Gdynia na niepogodę - cz.2: Experyment

jest takie miejsce w Trójmieście, które od kilku lat przyciąga miłośników wiedzy i żądnych przygód małych eksperymentatorów
wiadomo, każdy lubi co innego, ale osobiście uważam, że nie ma lepszej lokalizacji, by schronić się przed kapryśną aurą podczas zwiedzania Gdyni

a właściwie, warto nawet przyjechać specjalnie po to, by odwiedzić

Centrum Nauki Experyment


co tu dużo mówić - jest to świetne miejsce dla wszystkich (nie tylko dzieci!), którzy lubią z bliska poznawać otaczający świat, docierać do sedna, zgłębiać przyczyny i rozpracowywać mechanizmy działania, chłonąć wiedzę przez doświadczenie

dla maluchów największym atutem wystawy jest fakt, że niemal wszystkiego można samemu dotknąć, starszakom pozwala
z nowej perspektywy spojrzeć na znane zjawiska, a dorosłych zachęca do zabawy


dla Janka najciekawsze okazały się wszelkie doświadczenia w obrębie galerii Hydroświat -  obserwacja fascynującego zachowania cieczy, strzelanie z wodnych pistoletów, korzystanie z pomp,  budowanie tam, otwieranie śluz...
w zasadzie pozostałe działy mogłyby nie istnieć, ale w końcu "zmusiliśmy" go do dalszej eksploracji Centrum, by uniknąć dokumentnego przemoczenia



w ciągu następnych godzin poznaliśmy z bliska "niewidoczne siły" - magnetyzm i elektryczność, pobawiliśmy się dźwiękiem, obserwowaliśmy złudzenia optyczne i własne podobizny 'przeniesione' na powierzchnię innej planety (za pomocą techniki blue box), sfotografowaliśmy się na kładce pod wulkanem, sprawdziliśmy, dlaczego fakirom całkiem wygodnie leży się na gęsto powbijanych gwoździach i jak kilkulatek może podnieść prawdziwy samochód



nawet nie zauważyłam, kiedy przestałam fotografować - zbyt zajęta tłumaczeniem dziecku modelu układu pokarmowego człowieka, udawaniem nietoperza, czy może rozpoznawaniem tropów leśnych zwierząt

doskonale się bawiliśmy, niepostrzeżenie ucząc czegoś nowego (a w przypadku J. również dziesiątki razy witając
z interaktywnym panem Kulką), zupełnie nieświadomi upływającego czasu
osobiście nie zauważyłam ani przesadnego tłoku, ani zepsutych eksponatów na które skarżą się w internecie malkontenci
dostrzegłam za to ogromną różnorodność zagadnień i metod przekazywania wiedzy oraz - przede wszystkim - ogromne zainteresowanie naszego przedszkolaka,
dlatego bez wahania polecam wszystkim taką wyprawę do świata nauki


dwa słowa na tematy organizacyjne:
✓ dojazd, nawet jeśli nie podróżuje się autem, jest absolutnie niekłopotliwy - trolejbusy zatrzymują się tuż przy budynku, a zaledwie kilka kroków dalej znajduje się stacja SKM
/w przypadku J. jak zwykle sam w sobie stanowił atrakcję - wszystkim przedszkolakom zapewne poleciłby w tym miejscu empiryczne zapoznanie się z szybko startującymi ekologicznymi pojazdami gdyńskiej komunikacji miejskiej i przynajmniej kilkuminutową obserwację mijających się pociągów z pobliskiego wiaduktu.../
✓ w pobliżu można coś przekąsić (jako że jechaliśmy tam bezpośrednio z Gdyńskiego Akwarium, wstąpiliśmy na niedrogi i dość smaczny obiad do restauracji Eureka), ale w obrębie samego Centrum jadłodajni nie ma
✓ na miejscu nie trzeba martwić się o kurtki i torby - zostawia się w dość pojemnych szafkach zamykanych na kluczyk, a w każdej chwili można do nich wrócić, podobnie jak skorzystać z toalety
✓ ceny biletów, które uprawniają do nieograniczonego zwiedzania w godzinach otwarcia Centrum (max. 9 godzin!) są porównywalne do tych kinowych; w jesienne niedzielne popołudnie kolejki nie było
✓ dodatkową  atrakcją (uwaga! kuszącą, ale niebezpieczną dla portfela!) jest sklepik znajdujący się w holu - pełen gadżetów, gier i książek edukacyjnych
/szkoda nam było czasu na przekonywanie J., że nie potrzebuje tych wszystkich modeli, puzzli, narzędzi i sprytnej plasteliny i świecących gwiazdek, więc przemknęliśmy bokiem - w pełni doceniłam to posunięcie, gdy sama znalazłam potem w sieci sciencestore.pl i przepadłam na kilka kwadransów :P/  

zainteresowanym polecam zajrzeć na stronę www Centrum >> TU, gdzie można znaleźć aktualne informacje o wystawach sezonowych i organizowanych warsztatach


nie wiem, czy to kwestia samej sali - wysokiej, przestronnej, z jedną całkowicie przeszkloną ścianą, dającą wrażenie niemal nieograniczonej przestrzeni i swobody, czy rzeczywiście "uczeń przerósł mistrza", ale tym razem podobało mi się nawet bardziej niż w pierwszym eksperymentatorium - Exploratorium, które odwiedziłam lata temu 
wirtualnie chętnie tam wracam, by podglądać galerie i pomysły na doświadczenia do przeprowadzenia w domu i nie ukrywam, że bardzo chętnie zobaczyłabym ekspozycje w nowej siedzibie... na kolejną wycieczkę do San Francisco się jednak póki co nie zanosi, tymczasem więc rekomendujemy z Jankiem wizytę w Gdyni Redłowie i poważnie zastanawiamy się nad powtórzeniem podobnej przygody w Toruniu albo Warszawie


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz