rodzicielstwo bliskości a "bunt dwulatka"

są takie dni, kiedy bliskość, radosne rodzicielstwo i ogólna euforia z powodu możliwości obserwowania rozwoju dziecka to nie tylko puste hasła
ale są też trudne chwile

(prawie wcale)
nie karzę
nie nakazuję czegoś, co wynika z mojego widzimisię, wygody, lenistwa
nie ingeruję zanadto w sferę prywatną - może sobie wybrać ubranie, zabawkę, w co się chce bawić...
możemy razem sprzątać, co tam, nawet mogę sama po nim posprzątać, może zjeść tyle ile chce (chociaż  potem musi sobie posiedzieć ze mną w kuchni, bo ja jem..), sam wybiera to, co mu smakuje itd.

ogólnie pewne postawy promowane jako "rodzicielstwo bliskości" są mi bliskie w zupełnie naturalny sposób,
ale od jakiegoś czasu Janek demonstruje kompletne niezrozumienie dla moich wysiłków w kwestii traktowania go jak istoty rozumnej
i na nic tłumaczenia, przekonywanie -
przynajmniej w jednej kwestii zupełnie się z J. nie rozumiemy i ostatnio często

przygotowanie do snu = pandemonium



ja WIEM, ze jak J. nie będzie spał w dzień, to nie wytrzyma wieczorem w dobrym nastroju do 20-21, a MUSI, bo ja akurat długo pracuję / jesteśmy umówieni - ktoś przychodzi / gdzieś jedziemy i nie ma szans na wcześniejsze pójście spać (a on się sam w kąciku w życiu nie położy dopóki widzi, że COŚ się dookoła dzieje)...
połóż się, będzie drzemka, trzeba odpocząć, żeby i mieć energię do dalszej zabawy/odwiedzin/wyjazdu
a on WIE, że w tej chwili NIE CHCE drzemki, bo MA energię
mogę tłumaczyć ile chcę i tak się nie zrozumiemy
[a najgorsze, że Janek faktycznie zapas energii ma ogromny i potrafi na przykład nie spać 15 godzin z rzędu a potem rześki wstać po dziewięciu :( ]

i chociaż wydawało mi się, że tzw. "trudny wiek" (przynajmniej ten pierwszy :P) minie nam bez scen, to gdy nadchodzi pora spania w dzień (a czasem i wieczorem - szczególnie, gdy nocujemy u dziadków, gdzie tyle jest do zrobienia, ze czasu na sen najbardziej szkoda..) mój na ogół całkiem pojętny i grzeczny synek zamienia się na długie minuty w krzycząco-płaczące wierzgające stworzenie do którego nic nie dociera...
(tylko minuty, ale długie :P - bo trudne do zniesienia w spokoju)

a ostatnio taka reakcja zaczęła się pojawiać też w przypadku innych "konieczności" - np. gdy pora kończyć odwiedziny i wracać do domu
tatajanka całą sytuację pogarsza komentarzami, że synuś jest rozpieszczony, zepsuty, wcale mnie nie słucha, bo mu za dużo pozwalam i ogólnie nie wiadomo co z niego wyrośnie (tu się akurat zgadzam:P)

niech mi ktoś napisze, że wcale nie muszę być brutalnie stanowcza, a Janek tak naprawdę rozumie, że krzyk to nie jest metoda, tylko chwilowo ma taki sposób na rozładowanie frustracji z powodu bezsilności, gdy się mu coś nakazuje
i że to minie

- niby sama wiem, ale wspierający komentarz nie zaszkodzi ;)

PS. wpis powstawał po trochu w zeszłym tygodniu, a dziś dzidzia spała grzecznie w dzień u babci i wieczorem zasnęła bez problemu przytulona do mamy - i o co mi chodzi?

3 komentarze :

  1. Siostra, nie załamuj rąk :) Dobrze wiesz, że wszystko co złe szybko mija :) A jeszcze szybciej się zapomina!! Sama tak mi mówisz, więc WIESZ!! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. u nas pójście spać, to o 20 najwcześniej...bez względu, czy śpimy w dzień, czy nie...

    OdpowiedzUsuń
  3. hahaha, mam dwójkę i już się nastawiam, że drugi taki jako pierwszy będzie, czyli sam z siebie się nie położy - już się przyzwyczaiłam - już nie przekonuję starszego do drzemki w dzień i tak mi powie: "ja nie jestem zmęczona":), choć ziewa i oczy trze. Jeśli mi bardzo zależy na tej drzemce to mam swoje 3 sposoby (samochód, wózek, chusta/nosidło - żadnego nie pochwaliłaby pani z SuperNiani), tylko wcześniej mówię, że jest zmęczony i dobrze by było by zasnął, bo jak mu się zdarzy zasnąć bez wprowadzenia to niestety po drzemce jest mały dramat.

    OdpowiedzUsuń