Labi(TOR)ynt, czyli zróbmy sobie grę

nie każdy jest urodzonym graczem
przez chwilę obawiałam się, że może dotyczyć to także mojego pierworodnego
wyglądało na to, że nie robią na nim wrażenia ani aspekt towarzyski planszówek, ani emocje związane z rywalizacją, nie znajduje wielkiej przyjemności w planowaniu strategii i nie odczuwa satysfakcji z wygrania wymagającej partii, ba, nie bawią go nawet szybkie, imprezowe karcianki!
czasami miałam wrażenie, że gra tylko dlatego, żeby zrobić mi przyjemność...

oczywiście z biegiem czasu, jak to zwykle bywa, okazało się, że świat nie jest czarno-biały i że J. grywać lubi, a jakże, po prostu nie we wszystko i nie z każdym (czyli jak prawie każdy), zaś kluczem do zdobycia jego planszowego zainteresowania są przede wszystkim:
a) zasady wymagające bystrego oka i sprawnego działania, którego efekt widać natychmiast
i/lub
b) pojazdy szynowe
kilka takich gier już mamy*, a kolejną - własnie zrobiliśmy :)

testowanie prototypu w wersji hard (J. vs tata) prezentuje się tak:


ale po kolei...

ogólną zasadę zaczerpnęłam z jednej z moich ulubionych gier z dzieciństwa i podobnej w założeniach "kieszonkowej" nowości ("Labyrinth" / "Kotobirynt" - wpisy na ich temat pojawiły się w ramach Grajmy! - poszukajcie sobie TU)
w skrócie:
mamy do dyspozycji kilkadziesiąt kafelków (nasze to przycięte plastikowe karty oklejone białym papierem) z zarysem tras, z których układamy "planszę",
tramwaje - "pionki" - dla każdego z graczy (póki co testy objęły dwóch graczy, ale przygotowaliśmy ich więcej)
oraz kilkanaście "trofeów" - grupek po 3, 4 i 5 pasażerów - do zgarnięcia


kartoniki z trasami i zakrętasami (które wyrysowałam przy pomocy linijki i cyrkla zgodnie z wytycznymi eksperta; różnorodność układów torów każdego skrzyżowania ściśle odpowiada odręcznemu projektowi J.) rozkładamy (losowo) tak, by stworzyły kwadratowe torowisko
na obrzeżach umieszczamy tramwaje i pasażerów
[możliwości jest wiele - wariant taty, pod roboczym tytułem "Na co liczy motorniczy?" obejmuje kwadrat 5x5 i wszystkich pasażerów od razu czekających dookoła, mój ulubiony, bardziej klasyczny - nazwa "D(r)in-din" - kwadrat 4x4 i dokładanie kolejnych pasazerów po zebraniu poprzednich, jak w "Kotobiryncie", ale jesteśmy sobie w stanie wyobrazić także inne rozwiązania - testy trwają!]


w czasie rozgrywki tak obracamy poszczególne elementy (o 90 lub 180 stopni) lub przesuwamy całe rzędy (dokładając kartonik na początku i wypychając ostatni z kolei), by utworzyć trasę łączącą nasz tramwaj z czekającymi na niego pasażerami

w wersji podstawowej celem jest zebranie jak największej liczby punktów, czyli pasażerów,
ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przyznawać dodatkowe punkty na przykład za długość trasy, albo ilość pokonanych po drodze zakrętów itp.

proste?
dla Janka - jak tory na moście!

prawdopodobnie ze względu na ogromną różnorodność skrzyżowań (kto by projektował same zwykłe zakręty!) straciliśmy nieco balans i gra stała się prostsza niż oryginał, ale nie zmienia to faktu, że nasz pięciolatek staje w szranki na równi z dorosłymi, a często wypatruje najkorzystniejsze rozwiązania sprawniej niż oni (czytaj ja)

ale frajdę, i z tworzenia elementów, i reguł, i samego grania, mamy wszyscy :)


nasz "LabiTORynt" jako taki, polecamy wszystkim miłośnikom komunikacji miejskiej,
a wszystkim innym - podobną zabawę, w niezliczonych, czekających tylko na wymyślenie i wykonanie opcjach alternatywnych - na przykład na jesień szczególnie jako ścieżki leśne/parkowe prowadzące do grzybów/kasztanów :)

aha,
oczywiście również w wersji kolorowej!
nad naszymi właśnie pracuje specjalista architektury krajobrazu i zarządzania zielenią miejską


a ja myślę już nad kolejnym planszówkowym hitem typu DIY
ciekawe, czy domyślacie się w jakim będzie klimacie?

na pewno pochwalimy się niedługo w ramach projektu

* mowa m.in. o Duuuszkach, Spaghetti (typ A), "Pociągach" i "Wsiąść do pociągu" (typ B)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz