kartka z kalendarza - styczeń się skończył!

czyli ku pamięci
- co się działo 01.2014 -

Janek po raz pierwszy

wystąpił publicznie przed seniorami rodziny w składzie 2 babcie + dziadek (oraz całkiem sporą grupą dziadków nieznajomych), zadeklamował (zgodnie z definicją "wygłosił wyraziście i z ekspresją":P) wierszyk o babci-dynamicie i zaśpiewał z grupą piosenkę
oraz
wziął (czynny i radosny) udział w balu przebierańców pozwoliwszy się przebrać w strój rycerza (jego tarcza hand made była chyba jedynym takim rekwizytem wśród wszystkich przedszkolaków - jak jeden mąż w wydumanych fatałaszkach wprost z wypożyczalni - dobrze, że się jej nie wstydził, tylko z dumą prezentował; ciekawe jak będzie za rok...)

a także
zjeżdżał samodzielnie (i zupełnie bez strachu - ja nadrabiałam za dwoje) na sankach z wysoooookiej górki (tej w lesie koło bunkrów.. ja się bałam jeszcze w postawówce, a w sumie i teraz hamuję nogami :P)

ulepił z tatą bałwana

i odkrył fantastyczne możliwości Lego Technic (i został wielkim fanem - przytłoczyła mnie wizja przyszłych wydatków, ale długie kwadranse ciszy i skupienia - bezcenne; a przyznam, że lokomotywa zbudowana z tata zadziwiła nawet mnie - jeździ, maszyneria pracuje i tłoki się poruszają :o) 

zdjęć brak
ale podobno będą...
\
Czytaj dalej

w karnawale...

powoli rozkręcamy się karnawałowo
tzn.
przez ostatni tydzień odwiedziło nas całkiem sporo gości (w tym 3 rodziny - SPOZA naszej rodziny, dla odmiany :P)
w czasie jednej z tych wizyt Janek wpadając na chwilę ze swojego opanowanego przez "młodzież" pokoiku do salonu stwierdził "my się tam bawimy, a wy tu macie imprezę"
faktycznie - całkiem przyjemnie spędzaliśmy czas, ale co to za impreza bez tańców...
Janek nadrobi ten brak już jutro - na swoim pierwszym balu!
ze mną gorzej...
ale że mamy jeszcze cały miesiąc, może uda się zaprosić gości na poprawkę ;)

dziś pożegnaliśmy choinkę
od jutra będę myśleć o nowych dekoracjach
- pomocników chętnych do ich wykonania nie trzeba będzie daleko szukać:


Czytaj dalej

Janek w bibliotece (kolejnej)

z wyjątkiem wyjazdów z plecakiem i górskich wędrówek, kiedy bardziej liczy się masa bagażu, a widoki i (błogi) stan fizycznego umęczenia przesłaniają wszelkie inne zaniedbane potrzeby, ciężko znoszę dzień bez czegoś do czytania

na szczęście zazwyczaj mam w domu przynajmniej jedną  lub dwie książki czekające na półce przy łóżku

(w najgorszym okresie, jakieś dwa lata temu kiedy wróciłam do pracy, karmiłam J. piersią w dzień i w nocy /a jego rozpraszał, a nawet budził szelest przewracanych stron:(/, co drugi dzień robiłam pranie, często dwa obiady - osobno dla dużych i dla małego, praktycznie nie miałam czasu dla siebie i zasypiałam usypiając smyka, chyba właśnie za chwilą z beletrystyką najbardziej tęskniłam - etykietki słoiczków z deserkami i ambitnie traktowane poradniki świadomego rodzicielstwa to zdecydowanie marne substytuty...)

aby była to lektura warta poświęconego czasu - dba o to nieoceniona ciocia-bibliotekarka, na którą zawsze można liczyć - włączając zakup przypadkiem wspomnianego "must have" na stan i dostawę do domu :)  

J. od kiedy tylko zainteresował się książkami - też regularnie otrzymuje świeżą porcję dobrej jakości literatury z tego źródła
niemniej raz na jakiś czas zachciewa się mi wybrać coś samodzielnie - stąd dość częste zakupy i wizyty w pobliskich bibliotekach, w których Janek często chętnie mi towarzyszy

w związku z przeprowadzką musieliśmy przeprowadzić się też do nowej biblioteki
dla Jana sprawa oczywista - trzeba ją znaleźć, przywitać panie i założyć kartę :)
J. pięknie się przedstawił, podał adres i imię ojca, a otem dowód osobisty do weryfikacji - ciągle muszę sobie przypominać jaki już jest duży i samodzielny... 
a potem oczywiście - do półek!

kącik dziecięcy okazał się bogato wyposażony
za pierwszym razem widząc ten przepych i liczbę ciekawostek z mojej listy "na może kiedyś" dla Jana całkiem się pogubiłam i sama zaczęłam buszować po półkach, tak, że (dosłownie po chwili!) Janek miał dość i z wybranymi egzemplarzami już kierował się do wyjścia, kiedy ja jeszcze na nic się nie zdecydowałam :P
a wybrał dobrze:

Czytaj dalej

zamiast laurki

 

 Wszystkiego Najlepszego dla Jankowych Babć, Prababć i Dziadków!

Czytaj dalej

działo się - tydzień pełen atrakcji

* nadeszła niecierpliwie oczekiwana zima


wczoraj spóźniłam się do pracy, bo po drodze do przedszkola Janek musiał sforsować wszystkie zaspy, odśnieżyć ławkę i strząsnąć śnieg ze świerczków

rozumiem, że MUSIAŁ

dziś on zrozumiał, że rano sanek nie będzie, poszedł na nóżkach i cierpliwie doczekał popołudniowej poprzedszkolnej jazdy slalomem :)




* byłeś u fryzjera!

Czytaj dalej

zasłuchany, niekoniecznie meloman

od kiedy już kiedyś (dawno) wspominałam, jak bardzo oboje z Janem polubiliśmy audiobooki >> TU
w tej chwili już wyraźnie widać, że stały się w naszym życiu jeszcze ważniejsze

nierzadko pół godziny przy odtwarzaczu to jedyna chwila zwolnienia przez J. tempa w czasie całego dnia na pełnych obrotach - relaks dla małego i zbawienna chwila oddechu dla jego opiekunów :)
nie rezygnujemy z codziennego czytania (już by Jane pozwolił! :P), ale dodatkowo chętnie zatrudniam do
tego także inne "głosy"


jak widać - nie tylko głosy ptaków :D


Czytaj dalej

czy książki się starzeją?

niestety tak...

na szczęście daleko częściej żółkną, gubią kartki i dorabiają się oślich rogów, niż tracą na wartości!


no, może nie wszystkie hasła z Encyklopedii z 1976 roku są teraz aktualne, ale i tak ostatnie poświąteczne prezenty od naszej książkowej dobrej wróżki sprawiły i mi i Jankowi masę radości
("możecie sobie z nich powycinać" powiedziała  - o nie! na pewno nie powycinamy!)
podobno trzeba je było usunąć ze zbiorów biblioteki, bo nikt ich nie wypożyczał...

niedoszli czytelnicy nie wiedzą co stracili!


moim numerem jeden z tego niesamowitego zbioru jest loteryjka o tematyce przyrodniczej "Pory roku" wydana przez Naszą Księgarnię w 1969 w ramach serii Książeczki z Misiowej Półeczki
Janek od razu załapał o co chodzi, wybrał odpowiednią dla pory roku kopertę (czyta :) !), poopowiadał co dopasowuje..


ale - nie oszukujmy się - dla niego co innego z w/w było większa atrakcją...
Czytaj dalej

jesienna zima w parku

jeszcze w styczniu na rowerze z J. nie jeździłam...
do dziś :)

a że zrobiło nam się dzięki przeprowadzce bliżej do Parku Miejskiego - skoczyliśmy sobie na godzinkę (czy dwie)

szaro... ale Jan szczęśliwy!

w cienkich butach, bo "nie ubieram zimowych! nie ma zimy!!!"


 

a przy foteliku trzeba było niżej przesunąć podpórki pod stopy
tak szybko rośnie... 
Czytaj dalej

robótki noworoczne

spróbowałam czegoś nowego


całkiem ciekawe rzeczy można zrobić taką techniką - jak ktoś ma nadmiar czasu [np. tak jak ja między 23 a 1 :) ] warto podpatrzeć jak to robią profesjonaliści  - rurki -> TU , kółka -> TU, następny krok -> TU
ciekawe na ile starczy mi entuzjazmu :D
Czytaj dalej

na ulicy Czereśniowej - kolejna odsłona

mimo nieubłaganego upływu czasu, w pewnych kwestiach niewiele się zmienia...
w szczególności jeśli chodzi o dobre książki - zawsze warto do nich wracać i jest prawie pewne, że za każdym razem pozwolą  odkryć inne swoje oblicze

w przypadku Janka jedną z książeczek do których wracamy regularnie jest "Lato na ulicy Czereśniowej" - niesamowita pozycja, której mało kto jest w stanie odmówić uroku

/ cała seria ma zresztą w naszej rodzinie wiernych fanów - niespełna póltoraroczny Emilek codziennie przegląda swoją "Zimę..", 3-letnia Justysia pięknie opowiada o "Jesieni...", najwyższa pora wreszcie podarować "Wiosnę" najmłodszemu Piotrusiowi! /

nie do wiary, że pisałam TU o niej po raz pierwszy już półtora roku temu!
Jane (no dobrze, ja też :D) nadal ją uwielbia i co jakiś czas wyciąga, kartkuje, komentuje - zmieniło się tyle, że teraz próbuje też czytać ostatnią stronę :)

a od jakiegoś czasu może też przeglądać dwie książeczki z serii jednocześnie, bo pod choinką znalazł w tym roku "Noc na ulicy Czereśniowej"!

prócz dotychczasowych zajęć z książką (jak wyszukiwanie szczegółów, opowiadanie o bohaterach, ćwiczenie słówek etc. - nie będę się powtarzać... mamy zawsze na nie masę pomysłów) J. może więc też porównywać ten sam krajobraz i zachowania ludzi i zwierząt w dzień i w czasie letniej nocy - to nawet lepsze niż wyszukiwanie 5 szczegółów różniących obrazki w "Abecadle" :)

czy kogoś jeszcze dziwi, że taka "lektura" wciąga naszego przedszkolaka bez reszty?


Czytaj dalej

szału nie ma...

przez chwilę postała mi w głowie myśl, jakby tu ciekawie i "z przytupem" zacząć Nowy Rok
no cóż - zdecydowanie krótką chwilę...

Janek od tygodni "zdrowy" z nieprzemijającym kaszlem, ja w pracy w Wigilię i Sylwestra, widoków na urlop nie ma, z tatąjanka ciągle jakieś zgrzyty
eh...

i stanęło na tym, że najważniejsze, że dziecko szczęśliwe, kwestia mieszkania ogarnięta i w ogóle mam czas poczytać wieczorami - pamiętam, jak rok temu było z tym ciężko, a dwa - nawet nie marzyłam!
czyli najważniejsze, że jest progres
no i wanna do tego wieczornego czytania duuużo lepsza... :D
więc żadnego tam "szału nie ma...", tylko kończę narzekanie, postanawiam więcej działać i myśleć pozytywnie
  
czego i Wam życzę!


P.S. Janek w tym roku też bał się fajerwerków - tzn. "oficjalnie" się nie boi ("są takie piękne..."), ale w nocy odmówił oglądania cały schowany pod kołdrą  i zakrywał dłońmi uszy, żeby tylko nie słyszeć "wybuchów"
rano chyba trochę żałował, bo przekonywał nas, że jak się ściemni to zobaczy "bszystkie fajerberki!"
żeby dziecko cały rok nie musiało czekać rozczarowane tata na szczęście zadbał o nagranie sylwestrowego nieba nad miastem
jak dla mnie taka wersja jest nawet lepsza - mniej huku, smrodu i śmieci, a efekt (jak się umiejętnie - tj. jak Jan - używa rew i play) zdecydowanie bardziej długotrwały :D
teraz możemy pokaz sztucznych ogni powtarzać każdego wieczora!
Czytaj dalej