Qwirkle travel

w pewnym sensie lato to świetny czas na planszówki  - czas wyjazdów urlopowych i relaksu w gronie przyjaciół, kiedy to wieczory są długie i widne, a rano nie trzeba aż tak szybko wstawać :)
sprawy komplikują się nieco, jeśli chodzi o amatorów podróżowania pociągiem i pieszych wędrówek -
nie każda gra zmieści się między śpiworem i 10 parami skarpetek w i tak zwykle przeładowanym plecaku...

ale od czego są pomysłowość, bawełniane woreczki i wersje podróżne!

co do punktu pierwszego - osobiście wniosłam kiedyś do tatrzańskiego schroniska Osadników z Catanu w wersji DIY, która (wystarczająco dobrze) wystarcza do pełnej rozgrywki, a mieści się w płaskim pudełku wielkości przenośnego dysku - można? można!

2 - każdemu, kto ma w planszówkowych zbiorach piękne, wielkie pudła w 3/4 wypełnione powietrzem, chyba nie trzeba tłumaczyć użyteczności opakowań zastępczych... nam bardzo przydają się woreczki - właśnie bawełniane, albo czasem strunowe, a jako pudełko rozmaitości często służy kwadratowa paczka Duuuszków, w której oprócz nich mieszczą się świetnie dodatkowo jednocześnie karty do Dobble, UgaBuga i AliasJunior lub Taboo (część) oraz zestaw kości i drukowana plansza do gry w Blef + instrukcja do Tenzi i kilku innych zabaw kościanych, List miłosny i układanka z samochodami ;)

listę hitów rozwiązania numer 3 otwiera mój najnowszy nabytek, czyli:

Quirkle travel


Czytaj dalej

Kroniki rozdartego świata I

on - bystry, pracowity, spokojny zielarz-amator, rozdarty (?) między nie zrealizowanymi aspiracjami, a perspektywą spokojnej emerytury u boku pewnej buntowniczej, rudowłosej artystki,
one - piękne, zdolne, obdarzone niezwykłymi umiejętnościami, samodzielne i zaradne kobiety, umiejące podporządkować sobie rzeczywistość,
a wokół nich świat pełen niebezpieczeństw, intryg i malowniczych krajobrazów
brzmi jak solidna podstawa dla ciekawej opowieści?
a jeszcze nawet nie wspomniałam o czarach!
dodajmy więc potężne duszosmoki, księżniczkę wyjątkowo utalentowaną w dziedzinie zaklęć Creo, Feuerkind "po przejściach", dysponującą ogromnym, lecz nie ujarzmionym potencjałem i dwie doświadczone, ekscentryczne czarownice
oraz
naszpikowany magią ciąg wydarzeń z przeszłości, który prowadzi naszych bohaterów przez tajemniczą Pustkę na niezbadane rubieże drugiej strony świata, gdzie czekają na nich miedzy innymi wojsko bohaterskiej pani generał, efekty uboczne postępującego Rozdarcia i lokalne choroby zakaźne

Aleksandra Janusz na tym fundamencie stworzyła (a może tylko pozwoliła, żeby "puchła i powoli zmieniała kształt"?) powieść "Asystent czarodziejki" - pierwszą część "Kronik Rozdartego Świata"

grafika - platon24.pl
Czytaj dalej

POCIĄGI znowu w grze!

znam kilku rodziców, którzy o kolejowej pasji swoich dzieci mówią "pamiętam, że jak miał 3 lata, to szalał za kolejkami, ale dawno mu przeszło" - ciekawe kiedy (czy kiedykolwiek?) będę mogła to powiedzieć o Janku

póki co ryzyka nie ma
pojawia się wiele dodatkowych pasji i zainteresowań, ale "stara miłość" - wiadomo...
i stąd dziś - kolejny raz u nas -

POCIĄGI!

tym razem w postaci świetnej gry rodzinnej, która nawet naszego małego planszówkowego malkontenta przekonała do pełnej rozgrywki zgodnie z regułami i nie zebrała przy tym ani jednej negatywnej opinii od starszych graczy
ale po kolei (sic!)

po pierwsze  - co to dokładnie za gra?


 

chodzi o "Pociągi. Europa", grę planszową wydaną pod tą nazwą przez wydawnictwo Foxgames
według producenta przeznaczona jest dla 2-6 graczy, w wieku od 8 do 108 lat, a czas rozgrywki ma wynosić około 30 minut
nie wiem, czy znaczy to, że szło nam za dobrze, czy przeciwnie - tak słabo - w pół godziny się jednak nigdy nie uwinęliśmy...
za to całkiem przyjemnie grało mi się również z pięciolatkiem! (o czym dwa słowa kiedy indziej)
przetestowaliśmy zabawę w kilku konfiguracjach i zgadzam się, że mechanika działa zarówno przy minimalnej, jak i maksymalnej liczbie graczy, przy czym szybciej (i znacznie weselej) jest, gdy swoje tory buduje wielu zawodników

ale zaraz - jakie tory?

otóż w pudełku znajdujemy:


  • planszę stylizowaną na mapę Europy - miejscami niezbyt dokładną, ale ogólnie przyjemną dla oka, z zaznaczonymi potencjalnymi połączeniami między różnymi punktami  
  • komplet 35 kart w 5 różnych kolorach, ilustrujących miasta z różnych zakątków kontynentu, wyraźnie, barwnie oznaczone również na mapie-planszy 
  • 6 kompletów "pionków" dla poszczególnych graczy - w postaci lokomotywki, walca oraz trzech patyczków-torów, w 6 różnych kolorach
  • kilkadziesiąt czarnych, drewnianych patyczków, które służą w rozgrywce jako uniwersalne szyny, za pomocą których łączymy nasze miasta

jak to "nasze miasta"? i co to znaczy "łączymy"!?


celem gry jest rozbudowanie sieci kolejowej tak, by patyczki-tory połączyły pięć "różnokolorowych" miast, widocznych na otrzymanych na starcie pięciu kartach
tu utrudnienie - każdy gracz dąży do połączenia własnego (tajnego) zestawu 5 miast
i ułatwienie - można korzystać z wcześniej zbudowanych przez przeciwników tras
tory układamy według prostych zasad:
w pierwszej turze każdy ustawia swoją stację główną - kolorowy walec-znacznik - w dowolnie wybranym mieście lub na skrzyżowaniu,
następnie kolejno dokładamy patyczki-szyny tak, by stworzyły sieć kolejową
utrudnienie - każdy dokładany tor musi być połączony ze stacją główną danego zawodnika
i... utrudnienie - w każdej turze można dołożyć zaledwie dwa tory, albo nawet tylko jeden, jeśli chcemy zająć trasę oznaczoną na planszy podwójną linią  



po połączeniu przez jednego z graczy wszystkich jego miast podliczamy wynik - będą to karne "punkty niezadowolenia pasażerów" dla każdego z pozostałych budowniczych, po tyle, ilu odcinków zabrakło im do połączenia w kompletną sieć własnych miast
i... zaczynamy od nowa!

hej! jak to? od razu rewanż?

tak, i to obowiązkowy ;)
zgodnie z zasadami pojedyncza rozgrywka to zaledwie jedna runda
przy czym do końca nie wiadomo ile ich będzie, bo gra kończy się dopiero, gdy jeden z graczy uzbiera 12 punków karnych - zwycięzcą zostaje ten, kto ma ich w tym momencie najmniej
takie podejście wydaje mi się bardzo sensowne, zmniejsza bowiem wpływ losowych czynników na ostateczny wynik i daje statystycznie większą szansę na to, ze wygra najlepszy
choć trochę szczęścia jednak też trzeba mieć...
losowy (choć według mnie maksymalnie zoptymalizowany) jest bowiem rozrzut  miast, które otrzymujemy do połączenia, podobnie jak kwestia "sympatycznych sąsiadów" - nie każdemu trafi się tak, że przeciwnik akurat będzie układał swój tor po drodze do nas, ale niektórym - jak najbardziej!

i tu, jeszcze jedno utrudnienie/ułatwienie, powiedzmy - urozmaicenie:
można od razu (albo kolejnym razem) umówić się na grę z dodatkową zasadą, nieco zmniejszającą losowość i odrobinę zwiększającą negatywną interakcję, czyli możliwość korzystania z Objazdu
według reguł nazwanego tak dodatku, oprócz czarnych, "wspólnych" szyn, używamy także kilku (3) własnych, kolorowych - z fragmentu trasy "odciętego" takim barwnym torem, nie może skorzystać przeciwnik

i już? to tyle?

w zasadzie tyle
dla wytrawnych graczy, zapewne tylko tyle - nie znajdziemy tu bowiem okazji do snucia wielkich intryg i misternego planowania strategii, a czynnik losowy odgrywa znaczną rolę... nawet geek nie powinien jednak się do niej z góry uprzedzać
idealna za to będzie dla rodziny, chcącej w miły sposób spędzić popołudnie, albo grupy znajomych o różnym stopniu planszówkowego zaawansowania - z nawiązką wystarczy!
reguły tłumaczy się i pojmuje w mig (koleżanka-"humanistka" potwierdza, że są przyjazne nie-matematykom), a na zwycięstwo, teoretycznie, ma szansę każdy 
rozgrywka jest dynamiczna, wykonanie - bez zarzutu, zabawa - naprawdę niezła

Janek - wiadomo, polubił "Pociągi. Europa" już za sam temat,
ale, co ciekawe, również nikt z pozostałych "testerów" (w liczbie 10) nie miał negatywnych uwag!
no, może poza "ja zawsze dostaję najgorszy układ!", "oczywiście, znowu moje miasta na skrajnych końcach" itp. - co tylko dodawało rozgrywkom odrobiny emocji i sympatycznego kolorytu

tak to wyglądało w praktyce:

wersja podstawowa, sześciu graczy

w wersji z dodatkiem, pięciu graczy


c.d. tego tematu - pełen alternatywnych zastosowań, domowej edukacji i zupełnie nowych zasad - nastąpi,
niemniej już w wersji podstawowej zachęcam do wypróbowania "Pociągów" w gronie przyjaciół i rodziny
my się nie zawiedliśmy!


za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu

wpis w ramach akcji:

Czytaj dalej

Wierszykarnia

Danuta Wawiłow - czy ktoś nie zna jej wierszy?

bajkowe, ciepłe, często absurdalne, zawsze niesztampowe
proste wierszyki, które niespodziewanie rozwijają przed dojrzałym czytelnikiem głębię znaczeń...
najbardziej przyciąga w nich chyba nawet nie niezwykła, oryginalna forma, ale to wyjątkowe, pełne zrozumienia spojrzenie na - czasem zabawne, lecz równie często dalekie od beztroski - sprawy świata najmłodszych
niezwykle rymowanki, "obrazki" ukazujące samą istotę dzieciństwa

wiele z nich pamiętam sprzed lat, niektóre dopiero odkryłam, kilka właśnie poznaję na nowo dzięki "Wierszykarni"


Czytaj dalej

Brodnica i okolica

lato zbliża się coraz większymi krokami, dni robią się coraz dłuższe, a perspektywa wakacji dodaje energii
sama na urlop muszę jeszcze długo (oj, długo...) poczekać, ale w wolne weekendy absolutnie nie zamierzamy siedzieć w domu!
co prawda dwa dni to na dalekie podróże zbyt niewiele, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby eksplorować najbliższe okolice
przykład naszej wycieczki z ubiegłej niedzieli pokazuje, że czasem wystarczą tylko dobre chęci...

bywa, że plany nieoczekiwanie się dezaktualizują i nagle okazuje się, że mamy cały wolny dzień do dyspozycji - co tu robić? można na przykład szybko wziąć plecak z ubraniami na ewentualną zmianę pogody, butla wody i kanapkami, dziecko za rękę (to ja), aktualnie ulubioną zabawkę pod pachę (Jan) i wyruszyć na stację kolejową,
a potem wsiąść do pociągu - byle jakiego :)
nam trafił się kierunek:

Brodnica


niewielkie miasteczko w woj. kujawsko-pomorskim, niknące wśród licznych atrakcji i perełek ziemi chełmińskiej,
może jednak niesłusznie nie doceniane?
sama nigdy nie zatrzymywałam się tam na dłużej, dobrze więc, że pojawił się pretekst

mieliśmy z Jankiem okazję zobaczyć - kolejne z licznych w naszej okolicy - pozostałości zamku krzyżackiego i wspiąć się na zrekonstruowaną wieżę
(niektórzy z równym zapałem wspinali się też na kręte schody lokalnej biblioteki oraz podobiznę szwedzkiej księżniczki, przed pałacem starostów, ale o tym sza...)


ładnie odnowiony Rynek okazał się świetnym miejscem do ochłody - z porcją lodów i biegami między strugami wody w kolorowej fontannie


obojgu nam spodobały się przyrodnicze wystawy w Centrum Edukacji Ekologicznej (strona CEE - tu)
bardzo miła pani "otworzyła przed nami wszystkie drzwi", przedstawiła węgorza-Krystynę i dała pogłaskać małe myszki (jeśli ktoś o takiej marzy - kilka jeszcze szuka domu) i pozwoliła do woli bawić się w myśliwego z epoki neolitu
polecamy - wstęp jest bezpłatny



największą niespodzianką wycieczki okazało się jednak wydarzenie, które jak dotąd udało mi się przegapić już 16 razy:
 XVII Ogólnopolskie Spotkania Cyrkowe 
nie miałam pojęcia, że właśnie tutaj się odbywają!

zupełnie przypadkiem trafiliśmy przed scenę, na której mogliśmy podziwiać występy młodzieżowych grup akrobatycznych, młodych żonglerów, monocyklistów, mimów, szczudlarzy, "taniec" na piłkach, gimnastykę na chuście itp.
poza sceną ochotnicy próbowali własnych sił w aerial jodze, dawali się wystrzelić z katapulty bungee, uczyli się żonglować i kręcić piłeczkami poi - trochę żałuję, że nie spróbowałam...
może za rok :)




dla Janka oczywiście frajdą była już sama jazda szynobusem, a dla mnie podziwianie kojących widoków lokalnego Parku Krajobrazowego...


myślę, że nad jeziora Pojezierza Brodnickiego jeszcze się na pewno nie raz (najlepiej z rowerem) wybierzemy!
pociągiem to w końcu nie cała godzina jazdy, a po drodze są co najmniej dwie stacje, na których zawsze możemy liczyć na miłe przyjęcie - tym razem za gościnę w drodze powrotnej, obiadowe mięsiwo i pyszne czereśnie, dziękujemy wujkowi Wiesiowi i cioci Gosi :)

ot, taka sobie niedziela, chwila wytchnienia od codzienności..
a nie wspomniałam nawet o wspaniałym sobotnim rowerowaniu i grillowaniu nad naszym jeziorem!
dziękuję w tym miejscu pozostałej 10-kołowej ekipie, K. N., który zadbał o prowiant oraz wszystkim aktywnym lokalnym działaczom, dzięki którym czas na miejskiej plaży można spędzić bardzo przyjemnie, a droga do domu jest od jakiegoś czasu gładka i szeroka

niech ten nasz zwykły-niezwykły weekend będzie przykładem, że warto wyjrzeć za próg, rozejrzeć się dookoła i docenić swoje najbliższe okolice -
najlepiej w towarzystwie krewnych i znajomych



jako że wiele (i coraz więcej!) w naszym kraju pięknych, kuszących miejsc, które tylko czekają na odkrycie, zachęcamy do turystycznej aktywności na długich i krótszych dystansach

a po inspiracje zapraszamy m.in. do uczestników akcji Gdzie nogi poniosą...

Czytaj dalej

matematyka smaku i zapachu

wspominałam już o tym, jak matematyka pomaga nam w kuchni, przy okazji powiązania tematu ciepła i zimna z pokrętłem naszego piekarnika
tym razem nasza "lekcja" miała aromat kwiatów czarnego bzu i smak truskawek

Czytaj dalej

gra Kiwi. Leć, nielocie, leć.

graliście kiedyś w pchełki? pamiętacie, jako to frajda? (to pytanie do starszych graczy)
lubicie Angry Birds? fajnie się katapultują? (niech się młodzież wypowie...)

przedstawiam dziś grę, która ma szanse pogodzić pokolenia:

Kiwi. Leć, nielocie, leć 


elementy składowe:
pudełko, które po złożeniu kilku kartonowych elementów staje się przestrzenną planszą
4 kartonowe wyrzutnie (z gumką)
kolorowe żetony z wizerunkami ptaków kiwi - po 10 w czterech kolorach - dla maksymalnie 4 graczy

cel gry:
pomóc sympatycznym nielotom znaleźć się w skrzynce, w której będą mogły wyruszyć na wakacje


autorzy w ciekawy sposób wykorzystali grę słów - mamy oto za zadanie umieścić ciekawe świata ptaki w pudełku z przegródkami, do złudzenia przypominającym te do przewozu owoców kiwi
cała trudność polega na tym, żeby wstrzelić je na miejsce przy pomocy odpowiednio złożonej katapulty, tak, by cztery z nich zajęły sąsiednie pola (kwadrat 2x2)
i zrobić to sprawnie, zanim sztuka ta uda się któremukolwiek z przeciwników

podstawową zasadą jest brak reguł - wszyscy strzelają jednocześnie, każdy jak potrafi, kolorowe kółeczka szybują w najbardziej nieoczekiwanych kierunkach...
do momentu, gdy komuś uda się osiągnąć cel i krzyknąć: "Kiwi!"
instrukcja przewiduje również sytuację, w której nikt nie ułoży pożądanego kwadratu (wbrew pozorom to wcale nie takie łatwe!), zakazuje też dotykania cudzych żetonów i wszystkich tych, które znalazły się w obrębie planszy, ale poza tym - hulaj dusza! - nic nie ogranicza beztroskiej zabawy

"Kiwi. Leć, nielocie, leć." to zabawka estetycznie i pomysłowo wykonana, przyjemna dla oka, angażująca dzieci w przygotowanie do rozgrywki i w pewien sposób stymulująca ich aktywność ruchową (rzadko kończy się li tylko na rozruszaniu paluszków, częściej trzeba poszukiwać żetonów w bliskiej i dalszej okolicy, nurkować pod stół, przeczesywać dywan...)
spodoba się na pewno miłośnikom szybkich, relaksujących rodzinnych rozgrywek, w tym większości przedszkolaków, które mają realne szanse na pokonanie rodziców i dziadków
przejrzysta instrukcja i zabawny fabularny wstęp zachęcą do zabawy nawet tych początkowo opornych
Janek szybko został jej wielkim fanem!

ale...
mimo wszystkich wyżej wymienionych zalet, osobiście nie specjalnie polubiłam tę grę
jest według mnie zbyt banalna, brak sztywnych reguł zezwala na psujące zabawę manipulacje (czemu by nie strzelać bezpośrednio znad pudełka?), nie stymuluje ogólnego rozwoju i budzi stosunkowo niewielkie emocje (przynajmniej takich mruków jak ja), więc nie widzę w niej większego sensu
może poza faktem, że naprawdę miło popatrzeć, jak znajome chłopaki cieszą się ze strzelaniny i ganiania za żetonami :)

w "Kiwi. Leć, nielocie, leć" forma zdecydowanie wzięła górę nad treścią,
stąd u mnie również tym razem więcej zdjęć niż słów









za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Egmont,
za zdjęcia - K. N.
Czytaj dalej

gry i zabawy świata

udział w projekcie Grajmy! przypomniał mi, jak kiedyś, przed laty, zafascynowało mnie kompendium "Przewodnik gier" Pijanowskiego i zachęcił do poszukiwań podobnej lektury w czasie ostatniej wizyty w bibliotece

poniżej garść informacji o treści moich najnowszych książkowych "zdobyczy":


Czytaj dalej

matematyka sztuki 2 - w praktyce

kontynuujemy temat "matematycznego" spojrzenia na sztukę
w ramach projektu

***

inspiracją do geometrycznych zabaw przestrzennych i pierwszych przymiarek do zrozumienia rzutów prostokątnych stała się najnowsza zabawka Janka - "Klocki Geo"


o Jankowym błysku w oku na jej widok i zaangażowaniu w budowanie coraz to bardziej wymyślnych konstrukcji, a także naszych sposobach na zabawę z tym niesamowicie rozwijającym wyobraźnię przestrzenną zestawem jeszcze napiszę, dziś jedynie (całkiem udane) próby rozpoznawania, kopiowania i rzutowania brył


zagadka (również dla Was) - którą figurę narysowałam?


***

temat skali jako "artystycznego środka wyrazu" wpływającego na kompozycję i odbiór dzieła, wypłynął niejako przy okazji - wystarczyło dać dziecku dużą kartkę...
przed Państwem kompozycja "Apetyczny pociąg z rowerem w wagonie i Monster Truck z drabinami w dwóch wymiarach"
(i rozmiarach)

 ***

mimo że (jak pisałam w teoretycznym wstępie do tego warsztatu - tu) kolorów nie da się zdefiniować czysto matematycznie, da się w temacie wprowadzić pewien liczbowy porządek, co J. zauważył dawno na przykładzie  moich kredek :)



***

do zabawy kolorem i matematyką zachęcają obrazki do kolorowania według kodu (takie jak te, sprzed roku >>klik)
ostatnio w naszym muzeum znaleźliśmy całkiem ciekawy w karcie ćwiczeń z Galerii Współczesnego Malarstwa Pomorskiego (zbiory >> klik)


stamtąd pochodzi również inspiracja do analizy i samodzielnej zabawy abstrakcyjnymi "zestawieniami kolorów i kształtów"


z kolei jak wielką rolę w malarstwie odgrywa "rozumienie" perspektywy bardzo łatwo dostrzec przeglądając "Arcydzieła do kolorowania"


nawet natchniony artysta poddaje się często "matematycznym" ograniczeniom - nie zapominając o symetrii, prawidłowej organizacji przestrzeni i logice światłocienia
na wrażenie głębi ma wpływ nie tylko zachowanie odpowiedniej skali i proporcji, ale również użycie odpowiednich kolorów i stopniowanie nasycenia barw
a nawet "płaskie" kompozycje prostych figur (typu 'czarny kwadrat na białym tle", albo Jankowe ulubione "plany komunikacji miejskiej" wg Mondriana) dają wielkie pole do wyobraźni




// przy okazji warto polecić samą kolorowankę - złożona z bloku do malowania oraz osobnej książeczki z podpisanymi reprodukcjami oryginalnych obrazów i krótkimi notkami o autorach, może stać się "pierwszym albumem malarstwa" i inspiracją do własnych artystycznych poszukiwań jednocześnie //

***

kolejnym moim skojarzenie z tematem były figury niemożliwe, a ogólniej złudzenia optyczne -
dowód na fakt, że w temacie sztuki mało miejsca zajmuje matematyczna precyzja
dzieło artysty trafia prosto do serca, za nic mając "szkiełko i oko" :)

o tym jak mózg daje się oszukiwać prostymi sztuczkami poczytaliśmy w wiki (klik), która sama naprowadza następnie na temat obrazów-iluzji
polecam pokontemplować od wieków równie zachwycające freski dające wrażenie głębi (Andrea Pozzo >> klik), bardziej współczesne, ubarwiające miejską przestrzeń murale (przykłady - klik), albo spróbować wyobrazić sobie "niemożliwe" konstrukcje Eschera (o, takie >> klik, więcej o autorze - tu)
a już najbardziej - w końcu lato za pasem i kreda nie raz pójdzie w ruch na miejskich chodnikach - spróbować narysować coś takiego, jak Beever! (jego zachwycające "chodnikale" tu >> klik)

***

kończymy
refleksją, jak niesamowitą wyobraźnią (i matematycznym spojrzeniem na rzeczywistość?) dysponują artyści

i zawsze prawdziwym stwierdzeniem:

Matematyka jest piękna!



P. S. mimo kilku prób "przekonania" umysłu do czego innego, ta tancerka uparcie wiruje mi przed oczyma tylko w jedną stronę - a Wam?

Czytaj dalej