Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!


- regularnie oglądasz z dwulatkiem bajki z serii "Baby Einstein" i dyskutujecie potem o nich po angielsku?

- czytasz poradniki dla rodziców typu "Jak rozbudzić inteligencję dziecka i wspierać rozwój jego umysłu" i sumiennie wprowadzasz w życie zawarte w nich zalecenia?

- co tydzień wysyłasz swojego kilkulatka na treningi sportowe i/lub lekcje gry na fortepianie, a w wolnym czasie planujesz dodatkowe zajęcia przygotowujące do nauki w szkole?

- już dawno kupiłeś przedszkolakowi tablet, żeby zapoznawał się z nowoczesnymi technologiami i jesteś zadowolony, gdy spędza popołudnia z National Geographic albo, ostatecznie, playstation (bo jest bezpieczny i względnie cicho)?

- a może codziennie starasz się znaleźć przynajmniej godzinkę na granie z nim w szachy?*



jeśli na choć jedno pytanie odpowiedziałeś twierdząco, według Carla Honore jesteś typowym współczesnym rodzicem, który dał się wciągnąć w nowy (parentingowy) "wyścig szczurów"...

w cyklu Czytamy o dzieciach przedstawiam "Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój"


podobno niemal na całym świecie trwa boom na "cudowne dzieci" -
ogromna rzesza rodziców dała się przekonać twierdzeniu, że mózg dziecka, szczególnie w pierwszych latach życia, jest w stanie przyswoić niemal wszystko i karygodnym wręcz zaniedbaniem jest zaniechanie jego jak najbardziej wszechstronnej stymulacji
hiperstymulują więc maluchy na każdym kroku i zwykle po kilku latach mogą się pochwalić ich nieprzeciętnymi zdolnościami...
mówimy o jakiejś patologii?
w skrajnych przypadkach zapewne, ale czy na pewno i nas - mamusiek przechwalających się przy piaskownicy, ojców dumnie prezentujących zdjęcia z zawodów szkolnych i autorów rodzicielskich blogów - to nie dotyczy?

autor ubolewa nad tym, że (my - współcześni rodzice) na każdym kroku oceniamy nasze dzieci, porównujemy z innymi i domagamy się, by były najlepsze
z jednej strony nadmiernie kontrolujemy, z drugiej rozpieszczamy
szukamy najlepszych szkół, trenerów, korepetytorów
ciągle podnosimy poprzeczkę - być może często z myślą "żeby miało lepiej, łatwiej niż ja", żeby odniosło sukces - stawiając przed nimi wyśrubowane wymagania
na każdym kroku podsuwamy obcojęzyczne książeczki i edukacyjne zabawki odbierając tym samym czas na proste zabawy, niespieszne samodzielne odkrywanie świata

(wielu?) dzieciom brakuje dziś czasu na nieskrępowaną, swobodną aktywność, zwykłą gonitwę na placu zabaw...


nie będę się wypierać, że sama staram się dbać o wszechstronny rozwój Janka i stymulować jego umysł stawianiem intelektualnych wyzwań
ma cztery lata - potrafi czytać, całkiem sprawnie liczy, sporo rozumie po angielsku i ma dość rozległe zainteresowania w dziedzinie mechaniki i nauk przyrodniczych oraz (głównie za sprawą czytanych codziennie książek) bardzo bogate słownictwo
ale uwielbia przy tym zwykłe drewniane pociągi i grzebanie się w piachu, zjeżdżalnie, zajadanie malin z krzaczka, skoki na trampolinie
i zabawy z rówieśnikami!
ktoś mógłby mi zarzucić hipokryzję gdybym utrzymywała, że nie zależy mi na tym, by jak najpełniej wykorzystał swój potencjał,
wydaje mi się jednak, że zachowuję zdrowy rozsądek


"Pod presją..." pomaga spojrzeć na ten problem w skali globalnej, zastanowić się nad badaniami i rozwiązaniami zyskującymi popularność na całym świecie i... po prostu zwolnić **


miałam zamiar napisać w tym cyklu więcej o jednym z moich ulubionych poradników - "Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka" państwa Minge
pojawiła się już jednak w tym miesiącu, wraz z garścią ciekawych linków, u innej blogerki (proszę tędy), więc sobie daruję :)
niemniej chciałabym w tym miejscu podkreślić, że przemawiają do mnie obydwie książki i uważam, że tezy stawiane w obu wcale się nie wykluczają

presja to według mnie odgórny nacisk, zmuszanie do czegoś, często wbrew woli i możliwościom
kreatywna stymulacja rozwoju z kolei - szczególnie powodowana naturalną potrzebą dzielenia się tym, co sami potrafimy i chcemy podarować własnemu dziecku - oznacza wydobywanie z dziecięcego potencjału tego, co najlepsze w atmosferze zabawy, wspólnych wycieczek, rozmów

moim zdaniem warto przeczytać obie, żeby mądrze korzystać z własnej wiedzy i doświadczeń oraz dobrodziejstw cywilizacji i jak najbardziej ułatwiać dzieciom start w dorosłość,
nie fundując im jednocześnie zbyt wielu zajęć pozaszkolnych, przesadnego zamiłowania do konkurencji, czy zapatrzenia w szklane ekrany

by potrafiły
Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie – nieskończoność czasu.
William Blake (przekład Z. Kubiak)


i zrozumiały, że to nie komercyjny sukces jest prawdziwą miarą szczęścia ***



* pytania nie padają w tekście książki - zostały wyczytane między wierszami
   a moja odpowiedź? cóż - widzieliśmy kilka odcinków Baby Einstein i, jak najbardziej, dyskutowaliśmy :)
** Honore jest też orędownikiem ruchu "slow life" i autorem "Pochwały powolności"
*** o czym dwa słowa również w "Jak dzieci osiągają sukces" - na blogu tu

13 komentarzy :

  1. Mi na początku mówili, żeby mu pokazywać różne faktury i czarnobiałe i to i tamto i jeszcze tysiąc rzeczy. Chwilę mi zajęło zrozumienie, że mózg mojego dziecka uległ przeciążeniu. Teraz to wiem i mimo, że przeprowadzam mu jakieś stymulacje to uważam, że najważniejszy jest jest spokój i harmonia w życiu dziecka. Z tym jak ze wszystkim trzeba znaleźć złoty środek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w pierwszym roku życia dziecko na każdym kroku jest naturalnie stymulowane przez coraz to nowe stany/widoki/zjawiska, których doświadcza i rozwija się tak szybko, że chyba faktycznie dostarczanie mu nadmiaru dodatkowych bodźców może jedynie zaszkodzić
      zastanawiam się tylko, po czym poznałaś, że "uległ przeciążeniu"?

      Usuń
  2. Ogólnie chyba zgadzam się z Twoimi wnioskami. Chociaż we mnie samej kłócą się niejako dwie teorie - steinerowskie przekonanie, że dzieci do siódmego roku życia rozwijają się i uczą naśladując dorosłych, zatem należałoby nimi kierować, dostarczać wartościowych wzorów do naśladowania i niejako stymulowania ich rozwoju. Z drugiej strony jest teoria leżąca pod fundamentem szkół demokratycznych, według której dziecko powinno mieć czas, żeby poznać siebie, to co lubi, co je interesuje, a dopiero potem mieć możliwość podążania za tymi zainteresowaniami. Ale na pewno wywieranie presji na dziecko nie służy kształtowaniu szczęśliwej i samodzielnej jednostki. W tej kwestii jestem tego raczej pewna:) A tak swoją drogą, ciekawe podejście ma Jesper Juul. W "Kompetentnej rodzinie" pisze o tym, że wiedza pedagogiczna psychologiczna u rodziców może mieć ogólnie zły wpływ na dziecko. Bo rodzice powinni widzieć człowieka, a nie kolejny etap rozwoju czy szansę na wypróbowanie kolejnej metody wychowawczej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wydaje mi się, że w życia nie da się podporządkować jednej, choćby najlepszej teorii - dziecko zawsze będzie czerpało wzory z otoczenia i, tak jak często na decyzje dorosłych, na jego wybory nieuchronnie wpłynie środowisko
      jasne, że najlepiej, żeby samo odkrywało swoje predyspozycje i pasje, ale przecież nie da się pokazać mu wszystkiego i wybór zawsze będzie ograniczony

      "wiedza może mieć zły wpływ"? no to już nie zazdroszczę Ci jako profesjonalistce :P

      Usuń
  3. Też tak uważam. Nic na siłę, ale jednak trzeba korzystać z tego, że dla dziecka większość rzeczy jest ciekawa, fajna ... wiele wiedzy po prostu wpada do ich głowy zupełnie bez wysiłku. Teraz wpada, później jak pójdą do szkoły już będą musiały się nauczyć i wtedy nie będzie to już ani tak ciekawe, ani fajne. Wiadomo nikt nie lubi musieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie! piękne, elastyczne i otwarte umysły dzieci w wieku przed-szkolnym aż się proszą o odrobinę gimnastyki :)
      a kto wie, może właśnie dzięki takiemu przygotowaniu własnie zostanie ciekawe i fajne, mimo pewnego przymusu?

      inna sprawa, że to także często jedyny czas, kiedy dzieci (szczególnie dziewczynek) nie trzeba zachęcać do wysiłku fizycznego - potem często przestają lubić w-f - i tego też dobrze byłoby nie zmarnować... wystarczy swobodna zabawa na placu zabaw, czy może jednak trening pływacki, szkółka piłkarska, albo karate? "presja" porównywalna...

      Usuń
  4. Ufff... 4 x nie :D My uczymy się niejako przy okazji: podczas naszych wycieczek, wykorzystując naturalną ciekawość Młodego i formę zabawy. W ten sposób nie mam poczucia, że obciążam go czymś, na co nie miałby ochoty lub nie dałby rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4x? teraz będę zachodzić w głowę, które było na tak! obstawiam szachy :)
      (ja nie gram z J. tylko dlatego, ze jestem za słaba, żeby go uczyć :P)

      Usuń
  5. No dobra, więc na początku: te pięć rzeczy które wymienił autor się wyklucza. Bo dla mnie wspomaganie rozwoju jest na pewno z dala od komputera i telewizora, o tablecie nie wspominając (ale może po prostu jestem staroświecka). ;)
    Takich więc metod nie popieram, nie utożsamiam się też z rodzicem, który robiłby coś na pokaz, żeby się pochwalić, nigdy też do niczego nie zmuszam. Fakt jednak - proponuję. Nie wiedzę zupełnie nic złego we wspomaganiu rozwoju, w budowaniu "naukowo przyjaznego" otoczenia. I nawet nie o efekty tu chodzi, ale właśnie o wykorzystanie tego potencjału, w który głęboko wierzę. Czas na swobodną zabawę jest u nas zawsze, tyle tylko że Róża ma ją zazwyczaj w dupie (być może za kilka lat się to zmieni); ja byłabym w siódmym niebie gdyby ona po prostu się sama bawiła. ;) Ale ona sama przynosi mi książki, uwielbia jak jej coś opowiadam, a jak wyciągam tablice Domana to aż przebiera nogami. Czemu mam tego nie robić, skoro sprawia jej to tyle radości? Tak, pewnie sama ją do tego przyzwyczaiłam, ale nadal nie widzę w tym nic złego. Nie czytałam poradnika, ale mam przed oczami taki obraz: do autora przychodzą jego dzieci i proszą o wyjaśnienie jak działa silnik. Autor tymczasem leży na hamaku i praktykuje swoje slow life i każe iść się bawić, bo to nie są sprawy dla dzieci. Taka postawa jest beznadziejna! Dzieci maja naturalną potrzebę zdobywania wiedzy. I co może być złego w szachach?
    A o Mingach napisz! Chętnie przeczytam co o nich myślisz. :)
    P.S. A ta książka nie podoba mi się, bo to wydawnictwo kojarzy mi się tylko i wyłącznie z Paulo Coelho. :D Nawet okładka identyczna. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie pozwól, by kierowały Tobą uprzedzenia, albo czyjaś nie do końca jasna recenzja!
      autor "Pod presją" nie jest przeciwnikiem wczesnej edukacji jako takiej - nie godzi się jedynie z ideą "Dziecka Zarządzanego", otoczonego przez nowoczesne zabawki, posyłanego na przeróżne zajęcia, na każdym kroku testowanego - od najmłodszych nastawianego na osiąganie wymiernych sukcesów
      w opisywanej powyżej książce przedstawia wyniki badań dokumentujących, jak bardzo dzisiejsze maluch są "okablowane, monitorowane i rozpieszczone", a ich traktowanie jak "pępka rodzicielskiego wszechświata" powoduje więcej szkód, niż pożytku
      Carl Honore jest według mnie w porządku - na przykład w samych superlatywach pisze o przedszkolach promujących wszechstronny rozwój (waldorfskich, czy pod gołym niebem), przeciwstawia się stawianiu dzieciom wyśrubowanych oczekiwań, przesadnemu organizowaniu czasu i konsumpcjonizmowi - w dodatku sam przyznaje, że ma w tej kwestii wiele na sumieniu
      po pytaniu o silnik powinien chyba zaprowadzić dziecko do warsztatu i pozwolić mu samemu dojść do wniosków na temat jego pracy, ale zdaje mi się, że dopiero nad takim podejściem pracuje...

      i to przecież nie jego wina, że Drzewo Babel wydaje też Coehlo :)

      Usuń
  6. hej, cytat mojej ukochanej piosenki ze strasznie zdartej kasety z jakiejs bazuny tak zdartej ze tylko ten kawalek sie zachował:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak? a mi się kojarzy ze "Ścianą" Pink Floyd :)

      Usuń
  7. My uważamy, że dziecko jest tylko dzieckiem i jest czas przede wszystkim na zabawę. Na wyszukaną wiedzę przyjdzie czas w przyszłości.

    OdpowiedzUsuń