SUPERNogi stonogi - stara, dobra zabawa w nowej wersji

lepsze jest wrogiem dobrego? 
fakt, że czasem "lepszy pieniądz wypiera gorszy", ale taka jest cena postępu :)

wydawnictwo Egmont, które od lat świetnie spisuje się w temacie wprowadzania nowych graczy w świat planszówek, wydając doskonałą i niedrogą serię 'Dobra gra w dobrej cenie' i wiele pozycji w sam raz dla najmłodszych*, ulepszył ostatnio jeden ze swoich tytułów 
mowa o grze "Nogi stonogi" przeznaczonej dla przedszkolaków (i ich rodzin)
wesołe skorupiaki (a może jednak gąsienice?) w kolorowych bucikach powracają w nowej wersji, jako 

SUPERnogi stonogi

 


w podobnym, eleganckim i sztywnym pudełku, za niewielką dopłatą otrzymujemy... "jeszcze więcej nóg!"**,
czyli elementy znane z pierwszej części oraz 4 dodatki wprowadzające nowe warianty gry

jak czytamy w materiałach promocyjnych:
"Dodatki urozmaicają rozgrywkę i umożliwiają grę nawet 6 osobom. Można je wprowadzać pojedynczo albo grać ze wszystkimi naraz!"
czy warto w nie zainwestować?


na początek krótkie wprowadzenie dla tych, którzy o grze pierwsze słyszą

ogólnie rzecz biorąc zabawa polega na rzucaniu czterema kostkami i zdobywaniu kolejnych "segmentów" tytułowych stonóg zgodnie z ich wskazaniami
na start każdy wybiera sobie uśmiechniętą głowę, do której w trakcie gry próbuje "dobudować" jak najdłuższy tułów
do dyspozycji są cztery kostki z bucikami w pięciu kolorach i ścianką-jokerem oraz płytki - podłużne kartonowe kafelki z różnie obutymi nóżkami w liczbie od 2 do 4
w każdej turze gracz może rzucać kośćmi maksymalnie 3 razy - wszystkimi lub odkładając wcześniej wybrane wyniki
po ich wykonaniu ma prawo zabrać dla siebie płytkę z liczbą i kolorem butów odpowiadającej uzyskanemu wynikowi - o ile określony kafelek jest jeszcze dostępny (ewentualnie krótszy w danym kolorze)
na koniec wygrywa oczywiście właściciel najdłuższej stonogi

to wszystko w wersji "deluxe" pozostało niezmienione


jak jednak widać na powyższym obrazku, wśród rycin na płytkach pojawiły się bose stópki, "złote" kozaczki na obcasie oraz dwukolorowe (pod względem obuwia) ogonki
to właśnie dodatki służące rozszerzeniu zasad i ubarwieniu gry

możemy zatem 
a) przyznać wszystkim na start wartą 1 punkt nogę bez buta, którą w każdym momencie rozgrywki wolno poświęcić w zamian za dodatkowy rzut kostkami,
albo
b) wylosować (każdy gracz inny) kafelek ogonka i w tajemnicy tak "rozbudowywać" stonogę, by na koniec odpowiednio dopasował się do całości dając dwa dodatkowe punkty,
albo 
c) losowo (zgodnie ze wskazaniem kostki) rozmieścić kilka złotych bucików na podstawowych płytkach, by umożliwić ich zdobycie jako bonusu wartego 1 punkt ekstra
warianty te można wprowadzać pojedynczo, albo wszystkie na raz


w porównaniu do poprzedniego wydania jest też w pudełku o 5 płytek z 4 butami więcej
można ich użyć w grze dla 5 lub 6 graczy (w wersji podstawowej może być ich maksymalnie czterech)
dla ułatwienia dodatkowe elementy zostały wyróżnione czerwonym kolorem tła na rewersie, stąd przygotowanie do gry, niezależnie od wybranej opcji, nie zajmuje wiele czasu
w przypadku niecierpliwej gromadki przedszkolaków to ważny plus ;)

a jeśli już o przedszkolakach - gra jest na tyle nieskomplikowana, że wydawca poleca ją już od czwartego roku życia
nasze wakacyjne rozgrywki przebiegały w składzie zerówkowo-wczesnoszkolnym i wszystkie dzieci w wieku 5-7 lat doskonale sobie same radziły i również miały frajdę
górnej granicy wieku oczywiście nie ma (chyba że weźmiemy na poważnie zaznaczone na opakowaniu max. 104 lata...), pomysłowa oprawa graficzna przyciąga oko, a banalne reguły z pewnością nie zniechęcą żadnego "nieplanszówkowego" opiekuna, co daje otwartą furtkę dla niestresującej rodzinnej zabawy!


rozgrywce towarzyszy spora losowość, ale czasem daje się zauważyć minimalny wpływ podejmowanych decyzji na ostateczny wynik, na co zwykle zwracają uwagę starsi gracze, za wszelką cenę próbujący oszukać przeznaczenie ;)

maluchy po prostu turlają i cieszą się gdy uda się dobrze zgrać kolory z kostek i płytek, a ostatecznie "na oko" oceniają, kto zebrał najwięcej nóg, dzieci w wieku szkolnym mają natomiast okazję poćwiczyć umiejętność przewidywania (podstawowa ocena prawdopodobieństwa) i dodawanie w zakresie do 20-30
tym ostatnim można również zaproponować jeszcze jeden wariant - z możliwością podbierania butów sobie nawzajem, co z pewnością zwiększy interakcję i doda grze emocji


podsumowując - gra jest prosta, ale ciekawa i idealnie sprawdza się w dziecięcym gronie, przyciągając jednocześnie uwagę reszty rodziny
dla 3-4 latków spokojnie wystarcza wersja podstawowa, "SUPERnogi stonogi" to pewnością jednak bardziej uzasadniony wydatek, bo dzięki mnogości wariantów jest w stanie zyskać i utrzymać zainteresowanie także starszych graczy
fakt, że może być ich maksymalnie sześcioro to też cenna zaleta

z pewnością wielokrotnie będziemy po nią sięgać przy okazji spotkań z przedszkolakami!


dziękujemy wydawcy za egzemplarz promocyjny i polecamy w ramach projektu
projektgramy.blogspot.com

* wśród nich nasze ulubione "Zwierzaki na tratwie", "Kolorowe biedronki", "Rycerze i zamki", "Duuuszki", "Pedzące żówie" (i ślimaki) i wiele innych - warto zerknąć do zakładki Egmont gry :)

** cytaty pochodzą z materiałów prasowych wydawcy
Czytaj dalej

fantastyka dla smyka - Dobranocki na pogodę i niepogodę

"Jedną z potrzeb człowieka jest obcowanie z tym co niewyjaśnialne, tajemnicze, co wykracza poza horyzont rozpoznań intelektualnych. Fantastyka zaspokaja tę potrzebę"*

osobiście z przyjemnością sięgając po scence fiction i fantasy w różnych odsłonach i niezmiennie od lat doceniając ich (jej) odmienne oblicza i głębię, należę do grona tych rodziców, których nie martwi skłonność do ubarwiania rzeczywistości, fantazjowania, czy "uczłowieczania" zabawek przez potomstwo oraz jego wyraźne upodobanie do "opowieści dziwnej treści", w których roi się od niemożliwości

uśmiecham się do siebie widząc jak J. enty raz sięga po "Karolcię", dobrze pamiętając czasy, kiedy sama marzyłam o błękitnym koraliku lub kredce i za każdym razem cieszę się słysząc ponownie, jak Ferdynand Wspaniały przeżywa absurdalne przygody w ludzkim przebraniu**
powoli (choć nigdy do końca!) oboje wyrośliśmy z klasycznych baśni, nie wracamy już zatem do czytania o znanych dobrze księżniczkach, czarownicach i krasnoludkach, ale stara, dobra "Bajarka" nigdy nie pokryła się warstwą kurzu...
stale przybywa też na półkach nowych opowieści o tym, co się (niby) zdarzyć nie mogło i nigdy (?) nie wydarzy

ostatnio opowiastkami nieprawdopodobnymi a fascynującymi ucieszyła J. książka pod niewiele odsłaniającym tytułem "Dobranocki na pogodę i niepogodę"  


na liście twórców same znane nazwiska
wśród nich wiele od dawna kojarzących się z lubianymi utworami, jak Bednarek, Beręsewicz, Stanecka, Tyszka i kilka, na które odtąd będę zwracać pilniejszą uwagę - choćby panie Bąkiewicz i Ostrowicka

12 opowieści, jak to w zbiorach tego typu - przeróżnych
jak głosi zapowiedź na okładce: "przeczytacie w nich o księżycowym ogórku, magicznej kołysance dla makowego dziecka czy cierpiącej na bezsenność Nocy"
a także - jak ujawni lektura - nocnych wędrówkach pewnej kózki, dylematach młodego kotka, zaginionej walizce ekscentrycznego wuja i ciekawym trio kołysankowym oraz rozwikłanej wreszcie zagadce wiecznego niedoboru piaskownicowych łopatek...

rozmaite tematy, odmienne oblicza literackie (w każdym przypadku to krótka forma prozatorska, kreślona jednak zdecydowanie różnymi piórami), jeden wspólny mianownik - magia baśniowych opowieści
różne to bajania, niektóre tradycyjnie pełne antropomorfizowanych zwierzątek, inne bliższe obecnej rzeczywistości, lecz wszystkie odwołujące się do przebogatej dziecięcej wyobraźni
inaczej niż w przypadku klasyki, zakończenia żadnej nie trzeba się obawiać, co pozwala bez obaw, zgodnie z tytułem, zaczytywać się weń wieczorami, tuż przed snem

jedyny kłopot w tym, że wcale zbyt skutecznie nie usypiają!
wywołują uśmiech, pobudzają do rozmyślań, cieszą i w żadnym wypadku nie nużą
jak na zapowiedź dobrej nocki przystało nie epatując przemocą, łagodnie wprowadzają w końcu w świat nocnych fantazji

jako uzupełnienie - oryginalne ilustracje Magdaleny Kozieł-Nowak, barwne, nie wygładzone i śliczne, ale równie magiczne





ot, kolejny zbiór bajeczek do wieczornego czytania...
 "Dobranocki..." mają jednak w sobie to coś, czym zasłużyły na miejsce między baśniami a Tolkienem w naszym księgozbiorze i na drodze rozwoju Jankowej świadomości  
kto wie, czy nie jako ostatnia taka książka, przeznaczona zdecydowanie dla młodych czytelników w wieku lat około 6-7, jako że powoli, m. in. przez wielotomową ścieżkę wyznaczoną przez autora "Magicznego drzewa", kroczymy nieuchronnie ku Baśnioborowi i poznaniu Harrego Pottera 
a potem dalej i dalej - oby nie zawsze stąpając twardo po ziemi, 
bo przecież
"Fantastyka zawsze dotyka tajemnicy świata. Nawet sklecona niedoświadczoną ręką, nawet niedoskonała, amatorska, raczkująca - wywodzi się zza grobu racjonalizmu. (...) sięga więc poza zasłonę bytu, ku temu co w inny sposób niemożliwe do opisania, bo niepoznane, zagadkowe, zatem wywołujące niepokój poznawczy. (...) skłania do stawiania pytań o naturę, pochodzenie i istotę bytu, o praprzyczynę wszechrzeczy, o sens istnienia, o nieskończoność i skończoność, granice poznania, o nasze relacje do rzeczywistości i możliwość rozpoznania jej praw" *



* Grzegorz Leszczyński "Wielkie małe książki. Lektury dzieci. I nie tylko." - więcej >>TU<<, nadal wracam, wciąż polecam


** "Ferdynand Wspaniały" w jedynie słusznej (wg Jana, jako bardzo wymagającego słuchacza) wersji audio Wyd. Literackiego kolejny rok utrzymuje czołową pozycję na liście ulubionych książek J., co oznacza, że słychać go u nas bardzo, bardzo często
na szczęście zarówno poziom abstrakcji jak wykonanie są w tym przypadku również według mnie doskonałe, polecamy zatem oboje :)



"Dobranocki na pogodę i niepogodę" otrzymaliśmy od wydawnictwa Nasza Księgarnia - dziękujemy!
Czytaj dalej

Trefle - niestandardowa gra karciana

tak prezentują się karty z naszej najnowszej talii:


znane symbole, czytelne oznaczenia, niemal standardowa numeracja - słowem "klasyczna elegancja"
wnikliwy obserwator zauważy z pewnością w ich wyglądzie drobne odstępstwa od zwykłego zestawu kartoników typu 2-As, w postaci braku figur oraz rozszerzenia skali liczbowej od 1 do 15
dodatkowo, trefle wyróżniono kolorem tła i nadano im określone wartości punktowe (patrz mała "koniczynka" w rogu)
mimo wspomnianych różnic, całość bezsprzecznie kojarzy się ze znanymi chyba wszystkim taliami do tradycyjnych gier karcianych
miłośników "Tysiąca", "Remika" czy "3-5-8" nie trzeba zatem długo namawiać na partyjkę
czy "Trefle", czyli nowa gra z serii Trefl Joker Line, przekona jednak do siebie również pozostałych potencjalnych graczy?

wydawca zapowiada, że "gra Trefle to znana na całym świecie gra towarzyska, przy której wszyscy będą się świetnie bawić"...
sprawdzamy!


w pudełku - dużym, jak na talię kart, ale nadal dość zgrabnym - prócz wspomnianych kartoników do gry znajduje się 6 dodatkowych "kart bonusów", spory notatnik do zapisywania wyników, ołówek i, rzecz jasna, instrukcja
według tej ostatniej każdemu z graczy (od 2 do 6) należy rozdać po 10 kart, a drogą do zwycięstwa jest jak najszybsze pozbycie się ich z ręki

każde rozdanie to jedna runda, w czasie której zagrywamy i zbieramy lewe tak, by zbierać maksymalną liczbę punktów za trefle (warto zauważyć, że najwyżej punktowane są te o najmniejszej wartości - np. 1 daje 5 punktów, 4 - 3, 9 - 2, 15 tylko 1) i/lub zdobyć jak najwyższy bonus za możliwie najszybsze ukończenie rozgrywki
pierwszy zagrywający zmienia się co rundę (standardowo jest to osoba siedząca na lewo od rozdającego, która to rola przechodzi na kolejnych graczy zgodnie z ruchem wskazówek zegara), kolejne "wyjście" należy do gracza, który zebrał ostatnią wziątkę*

jak można "zawołać" w swojej turze? - sięgamy do reguł:
"Istnieją dwa rodzaje zagrań:
Te same numery: możesz wyłożyć jedną lub więcej kart o tej samej wartości (np. para, trójka, czwórka).
Sekwens: możesz wyłożyć dwie lub więcej kart z kolejnymi wartościami (kolor nie ma znaczenia)."
a jak "przebijamy"?
"Każda kolejna karta lub sekwens muszą być wyższe od kart wyłożonych w poprzednim zagraniu."
niezależnie od stanu posiadania, zawsze można też spasować
"Turę wygrywa ten z graczy, który jako pierwszy wyłoży kartę (karty) z numerem 15 lub po którego zagraniu wszyscy inni spasują (...) i zbiera karty ze stołu"
"Za każdym razem, gdy którykolwiek z graczy pozbędzie się wszystkich kart z ręki, natychmiast zabiera najwyższą dostępną na stole kartę bonusową. Pozostali kontynuują rozgrywkę do momentu, gdy ostatni z graczy ma na ręce choć jedną kartę"
podliczamy punkty - za zebrane trefle i bonusy
ostatni otrzymuje 0 pkt.

gra kończy się, gdy (najczęściej po kilku rundach) jeden z graczy uzyska sumę 50 pkt.


gdyby cokolwiek w temacie przykładowych zagrań pozostało niejasne, instrukcja obfituje w szczegółowo rozrysowane przykłady
jeśli ktoś wymaga od gry większych emocji, dodatkowa reguła umożliwia podniesienie stawki za pomocą deklaracji "Podwójnie, albo wcale!" po podejrzeniu swoich kart w danym rozdaniu, co oznacza "zakład", że pozbędziemy się ich najszybciej ze wszystkich - można tak podwoić swój wynik w danej rundzie lub nie ugrać nic, w razie pomyłki
do dyspozycji mamy wariant dla dwóch graczy, dwóch lub trzech zespołów (drużyn) oraz wersję z "15" jako jokerem
a jeśli i to nie dość, można (warto!) wypróbować jeszcze inną "szaloną" modyfikację zasad, według której "najwyższa zagrana karta musi być wyższa od najwyższej karty z poprzedniego zagrania [czyli standard] lub liczba zagrywanych kart musi być większa niż w poprzednim zagraniu"


sugerowany wiek graczy to minimum 8 lat - potwierdzam, w zupełności wystarczy
górnej granicy nie ma, także bardzo słusznie - "Trefle" bardzo spodobały się seniorom, z którymi grywam na comiesięcznych spotkaniach i szybko przekonały do siebie dziadka, który bez trudu ograł zarówno wnuczęta, jak i swoją pierworodną ;)
przyjemność z rozgrywki mogą czerpać też wszyscy pomiędzy tymi "wiekowymi widełkami", jeśli tylko nie zamykają się w świecie bardziej zaawansowanych "gier bez prądu" (lub, co gorsza, bez gier w ogóle ;) ) i dają co jakiś czas szansę klasycznym "karciankom", gra jest bowiem na tyle nieskomplikowana, że łatwo pojąć jej zasady, a jednocześnie daje pewną możliwość opracowywania własnej taktyki
nie unikniemy losowości (jak zawsze, kiedy rozdaje się karty), ale wytrawny gracz nie podda je się nawet startując od beznadziejnego wydawałoby się układu!
tu zawsze trzeba być jednak gotowym na niespodzianki, szczególnie, gdy pewna część kart do końca pozostaje niejawna, odrzucona - czyli w każdym przypadku poza grą w 6 osób...

mimo początkowych wątpliwości co do strategii autora (czy to przypadkiem nie "naciąganie" na produkt, który zasadniczo nie różni się od zwykłej talii kart i może być przez nią [oraz dziesiątki dostępnych dla niej gier] zastąpiony?), stopniowo złagodziłam swoje sceptyczne podejście do "Trefli"
gra łączy to co najlepsze w klasycznych grach karcianych z zachęcającą oprawą - nowoczesnym wzornictwem i 'niezbędnymi' współczesnym odbiorcom dodatkami
nawiązanie do karcianej klasyki przyciąga wszystkich posiadających sentymentalne wspomnienia godzin spędzonych przy stoliku (czy to przy brydżu, kanaście, czy popularnym niegdyś wśród młodzieży makao...), niski próg wejścia z kolei może zachęcać do przełamania oporów przed tego rodzaju rozrywkami tych, którzy dotąd w karty nie grali
jeśli tylko nie liczymy na bardzo skomplikowaną, wymagającą dalekosiężnego planowania i zawiłych obliczeń batalię, jest duża szansa, że wciągnie jednych i drugich, dostarczając odrobiny emocji i relaksu - jak zachwala wydawca - "na poziomie" :)


jako przedstawicielka pierwszej z ww. grup (sentyment!), polecam i jako samodzielny, całkiem niezły tytuł, i jako "gateway" do starych, dobrych karcianek
a dzieciom w wieku szkolnym (i "Trefle", i karty w ogóle) także jako niegroźne, wakacyjne oblicze matematyki
dlatego zachęcam:

projektgrajmy.blogspot.com


* mimo wielokrotnego przeglądania instrukcji [dobrze, że to zaledwie kilka bogato ilustrowanych stron ;)] i szeroko zakrojonych poszukiwań w internecie, nigdzie nie znalazłam informacji, do kogo należy kolejne zagranie, gdy lewę zgarnia gracz, który przebijając najwyżej właśnie pozbył się wszystkich kart i zakończył rundę...
dla płynności rozgrywki i z poczucia sprawiedliwości uznaliśmy, że kolej przechodzi wówczas na tego z pozostałych, kto ostatni dokładał swoje karty (lub kartę) do puli - w danym lub, zdarza się, poprzednim zagraniu - jeśli ktoś wyczytał między wierszami albo zna bardziej odpowiednie w takiej sytuacji rozwiązanie, bardzo proszę o komentarz!



za egzemplarz gry dziękujemy wydawcy 
Czytaj dalej

Przygody słowiańskich bogów. Mitologia.

"cudze chwalicie, swego nie znacie!" - kolejny raz sprawdza się stare porzekadło...

niemal każdy kojarzy bohaterów mitologii greckiej (i/lub "spokrewnionej" rzymskiej)
spora w tym zapewne zasługa dawnego kanonu lektur obowiązkowych dla klasy 5, ale mnogość dostępnych adaptacji dla młodzieży młodszej sprawia, że dzieci poznają dawnych "śródziemnomorskich" bogów i herosów dużo wcześniej (Jan i Jeremi - przedszkolaki, dwa lata wstecz, przykładem >>KLIK<<)
starożytny Egipt to temat równie popularny (co prawda u nas dopiero pośrednio "liźnięty" >>KLIK<<, ale z pewnością będzie wracał) - tu także już w szkole podstawowej, chcąc nie chcąc prócz fascynującej historii faraonów poznajemy Re, Ptaha, Anubisa, Ozyrysa i Izydę, Seta...
ostatnimi czasy triumfy święci mitologia nordycka, która m. in. dzięki Neilowi Gaimanowi i "Amerykańskim bogom" w wersji serialowej ponownie zyskała szansę by "trafić pod strzechy"...
a co z naszymi rodzimymi wierzeniami?
może nadszedł czas przypomnieć sobie także słowiańskie bóstwa i zwyczaje?
czas Peruna i czas Welesa! :)

oto co proponuje EgmontArt:


pora poznać gromowładnego pana urodzaju, boga bydła i podziemi, władców różnych rodzajów ognia, bogów księżyca, "skrzypienia, świstu i huczącego wiatru", wojny...

parafrazując wydawniczą zapowiedź: mamy okazję dowiedzieć się jak prastare bóstwa rządziły ziemią i ustalały porządek rzeczy, odkryć znaczenie zjawisk przyrody i spojrzeć inaczej na historię stworzenia świata
poznamy nową wersję opowieści o powstaniu człowieka i piękną ideę  axis mundi, wedle której "Pradawny wszechświat przypominał drzewo. A może był po prostu drzewem..."

to także świetny pretekst, by wyjaśnić dziecku, kto to właściwie ten Światowid, spoglądający na nas ze znanego wszystkim grudziądzanom pomnika ;)

 

ilustracje - jakie są, każdy widzi
łatwo rozpoznać charakterystyczną kreskę autorki - Krystyny Poklewskiej-Koziełło, znanej nam z innych książeczek dla dzieci (np. tej o Gomoryku, czy Karolu Wojtyle
J. określił je jako "obrazy z życia, ale bajkowe i niezwykłe"
dobrze komponują się z mitami, które dziś traktujemy jako nierealne, niegdyś były jednak silnie powiązane z troskami i radościami dnia codziennego i zakorzenione w ludzkiej świadomości



to wszystko było, minęło
wycięto święte gaje, noc Kupały (sobótki) przemianowano na "wigilię św. Jana", zwyczaje Szczodrych Godów ku chwale Swaroga zaadaptowano na chrześcijańskie Boże Narodzenie, nawet lipę - symbol kobiecości i płodności "oddano" Matce Bożej...
ale góry stoją, a pamięć całkiem nie ginie*

Ślęża a.d. 2018, od setek lat - magiczna...

* chociaż u podnóży Ślęży i Raduni tablice przywołują jedynie legendy diabelsko-anielskie, a na szczycie Ślęży stoi obecnie wielki kościół, znaleźć tam można także ślady kultury celtyckiej i słowiańskiej - m.in. kamiennego niedźwiedzia i kręgi głazów granitu i gabra; tuż pod szczytem oznaczono dawne miejsca kultu**

choć dziś patrzymy już zupełnie inaczej na "moce natury", warto pamiętać o wiekowych korzeniach naszych tradycji i brać przykład z przodków świadomych nierozerwalnego związku człowieka z naturą, który nie powinien mieć nic wspólnego z "czynieniem jej sobie poddaną", podobnie jak prawdziwa wiara z tak powszechną dziś indoktrynacją i propagandą...
można też po prostu czytać "nasze" mity z dziećmi dla uzupełnienia obrazu dawnych "pomysłów na boga" i tłumaczeń praw fizyki,
albo jako oryginalne baśnie - jak w każdych znajdziemy w nich sporo piękna, magii i fantazji oraz odrobinę gromadzonej i przekazywanej przez pokolenia mądrości

z pewnością warto


** więcej o dawnych lokalnych wierzeniach - m. in. >>TU<<


Czytaj dalej

SZtama z ekobobrami!

przed nami szybka gra karciana (1 partia trwa około 20 min.) dla 2-4 graczy w wieku 8+

małe, zgrabne pudełko, kilkanaście ciemnych, drewnianych kosteczek-znaczników i talia błękitnych kart z ilustracjami rzeki, gałązek, żeremi i dryfujących na tratwach wesołych bobrów
- w sumie niewiele (stąd też i niewielkich rozmiarów, dość krótka instrukcja),
ale za to ile radości już na etapie poznawania głównych bohaterów!


nawet najmłodsi (lat 7) szybko pojęli podstawową zasadę dobierania "drzewek" i budowy tam
nie da się jednak ukryć, że większość uwagi przerzucili na grafiki przedstawiające spływające rzeką śmieci i dzielne ekobobry ratujące przed nimi swoje budowle
szybko odkryli, że każdy z 12 znajdujących się w talii jest inny - patrz jedno z poniższych zdjęć - i co innego wyłowił swoja siatką :)
postarajmy się jednak wrócić do głównego nurtu...  


cel gry to przy pomocy dobieranych kart różnej wartości stworzyć nakorzystniejszy zbiór tam

wymagania "na start" nie są wysokie: wystarczy niewielka płaska przestrzeń, odrobina skupienia oraz znajomość podstaw matematyki (dodawanie w zakresie 20 - stąd zapewne dolna granica wieku graczy)
nie trzeba bardzo intensywnie główkować, ale odrobina zmysłu taktycznego i współzawodnictwa z pewnością doda rozgrywce kolorytu

na stole układamy "rzekę" złożoną z 5 odkrytych kart 3 rodzajów (gałęzi, śmieci oraz bobrów-ekologów) oraz "tamy", czyli karty o które walczymy, warte określoną liczbę punktów zwycięstwa


w swojej turze dobieramy jedną z odkrywanych "z biegiem rzeki" kart - tak, by na ręce komponować wymagane zestawy różnorodnych gałązek lub wykładamy gotowy zestaw = budujemy tamę
bezkosztowo pociągnąć możemy jedynie kartę wyłożoną najbardziej na lewo, dochodzi zatem dodatkowa zasada i wyzwanie polegające na umiejętnym stosowaniu kosteczek-kłód, które pozwalają sięgać dalej i pobierać bardziej pożądane karty - na start każdy ma ich po 4, później zdobywane wraz z dobieranymi karonikami, wędrują z rąk do rąk
w miarę możliwości warto unikać śmieci (punkty ujemne!) lub zawsze posiadać w odwodzie eko-bobra, który nie pozwoli zanieczyścić naszej budowli

jeśli chodzi o budowę, każda tama może zawierać tylko jedną karę reprezentującą dany gatunek drzewa (mamy tu jarzębiny, buki, kasztanowce etc. - dodatkowy walor edukacyjny dla najmłodszych!) plus, ewentualnie, jednego wartego wówczas 2 pkt bobra
każdy sam wybiera kiedy zakończyć budowę i w momencie podjęcia decyzji (w swojej turze) zabiera odpowiednią kartę puntacji - ściśle związanej z sumą "listków" na kartach użytych do budowy i wcześniejszym przebiegiem rozgrywki
warto pamiętać, że w tym przypadku nie tylko tamy największe, ale także te spośród równych, które powstały sprawniej, są więcej warte

bawimy się radośnie przeskakując ponad nadpływającymi śmieciami, cieszymy widokiem zabawnych, wyłupiastookich ekologów, łowimy gałązki i budujemy dowolną liczbę tam, dopóki nie wyczerpiemy jednej z dostępnych na stole puli
wygrywa oczywiście najlepszy budowniczy, ale czasami, szczególnie w gronie młodzieży młodszej spędzającej w ten sposób czas z dziadkami, ma to zdecydowanie marginalne znaczenie ;)


podsumowując:
w zgrabnym pudełeczku udało się umieścić cały zestaw szczególnie pożądanych w przypadku niezobowiązującej popołudniowej i/lub rodzinnej rozrywki zalet,
tj.:
nieskomplikowane zasady,
bardzo sympatyczne nawiązanie ekologiczne,
odrobinę taktyki i prostej matematyki
+ dużo uśmiechu (bo nie sposób się do wielkookich budowniczych nie uśmiechać!)

według mnie "SZtama" to bardzo dobra gra na to lato!


z podziękowaniem dla wydawcy wersji polskiej, czyli wyd. Granna, niniejszą opinię dołączam do bogatej gamy propozycji zgłoszonych do projektu Grajmy!

Czytaj dalej

jak ułożyć kostkę Rubika?

podobno "dla chcącego nic trudnego", zgodnie z którą to maksymą przy odpowiednim nastawieniu, samozaparciu i cierpliwości większości rzeczy można się nauczyć
więcej! mówią, że w wielu przypadkach "nie taki diabeł straszny...", co znaczy, że niektóre czynności/umiejętności/wyzwania tylko z pozoru wydają się trudne/nieosiągalne/niewykonalne
są tacy, którzy twierdzą, że dotyczy to także układania kostki Rubika :)

podziwiając talent i zręczność znajomego speedcubera i po cichu zazdroszcząc determinacji szwagrowi, metodycznie zgłebiającemu tajniki kolorowej łamigłówki, za swoją szansę uznałam ukazanie się książki - instrukcji pod wszystko mówiącym tytułem 

"Jak ułożyć kostkę Rubika" 


nie pomyli się kto stwierdzi, że tego rodzaju instruktaże bez trudu znajdziemy w sieci 
nie zaprzeczam, że też tak próbowałam (ot, choćby tu >>KLIK<<) i nie mam im nic do zarzucenia
właściwie animowane kosteczki działały nawet lepiej niż jedyna, którą mieliśmy wówczas w domu ;)
książka to jednak książka, a instrukcje w wersji papierowej - chociaż to podejście zapewne trochę staroświeckie - czyta mi się lepiej, niż on-line
i już
a jeśli jest w dodatku - jak ten 'oficjalny poradnik' który mam przed sobą - elegancko wydana, aż się chce ją zgłębiać!
twarda oprawa, poręczny format (nieco większy niż A5), kredowy papier, wyraźna czcionka, czytelny układ i estetyczny kolorowy druk zatem pomagają przełamać pierwszy opór 
[i tak się pewnie nigdy nie nauczę, ale przejrzeć można...]
a co z zawartością?

zaczynamy powoli - od 'rysu historycznego', czyli poznania przeszłości kostki (kto by pomyślał, że nie ma jeszcze pięćdziesiątki, a już zdobyła taką popularność!)   
następnie przyglądamy się bliżej całej rodzinie podobnych łamigłówek - w tym poznajemy zamysł twórcy odnośnie ulubionego przez Janka 'węża Rubika' i przypominamy sobie dobrze pamiętaną z lat szkolnych (czyt. 90') 'magię Rubika' z płaskich kwadratowych płytek...


bezboleśnie przechodzimy do etapu bliższego zapoznania z budową naszej, tradycyjnej wersji 3x3x3
lokalizujemy kubiki centralne i krawędziowe oraz narożniki - warto zwrócić uwagę, że nie ma wśród nich dwóch takich samych


przy okazji można dla rozgrzewki policzyć ile których jest i - zadanie z gwiazdką ;) - wyliczyć liczbę możliwych kombinacji, tudzież prawdopodobieństwo przypadkowego prawidłowego ułożenia choćby jednej ścianki...
wyjdzie nam z pewnością, że "nie ma opcji", warto zatem przejść do praktyki i nauczyć się celowo obracać poszczególne ścianki, zapamiętując symbole poszczególnych obrotów, których w dalszej części użyto w algorytmach prowadzących do rozwiązania


dalej jest już z górki:
"Najpierw zajmiesz się białymi krawędziami, następnie białymi narożnikami, a potem brzegami w warstwie śrdkowej. Teraz pora na żółte krawędzie i wreszcie na żółte narożniki"


i najlepsze, że to rzeczywiście działa :D
później - jak codziennie pokazuje J. na przykładzie swoich pozainstrukcyjnych modeli Lego - można tylko zrobić to lepiej
ciekawiej (ksiązka podpowiada wesołe różnokolorowe wzory), szybciej, własnym sposobem


nawet jeśli daleko (bardzo, bardzo daleko) nam do wyników rekordzistów świata, które również znajdziemy w książce (dla standardowej 3x3x3 to poniżej 5 sekund, ok. 7 jedną ręką i mniej niż 20 z zawiązanymi oczyma?!), satysfakcja z samodzielnego (jasne, z podpowiedzią, ale to nadal wcale nie bułka z masłem, a i czytanie ze zrozumieniem warto doceniać!) ułożenia kostki Rubika - bezcenna!

a przy tym najważniejsze pozostaje przesłanie twórcy tej wyjątkowej zabawki:
"Jeśli jesteś ciekaw świata, dostrzeżesz otaczające cię zagadki.
Jeżeli jesteś zdeterminowany - rozwiążesz je."
Ernő Rubik

ciągle mam nadzieję, że owej determinacji i wiary w sens poszukiwań również można się nauczyć...


za egzemplarz recenzencki i szansę zdobycia nowego doświadczenia dziękujemy wydawnictwu Egmont
Czytaj dalej