Naciśnij mnie! DIY

przy okazji ogłoszenia rozdania wspomniałam, że chcemy oddać książeczkę dwukrotnie używaną - już wyjaśniam jak to było...

na "Naciśnij mnie!" Hervé Tulleta skusiłam się po przeczytaniu opinii na lubimyczytac.pl i kilku blogach

była szczególnie zachwalana jako "interaktywna", rozwijająca, zdolna zainteresować i zająć na dłużej prawie każde dziecko itd. itp.

i w zasadzie nie zawiodłam się - książeczka jest kolorowa, oryginalna,
a Janka faktycznie zaciekawiło co się będzie działo gdy wykona polecenie i przewróci kartkę
i chętnie przy czytaniu współpracował,
ale...

jest ALE
przeczytaliśmy razem raz i nie zauważyłam chęci Janka do ponownej lektury
i wiem dlaczego
- mama mu przeszkadzała!
książka mimo że z założenia ma inspirować dziecko do (samodzielnej?) zabawy - potrząsania, dmuchania, klaskania - ma dość cienkie kartki (wydaje mi się, że zostawiona sam na sam z pełnym energii dwulatkiem mogłaby długo nie pozostać w jednym kawałku, a na pewno strony uległyby wygnieceniu podczas energicznego przewracania) i wymaga obecności osoby dorosłej w czasie czytania także dlatego, że tekst jest napisany małymi literami, a dodatkowo również w wersji francuskiej, co niepotrzebnie utrudnia orientację w odnalezieniu polecenia
czyli
sam pomysł jest super, kropki z łatwością "wciągają" i małych i starszych - aż się chce z książką "współpracować" żeby się przekonać co będzie dalej,
ale wykonanie jakoś mnie nie zachwyca
prawdopodobnie za kilka miesięcy Janek dałby sobie z jej prawidłowym "używaniem", a polecenia po kilku sesjach znałby na pamięć, ale postanowiłam jednak tymczasem przekazać nasz egzemplarz innemu dziecku, a dla nas zrobić wersję uproszczoną i bardziej "dziecioodporną"

łatwo powiedzieć...
podpatrując wyczyny innych mam, które na blogach z duma prezentują niesamowite pomoce edukacyjne i zabawki "wyczarowane" dla swoich dzieci, nabieram czasem przekonania, że wszystko da się zrobić własnymi rękoma - dopiero gdy się za to zabieram okazuje się, że jednak nie każdemu...

plan jest prosty - bazując na sprawdzonym pomyśle na białych kartkach malujemy kropki, które z każdą kolejną stroną zmieniają swoją ilość/układ/kolory/wielkość, dodajemy zwięzłe i wyraźne napisy - polecenia, następnie kartki laminujemy lub umieszczamy w koszulkach i łączymy w całość, która da się bezpiecznie i samodzielnie używać nawet nieco zbyt "dzikiemu" dwulatkowi

i tak po raz drugi użyłam książeczki podpatrując jak na poszczególnych stronach zmienia się układ kropek i wynotowując pomysły na kolejne polecenia


zaczęliśmy sprawnie wykorzystując metodę stempelkową - Janek trochę oponował przeciw użyciu silikonowej szczotki do zębów, ale za to bardzo spodobało mu się malowanie patyczkami higienicznymi :)
niestety okazało się, że zabrakło nam w domu sztywnych kartek (lol), a napisów nie mam jak wydrukować, bo tatajanka "uniesprawnił" nam drukarkę... tak więc jeszcze nie mogę się pochwalić efektem finalnym, a Janek nadal czeka na swoją ksiażeczkę :(
c.d.n.

tymczasem dziś mija ostatni dzień rozdania, w którym można wylosować oryginalny egzemplarz - zapraszamy, bo warto - wesołe kropki obojgu się nam spodobały i chciałbym, żeby komuś sprawiły radość

a sama mam nadzieję, że wystarczy mi siły woli, żeby naszą wersję handmade ukończyć, w przeciwnym razie trzeba będzie kupić "Naciśnij mnie!" jeszcze raz :D

1 komentarz :