mexican train c.d. (czyli domino dwunastkowe i matematyka dla smyka)


pochwaliliśmy się ostatnio najnowszym "planszówkowym" nabytkiem bez planszy, czyli oryginalną wersją domina, wydaną przez Tactic Games pod nazwą Mexican train
domina wyjątkowego, bo dwunastkowego, czyli takiego, na którego kamieniach umieszczono duuużo więcej kropek niż w najbardziej popularnym, szóstkowym :)

z poprzedniego wpisu dowiecie się, jak można grać w nie "jak bóg przykazał" >>KLIK<<,
poniżej kilka zabaw matematycznych, które urządziliśmy sobie przy okazji


I. liczenie kropek

pierwsze pytanie brzmi: ile jest razem różnokolorowych kropeczek na wszystkich kamieniach?
i (drugie) jak to najsprawniej policzyć?
wiadomo, że powtórzenia układów kropek (liczebności) od 0 do 12 są równoliczne i rozłożone na zasadzie "każdy z każdym" [czy na pewno? można sprawdzić przy okazji - u nas się zgadza - "kostek" faktycznie jest 91 i żaden układ się nie powtarza! :)]

starsi (mama) pewnie szybko ułożą odpowiednie równanie, młodsi (Jan) - ułożą sobie kamienie tak, żeby łatwo było pododawać "pary" lub pomnożyć "zestawy"
wszystkim na pewno sprawę ułatwi kalkulator, bo jak się można domyślić nawet bez dokładnego liczenia, jest ich łącznie ponad tysiąc :)

II. dopełnianie do 10

dwunastka to piękna, bardzo bliska naturze liczba i jako taka została wyróżniona i doceniona jako podstawa całkiem udanego systemu liczbowego (duodecymalnego)
dzięki temu, że pięknie dzieli się przez 2, 3, 4 i 6, a także ponieważ można doń całkiem sprawnie liczyć na palcach (>>KLIK<<), była powszechnie używana jako miara od czasów starożytnych
stąd między innymi tuzin (12), kopa (12x5) i gros (12 do kwadratu), rok (12 miesięcy), doba (2x12 godzin), stopa (12 cali), szyling (12 funtów), grzywna (144 dawne grosze) etc.
dlatego do jej własności i zabaw w jej zakresie na pewno jeszcze wrócimy!

podstawa liczenia w najpopularniejszym w naszej rzeczywistości (chwilowo pomijając tę wirtualną) to jednak dziesiątka...
odkładamy więc chwilowo na bok wszystkie kamienie z jedenastką i dwunastką
pozostałymi gramy w domino na nowych zasadach - nie łączymy takich samych połówek, lecz dwie takie, które w sumie dają 10!
to dobre ćwiczenie, dzięki któremu dodawanie i odejmowanie staje się później łatwiejsze

czy uda się ułożyć węża, który zje swój ogon, z wszystkich kamieni?


III rozmowy o symetrii

tym razem spoglądamy na kosteczki inaczej - nie zwracając uwagi na liczebności, a jedynie układ graficzny kropek
czy są symetryczne? wszystkie? względem jakich osi/punktów?
jakie symetryczne układy można z nich stworzyć?

ot, zbiór elementów, jak każdy inny (na przykład nakrętki >>KLIK<<), ale że są bardzo estetyczne i przyjemne w dotyku, świetnie się nimi tak bawi :)


IV ciągi i szukanie "klucza"

J. polubił ostatnio zabawy w "kodowanie" i łamanie szyfrów
kamienie domina dają się układać na tak wiele sposobów (wspominałam, odsyłałam >>KLIK<<), że najczęściej ciekawsze jest poznawanie i/lub wymyślanie nowych reguł, niż sama gra ;) 
wyzwaniem może być opracowanie własnego systemu,
albo zabawa w uzupełnianie rozpoczętego przez kogoś ciągu 

zwykle istnieje więcej niż jedno rozwiązanie - poszukiwanie (i poznawanie cudzych) alternatywnych sposobów na kontynuację i formułowanie uzasadnień niesamowicie rozwija!


V figury płaskie

wspominałam już, że miło się dotyka naszych "kosteczek" i aż się proszą o przekładanie, rozstawianie...
jasne, można ot tak, bez głębszej myśli, ale czemu by tego mieszania nie urozmaicić ;)
na przykład rzucając wyzwanie:
z dowolnych kamieni układamy prostokąty tak, żeby w każdym suma oczek wyniosła tyle samo!
a teraz to samo, ale wszystkie prostokąty muszą się składać z równej liczby kamieni

nieźle (matematycznie) bawić można się też drugą stroną kamieni domina - po prostu dywagując, na przykład z ilu takich białych prostokątów da się stworzyć kwadrat, na ile sposobów można z danych kilku ułożyć różne prostokąty, czy da się złożyć trójkąt, etc.
a czy ze wszystkich kamieni da się ułożyć jakąś podstawową figurę płaską?


tyle pomysłów na początek :)

w przyszłości kosteczki-dwunasteczki planuję jeszcze nie raz wykorzystać - na przykład do wizualizacji działań na ułamkach zwykłych i rozkładu prawdopodobieństwa...
a jako że ciąg dalszy zabaw na płaszczyźnie i próby pierwszych obliczeń ich pola nastąpiły z wykorzystaniem jeszcze ciekawszych pod tym względem elementów gry Ubongo, to z pewnością również nie koniec wpisów geometryczno-planszówkowych

a może podrzucicie jeszcze jakieś pomysły?
czekamy gotowi na matematyczne wyzwania :)


Czytaj dalej

mexican train (czyli naprawdę pociągające domino)

oto jak wygląda jedna z naszych najcięższych gier:
źródło: tactic.net
tak, to domino!
jak łatwo się domyślić nie chodzi zatem tym razem o ciężar gatunkowy, stopień skomplikowania, zagmatwaną instrukcję i długą, męczącą rozgrywkę, a po prostu masę sensu stricto :)

Mexican train

znalazł się jednak na naszej półce nie po to, żeby ją dociążyć i nie pełni bynajmniej funkcji wymyślnego przycisku do papieru...  uwagę przykuło oczywiście pociągiem w tytule (Janek), ale skusiło też wielkim potencjałem, jaki tkwi w jego kropkowanych elementach i wizją wykorzystania jako "matematycznej pomocy naukowej" (mama)
ale po kolei
zawartość oryginalnego, metalowego pudełka pokazałam już w innym, pełnym zdjęć wpisie - o, tutaj >>klik<< (warto zerknąć, bo gra wykonana jest tak, że aż miło popatrzeć!) - nie będę się więc powtarzać
w skrócie - jest to 91 dość dużych, ciężkich i gładkich kamieni domina z kolorowymi (to ważne! najmłodszym - i nie tylko - często umożliwia to grę lub bardzo ułatwia orientację) kropkami na białym tle, osiem kolorowych plastikowych lokomotywek i symboliczna "stacja centralna", od której gracze rozpoczynają układanie swoich "pociągów"


podstawowe zasady gry w domino nie wymagają chyba przypomnienia?
co prawda poważnie myli się ten, kto sądzi, że można za pomocą tych kosteczek grać tylko na jeden sposób (i sądzę, że jeszcze do tego tematu wrócimy), niestety, instrukcja w tym wypadku nie roztacza przed nami wachlarza możliwości (a szkoda!), proponując zaledwie jeden wariant rozgrywki
zacznijmy zatem od owej "wersji standardowej"
ogólnie chodzi oczywiście o to, by kolejne kamienie dokładać do siebie według ustalonego klucza (tu - tymi samymi "nominałami") i jak najszybciej pozbyć się wszystkich rozdanych na wstępie
zaczynamy od dubletu 12:12, dokładamy, jeśli możemy, dobieramy, kiedy nic nie pasuje, kładąc dublet zyskujemy dodatkowy ruch...

od najbardziej popularnej i powszechnie znanej wersji gry w domino, w której wszyscy gracze tworzą wspólnego "węża" dokładając naprzemiennie kolejne kamienie do jednego z końców stale wydłużającego się szeregu, Mexican train różni zasada, że każdy buduje przede wszystkim własny, niezależny pociąg
powstaje ich równolegle tyle, ilu jest graczy + jeden dodatkowy, wspólny - meksykański


urozmaicenie stanowi dodatkowa zasada, według której rozbudowywać można jedynie wspomniany pociąg meksykański, składy "osobiste" lub takie, które zostały otwarte dla innych graczy (i oznaczone lokomotywką), co dzieje się, gdy właściciel nie był w stanie dołożyć doń "wagonika" w swojej turze

zwycięzcą rundy zostaje gracz, który pozbędzie się wszystkich kamieni, pozostali otrzymują punkty karne w liczbie równej ilości kropek na kamieniach domina, które im pozostały
czas rozpocząć kolejną rundę, zmieniając centralny (początkowy) kamień domina na inny dublet!

gra w domino określana jest czasami jako losowo-strategiczna
losowa jest bez wątpienia :)
każdy gracz na chybił-trafił dobiera początkowe i kolejne kamienie, układ zmienia się często po ruchu przeciwnika i nie bardzo jest jak cokolwiek zaplanować...
pewnych wyborów możemy jednak dokonywać, starając się na przykład przewidywać swoje kolejne posunięcie, albo (szczególnie w grze "w odkryte karty") - blokować kolejne prawdopodobne plany przeciwników


największą zaletą Mexican train jest niewątpliwie prostota zasad i fakt, że umożliwia grę w każdym towarzystwie (wypróbowane na ochotnikach lat 5-65), w tym również dość licznym (do 8 graczy)
na dłuższą metę rozgrywka może być jednak nużąca (nie jestem sobie w stanie wyobrazić przeprowadzenia proponowanych 12 kolejnych rund!), a wysoki stopień losowości - rozczarowujący dla ambitniejszych graczy


by uniknąć "dłużyzn" i wyćwiczyć, szczególnie u najmłodszych, umiejętność perspektywicznego myślenia, najczęściej gramy z wykorzystaniem znalezionej w sieci dodatkowej reguły, zgodnie z którą w pierwszym ruchu gracz ma prawo wyłożyć dowolnej długości pociąg skonstruowany zgodnie z podstawowymi zasadami
polecam! skupienie na twarzach przez pierwsze minuty po rozdaniu kamieni - bezcenne :)
w przypadku bardziej niecierpliwego grona, można też zredukować liczbę kamieni na przykład o wszystkie z liczbą kropek powyżej 10

coś jeszcze? oczywiście!
poza całkiem przyjemną, niezobowiązującą rozgrywką, domino to dostarcza także oczywiście świetnego budulca do tworzenia hałaśliwych grzechotek, spektakularnie przewracających się węży i niebosiężnych wież...


i służy całkiem przyjemnym zabawom z matematyką,
ale o tym już w kolejnym wpisie :)
>> KLIK <<

póki co, wraz z wydawnictwem Tactic zachęcamy:

Czytaj dalej

kic, kic... (Aksamitny królik, Tru i O zajączku Filipie...)

tak się jakoś złożyło, że tej zimy pojawiło się na Jankowej półeczce całkiem sporo szaraków ;)

oto trzy opowieści o króliczkach i/lub zajączkach - zupełnie różne, ale jednakowo warte uwagi:
"Aksamitny królik" Margery Williams, "Tru" Barbary Kosmowskiej i "O zajączku Filipie, który ze strachu dokonał wielkich czynów" 
zbiegiem okoliczności (?) wszystkie autorstwa kobiet, wszystkie niosące głębszy przekaz, wszystkie "przytulne" i ciepłe, jak futerka głównych bohaterów :)


