Tata Miś - kości i kry do gry

podziwiam twórców gier planszowych
patrząc na wielką różnorodność dostępnych tytułów, można odnieść  wrażenie, że wszystko już było!
w takich warunkach stworzenie planszówki ciekawej pod względem mechaniki, angażującej graczy i oryginalnej tematycznie to poważne wyzwanie
wielu autorom jakoś się to jednak udaje, a co najlepsze - nie dotyczy to tylko skomplikowanych tytułów z wielostronicową, pełną kruczków instrukcją, ale i zasadniczo całkiem prostych gier dla młodych odbiorców
wydawałoby się, że stara zasada 'rzut kośćmi-przesunięcie pionka' nie pozostawia żadnego pola do popisu...
aż miło popatrzeć, ile "wycisnął" z niej Heinz Meister tworząc grę

TATA MIŚ

HOP Z KRY NA KRĘ!


po pierwsze - klimat [tu: polarny]
stadko wesołych niedźwiadków umazało się farbami - tata zarządza kąpiel!
będzie musiał poprowadzić niesforne misiaczki do wanny pełnej piany przez zdradliwy krajobraz Arktyki, badając przed każdym stabilność lodu

po drugie - grywalność [krywalność?]
niepowtarzalność każdej partii gwarantuje unikalna modułowa "plansza" - budowana za każdym razem od nowa i przebudowywana w trakcie rozgrywki trasa, złożona z 16 kafelków-kier, po których poruszają się pionki-misie

po trzecie - emocje [jak to przy grze w kości!]
przypływ adrenaliny gwarantuje rzut zestawem specjalnych kostek z wizerunkiem kry na 2 z 6 ścianek

po czwarte - balans [jest ryzyko, jest zabawa?]
kości determinują losowość, ale od decyzji gracza zależy w którym momencie przestanie nimi rzucać



grajmy!
każdy gracz wybiera swój pionek - kolorowego miśka
rozpoczynając turę przejmuje biały pion (stawia obok swojego) i rzuca sześcioma kośćmi - te, na których wypadły kry wskazują o ile pól może misia-tatę przemieścić
w tym momencie można ruszyć swój barwny pionek (maluch dołącza do taty), albo podjąć ryzyko i przerzucić pozostałe kości, by wydłużyć zasięg ruchu, ale uwaga! jeśli w kolejnym rzucie nie wypadnie choć jedna kra - gracz traci kolejkę, a misiek zostaje w punkcie wyjścia
przerzucać można wielokrotnie - do skutku w postaci satysfakcjonującego ruchu, blokady (0 kier) lub pełnej szóstki, która powoduje konieczność ponownego rzucania wszystkimi kośćmi (i ruch 6+ lub...blokadę)
ponowny rzut wymusza także pole "kruchy lód", na którym niedźwiedź nie może się na dłużej zatrzymać
uff... to naprawdę brzmi gorzej, niż działa!
mimo niezbyt przejrzystej instrukcji*, całość funkcjonuje doskonale - już po pierwszych rzutach zasady spokojnie ogarnia każdy pięciolatek

* przyznam, że musiałam podejść do niej dwa razy i według mnie nie nadaje się do samodzielnego czytania przez dzieci - sprawia wrażenie zawiłej, a rozrysowane przykłady dla przejrzystości powinny być większe; zabrakło mi w niej też fabularnego wstępu, jaki znajdujemy jedynie na opakowaniu

przedszkolaki (ale nie tylko - starsi też!) mają z gry sporą frajdę, a przy okazji uczą się oceniać ryzyko i sprawnie podejmować decyzje

dodatkową atrakcję stanowią (opcjonalne) zasady przebudowy (przedłużania) trasy pomiędzy turami graczy
niech pozostaną - na zachętę! - w tajemnicy


jest to gra w dużym stopniu losowa, nawet z lekka hazardowa, zdecydowanie nie edukacyjna i całkowicie pozbawiona interakcji między graczami - tym samym stanowi przeciwieństwo większości moich ulubionych
przyznaję jednak bez wahania, że i takie pozycje mają rację bytu
nieskomplikowana mechanika z jednej, a wielkie emocje towarzyszące rzucaniu kostkami i dynamicznym zmianom długości trasy z drugiej strony, powodują, że starsi gracze mogą się przyjemnie zrelaksować, a młodsi - dać pochłonąć rozgrywce
a w dodatku jest jedną z nielicznych, w której może brać udział od dwóch aż do sześciorga graczy jednocześnie

zdecydowana większość naszej "grupy testującej" zgodnie wyraziła opinię: "fajna!" :)


P.S. na koniec planowałam się poskarżyć na pewną dysproporcję głowa-tułów, powodującą niestabilność figurki Taty Misia, ale chłopcy wysunęli mocny kontrargument:
ha! stoi i (mimo szóstki smyków na karku) nie pada na pysk :o
w związku z powyższym - do jakości wykonania nie mam uwag
denerwują mnie tylko trochę te zabawki porozrzucane na śniegu, ale cóż, nie mój ogródek, nie moje dzieci...



wpis powstał w ramach projektu

we współpracy z wydawnictwem Egmont

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz