o ludku w ogródku

lato
Janek co rusz buszuje w ogródku z dziadkiem Józkiem i babcią Beatką, podziwia wujkową budowę altany, albo podlewa działkę u dziadków N. (albo pani Gity)

"to ogródek mój i dziadka i babci! a to ogródek mój i wujka Wiesia i cioci" - mówi, gdy przejeżdżamy obok "jego" ogrodów
podjada poziomki, maliny, porzeczki z krzaczka,
podgląda jak rosną ogórki i cukinie
a czasem - jak mama karmi małe jeże :)
i oczywiście chlapie się w błotku kiedy tylko może

a że dziadkowie próbują nieba przychylić - tu drewniana piaskownica, tu huśtawka...
najchętniej wcale nie wracał by do domu
 




ogródkowy z niego ludek :)

nic dziwnego, że popołudniami namawia mnie do czytania "O Doboszu..."

O Doboszu drewnianym ludku, który mieszkał w ogródku - Iwonna Buczkowskaciekawą recenzję tej książeczki można sobie przeczytać TU
u nas tylko parę słów
Janek Dobosza i Pana Nono polubił od pierwszego rozdziału
trochę niecierpliwi się, że tak długo zatrzymuję się na jednej stronie i mało Dobosza widać (dużo tekstu, mało obrazków - nawet dla mnie faktycznie mogłoby być więcej), ale słucha zaciekawiony
a od kiedy w treści pojawiły się myszki każe co rusz od nowa powtarzać jak się nazywają (Pysia, Pisia, Pikuś, Piszczek, Pyszczek, Pucuś, Psotka i Pajduś :P)
spodobała nam się bardzo sympatyczna postać głównego bohatera, pozytywny przekaz, ładne ilustracje

czytamy sobie oboje z radością
Czytaj dalej

lato foto

przez ostatnie prawie dwa miesiące byliśmy z Jankiem bez aparatu
z jednej strony świetnie - można było znów po prostu cieszyć się chwilą, bez ciągłego "czatowania na ujęcie" niczym stereotypowy japoński turysta (już wcześniej cieszyłam się, że nie mam smartfona i omija mnie popularne ostatnio instagramowanie wszystkiego - takie obfotografowywanie rzeczywistości wciąga, ale też chyba trochę odbiera zwykłym dniom urok codzienności...)
z drugiej strony - ile łatwiej i szybciej jest zrobić zdjęcie niż zapisać pół strony pamiętnika
a efekt ten sam:
rzut oka na utrwalony moment i wracają wspomnienia smaku, zapachu, uśmiechu...

i znów jestem więźniem migawki :P

przyzwyczajam się o nowego sprzętu powoli, ale sprawnie, bo to znów mały kompakt typu "idioten kamera"

a że lato piękne, ciepłe i w domu nie siedzimy (za to ja ciągle ponad normę w pracy, ale nie o tym...) wkleję co nieco ku pamięci
nasze lato w mieście:





Czytaj dalej

CzuCzu w podróży

 wpis "sponsoruje" CzuCzu i mnz.pl :)

Czytaj dalej

kocham Cię jak duuuży kangur

(czyli chyba baardzo?)


uśmiecha się we mnie matczyne serce słysząc takie słowa :)

tym bardziej, że Jane nigdy nie był "przytulasem" i synusiem mamusi - nawet jako niemowlę specjalnie nie chciał się dawać tulić - krótko wytrzymywał spokojnie przy karmieniu, prężył się wiązany w chuście, krótko wytrzymywał na kolanach...

wydaje mi się, że przez ostatnie pół roku całego naszego "miziania" było więcej niż przez pierwsze dwa lata!
teraz za to już chętnie daje buziaki, przytula, włazi na nas oboje (o dziadkach nie wspomniawszy), ale też (tu już się sprawa ma gorzej) obłapia za nogi kogo bądź (włączając zupełnie obcych spacerowiczów), zawraca głowę swoim "czeeeść" i na pytanie "idziesz ze mną?" niezmiennie odpowiada "tak!", nawet dopiero co poznanym sąsiadom...

kiedy jednak rano zarzuca mi rączki na szyję i zaraz po radosnym "witaj mamo!", składa szeroko uśmiechnięte usteczka do pocałunku (np. na dobranoc "mamo, pocałuj w polik..  a teraz w usta... i kangurka też w buźkę" ;P) bardzo, baaardzo się cieszę, że taki się zrobił otwarty :)

dla zachowania równowagi gdy wychodzę do pracy i chcę się pożegnać rzuca tylko "no to pa!" i biegnie do swoich spraw
(no, ewentualnie robi pokaz tańca "gangnam style", bo tata go nauczył wiedząc, że mnie irytuje - no zatańcz dla mamy na do widzenia ;/ )
ale dziś rano nawet przesłał mi buziaka!
słodziak :D
Czytaj dalej

nowe Zdolności RUCH

ruch to zdrowie - dziś pod tym hasłem siedzę i czytam :P

wydawca zaprasza  na www.facebook.com/Zdolnosci
Czytaj dalej

klocki, stecki, autostrady

na przekór rzeczywistości, w której większość czasu spędzamy w i wokół piaskownicy - kilka zabłąkanych zdjęć z minionych miesięcy



na zdjęciach wyżej klocki piankowe - prezent na pierwsze urodziny (od Wisienek), który przetrwał (nie bez śladów) gryzienie i liczne kąpiele i nadal służy tworzeniu przez Janka dluuugich składów towarowych, a tatę zainspirował do zbudowania minizoo (zdj.1)
[z rozpoznaniem zielonego wielbłąda miałam trochę problemów, ale słoń i skorpion wyszły mu całkiem nieźle :) ]

niżej nowy nabytek pozwalający ćwiczyć wyobraźnię - STECKI - plastikowe klocuszki do budowania dziwnych konstrukcji
sama dość niejasno pamiętam takie z dzieciństwa (może miał ktoś ze znajomych?) i mam ambiwalentne uczucia - we wspomnieniach majaczą mi z jednej strony fascynacja ogromem możliwości, z drugiej mętnie wspominam rozczarowanie faktem, że nie byłam w stanie połączyć ich tak jak to sobie umyśliłam... rozprawiłam się z przeszłością podczas serii zabaw z Jankiem - nadal nie łączą się w zaplanowane regularne kształty, ale teraz mam inną strategię - najpierw buduję, a potem zastanawiam się co wyszło :P
Janek zachwycony, że rodzice uczestniczą aktywnie w zabawie od początku nie dziwił się koślawym konstrukcjom i nie krył zachwytu nad pojazdami, do których dowolnie można przyłaczać i odmontowywać przyczepy, anteny, zderzaki...
spodobał mu się też "aparat", z którego może korzystać do woli
co do twórczości własnej - to jeszcze przed nami, bo J. elementy łączy mało wprawnie i często niestabilnie, ale ulepszanie naszych konstrukcji idzie mu świetnie, a gotowe "nowoczesne" pojazdy w jego opinii nie ustępują resorakom, więc są intensywnie eksploatowane  



co do resoraków, których liczba w Janka zbiorach stale i nieopanowanie rośnie - są jednak niezastąpione jeśli chodzi o zjazdy po plastikowej szynie!
(zdjęcia niestety brak, aż mi dziwnie, ale nadal  jestem bez aparatu) 
 J. przywiózł taką "zabawkę" w piątek od dziadka i od tej pory (trzeci dzień) biega z nią między pokojami (ciągnie za sobą chyba całe dwa metry), przekłada pod różnymi kątami, do do góry nogami, testuje większe i mniejsze samochodziki...
ostatnio narzekałam na jego brak kreatywności (nie chce już tyle rysować, trzeba go mocno namawiać na nowe zabawy) - jednak w temacie zabaw autkami i pociągami - podobnie jak z klockami - nigdy nie brakuje mu pomysłów i praktycznie się nie nudzi
nie marudzę więc i zostawiam go z nową autostradą na długie kwadranse (może nawet uda mi się jakąś książkę w dzień przeczytać :o)
Czytaj dalej

są powody do radości

- tym razem nawet nie jakieś specjalne - po  prostu czasem warto powspominać te chwile, które przyniosły szeroki uśmiech na twarzy - Janka, a tym samym mojej :)


to kolaż z kilku zdjęć z pierwszych 2 lat życia J.
chciałam wkleić jedno zdjęcie, ale nie mogłam się zdecydować, które prezentuje najpiękniejszy, najbardziej radosny uśmiech :)
w ciągu tak krótkiego czasu było ich tak wiele...
czy najbardziej radosne jest zdjęcie jednego z pierwszych uśmiechów - tak wyczekiwanych przez rodziców każdego malucha? czy może to z uśmiechem tak szerokim, że dokładnie widać pierwsze ząbki? może to z zadziornym błyskiem w oku? tak, to uwielbiam, ale chyba jeszcze bardziej to z kąpieli :)
a może jednak najcudowniejszy jest obraz dziecka buszującego na łące, cieszącego się wolnością, pięknem przyrody, latem...

jak większość rodziców radosnych zdjęć synka mam setki
tysiące radosnych momentów przechowuję w pamięci, mimo, że nie zostały uwiecznione w obiektywie
i każdego niemal ranka tuż po przebudzeniu uśmiecham się na myśl, że za chwilę znów zobaczę rozpromienioną buzię malucha, który w okrutnym świecie potrafi każdego dnia znaleźć jakiś powód do entuzjazmu :)
a co w tym wszystkim najpiękniejsze - radość dziecka jest niesamowicie zaraźliwa!
od kiedy Janek jest z nami sama dużo częściej się śmieję i widzę uśmiechy na twarzach najbliższych - rodziny i przyjaciół, którzy z nami przebywają

dziś dzielę się i z Wami magią jego uśmiechu:D
Czytaj dalej

gadułka

obcy ludzie ciągle dziwią się temu jak Jane dużo i wyraźnie mówi (już nie wspominając o tematach :P)
i za każdym razem gdy słyszę ich zachwyty obiecuję sobie, że przestanę uważać jego opowieści za zwyczajne, wypowiedzi za naturalne i uruchomię od czasu do czasu dyktafon, zrobię notatki
uśmiecham się do siebie (i niego) praktycznie każdego dnia słysząc jego kolejne "mądrości", ale do notesu trafia tak niewiele...

garść notatek czerwcowych (Janek lat 2,5):

1 ćwicznik
J. znalazł ekspander - dziwny sprzęt, trudne słowo... kilka razy powtórzył, do czego? wytłumaczyłam, że do ćwiczeń, żeby mieć mocniejsze mięśnie itd.
później
bawiliśmy się w podskoki i podrzucania, aż mnie wykończył "Przerwa. Nie mam już siły" - mówię
poszedł
wraca z ekspanderem
Musisz ćwiczyć - proszę, twój ćwicznik - będziesz mieć siłę!

2 ćwicznik c.d. - eskalacja żądań
ładnie prosił, więc poćwiczyłam
po kilku rozciągnięciach zdecydował:
Teraz możesz! (podrzucić)
podrzuciłam
Dwa razy!
podrzuciłam - raz, dwa
Nie! CZTERY!

3 (nie)skromny mechanik
w kąciku "reperuje" auta
prezentuje:
Spójrz! Jestem zdolnym naprawcą!

4 nagle przebudzony głód wiedzy
przy okazji kolejnego (tysięcznego?) czytania "Pomidora" Brzechwy
"jakże nie wstyd jest waszmości..."
nagle pyta
A co to jest ta mościa?

5 zdrowa żywność?
przy drugim śniadaniu
Poproszę jeszcze ukrojoną drożdżówkę z rodzynkiem...
...a w rodzynku witamina R jak rodzynek!

6 ekscytacja język plącze
Będzie deszcz! Będzie burza! I będą PIONURY!

a poza tym wszystkim codziennie masa zabaw słowami - praktycznie nieograniczone słowotwórstwo, jak na przykład spontaniczne "ogłoszenia" na spacerze
O! Bus! Jedzie do Busowni! A autobus Solaris do Solaru! A ta Skoda do Skodziny :D
i moje ulubione "zabawy z Arabami" - odpowiedź na pytanie "z kim się dziś bawiłeś w piaskownicy? jak mieli koledzy na imię?" to najczęściej coś w rodzaju
Kindem, Funales, Denumyh, Marutal..
wymienia za każdym razem po odpowiednim namyśle :D

* wszystkie wykrzykniki i wersaliki są całkowicie uzasadnione Jankowym sposobem artykulacji, trudno na piśmie oddać niesamowitą energię i radość (ewentualnie inną emocję) jaka towarzyszy każdej wypowiedzi...
MUSZĘ zacząć chodzić z dyktafonem!
Czytaj dalej