pierwszy uśmiech

z okazji świąt dla mamusi - pierwszy szeroki uśmiech - z dziąsełkiem :D
nie wiadomo, kto się cieszył bardziej :)
Czytaj dalej

czarne bombki

kupione na przecenie - pewnie niechciane, bo jakoś się czerń słabo z radością narodzin kojarzy - zyskały nowe życie dzięki białym "ubrankom"


robiłam bez wzoru, w listopadzie 2010, zanim J. się urodził i na kilka miesięcy całkowicie pozbawił mnie długich spokojnych wieczorów :)

do kompletu z gwiazdeczkami:


ozdóbki, których tak łatwo małe rączki nie zniszczą:)

a na kolejne Święta przygotujemy już coś razem z Jankiem...

Czytaj dalej

wszystko pierwsze

od wyjścia ze szpitala notuję wszystko, bo wszystko dla Janka jest teraz pierwsze

30.11 - pierwszy raz na dworze i w samochodzie; pierwszy raz w domu; pierwszy raz tat przewija...
1.12 - pierwsza kąpiel (spokojna), pierwsze podniesienie głowy z leżenia na brzuszku (szok! się przestraszyłam nie na żarty, ale podobno się zdarza..)
3.12 - pierwszy raz bez mamy (1 godz. na zdjęcie szwów)
4.12 - pierwszy sik na tatę :P, pierwsze "tańce" - lekkie podrygiwanie do muzyki - naprawdę! - Straussa
5.12 - "wystrzałowa" kupka - w czasie przewijania - na mamę i okolicę (również tę dalszą..) - pierwsza, ale może ostatnia??
8.12 - pierwsza pobudka o 3 nad ranem...

a ile jeszcze będzie tych "początków"
dostaliśmy kalendarz "Pierwszy roczek" - może choć część uda się uwiecznić

Czytaj dalej

taki maleńki

niesamowite jak maleńki i kruchy jest (każdy) człowiek na początku swojego istnienia
jak bardzo zależny od innych
i jaki piękny

po powrocie do domu - po dwóch dobach wpatrywania się wyłącznie w maleńką twarzyczkę synka, przeżyłam szok widząc z bliska twarz ojca swojego syna... oooogromną z taaakimi porami, nooooosem, ustaaami... bardzo powoli przypominałam sobie, że przecież taka mi się właśnie podobała ;P

oczywiście teraz jestem zapatrzona głównie w synka...

tata Janka jakoś to znosi, sam smyka nosi na rękach (w przenośni i oczywiście dosłownie) i swoją silną dłonią wspiera i służy pomocą
Czytaj dalej

jest!

pamiętna data - równo o godzinie 15 wydał swój pierwszy krzyk mój wyczekany, wymarzony SYN

nie będzie tu żadnego opisu porodu - ani mrożącego krew w żyłach, ani entuzjastycznego (choć bliżej mi by pewnie na szczęście było do tego drugiego), nie bedzie rozczulania się nad pierwszym przytuleniem (choć byl to moment wzruszający) - właściwie nic tu na razie nie będzie, bo najważniejsze, że jest! pojawił się na świecie mój Janek Staś, zdrowy i piękny, a ogromu szczęścia jakie przyniósł nie da się streścić w kilku zdaniach

dla tych co mnie wtedy nie widzieli napiszę tylko - od tego dnia, dnia porodu, przez dobrych kilka tygodni ciągle się uśmiechałam (jak nie ja :) i naprawdę nie mogłam pojąć o co chodzi z depresją poporodową i całym tym baby blues, którym straszą poradniki ciążowo-wczesnomacierzyńskie -  poród łatwy, dzidzia zdrowa, śliczna, żadnych problemów z karmieniem, spaniem (kolki dopiero przed nami;) - nigdy wcześniej nie miałam takiego przypływu sił i rozpierającej od wewnątrz radości - endorfiny przepełniały mi krwioobieg a "banan" chcąc nie chcąc wykwitał na twarzy
czasem zmęczona codziennością, zasmucona jakimś niepowodzeniem wracam myślą do tych dni i od razu mi lepiej (działa prawie tak dobrze jak patrzenie na Janka śpiącego)
każdej mamie życzę takiego startu w macierzyństwo i współczuję tym, którym los/komplikacje zdrowotne/niefachowy personel medyczny/nieprzychylne otoczenie itp. odebrały radość witania nowego życia

dziękuję co dzień za ten dzień
Czytaj dalej