gdzie mieszkać

aby móc za kilka lat wrócić do tematu i ocenić na ile przewartościował się (może z powrotem na skoncentrowany również na sobie a nie tylko Janku?) mój światopogląd
wklejam swoją odpowiedź na pytanie:
Gdybyś musiał/a opuścić obecnie zamieszkiwany kraj i zacząć wszystko od nowa w innym miejscu, to jakie Państwo byś wybrał/a i dlaczego? w konkursie u Sabinki


Z "pewną taką nieśmiałością" i obawą, że zostanę posądzona o nadmierną ckliwość, zdecydowałam się jednak (w ostatniej chwili) dodać swoją "mamusiną" odpowiedź. Otóż uważam, że "tam dom Twój, gdzie serce Twoje" - a moje od dwóch lat, cytując kogoś mądrzejszego "biega poza moim ciałem"... ergo - prawdopodobnie mogłabym zamieszkać w dowolnym państwie, byleby był ze mną mój synuś i był tam szczęśliwy!
Biorąc pod uwagę, że najwięcej radości daje mu obecnie kontakt z bliższą i dalszą rodziną i znajomymi dziećmi obszar poszukiwań zawęziłabym jednak do krajów ościennych. Tak, żeby łatwo było w każdej chwili spakować misia do bagażu podręcznego i w kilka godzin znaleźć się wśród "starych kątów" lub zaprosić kogoś stąd w odwiedziny.
Z kolei jako że niezbędny do prawidłowego rozwoju uważam kontakt z kulturą, słowem mówionym i pisanym, wybrałabym państwo, w którym używany i/lub popularny jest język zrozumiały dla mnie i możliwy do opanowania w krótkim czasie dla dwulatka (a który nie jest:P) - najchętniej angielski.
Aby zapewnić maksimum swobody w dalszym wyborze ścieżki życia, wolności wypowiedzi, wyznania i również, być może, samodzielnej decyzji co do kolejnego własnego miejsca na Ziemi musiałby być to kraj demokratyczny i przynajmniej do pewnego stopnia liberalny.
A przy okazji jako miłośniczka przyrody chcąca wychować małego ekologa najchętniej przeprowadziłabym się gdzieś, gdzie pod dostatkiem jest zieleni, miejsc na długie spacery, świeżego powietrza...
[tu mała dygresja - czytając wypowiedź Hani przez chwilę rozmarzyłam się podróżniczo i mignął mi przed oczyma taki uroczy obraz życia w niecywilizowanej zieloności jakiegoś egzotycznego zakątka... Albo nawet całkiem cywilizowanej, ale wyśnionej, bo na razie zupełnie nieosiągalnej Nowej Zelandii:) Ale to przecież na końcu świata! I co bym zrobiła, gdybym nagle poczuła, że po prostu muszę wypłakać się siostrze w rękaw, albo mamę mocno przytulić? Mimo różnych wspaniałych osiągnięć techniki przez Internet czy telefon się po prostu nie da]
Tak czy inaczej mimo pozornego otwarcia na świat i jego możliwości, szeroki początkowo wachlarz państw-kandydatów szybko zawęził mi się do zaledwie kilku. Zmuszona więc wybierać decyduję się na Szwecję (całkiem niezależnie od wypowiadającego się przede mną fana Skandynawii). Szwecję może mniej urokliwą od Norwegii, zdecydowanie mniej pasującą do określenia "raj na Ziemi" niż Laos, Zelandia czy odwiedzona przejazdem gorąca Kalifornia, co do której tez się przez (krótką) chwilę wahałam, ale piękną surowym pięknem krajów północy, otwartą na imigrantów i zapewniającą obywatelom silne wsparcie socjalne. Kraj, który z dużym prawdopodobieństwem zagwarantowałby mi pracę w zawodzie, a tym samym bezpieczeństwo finansowe mojej rodzinie, możliwość porozumienia w popularnym tam w szkołach języku Szekspira i prawdziwą wolność. A przy tym (last but not least) możliwość praktycznie nieograniczonych wizyt w domu, który zawsze był i będzie TU - w Polsce.
Jedna mała obawa zrodziła się jedynie gdy przypomniałam sobie nienagannie utrzymane trawniki, gospodarstwa domowe, a nawet ulice, które widziałam na każdym kroku podczas rowerowych wypraw wakacyjnych - jak bym się tam odnalazła ze swoim przyrodzonym upodobaniem do tej odrobiny chaosu i niespodzianki nadającej "smaczek" życiu? Mam nadzieję, że Szwedzi mimo pozornego dystansu jednak zazwyczaj (jak wnioskuję na podstawie dotychczasowych doświadczeń) mili, otwarci i tolerancyjni przyjęliby mnie i moją rodzinę ciepło :)
Serdecznie pozdrawiam i życzę, aby nikt z nas nie był zmuszony wybierać nowego miejsca do życia, ale jednocześnie zawsze miał taka możliwość.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz