wielkie małe książki

od ponad roku piszę tu między innymi o książkach - najczęściej tych dla dzieci
często z własnej inicjatywy, chcąc podzielić się jakimś wyjątkowym odkryciem, czasem z pewnego rodzaju poczucia obowiązku zwrócenia uwagi na jakąś ciekawą nowość wydawniczą, niezmiernie rzadko li tylko zobowiązana zależnością wydawca-recenzent
a już najrzadziej, o lekturach które wybieram dla siebie
dlaczego? odpowiem słowami profesora Grzegorza Leszczyńskiego - autora pięknej, mądrej i ciekawej pozycji "Wielkie małe książki. Lektury dzieci. I nie tylko.", o której chcę dzisiaj opowiedzieć
Nieczęsto chwalimy się, że przeczytaliśmy książkę, która jakoś nas poruszyła, pozwoliła coś zrozumieć lub przewartościować (...) Nawet jeśli chciałoby się o przeczytanej książce pogawędzić, to przecież nie jako o o przedmiocie pożądania, którym imponujemy sobie i innym, ale jako o obszarze naszych przeżyć, czyli w jakimś sensie o sobie, własnej intymności, emocjach, wątpliwościach, refleksjach, drodze do samorealizacji i samoaktualizacji"
publikując swoje opinie - szczególnie te szczere, w których mniej jest lukru i kolorowych zdjęć, a więcej serca i duszy, pozwalam na moment zajrzeć w sferę własnych intelektualnych przemyśleń i wrażeń estetycznych, ale też potrzeb, uczuć i marzeń
co nie zawsze jest łatwe
i często "dla niepoznaki" okryte płaszczykiem beztroski - trochę jak często głębokie w swojej wymowie baśnie i kołysanki, jak z pozoru służące jedynie rozrywce, absurdalne wierszyki klasyków poezji dziecięcej
Czytaj dalej

lektury przyszłego maszynisty 2

Janek nadal twierdzi, że zostanie maszynistą
w zeszłym roku opublikowałam całkiem sporą listę książeczek o pociągach, które zajmują ważne miejsce na jego półkach
dzięki zaangażowaniu krewnych i znajomych w podtrzymywanie pasji (dziękujemy za wszystkie niżej wymienione pozycje!) co nieco przybyło,
zapraszam więc na kolejną dawkę lokomotyw na papierze


Czytaj dalej

Sowa Mądra Głowa poleca


spory stosik tworzą na Jankowej półce z grami te wydane przez pewnego polskiego producenta, który mnogością swoich propozycji wprost zalewa rynek
chyba każdy zetknął się choć raz z produktami firmy Alexander (to bardzo prawdopodobne, bo łatwo na nie wpaść nawet w sklepach spożywczych), a wielu rodziców małych dzieci na pewno skusiła przystępna cena i przekonujący opis którejś z jej różnorodnych gier edukacyjnych
Janka, z wyjątkiem dwóch gier, które sama kupiłam, hojnie obdarowali krewni i znajomi, którym w tym miejscu jeszcze raz dziękuję :)

w ramach projektu Grajmy! przedstawiam nasze zbiory z serii Sowa Mądra Głowa (i nie tylko), z logo Alexander

Czytaj dalej

przedwiosenny deszcz i kolory kory

luty? poszalałoby się jeszcze na sankach, a tu za oknem szaro i deszczowo...
ale za to po deszczu bywa, że wyjrzy słonko i robi się błyszcząco, pachnąco i przyjemnie
(choć jeszcze przyjemniej byłoby, gdyby mama pozwalała skakać po kałużach)



w naszym lasku wszystko wskazuje na to, że przyroda szykuje się już do wiosny - J. znalazł pierwsze rozwinięte pąki na krzewach i drobne zielone listki glistnika -
ale póki co dominuje brąz opadłych liści i błota, ciemna zieleń iglaków i "zgniła" nadrzewnych porostów

wiele z tych ostatnich wróciło z nami do domu na Jankowej kurtce, bo zachciało mi się kontynuować tematy przyrodnicze-okołopienne - poszukiwania korników z dziadkiem nie tak łatwo przebić, ale przytulanie do pni i przesuwanie ciężkich gałęzi to też niezła zabawa!
w ramach powtórki tematu "jak rozpoznać drzewa zimą" oglądaliśmy sobie z bliska, głaskaliśmy i porównywali korę
sosen, klonów, lip, dębów, akacji (robinii), lip






ot, taka niedzielna lekcja przyrody
mimochodem



więcej tu: Mały przyrodnik

Czytaj dalej

tylko bez całowania! Grzegorz Kasdepke i emocje

jak setki polskich matek małych dzieci, naczytałam się już całkiem sporo opowiastek autorstwa tego pana
o Kacperku, Kubie i Bubie, Dominiku i Juniorze, Marysi, która nie chciała być księżniczką, dziwadłach z krainy portfela, "nakręconym" detektywie, nieokiełznanych przedszkolakach...
i mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić:
żaden współczesny autor piszący dla dzieci nie wywołuje we mnie takich emocji jak Grzegorz Kasdepke!
dobrze, niezupełnie on sam...
ściślej rzecz biorąc - teksty, które tworzy

i tak:
bywa, że chichoczę z uciechy wraz z dziecięciem, radośnie klaszczę w dłonie z zachwytu [ha! baszta! będzie basztą!*;)] pochłaniam treść zaciekawiona, wzruszam się przy wspomnieniowych wątkach, subtelnie doprawionych odrobiną rodzinnej miłości [pozdrowienia dla Kacpra i pani Magdy]
ale często (oj, chyba nawet częściej!) czuję się zaskoczona niespodziewaną pointą, zdezorientowana wobec postaw bohaterów i nikłego autorytetu dorosłych (hej! a co z wychowawczą rolą książki!?), a bywa, że nawet zniesmaczona i/lub zażenowana (to ma być niby śmieszne?)

czasem nawet odrobinę wbrew sobie sięgam po kolejne nowości (a przyznać trzeba, że płodne ma pan Grzegorz pióro)
i wznowienia - takie jak "Tylko bez całowania! czyli jak sobie radzić z niektórymi emocjami"
(copyright by Nasza Księgarnia 2008)


tym razem przekonał mnie temat przewodni
- ile jest bowiem książek dla maluchów, które bez patosu i przesadnego zadęcia, w prosty, obrazowy sposób opowiadają wprost nie tylko o radości, ale też tęsknocie, wstydzie, gniewie, wstręcie, poczuciu krzywdy, nudzie czy zazdrości?


a w dodatku podsuwają dzieciom i rodzicom pomysły na to, jak je okiełznać, albo pomóc komuś, kto je przeżywa*** na przykładach wziętych z życia (a dokładniej - przedszkola)?


mimo, że ponownie miałam przy lekturze mieszane uczucia (zdecydowanie nie podziwiam przedstawionych przedszkolnych przepychanek, ani stosunku autora do pora!),
warto było spojrzeć na niektóre dziecięce problemy prezentowane przez bardzo żywotną grupkę maluchów, okiem pani Miłki i jej pomocnika-pajacyka
i wziąć sobie do serca kilka ważnych prawd


zakrawa nieco na kpinę fakt, że oto autor opowiastek dla dzieci, którego poczucie humoru nie specjalnie do mnie trafia, ponownie pisze o sprawach, które sama traktuję bardzo poważnie,
a moje dziecko (po raz kolejny) świetnie się bawi przy lekturze i proste wyjaśnienia zawiłych (zdawało by się) stanów ducha przyjmuje bez mrugnięcia...

ale może właśnie w tym tkwi tajemnica popularności prozy pana Kasdepke - najwidoczniej trafia dokładnie tam, gdzie powinna - prosto do małych główek i serc :)


---
* o swoim zachwycie pięknie ilustrowaną książeczką przedstawiającą niestandardowe pomysły pewnej nie-księżniczki pisałam >>tutaj<<

** kolejne części cyklu - książeczki: "Kocha, lubi, szanuje... czyli jeszcze o uczuciach" oraz "Drużyna pani Miłki, czyli o szacunku, odwadze i innych wartościach" - recenzowałam dokładnie rok temu
przejrzałam swoją opinię ponownie i nie zmieniłam zdania,
możecie spokojnie zajrzeć >>tu<<

*** ulubiony fragment taty Janka: "jeśli zauważyłeś/aś, że Twoja koleżanka lub Twój kolega tęskni, to [...] podziel się z nimi jakimś smakołykiem" - podobno na niego ten sposób zawsze świetnie działa! :)


Czytaj dalej

zagraj ze mną - zwierzaki na tratwie

niby gra planszowa, ale właściwie bez planszy
niby dla dzieci, a budzi zaciekawienie dorosłych
niby każdy walczy o własne zwycięstwo, jednak nie obejdzie się bez współpracy...

takie właśnie są

Zwierzaki na tratwie

z serii ZAGRAJ ZE MNĄ


w pudełku:
instrukcja* zdradzająca wyjątkowy pomysł i ciekawą mechanikę gry, karty z ładnymi rysunkami i drewniane figurki zwierzaków
+ klepsydra jako gadżet, który każdy chciałby choć przez chwilę potrzymać

przy stole:
rozgrywka zajmuje około pół godziny
zaledwie kilka chwil na tłumaczenie zasad + 6 kilku- (lub kilkunasto- w przypadku bardziej zaciętej "licytacji") minutowych tur, których stopień trudności stopniowo rośnie, wraz ze wzrostem zdobywanego przez graczy praktycznego doświadczenia
* pełną instrukcję opublikował serwis pomyslnik.pl, pozwalam sobie podlinkować, żeby nie przepisywać szczegółów

według mnie "Zwierzaki na tratwie" spełniają wszelkie warunki gry oryginalnej, niestandardowej, przyciągającej wzrok i angażującej emocje
no dobrze, powiem wprost - ta gra jest po prostu świetna! zdecydowanie jedna z lepszych w kategorii planszówek dla przedszkolaków, które nie zanudzą też starszaków (i rodziców)

jej główne zalety to:
  • dynamiczna rozgrywka
  • zmieniające się w każdej partii warunki początkowe
  • idealne proporcje losowości, interakcji i złożoności
  • kształcenie umiejętności "matematycznych" (oceny przestrzennej, szacowania) oraz cennej zdolności efektywnego (współ)działania pod presją czasu
  • ćwiczenie sprawnego podejmowania decyzji (to coś dla mnie!)
a poza wszystkim - kto nie chciałby mieć w domu kompletu takich fajnych, drewnianych figurek!?
przychodzą mi do głowy niezliczone pomysły na wykorzystanie ich do zabaw z kilkulatkiem - farma, zoo, tworzenie zbiorów, dopasowywanie kolorów, łącznie w pary i rodziny, poszukiwanie lokalizacji na mapie, tworzenie wieży...

polecam!
jestem pewna, że nie tylko maluchy będą miały frajdę ;)


macie wątpliwości? może rozwieje je poniższa okołorozgrywkowa galeria zdjęć:












da się nawet ułożyć pociąg :)


za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Egmont
a za udostępnienie zdjęć - K.N.

po więcej ciekawych pomysłów na zabawy z grami planszowymi zapraszam tutaj:
Czytaj dalej

lesni pisarze zaiglastowieni

początek lutego, +10 stopni, słoneczko...
iście wiosenna pogoda pozwoliła wyciągnąć rowerek (i dziadka!) i ruszyć w las

cóż to za ogromna przyjemność - uciec od hałasu ulic, pędzić po leśnych dróżkach, już nie zaśnieżonych, a miejscami tylko "zaiglastowionych", cieszyć oczy plamami zieloności ("widzę świeżą trawkę! - nie synku, to mech - "omszone pobocze!?"), oddychać świeżym powietrzem ("prawda, że tu jest pachnąco i miło?") i poszukiwać korników

tablice informacyjne postawione na skrzyżowaniach najszerszych ścieżek pokazują różne gatunki drzew, zwierząt, ptaków i owadów, tłumaczą sposób zagospodarowania lasu,
ale najwięcej można się nauczyć od dziadka, który pokaże pieniek rozdziobany przez dzięcioła, różne faktury kory, osmalone pnie i bruzdy pasa przeciwpożarowego, opowie o leśnych drukarzach, a nawet pamięta latające w okolicy (30 lat temu) samoloty opryskujące sosny zaatakowane przez gąsienice brudnicy mniszki
to dzięki niemu ten spacer będzie niezapomniany,
bo
"znaleźliśmy korniki - żywe! aż trzy!
nazywają się pisarze, bo wygląda jakby pisali na drzewie"






więcej ciekawostek dla miłośników takich atrakcji - w projekcie Mały Przyrodnik

Czytaj dalej

walentynkowe inspiracje

już niedługo 14 lutego!

reakcje na coraz popularniejsze także w Polsce walentynki bywają skrajnie różne​
niektórzy dają się porwać szaleństwu - obwieszają domy serduszkami, kupują drogie prezenty i planują niesamowite atrakcje "tylko dla dwojga"​
inni przeciwnie - nie obchodzą wcale​

osobiście zachowuję umiar i odcinam się od stricte konsumpcyjnego wizerunku tego "święta", ale podoba mi się ta nowa tradycja - wszak każdy pretekst jest dobry, żeby okazać bliskim swoje uczucia!​

zachęcona do działania przez autorkę bloga Kreatywnym okiem, już kilka tygodni temu zebrałam kilka swoich pomysłów na serduszkowe dekoracje i upominki i dołączyłam do innych mam zaproszonych do walentynkowego projektu

proponuję kilka prostych patentów do wypróbowania z dziećmi oraz wspólnych zajęć, które mogą sprawić przyjemność i zapewnić innych o naszej miłości



te i wiele, wiele innych podpowiedzi na walentynkowe prezenty do samodzielnego wykonania, znajdziecie w e-booku zbiorczym, łączącym pomysły 6 uczestniczek


można go bezpłatnie pobrać stąd KLIK >> darmowy e-book walentynkowy << KLIK, albo z linku pod wpisem Ilony  >> TU <<


wczoraj zrobiliśmy z Jankiem jeszcze takie serducho:


już planuję drugie - w wersji 3D - z nitki oplątanej na styropianowym serduszku, które podarowała nam kochająca (i kochana!) ciocia, słusznie przekonana, że pewnie nam się przyda
[tym razem damy trochę mniej kleju, albo więcej nitki]


a Wy? robicie sobie nawzajem walentynkowe prezenty?
Czytaj dalej

zagraj ze mną - kolorowe biedronki

wielu rodzicom gry planszowe dla dzieci kojarzą się z monotonią stale powtarzanych rzutów kostką i przesuwania pionków o określoną liczbę pól, aż do upragnionego dotarcia do mety
nie mam nic przeciwko tradycyjnemu Grzybobraniu, ani tym bardziej dającemu pole do większej interakcji i potrafiącemu budzić naprawdę wielkie emocje Chińczykowi, ale jestem w stanie zrozumieć, że powtarzanie takich rozgrywek po rodzinnym obiedzie co niedzielę może poważnie zniechęcić do poszukiwania kolejnych planszówek...

warto jednak uważnie rozejrzeć się wśród (naprawdę licznych!) pozycji kierowanych do dzieci w różnym wieku lub całych rodzin i inwestować w różnorodne gry, przy których nikt nie będzie się nudził (dlaczego, wyjaśniam krótko tu)
niektóre z nich nawet wcale nie muszą zawierać kostki :)

oto jedna z najnowszych propozycji wydawnictwa Egmont - oryginalna planszówka skierowana do dzieci powyżej czwartego roku życia (i ich rodziców)

Kolorowe biedronki

z serii ZAGRAJ ZE MNĄ 



już na pierwszy rzut oka wygląda zachęcająco, prawda?
ku radości maluchów ("przetestowałam" na dzieciach od lat 3 do 10) w pudełku znajdziemy bardzo kolorową planszę z dużym 8-płatkowym kwiatkiem i obrotową strzałką à la Koło Fortuny, kilkanaście drewnianych figurek owadów oraz niezliczoną ilość (dokładniej 40 + 16 zapasowych) niewielkich walców - kropek, które pasują do wgłębień w grzbietach biedronek
+ dodatkowo - najmniej istotny, ale równie starannie wykonany - żeton przedstawiający suto zastawiony stół, oczekujący na przybycie gości

samo przygotowanie do gry zajmuje trochę czasu, ale stanowi doskonałe ćwiczenie małych paluszków, umiejętności rozróżniania kolorów (która będzie przydatna także w trakcie rozgrywki) i cierpliwości
niewielkie "kropeczki" (około centymetra długości, kilka milimetrów średnicy przekroju) trzeba bowiem umieścić na skrzydełkach biedronek, po 5 tego samego koloru na każdej,
gotowe owady zaś - na odpowiednich miejscach na planszy
mrówki, które będą stanowiły konkurencyjną drużynę, ustawiamy obok
i już można kręcić :)



tym, co uznaję za największą zaletę "Kolorowych biedronek" jest fakt, że to klasyczna gra kooperacyjna
w czasie rozgrywki, każdy gracz ma swoją kolej (w której dumnie dzierży znacznik-stół, samodzielnie kręci czerwoną strzałką i ma prawo przestawić wskazanego owada na inne pole zgodnie z zasadami wyłuszczonymi w dość przejrzystej instrukcji), ale wszyscy dążą do wspólnego celu
wszyscy mogą sobie podpowiadać (chociaż dorośli, którzy szybko rozpracują system oparty na średnio skomplikowanej zasadzie przyciągania plusa i minusa powinni w tym miejscu według mnie nieco powściągnąć swoje zapędy...) i proponować z którą z koleżanek dana biedronka powinna się spotkać i spróbować wymienić kropeczkami tak, żeby ostatecznie każda miała komplet pięciu w różnych kolorach
wszak wspólnie dążymy do jednego celu, którym jest wyprawienie wszystkich czerwonych chrząszczy na bal, zanim miejsca zajmą łakome mrówki, wykonujące swój ruch wtedy, gdy strzałka wskaże na zieloną działkę kielicha (tudzież 'listek')
ostatecznie RAZEM wygrywamy lub przegrywamy, co kształtuje bardzo pozytywny rodzaj interakcji między młodymi graczami 



a co same dzieci uważają za największą zaletę gry? otóż biedrony mają 'w noskach' magnesy! i to właśnie ten niesamowicie sprytnie wykorzystany niuans stanowi o wyjątkowości zabawki  
owady mogą wymienić się kropkami tylko wtedy, gdy uda im się nawzajem przyciągnąć - przy pierwszej próbie musimy liczyć na szczęście, później stopniowo można wyciągnąć wnioski, jak wielokropki są zorientowane, spróbować zapamiętać wzajemne zależności i pokombinować - skoro ta łączy się z tą i tą, to tamta na pewno przyciągnie...(no właśnie - którą?)
starszaki ćwiczą pamieć i logiczne myślenie, a młodsi z zapałem kręcą strzałką i przeżywają wielkie emocje łącząc biedronki metodą prób i błędów
ostatecznie wszyscy (od 2 do 6 graczy) zgodnie się bawią przez nawet pół godziny!



uwagi krytyczne? kilka mam 
przede wszystkim kolory kropek -  małe dzieci często (a i starsi czasem) mają u nas przy sztucznym oświetleniu problem z rozróżnieniem fioletu, granatu i zielonego, które są bardzo ciemne - jaśniejsze odcienie byłyby na pewno czytelniejsze
[zastanawiam się nawet, czy ich lekko nie przemalować, ale może najpierw wymienię żarówki na mocniejsze?] 
po drugie - autor planował stworzyć grę "w którą mogą grać zarówno dzieci, jak i dorośli" - w "... biedronki" rzeczywiście mogą, ale mam wrażenie, że fascynacja tych drugich będzie znacząco mniejsza... z kolei obecność starszego "kontrolera" prawidłowości przebiegu gry jest wskazana, bo błąd podczas wymiany kropek (który dzieciom czasem trudno wychwycić) skutkuje wielką klapą na koniec rozgrywki 
a po trzecie - co to znaczy, że mrówka zajmuje w swoim ruchu "1 pusty listek"? jeden dowolny, pierwszy wolny, czy kolejny pusty!? nie mam pojęcia dlaczego dla wszystkich jest to oczywiste - jak dla mnie istnieje możliwość takiej interpretacji, według której mrówki stają się bardzo powolne i szanse biedronek znacznie rosną! (ale prawdopodobnie za dużo kombinuję...)

ostatnia sprawa jest bardzo przyziemna - gra zdobyła prestiżowe wyróżnienie Kinderspiel des Jahres 2002 [późno do nas dotarła, ale lepiej późno, niż wcale], jest wykonana i zapakowana ze starannością właściwą "poważnym" tytułom dla dorosłych, estetyczna i [prawdopodobnie] trwała
w związku z powyższym jej cena nie wydaje się być przesadnie zawyżona w porównaniu do wielu dostępnych na rynku pozycji... niemniej nie jest niska, a przeciętny rodzic staje w tym wypadku przed dość trudnym wyborem między dwiema, może nieco słabszymi pozycjami, a tą jedną
[to jednak bardziej uwaga ogólna, odnosząca się równie trafnie do dobrych książek, zabawek, czy ubrań - po prostu, niestety, dobre planszówki sporo kosztują]

opisany egzemplarz otrzymałam od wydawnictwa (dziękuję!), niemniej koleżanka, która kupiła dzieciom własny, także nie wydaje się żałować swojej decyzji
może więc warto zainwestować w zabawkę, która uczy koncentracji i współdziałania w tak przyjemny, barwny sposób?


dajcie znać jak Wam podobają się "Kolorowe biedronki"!


i, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, zastanówcie nad swoją odpowiedzią na mój apel:
mam nadzieję, że w 2016 nie raz spotkamy się nad planszą :)
Czytaj dalej

grajmy!

w dobie powszechnej komputeryzacji i nieograniczonego dostępu do internetu, mogłoby się wydawać, że tradycyjne sposoby wspólnego spędzania czasu tracą na atrakcyjności
niektórzy - a wśród nich ja - nie wyobrażają sobie jednak świata bez rzeczy tak niemodnych jak książki, piesze wędrówki, czy spotkania ze znajomymi offline
a także gier, do których nie potrzeba komputera

"planszówki" - pod tym uniwersalnym hasłem rozumiem tradycyjne gry planszowe, karciane, kościane, słowne, modne ostatnio room escape i tym podobne formy intelektualnej rozrywki

fascynacją tego rodzaju zabawami 'zaraziłam się' już dawno - mam wiele miłych wspomnień z rodzinnych rozgrywek w Remika, Manewry morskie, Eurobiznes...
dzięki znajomym pasjonatom, w czasie studiów 'wróciłam do gry', z przyjemnością odkrywając, że obecna oferta wydawnicza tego sektora jest przebogata, a niesamowitą różnorodność tego rynku można podsumować jedynie banalnym: "każdy znajdzie coś dla siebie"
sama ciągle poszukuję i pozwalam się zaskakiwać skrajnie odmiennym tytułom - od prostych, losowych gierek, po zaawansowane pod względem strategii "mózgożery" dla prawdziwych geeków :)

z przyjemnością otaczam się planszówkami, spotykam z ich znawcami, przekonuję swoich gości do partyjki (albo kilku), a w ostatnich latach dodatkowo często wykorzystuję spotkania Janka z rówieśnikami jako pretekst do powrotu do prostszych tytułów


edytowano - maj 2016

.....
chcąc promować kreatywne, rozwijające formy rozrywki i przyczynić się do wzrostu popularności gier planszowych wśród dzieci i dorosłych, zaprosiłam autorki blogów o tematyce rodzicielskiej, edukacyjnej i książkowo-recenzenckiej do prezentowania wpisów na związane z grami tematy w ramach wspólnej akcji
tak powstał i wciąż rozwija się projekt Grajmy! 

chcesz czytać ten wpis, inaugurujący jego powstanie, dalej? proszę bardzo,
ale zbliżoną treść, w dużo ciekawszej formie, znajdziesz na nowej stronie projektu:


zapraszam! 
......
Czytaj dalej

brokat DIY

wśród licznych ozdób, które wieszamy na choince jest sporo szklanych bombek
nie rezygnowaliśmy z ich używania nawet kiedy J. był mały, nic bowiem nie wygląda na świątecznym drzewku tak pięknie, jak kolorowe światełka lampek odbijające się w szklanych krzywiznach prawdziwych, dmuchanych baniek

teoretycznie wiąże się to z ryzykiem corocznego uszczuplania kolekcji w drodze nieszczęśliwych wypadków, ale większość delikatnych ozdób - zarówno naszych, jak i dziadków z obojga stron - przetrwała (do niedawna) w stanie nienaruszonym

a jeśli nawet zdarzy się jakaś mała katastrofa (ot, na przykład mama nieopatrznie upuści jakiś kartonik),
nie ma co panikować - pora wziąć się do roboty, zebrać ocalałe skorupy i w kilku prostych krokach przerobić na

domowy brokat 

o tak:




 

błyszczącymi okruszkami można potem ozdobić maskę karnawałową, laurkę, ramkę na zdjęcia,
albo stworzyć "śniegową kulę" z wirującymi w glicerynie migocącymi drobinkami...

macie jeszcze jakieś pomysły?
zawartość naszych słoiczków czeka gotowa do użycia!

Czytaj dalej