Aksamitny królik


historia pierwsza - bodaj najbardziej "niedzisiejsza" (nie ma się co dziwić, wydana wszak w 1922r.!) i tym samym najtrudniejsza w odbiorze z wszystkich wymienionych, jednocześnie jednak najbardziej poetycka i wieloznaczna - to opowieść o pluszowej przytulance
w pewnym sensie...

cóż, tytułowym bohaterem rzeczywiście jest wypchany króliczek z aksamitu, a kanwą opowiadania jego losy
w warstwie dosłownej obserwujemy jak trafia do domu pewnego chłopca jako niedoceniony prezent gwiazdkowy, stopniowo staje się ulubionym pluszakiem, towarzyszy dziecku na każdym kroku, aż w końcu... hm, doczytajcie sobie sami!

dużo ważniejszy od prostej w gruncie rzeczy fabuły jest jednak ogromny ładunek emocjonalny, jaki niesie ze sobą ta historia
wrażliwy czytelnik przeżywa wraz z Aksamitnym gorycz odrzucenia i radość bycia docenionym, doświadcza nie porównywalnej z niczym mocy poczucia bycia potrzebnym i kochanym
bycia Prawdziwym

"Gdy jesteś prawdziwy, nawet to, że jesteś stary czy wyleniały nie ma znaczenia. Bo skoro już jesteś prawdziwy, to w oczach tego, kto cię kocha, nie możesz być brzydki. Brzydkim mogą cię nazwać tyko ci, którzy niczego nie pojmują, którzy nie rozumieją, jakie to piękne być prawdziwym."

zdecydowanie "coś" jest w tej baśniowej opowieści o przemijaniu, sile przyjaźni i mocy marzeń

najnowsze wydanie oficyny Prószyński i Ska w twardej oprawie zawiera oryginalne ilustracje autorstwa sir Williama Nicholsona sprzed niemal wieku, a czcionka sprzyja samodzielnemu czytaniu przez młodsze dzieci

doskonale utula do snu


Tru


pomysł na opowiadanie, wydawałoby się, banalny - ot, pamiętnik zajączka
ile jednak znaczy osobowość autora!
Tru (w żadnym wypadku nie Truś! - nie można się wszak nie zgodzić, że "to imię dla galaretki z owocami albo dla tchórza" ;) ) to zając w każdym calu niestandardowy, obdarzony wielką wyobraźnią i zdolnościami inżynierskimi, a przy tym bujną sierścią i wyjątkową rodziną

treść książeczki to pierwszoosobowa relacja z wydarzeń "wstrząsających" codziennością niewielkich Koniczyn Dolnych i życiem zaradnego, ale i bardzo wrażliwego, zaangażowanego w życie społeczności szaraczka, który przejawia chęci (i umiejętności) na miarę przyszłego Naprawiacza Wysokiego Lasu

tło wydarzeń stanowi "zwykłe" (choć może nie dla przeciętnego zająca...) życie - w tym między innymi problemy różnic klasowych, nietolerancji, emigracji, równouprawnienia kobiet i samotnego macierzyństwa, mód, podziałów i pierwszych miłości w gronie szkolnych kolegów
znalazłam w sieci opinie, według których wplatanie tego typu tematyki w opowieść dla dzieci jest "odbieraniem im dzieciństwa", a całość stanowi "jakiś propagandowy traktat"
pozwolę sobie mieć inne zdanie
abstrahując od, fakt, widocznych między wierszami poglądów społeczno-politycznych autorki, historia jest niesamowicie ciepła, pełna humoru i ponadczasowych "życiowych mądrości" w stylu "nie futro zdobi zająca!"
sposób prowadzenia narracji, wyraziste postaci i pełen pozytywnej energii przekaz, że każdy może zmienić świat na lepsze to ogromne atuty tej przywołującej na usta uśmiech opowieści  
Jankowi bardzo podobały się też szczegółowe relacje Tru z wdrażania w życie pomysłów na kolejne wynalazki
nieprzekonanych nie przekonamy, ale faktem jest, że oboje mieliśmy z lektury sporo przyjemności
cóż, jak (mądrze!) mówi mama głównego bohatera:

"Wszystko jest kwestią smaku, Tru, każdy zachwyca się po swojemu"



jeszcze tylko dwa słowa o oprawie graficznej!
autorki ilustracji, nie trzeba chyba przedstawiać? nie raz pisałam już o zachwycającej, naturalnej palecie Emilii Dziubak - któż poza nią byłby w stanie stworzyć tak ciepły (sic!) okładkowy obraz mroźnej zimy? 
reprodukcję "Królika przy biurku" powiesiłabym sobie bez wahania w gabinecie, a "Tru przy pracy" - w garażu (gdybym tylko je miała) - wyobrażam sobie jaką siłę i motywację do pracy dawałoby spoglądanie na nie!
niewielka liczba obrazków jest w wypadku tej książeczki poważnym mankamentem... 
(niezmiennie - żeby wspomnieć choćby "Rok w lesie" - nie podobają mi się co prawda "dziwne" oczy zwierzaków pani Emilii, ale jestem w stanie przymknąć na nie oko ;) ) 
myśl, że panie "popełniły" w duecie jeszcze kilka innych tytułów, pozwala jednak z radością patrzeć w naszą czytelniczą przyszłość :)

lekturę polecamy zgodnie wszystkim ceniącym zabawę słowem (i światłocieniem), wyraziste poglądy oraz innowacyjną myśl techniczną: matka-feministka i synek-konstruktor ;)



O zajączku Filipie, który ze strachu dokonał wielkich czynów


bohater tej (i kolejnej, książeczka ma bowiem wiosenną kontynuację, której nie omieszkamy także wypożyczyć z naszej biblioteki) opowieści to również zajączek zmagający się z typowo ludzkimi problemami
autorka nie posunęła zabiegu antropomorfizacji tak daleko, jak twórczyni "Tru", nadała jednak Filipowi nie tylko swojsko brzmiące imię, ale też takie cechy jak nieśmiałość i brak pewności siebie
najmniejszy spośród rodzeństwa, odtrącany i wyśmiewany, dzięki przyjaźni odnajduje w sobie siłę i odwagę i, cóż, dokonuje wielkich czynów :)

pewnie mogłabym umieścić tu także trochę krytyki - że całość trochę przegadana, przesłanie wyłożone łopatologicznie, fabuła przewidywalna... ale po co? 
czy nie lepiej po prostu cieszyć się lekturą i doceniać, że ktoś w prostej, potrafiącej zainteresować przeciętnego siedmiolatka podkreśla wartości, które - niezależnie od wieku! - warto wziąć sobie do serca?

"Nie wycofuj się, to nie jest rozwiązanie - perswadowała z powagą - Jeśli przegrasz, będziesz wiedział, że przed przyszłymi zawodami musisz więcej ćwiczyć, aby poprawić wynik. Jeśli wygrasz, będziesz miał wielką satysfakcję. Zaryzykuj. Cokolwiek się zdarzy, wyjdzie ci na dobre."


całości dopełniają proste, ale pomysłowe ilustracje - kolaże zimowych zdjęć zwykłych, ale bliskich sercu (północnopolskich, nie mam co do tego wątpliwości!) krajobrazów i rysunków przedstawiających bohaterów opowieści
J. zapalił się do pomysłu, żeby podobnie "ulepszyć" część naszych szarych fotografii
ale to już zupełnie inna historia :)



