tak - tego Cejrowskiego
nie, nie ze śmiechu
sięgnęłam po tę książkę jako JA - ciekawa świata miłośniczka podróży, "otwarty umysł", zapalona czytelniczka
a wzruszyłam jako mamajanka - mamuśka, która zrobiłaby wszystko, by spełnić największe marzenia swojego syna
dlatego myślę, że to dobre miejsce, żeby napisać kilka słów
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhFH32A2oKaylFoSHaiwcZJW3LyzEUDMFIttQiLwx9BL4Yt5NztIit6x6-lE8vnzfktYPb37eU63Z9ZDFUf6yXt3q3S_UgyZYbM7Cka4h3d2zeoOMKOS5Onso3WuRbtS-iBt9OGm615PSY/s1600/wyspa.jpg)
zapominając na chwilę, że czasami nie mogę patrzeć na telewizyjne programy "pajacującego" W.C.,
dałam się oczarować jego najnowszej opowieści
- ciekawej, wciągającej, miejscami poruszającej...
gawędzie o niegościnnych, ale fascynujących preriach Dzikiego Zachodu
"Wyspa..." jest napisana tak, że chce się czytać
i nie chce kończyć :)
- przez wzgląd na piękną oprawę, niespiesznie toczącą się akcję, poczucie humoru autora
ale to nie rubaszne żarty Cejrowskiego, lecz mądra dedykacja i pewien list sprawiły, że zwilgotniały mi oczy
niezależnie od tego, czy "Wyspę..." traktować jako oparty na faktach dziennik, czy też fikcję literacką,
czy autor w istocie miał takiego ojca (wspaniałego!) i czy sam okaże się wymarzonym ojcem chrzestnym W. i W. - te fragmenty po prostu chwytają za rodzicielskie serce i zmuszają do refleksji...
ja tu sobie pochlipię i podumam, a Wy - czytajcie dalej!
mam spory sentyment do pustkowi USA
co prawda nie byłam w Arizonie (no, prawie... najbliżej w Baker na Mojave - robi różnicę?) i wcale nie wiem, czy chciałabym być (na pewno nie w południe, w pełnym słońcu, otoczona przez czyhające wszędzie owady i wystawiona na miotające kurzem i kołpakami podmuchy wiatru!), ale rozumiem fascynację dziką przestrzenią Dzikiego Zachodu
i znam to magiczne uczucie wolności od wszystkiego i do wszystkiego
wolności, do której jesteśmy stworzeni, a której sami tak łatwo się wyzbywamy dając się zapędzić w kierat codzienności...
nie bardzo wierzę w samospełniające się marzenia (i to pewnie dlatego nie spełniają się mi, tylko panu Wojciechowi :P),
ale gdyby tak można było być na jego miejscu...
z tych kilku(nastu) spełnionych na Prairie Island to błogiego nicnierobienia na starym niebieskim krześle zazdroszczę bardziej niż "zdobycznej" roponośnej działki :)
ach, mieć kiedyś taki własny porcz...
warto poczytać sobie "Wyspę..."
jako pochwałę (nie koniecznie tylko amerykańskiej) swobody, otwartości, indywidualizmu (stadnego :P) oraz prostych patentów i uczciwej pracy jako recepty na sukces (w rodzaju "do pucybuta do milionera")
albo po prostu jako opowiastki z podróży zachęcające do poznawania świata
ostatecznie - przez wzgląd na tych kilka "romantycznych" akapitów...
Ach, super:) Marzy mi się wyprawa do USA, chętnie się tam przyniosę choćby w świecie wyobraźni z tą książką:)
OdpowiedzUsuńpolecam - i lekturę, i podróż :)
Usuńsama bym jeszcze chętnie więcej Ameryki zobaczyła...
Czytałam sporo pozytywnych recenzji o tej książce. Nie czytałam nic Cejrowskiego, jednak z pewnością kiedyś to nadrobię.
OdpowiedzUsuńM.
o! a ja myślałam, że odkryłam jakąś nowość :P
Usuńpolecam - szczególnie jako współautorce bloga podróżniczego :)