Bankrut - gra nadspodziewanie ekscytująca

"grałeś w "Osadników z Catanu"? pamiętasz jak się tam wymienia surowcami? no, to tu jest tak jak w "Catanie", tylko bez całej reszty" - tak tata Janka wprowadzał w tajniki naszej nowej karcianki grającego po raz pierwszy kolegę

przyznam, że gdy pojawiły się pierwsze zapowiedzi tej gry, też miałam takie pierwsze skojarzenie
i nie miałam pojęcia, jak to może działać - przecież we wspomnianych "Osadnikach..." rzadko kto w ogóle chce się wymieniać!

Bankrut

szybko przekonał nas jednak, że nie ma co się uprzedzać - w tym przypadku jest bowiem zupełnie inaczej
okazało się, że handel między graczami, którzy momentalnie wczuwają się w role przekupek, kwitnie, a czas błyskawicznie mija wśród wzajemnych nagabywań, dynamicznych wymian i podrzucania sobie... prosiaków (i nie tylko)


zaczynamy od rozpakowania niewielkiego pudełeczka
wewnątrz znajdziemy 61 kart przedstawiających produkty i zasoby, w jakie można zaopatrzyć się na przykładowym (realnym, czy wyimaginowanym) targu, w określonej na karcie ilości,
instrukcję - moim zdaniem dokładnie tak krótką i czytelną, jak trzeba
oraz ołówek i notes - drobiazgi, ale istotne dla każdego, kto kiedykolwiek rozpaczliwie poszukiwał "pisadła" do zanotowania wyniku


60 to ilość idealna, która gwarantuje równy (choć nie zawsze sprawiedliwy - los też będzie miał wpływ na przebieg rozgrywki) podział wszystkich kart pomiędzy 3, 4, 5 lub 6 graczy
jedna dodatkowa, równie ważna jak te, które każdy trzyma na ręce, pozostaje na stole, wyznaczając aktualne rynkowe trendy

rzut oka na same kartoniki:


ładne, prawda?
barwne, czytelne i "w klimacie"
jasne, że mogłyby to być po prostu kolorowe "piątki", "siódemki" i "dziewiątki", ale wymiana 'prawdziwymi' towarami dodaje rozgrywce coś z gwarnej atmosfery bazaru, gdzie każdy handluje tym, co ma, wymieniając zboże, zwierzęta  i zioło za materiały budowlane, kawę czy sztabki złota

jak gramy?
szybko :)
po pierwsze dlatego, że nie tracimy czasu na długie tłumaczenia
celem jest osiągnięcie przewagi w liczbie posiadanych produktów danego typu lub zebranie kompletu kart z wybranymi surowcami szybciej, niż uda się to innym
możemy "inwestować" w dowolną liczbę wybranych produktów (wymieniając je z "pulą", czyli karta za kartę ze stołu lub pomiędzy sobą - bez ograniczeń ilościowych), pamiętając tylko, by w ramach każdego posiadanego typu osiągnąć przewagę i nie zbankrutować z powodu towaru, który w danej chwili jest w obrocie niepożądany
w ostatecznym rozrachunku straty (punkty ujemne) przynosi posiadanie surowca wskazywanego przez kartę leżącą na środku w momencie zakończenia rundy, profity zaś zestawy złożone z co najmniej 3 (z 5), 4 (z 7) lub 5 (z 9) spośród pozostałych

po drugie - nie ociągamy się, bo czas każdej z poszczególnych rund nie jest z góry określony i reguluje go gromkie "STOP" najsprawniejszego handlowca
trzeba się spieszyć, żeby "zarobić swoje", zanim zamkną targowisko :)

po trzecie - gramy tyle kolejnych rozdań, ilu jest graczy - łącznie zwykle nie dłużej niż pół godziny


jakby moje powyższe tłumaczenia nie wyglądały, jestem pewna, że ze zrozumieniem reguł nikt z rekomendowanego przedziału wiekowego (8-108) nie będzie miał problemu - "załapie" najpóźniej po pierwszej partii
najmłodszym problem sprawić może jedynie fakt, że trzeba utrzymać w ręce odpowiednio 10, 12, 15 a w grze 3-osobowej nawet 20 kart - jako że nieustannie nimi manipulujemy, nie pomoże prawdopodobnie nawet żadne sprytne trzymadełko*
najmłodsi gracze, którzy "testowali" z nami ten tytuł to 11-latkowie, którzy nie kryli entuzjazmu, a z czasem i radzili sobie coraz lepiej wygrywając poszczególne rundy
najstarsi odrobinę narzekali na podobieństwo czerwieni, pomarańczy i brązów - mam jednak wrażenie, że to tylko wymówka dla słabszego wyniku w pierwszych rundach, w kolejnych bowiem stawali się kawowymi lub ceglanymi potentatami...

podsumowując, spełniwszy minimalne wymagania, tj.:
lokalowe = miejsce, w którym nie trzeba być cicho + dostępna dla wszystkich płaska powierzchnia na jedną kartę
i związane z predyspozycjami graczy = sprawne liczenie co najmniej do 5 (mile widziane do 9), odrobina sprawności manualnej, zdolność funkcjonowania w warunkach ograniczonego chaosu oraz otwartość na interakcję i wzajemną komunikację,
możemy niemal bez końca cieszyć się powrotami do niesamowicie emocjonującej i dynamicznej gry, której żadna partia nie wygląda tak samo, a losy całej rozgrywki niejednokrotnie do samego końca nie są przesądzone

odradzam jedynie w przypadku poważniejszych problemów z układem krążenia - może znacznie przyspieszyć puls i podnieść ciśnienie!

w ramach cyklu "Kto gra w karty..."


* trzymadełko do kart w ramach projektu proponowała autorka bloga Bajdocja - tutaj

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz