to ja ci mamo poczytam...

czytanie jest ważne - jako podstawowa umiejętność ułatwiająca (jeśli nie wręcz umożliwiająca) życie w cywilizowanym świecie, ale też dlatego, że kto czyta książki żyje aktywniej!

czytanie pobudza aktywność mózgu źródło
tata Janka podobno sam czytał gazety zanim skończył trzy lata, a ja w przedszkolu czytałam głośno dzieciom, gdy Pani chciała odpocząć - po Janku też się spodziewam podobnych sukcesów :P
szczególnie, że sam coraz częściej pokazuje różne napisy i dopytuje "co tu napisane?", albo sam rozpoznaje literki i próbuje je łączyć w słowo
ostatnio w sympatycznym konkursie na parentes.pl wygrałam dla niego książeczki do nauki czytania



sam pomysł na konkurs mi się spodobał, bo polegał na układaniu słów z liter dłuższego wyrazu (tu słów Wydawnictwo Pentliczek - nazwy wydawcy nagrody) i przypomniał mi jedną z zabaw jaką lubiłam w wieku wczesnoszkolnym - troszkę pogimnastykowałam umysł i wyszło mi ponad 300 słów - oczywiście były i lepsze wyniki, ale dodatkowo miałam szczęście w losowaniu :)

i synuś ma prezent, który zgodnie z opisem mam pomagać w nauce czytania nawet dwulatkom

co do samej serii "TO JA CI MAMO POCZYTAM" - osobiście uważam, że dobór słów nie jest najtrafniejszy - jakoś nie zgadzam się,że dla małych dzieci łatwiejsze do przeczytania/zapamiętania/rozpoznania są krótkie słowa (a na takich bazuje seria) i na pewno nie wpadłabym na to, żeby wprowadzać tak rzadko spotykane w literaturze wyrazy jak sęk albo imię Olo dla kota... no i te obrazki - nie zawsze pasujące do zdania-podpisu, a ostatni - ni z gruszki ni z pietruszki - zawsze podpisany "Koniec", gdy tymczasem właśnie coś się na nim dzieje ciekawego...
ale
Jankowi książeczki się podobają, sam chętnie zdejmuje z półki, wyciąga z walizeczki, przegląda, przypomina sobie całe frazy ("O rety! Plama!" - "czyta")
i chociaż pewnie nie starczą na długo, cieszę się, że ma chęć poznawać słowa
mam nadzieję, ze w każdym wieku będzie czuł potrzebę czytania, z książek będzie czerpał wiedzę, inspiracje, a z czytania - radość

5 komentarzy :

  1. hmmm,dobór słów rzeczywiście średni ale pozycje całkiem ciekawe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa pozycja - na pewno przyjrzymy się jej bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to miała Pani nieszczęście wygrać dwa produkty tej samej autorki. Faktycznie, fatalny zbieg okoliczności... :-(

    Pani Agnieszko, tytułem wyjaśnienia:
    - tak się składa, że małe dzieci rzeczywiście zapamiętują łatwiej krótsze słowa (pewno dlatego, że łatwiej o analizę wzrokową w momencie "fotografowania" wyrazu w pamięci),
    - sęków u mnie w domu mnóstwo bo sporo drewna, ale jeśli malec nie zna tego wyrazu wystarczy pokazać i objaśnić; ot, okazja do poznania sęka i nowego słowa,
    - Olo miał być strasznym łobuzem i wyszło, że jest; ma swój prototyp w naturze, podobnie jak Maja i Jaś - moje wnuczęta. Nie jest łatwo zrobić dynamiczne ilustracje do książeczki, która praktycznie nie ma fabuły. Pani Renata spisała się zatem świetnie, choć wolno Pani uważać inaczej,
    - skąd "koniec"? Często wyświetlam dzieciom bajki z rzutnika. Zwróciłam uwagę na to, że najprędzej przyswajały sobie właśnie wyraz "koniec". Czytanie globalne to powtórzenia, powtórzenia, powtórzenia, by obraz graficzny wyrazu utrwalił się w pamięci. Myślę, że Janek (nie mój wnuczek, Pani synek) bezbłędnie odczytuje ten wyraz.
    Przykro mi, że książeczki Panią rozczarowały, fajnie, że choć Janek chętnie po nie sięga.

    Pozdrawiam Panią i złotowłosego chłopaczka...

    Maria Trojanowicz-Kasprzak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie - cieszę się, że znalazła Pani czas i ochotę na wyjaśnienie kilku kwestii mi i czytelnikom tego bloga.
      Od razu spieszę z odpowiedzią, by nieco złagodzić polemiczny charakter "dyskusji" między naszymi wpisami.
      Prawdopodobnie odniosła Pani błędne wrażenie, że krytykuję książeczki Pani autorstwa, gdyż uważam je za mało wartościowe. Jest wręcz przeciwnie - zazwyczaj głębiej analizuję ewentualne wady produktów, które mogą mieć istotny wpływ na edukację Janka, niż wszechobecnych, bezwartościowych umilaczy czasu... I bardzo się cieszę z obu wygranych dla Janka niespodzianek :) (po prawdzie nie starałabym się w drugim konkursie, gdyby pierwsza nagroda zupełnie mnie rozczarowała, czyż nie?)
      Rzeczywiście pozwoliłam sobie na kilka uwag co do zawartości książeczek (nota bene nie była to pełna recenzja, a już w żadnym wypadku recenzja negatywna, a jedynie kilka słów na temat pierwszego wrażenia) i zdaje się, że te mało entuzjastyczne przeważyły... Proszę jednak zauważyć, że zdecydowanie podkreśliłam odmienne zapatrywania synka. Dla autora piszącego DLA DZIECI to chyba właśnie najważniejsza opinia.
      Co do ilustracji Pani Renaty Grzybek - są wyraziste, dynamiczne, przyciągają uwagę Janka - same w sobie bardzo mi się podobają, nie uważam więc inaczej niż Pani. Podtrzymuję jednak opinię, że nie zawsze PODPIS jest jednocześnie OPISEM obrazka, a brak takiego związku utrudnia moim zdaniem dziecku zrozumienie sensu pisania/czytania jako sposobu opisu/odbioru rzeczywistości. Samo użycie słowa "koniec" też mnie nie razi - jednak fakt, że taki podpis znajduje się zazwyczaj pod najciekawszą ilustracją, co do której synek ma najwięcej pytań i pomysłów - już tak.
      Słowo sęk rzeczywiście prawdopodobnie nie spodobało mi się głównie z powodu braku takowych w najbliższym otoczeniu. Zgadzam się, że nie ma co robić z tego dramatu - słowo jak słowo, mimo że znam też ciekawsze i dające większe pole dla wyobraźni... Nadal też uważam, że dłuższe słowa nie są gorsze do nauki czytania i widzę, że sam Janek chętniej czyta o tym co lubi, czyli nie o wąsach, soli i żukach (no dobrze, o żukach TAK), ale na przykład (również) o autobusach, przyjaciołach (najchętniej Tomka) oraz nieznajomych (i Elmerze). Niestety głównie literuje i składa słowa, a nie "czyta globalnie", więc pewnie mówimy o dwóch różnych rzeczach.
      Po kilku tygodniach, które od minęły od kiedy otrzymaliśmy "To ja ci mamo poczytam" mogę jedynie dodać, że Janek nadal bardzo lubi swoją "walizeczkę" i często wraca do ulubionych książeczek z tej serii, a niektóre podpisy samodzielnie odczytuje. Strony okazały się bardziej wytrzymałe niż sądziłam i książki nie niszczą się tak jak się obawiałam.
      A co do Olo - oboje go z synkiem bardzo go lubimy za charakter i przyznaję - niepotrzebnie krytykowałam imię, bo świetnie do niego pasuje - tu kajam się całkowicie :)
      Pozdrawiam i przy okazji dziękuję za Pani wkład w propagowanie nauki czytania najmłodszych oraz cenne porady, które można znaleźć na Pani blogu - korzystam z nich często (podobnie jak z "Zestawu...") i między innymi dzięki temu Janek lubi, chce i już prawie potrafi:P czytać, co jest dla mnie bardzo ważne.
      Mam nadzieję, że mój wpis nie sprawił Pani przykrości ani nikogo nie odwiódł od zakupu książeczek, bo absolutnie nie taki był mój cel.
      Dam znać, jak zdecyduję się napisać opinię o "Zestawie do nauki czytania..." :)

      Usuń
  4. Pani Agnieszko,

    porozmawiajmy zatem jeszcze trochę. Co do ilustracji. Wyjaśnię ideę na przykładzie wąsa.Czytanie globalne to wyuczenie się na pamięć graficznego obrazu słowa. Trzeba to słowo powtarzać tyle razy ile się da. Mamy zatem wpisy: Wąs. I to wąs.To też wąs. I tu wąs. Proszę się postawić w pozycji ilustratorki, która ma za zadanie stworzyć ilustracje przyciągające uwagę dziecka. Myślę, że ukazanie wąsa jako elementu występującego u człowieka, rośliny i zwierzęcia to nie tylko okazja do zobrazowania prościutkiego tekstu, ale i możliwość przemycenia dawki informacji dla malucha. Dlaczego "wąs"? Zapytam - a dlaczego nie? Czy dla inteligentnego 2,5 latka to pojęcie nie do pojęcia? A sól? Olo jedzący sól to celowo wprowadzony element absurdu, który jest ważnym psychologicznym czynnikiem przykuwającym uwagę dziecka i bawiącym je.

    Słowo "koniec" samo w sobie ciekawe nie jest. Znowu chodzi o powtarzanie go. Toteż p. Renata starała się ze wszystkich sił, żeby nad tym nudnym wyrazem była ciekawa końcowa scenka. Można było jeszcze zostawić pustą, białą kartkę. Czy tak byłoby lepiej?

    Co do długości słów. Teoretycznie ani długość ani zapis (dwuznaki, zmiękczenia, samogłoski nosowe) nie mają znaczenia w czytaniu globalnym. Ale w praktyce gdy kładę przed dziećmi kilka plansz z wyrazami krótszymi i dłuższymi - łatwiej i szybciej "odczytują" te krótsze. Może dlatego, że krótsze łatwiejsze są dla analizy wzrokowej? Toteż zamysł serii opiera się na stopniowaniu trudności. W następnej części dłuższe są wyrazy i dłuższe zdania.

    Co trwałości książeczek.Mam nadzieję, że okażą się trwałe. Właścicielka wydawnictwa obsesyjnie wręcz dba o jakość produktów. Kartki książeczek (plansze w zestawie także) zrobiono z cienkiego kartonu, pokrytego matową folią.

    A teraz litery. Pisze Pani tak:

    Zgadzam się całkowicie z zasadami głoskowania, używania prostych czcionek i czytania tego, co jest napisane, ale już nie w pełni z zakazem wprowadzania liter drukowanych - są bardzo często używane i czasami uzasadnione - wystarczy spojrzeć ile ich w powyższym wpisie :)

    No, właśnie Pani Agnieszko. Proszę spojrzeć. Niemal same drukowane, małe litery. Małe. Duże są jedynie na początku zdania i w nazwach własnych. Toteż poważnym błędem jest uczenie maleńkiego dziecka czytania na dużych drukowanych literach.Tekst typu:
    TO JANEK, A TO MAMA JANKA napisany dużymi literami jest nielogiczny i stojący w sprzeczności z tą wersją liter, którą dziecko ogląda na co dzień. Ja nie optuję za pismem odręcznym. Ja walczę jak lew (bez wąsa...;-) by rodzice, wydawcy i producenci nie uczyli dzieci jedynie dużej wersji drukowanych liter. Kiedyś te dzieci będą musiały zacząć naukę od początku bo przecież małe odpowiedniki drukowanych liter są niekiedy zupełnie inne niż ich duże wersje, dla przykładu: Ł-ł, G-g, M-m itd.

    Pani Agnieszko, nie odebrałam Pani wypowiedzi jako totalnej krytyki. Uznałam, że pewne sprawy należy wyjaśnić i czynię to. Jasne, że najważniejsza jest dla mnie opinia małego czytelnika. Chcę jedynie powiedzieć, że nic w książeczkach nie zostawiłam przypadkowi. Każdy element konstrukcyjny książeczek był konsultowany z psychologiem i pedagogiem z Milligan College w USA, gdzie tego typu książeczki mają półwieczną tradycję i są ogromnie lubiane przez dzieci.

    I jeszcze jedno. Ja także nie w każdym przypadku podejmuję polemikę. Dyskutuję z mądrymi mamami. Na odnoszenie się do argumentów niedorzecznych zwyczajnie szkoda mi życia.

    A na koniec napiszę jeszcze, że ogromnie ucieszyła mnie wieść, że odkurzycie przeźrocza. Jestem ich wielką orędowniczką i fanką. Mają same zalety. Gdyby chciało się Pani poświęcić chwilę czasu proszę zerknąć w tekst "Kochajmy rzutniki".
    http://dzielnicarodzica.pl/42122/31/artykuly/przedszkolak/wychowanie/Kochajmy_rzutniki_?cid=130641

    Pozdrawiam Was oboje

    Maria Trojanowicz-Kasprzak

    OdpowiedzUsuń