jest!

pamiętna data - równo o godzinie 15 wydał swój pierwszy krzyk mój wyczekany, wymarzony SYN

nie będzie tu żadnego opisu porodu - ani mrożącego krew w żyłach, ani entuzjastycznego (choć bliżej mi by pewnie na szczęście było do tego drugiego), nie bedzie rozczulania się nad pierwszym przytuleniem (choć byl to moment wzruszający) - właściwie nic tu na razie nie będzie, bo najważniejsze, że jest! pojawił się na świecie mój Janek Staś, zdrowy i piękny, a ogromu szczęścia jakie przyniósł nie da się streścić w kilku zdaniach

dla tych co mnie wtedy nie widzieli napiszę tylko - od tego dnia, dnia porodu, przez dobrych kilka tygodni ciągle się uśmiechałam (jak nie ja :) i naprawdę nie mogłam pojąć o co chodzi z depresją poporodową i całym tym baby blues, którym straszą poradniki ciążowo-wczesnomacierzyńskie -  poród łatwy, dzidzia zdrowa, śliczna, żadnych problemów z karmieniem, spaniem (kolki dopiero przed nami;) - nigdy wcześniej nie miałam takiego przypływu sił i rozpierającej od wewnątrz radości - endorfiny przepełniały mi krwioobieg a "banan" chcąc nie chcąc wykwitał na twarzy
czasem zmęczona codziennością, zasmucona jakimś niepowodzeniem wracam myślą do tych dni i od razu mi lepiej (działa prawie tak dobrze jak patrzenie na Janka śpiącego)
każdej mamie życzę takiego startu w macierzyństwo i współczuję tym, którym los/komplikacje zdrowotne/niefachowy personel medyczny/nieprzychylne otoczenie itp. odebrały radość witania nowego życia

dziękuję co dzień za ten dzień
Czytaj dalej