"Uczucie wdzięczności czyni nasza duszę piękniejszą. 
Kiedy się zachwycamy, stajemy się szczęśliwsi, a tego nie kupisz za żadne pieniądze"

czasem warto przystanąć i zachwycić się otaczającym nas światem, innym razem - dobrą książką, nawet jeśli to tylko pole za domem, albo bajki o trusiach :) 



jako że dwie z wyżej wspomnianych książeczek trafiły do nas z ulubionych bibliotek, zgłaszam opinię o "Tru" i "O zajączku Filipie..." do nowo podjętego wyzwania, o którym więcej >>TU<<



Czytaj dalej

Opowieści babci, opowieści dziadka

rodzina - bliscy sobie ludzie, których łączą nie tylko więzy krwi, ale przede wszystkim wspólne wspomnienia i pewność, że zawsze mogą na siebie liczyć, to jedna z najcenniejszych wartości

Janek ma szczęście być częścią pięknej i mocnej struktury zbudowanej z uczuć kilkunastu najbliższych osób, które troszczą się o niego od urodzenia
wraz z kilkorgiem najmłodszych iskierek, które przybyły do naszego grona w ciągu ostatnich kilku lat, absorbują uwagę "starszyzny", wnosząc w nasze życie wiele radości i bałaganu :)

stale podtrzymywane i umacniane kontakty z rodziną tworzą więzi dające poczucie tożsamości, siłę i pewność siebie - stabilną podstawę na której można budować dobre życie
nie mam wątpliwości, że taką właśnie bazę i start w przyszłość gwarantują mojemu synkowi między innymi wspaniali, troskliwi dziadkowie (w tym takze niezastąpione ciocie-babcie i wujkowie-dziadkowie!)

któż lepiej niż oni potrafi cierpliwie tłumaczyć?
kto ma więcej ciekawych wspomnień i umiejętności?
kto opowiada najlepsze bajki?
kto w końcu najlepiej rozumie potrzebę nieskrępowanej zabawy i apetyt na słodkości? ;)

tak, dziadkowie rozpieszczają wnuki...
ale jeśli tylko zechcą, potrafią także najlepiej dzielić się doświadczeniami, pokazywać inną perspektywę, uczyć na cudzych (swoich) błędach, dawać poczucie bliskości, jedności i wsparcia
zdecydowanie warto skorzystać z ich mądrości życiowej, czy choćby dla relaksu posłuchać opowieści z dawnych lat! 

żeby im ułatwić dzielenie się wiedzą i wspomnieniami z młodszym pokoleniem powstały "zeszyty na zapiski" - z pytaniami na które odpowiedzi chciałby poznać każdy wnuczek :) 
poniżej kilka zdjęć i słów na temat dwóch książeczek tego typu - pięknie wydanych tomów w twardych okładkach, pt. "Opowieści babci" i "Opowieści dziadka"


książki o których mowa, to inspiracja do stworzenia unikalnych albumów pełnych informacji na temat genealogii, zdjęć dokumentujących przeszłość, sentymentalnych wspomnień i intymnych wyznań dziadków w postaci, jak głosi podtytuł, "Historii rodzinnych dla wnuków"
pewne jest, że zaciekawią one nie tylko najmłodszych, a sam akt tworzenia - wypełniania pustych stron słowami i obrazami - przysporzy dziadkom sporo radości z sięgania do pięknych chwil z przeszłości


jeśli tylko seniorzy zechcą poświęcić swój czas na uzupełnienie kart "informacyjnych", stworzą zapis korzeni, z których wyrastają poszczególne gałęzi rodziny i utrwalą informacje o swojej przeszłości, która dziś wydaje się jeszcze nie tak odległa, ale za kilkanaście, kilkadziesiąt lat będzie bez tego dla ich dzieci i wnuków nie do odtworzenia...




sięgając myślą w przeszłość, być może przypomną sobie najpiękniejsze chwile, wzruszą, podumają nad tym, czego było im dane doświadczyć, odświeżą piękne wspomnienia i "odczarują" te mniej różowe




takie zapiski dla całej rodziny mogą mieć ogromną wartość sentymentalną
dziadkom pozwolą usystematyzować wspomnienia i "rozliczyć się z przeszłością", rodzicom - "podejrzeć" co nieco z czasów, kiedy sami byli dziećmi, wnukom zaś pozwolą się poczuć częścią większej całości - rodziny, którą zmienia i formuje mijający czas

w wydaniu o którym mowa, notatki będą dodatkowo czytelne, usystematyzowane i eleganckie - w zależności od osoby kronikarza (dziadek/babcia) - w pastelowych odcieniach błękitu, zieleni lub stonowanego różu i pomarańczu
zachęcające do eksploracji przeszłości widzianej oczyma seniorów rodu


z okazji ich święta,
do ogromnego bukietu podziękowań za ich czas, uwagę, siły i uczucia, które każdego dnia poświęcają wnuczętom i szczerych życzeń, by wspólnie spędzane chwile były źródłem radości i satysfakcji oraz kanwą licznych cennych wspomnień,
J. dołączy dziś dziadkom naprawdę wyjątkowy prezent, którym za jakiś czas cieszyła się będzie cała rodzina


kochane Babcie, drodzy Dziadkowie - sto lat!!!
Czytaj dalej

choinka 17/18

do trzech lat, mniej więcej o tej porze, wklejam tu zdjęcia naszego bożonarodzeniowego drzewka
w tym roku bez dotychczasowej zachęty w postaci sympatycznego "Projektu Choinka" - siłą rozpędu :)


świerczek tym razem [albo jak zwykle ;)] wyjątkowy:


jak widać, choineczka niczego sobie - śliczna, zgrabna i pstrokata
byli tacy, co jej wytykali smukłą sylwetkę i "wcięcie w talii" (za wąska w biodrach?)
niektórzy kręcili nosem na migoczące światełka
cóż, o gustach się nie dyskutuje...
J. zadbał, żeby w kwestii "biżuterii" niczego jej nie zabrakło


nie dała się postawić prosto i nie ma bodaj żadnego ostrego zdjęcia, a sypała się praktycznie od samego początku,
ale ktoś mnie na jej przykładzie nauczył ładniej myśleć o przemijaniu

i pięknie nam pachniała!

niech nie zniknie bez śladu i zaś przypomina o jeszcze jednych wspólnie spędzonych, pięknych i radosnych świętach


Czytaj dalej

wspominki kwartalno-noworoczne 2017/18


najtrudniejsze pytania towarzyszące okołoświątecznym i noworocznym spotkaniom z najbliższymi oraz odświeżanym przy okazji składania życzeń kontakkontaktom z bliskimi nieco dalszymi, to te w stylu: "a co tam u Was (nowego)?"
niby nic...
a zarazem wszystko
czas gna do przodu, tydzień mija za tygodniem
pracujemy, wędrujemy, gramy, czytamy, uczymy się i zmieniamy - każdego dnia
staramy się cieszyć chwilą, doceniać swoje szczęście i gromadzić piękne wspomnienia

dziś uśmiecham się do tych z ostatniego kwartału,
utrwalonych na zdjęciach nie zawsze dobrych, lecz ważnych - migawkach z nieszarej codzienności

on się uczy pisać, ja - cierpliwości

każda wizyta w T. to przygoda, czasem sama droga też :)

"mamo, a gdzie jest północ, bo chcę dobrze narysować mrowisko"

przebudzenie grudnika - nieoczekiwany prezent przedświąteczny

w drodze na wieczorny koncert (Rez. Beka)

pierwsza Wigilia pierwszaków (nie mogło się nie udać!)

"przyniósł wszystko o czym marzyłem, nawet jak nie było w liście!"

nadwiślańskie stare kąty (kto by pomyślał, że to szczygli raj!)

pierwsze szlify ;)

śnieguły i zdjęcie w bombce = "Władek" i Trzech Króli

Hel zimą czaruje



a co u tam u Was?

do siego roku!
Czytaj dalej