - nie ma nawet co wspominać...
warto jednak zauważyć, że gdy przerywałam zniechęcona, zdarzyło się też wspomnianemu tacie kilka razy rzucić "no czytaj, czytaj", a i sama ostatecznie zaczynałam każdy kolejny rozdział autentycznie zaintrygowana, myśląc "ciekawe, co tym razem..."
ale dość o rodzicach,
J. pozostał lekturą od początku, do samego końca, bezkrytycznie zachwycony!
zupełnie się nie zdziwiłam, że natychmiast po powrocie z wakacji ("Kroniki.." były bowiem nieodłącznym towarzyszem naszych bieszczadzkich wojaży) zażądał poznania drugiego tomu...
szczęśliwym trafem mieliśmy w domu kartę upominkową, upoważniającą do pobrania jednego audiobooka z serii z serwisu audioteka.pl (była dołączona do gry planszowej, o której więcej tu >>klik), więc marzenie dało się łatwo zrealizować
od kilku dni słuchamy - porcjami, ale tylko dlatego, że czuwam nad dawkowaniem! - "Skarbu Atlantów" :)
czy kogoś zaskoczę, zdradzając, że i tym razem akcja rozwija się w galopującym tempie, niesamowite zbiegi okoliczności i szczęśliwe zrządzenia losu, na równi z przystojnymi lecz niebezpiecznymi opryszkami, nie omijają bohaterów, a wielki skarb tylko czeka na odkrycie przez nieletnich samozwańczych detektywów? a przy okazji, już na początku jesteśmy świadkami zawłaszczania znalezisk o wartości historycznej i "włamywaniu się" dzieci do cudzego komputera...
będzie miał rację, kto wyczuje w powyższej opinii nutę sarkazmu
jako wychowani na "Panu Samochodziku" wielbiciele zawiłych intryg i prawdziwie zawikłanych historii (również z historią w tle) oraz nieco bardziej wyszukanego stylu, nie jesteśmy z tatą J. w stanie do końca zrozumieć, skąd bierze się tak duża popularność "Kronik Archeo" wśród czytelników
nie da się wszelako odmówić racji tym, którzy miedzy wierszami niniejszej "recenzji" wyczytali też wyraźną nutę fascynacji...
jak by nie było, J. swym entuzjazmem ostatecznie, wyraźnie i jednoznacznie, sankcjonuje pozytywną opinię młodego pokolenia, tajemnicę istnienia rzeszy fanów i własnego zaaferowania tłumacząc prostym "bo mnie to ciekawi!"
biorąc pod uwagę siłę tego argumentu oraz wartość dodaną, w postaci pewnej wiedzy z dziedziny historii starożytnej, którą dzieci mogą "przy okazji" przyswoić, wiem, że choć jako krytyczna czytelniczka może zachwycona nie będę (i pewnie nie powstrzymam się od "pedagogicznych pogadanek"), w razie kolejnej prośby osobiście dostarczę, a pewnie i przeczytam dziecku dalsze tomy "Kronik..."
tym bardziej, że podobno w porównaniu z duetem Bogumił&Żołądkowicz, mama czyta lepiej ;)
i, co by nie mówić, na pewno będą to dla nas obojga niezapomniane
za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa