kilka prostych kroków do bycia lepszym rodzicem

dziś dwa słowa o poradnikach, które na własny użytek nazywam "amerykańskimi"
przede wszystkim dlatego, że autorzy piszą jakby odkrywali Amerykę... choć faktem jest też, że zwykle pochodzą z USA

jak przypadkiem gdzieś o tego typu publikacjach przeczytałam:
"Statystycznie na każdy jeden poradnik przypadają dwie wskazówki naprawdę przydatne, a to już nie jest mało."
akurat autor powyższego stwierdzenia raczej nie czyta o dzieciach, niemniej chwali sobie tego typu książki z własnej branży
ja za każdym razem obiecuję sobie, że to ostatnia, ale co jakiś czas jednak jakaś się trafia...

jeśli komuś jeszcze na książkę o takiej "statystyce" nie szkoda czasu - zapraszam :)

"amerykański poradnik" ma to do siebie, że już w tytule (najdalej we wstępie) znajdujemy obietnicę, że zastosowanie się do zawartych w nim porad totalnie zmieni nasze życie  - sposób postrzegania świata/system wartości/przekonania i/lub zachowania
w dalszej części wielokrotne powtarzanie tego samego innymi słowami, ma czytelnika przekonać do (jedynie) słusznego działania, co niechybnie zaskutkuje pełnym sukcesem (jak w przypadku autora/autorki, bo są to oczywiście rady w pełni poparte własnym doświadczeniem, a czasem nawet "licznymi badaniami, które, jak wiemy, pokazują..." oczywiście bez jakiejkolwiek bibliografii)
do tego ciągłe zapowiadanie (straszenie!) typu: "wrócimy do tego w kolejnym rozdziale..." , "szerzej wyjaśnię to później..."
plus liczne, irytujące przykłady "z życia wzięte" (żebyś czytelniku na pewno dobrze zrozumiał)

i w zasadzie takie spojrzenie na tego typu książki powinno wystarczyć, żebym trzymała się od nich z dala
ale chyba zawsze liczę na te dwie kluczowe wskazówki...

no cóż, powiedziałabym, że przy odrobinie dobrej woli w "Dziecko, czy muszę ci to jeszcze raz powtarzać?" Amy McCready (podtytuł: " Przełomowy program dzięki któremu twoje dzieci słuchają się bez napominania, przypominania lub krzyczenia." pozostawię bez komentarza :P) da się znaleźć nawet kilka


jak więc skutecznie dotrzeć do dziecka bez wrzasków i powtarzania?

wypunktowałam sobie:
  • zrezygnować z kar, izolowania, stawiania w kącie
  • znajdować czas wyłącznie dla dziecka każdego dnia - by budować jego poczucie bezpieczeństwa, przynależności i znaczenia
  • prosić i nakazywać cichym, spokojnym głosem
  • nie stosować nagród, czy przesadnego chwalenia, ale wspierać i doceniać wysiłki dziecka - by wypracować naturalne odczuwanie wewnętrznej satysfakcji
  • nie ograniczać samodzielności
  • dawać wybór zamiast walczyć o władzę
  • zawieszać lub odraczać przywileje (kiedy..., to...) i podkreślać naturalne konsekwencje
  • zrozumieć głębsze (nieuświadomione) cele i wzorce negatywnych zachowań dzieci i likwidować je u źródła
  • podkreślać integralność rodziny - unikając promowania rywalizacji między rodzeństwem, wspólnie podejmując decyzje, organizując wspólne zajęcia 
do tego naczelna zasada:
  • jeśli chcesz zmienić coś w zachowaniach dziecka zacznij od weryfikacji własnych reakcji, sformułowań, wymagań - prawie zawsze modyfikacja podejścia po stronie rodzica znajduje odbicie w nastawieniu potomka

i jak tu się nie zgodzić?

mam wrażenie, że autorka promuje dobre, pełne zrozumienia i szacunku dla dziecka podejście
część sposobów na "dogadywanie się" z dzieckiem od dawna stosuję, gdyż przychodzę mi naturalnie lub stały się rutyną, gdy zauważyłam ich skuteczność
może wypróbuję kilka nowych?

niestety - forma przekazu zupełnie do mnie nie przemawia
nadawanie naturalnym zachowaniom wyszukanych nazw, rozbudowywanie podstawowych definicji, tworzenie na siłę "narzędzi" i "wskazówek" oraz przykładowych opisów sytuacji - jednym słowem cała ta "amerykańskość" bardzo mnie zmęczyła
jako że miałam możliwość zapoznać się z tą książką w formie audiobooka z jednej strony mniej szkoda mi poświęconego na to czasu (wiadomo - wolne ręce ;), z drugiej - nie mogłam tak po prostu przekartkować, a mam wrażenie, że czytanie tym systemem byłoby równie kształcące i zajęłoby mi najwyżej kilka kwadransów

podsumowując - jest to niezły poradnik dla rodziców faktycznie czujących, że za dużo w ich domach krzyku, powtarzania i nieskutecznej komunikacji, którzy chcieliby skuteczniej egzekwować pewne zachowania nie uciekając się do kar i zmuszania dzieci do bezwzględnego posłuszeństwa, a nie wiedzą od czego zacząć...
lecz na wskroś "amerykański"

--
dla zainteresowanych garść lektur w podobnym tonie:

"Machiavelli dla mam" - pożyczyłam kiedyś od yllli, ale nie zafascynowała mnie na tyle, żeby o niej pisać - jej recenzja tu
"Każde dziecko myśli inaczej" - czyż to nie truizm? w dodatku mało koresponduje z treścią, w której autorka wyróżnia zaledwie kilka określonych typów zachowań... nie zupełnie mija się z prawdą, ale jak dla mnie niepotrzebnie szufladkuje i - znów - daje podejrzanie proste uniwersalne recepty na uporządkowanie życia rodzinnego
"Calm Kids" - kupiłam za grosze w oryginale, żeby przy okazji poćwiczyć język, ale mam wrażenie, że nawet do tego średnio się nadaje, tyle w niej powtórzeń :P
"Próbowałam już wszystkiego! Jak radzić sobie z niesfornym dzieckiem bez bicia i krzyku" - zdaje się, że to o tym samym co dziś opisywana? nie robiłam notatek i zlała mi się w jedno z "Kiedy pozwolić, kiedy zabronić"; obie czytałam zaledwie mniej więcej rok temu - raczej słabo to świadczy o ich oryginalności... albo o mojej pamięci :)
--

więcej - dużo bardziej różnorodnych! - ciekawych tytułów
tu ->


audiobook do recenzji otrzymałam dzięki uprzejmości audioteka .pl



7 komentarzy :

  1. Ja tez czytam dużo takich poradników. Sama czasem sobie się dziwię po co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może też dla tej jednej kluczowej wskazówki? nigdy nie wiadomo, czy akurat w tym właśnie czytanym nie ukryła się gdzieś między wierszami... :)

      Usuń
  2. Dla mnie to zbyt blisko do bezstresowego wychowania, a z tego nie ma nic dobrego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie akurat wychowywanie bez stresu (szczególnie mojego, ale dziecku też wolałabym go oszczędzić) to nieosiągalny ideał, ale myślę, że nie miałabym nic przeciwko... ile dobrego z moich prób wyniknie, to pewnie się dopiero okaże
      to o czym zdaje się piszesz, to raczej stereotypowa opinia o skutkach zbytniego pobłażania, braku konsekwencji, rozpieszczania, nadmiaru nagród itp. - ta książka mówi jednak o czymś innym

      Usuń
  3. Jestem zwolennikiem naturalnych konsekwencji, ale każde dziecko jest inne. Też stosujemy zawieszanie, ale przeważnie nie działa. U nas sprawdzał się przez jakiś czas budzik z czasem wyznaczonym na zadanie (ach, to ubieranie się...), teraz Młodemu podoba się odliczanie. Czuję się jak sierżant, a jemu się to podoba :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Z ostatnią zasadą - z tym, że trzeba w pierwszej kolejności patrzyć na siebie, jeśli coś nas drażni w zachowaniu dziecka - zgadzam się bezapelacyjnie. Mam za to pewne zastrzeżenia co do idei naturalnych konsekwencji. Ale to tak w ogóle, nie tylko w odniesieniu do tej pozycji. Problem bowiem, moim zdaniem, polega na tym, że jest wiele zachowań dziecka, których naturalne konsekwencje są krzywdzące nie dla samego dziecka, a dla rodziców również. Przykład? Dziecko nie założy w zimie czapki, rozchoruje i mama będzie musiała latać po lekarzach, wmuszać leki, wycierać noski i siedzieć z markotnym dzieckiem tydzień w domu. Albo przy nauce sikania, że niby dziecko się zsika i będzie miało mokro. No tak, ale jak dziecko się zsika na mieście, bo nie chciało się wysikać przed wyjściem z domu, to mama będzie miała problem. Bo albo będzie latać po mieście szukając miesca, gdzie można by się wysikać - jeśli zdąży. Albo musi zabierać dodatkowe ubranie dla dziecka, albo wracać z zasikanym dzieckiem do domu - a przecież miała jeszcze iść do urzędu. Wiele jest takich sytuacji gdzie moim zdaniem naturalne konsekwencje się nie sprawdzają jako metoda wychowawcza.

    OdpowiedzUsuń
  5. O bardzo ciekawa pozycja. Muszę się za nią rozejrzeć. Mądrych poradników nigdy za dużo :)

    OdpowiedzUsuń