śródmiejska łąka czerwcowa

bardzo lubię czas krótko przed wakacjami, kiedy zakwitają trawniki i nawet w środku miasta znaleźć można kolorową łąkę
w drodze do przedszkola, sklepu, pracy - mimo głowy zaprzątniętej obowiązkami - jest okazja ucieszyć oczy kolorami, poćwiczyć pamięć przypominając sobie nazwy i zastosowania popularnych ziół i bylin...

szczególnie pięknie wyglądają czerwone maki na tle zieloności - tatajanka usilnie proszony zrobił nawet synkowi sesję zdjęciową w takim plenerze, ale efekt pozostaje tajemnicą - na razie musi wystarczyć moja fotka

na początku czerwca zrobiliśmy sobie z J. piknik na zarośniętym boisku - przyglądaliśmy się pszczołom i trzmielom przy pracy i zupełnie spontanicznie zaczęliśmy nazywać poszczególne rośliny - wiele znał, o kilka sam zapytał - naprawdę był zainteresowany :) nie przyjmuję do wiadomosci opinii niektórych dorosłych,z enie warto "uczyć" trzylatka tylu "niepotrzebnych" rzeczy, "zaśmiecać" mu umysłu... już dawno pojęłam, że właśnie takie małe dzieci najłatwiej czymś zadziwić, bo po prostu chłoną cały świat wszystkimi zmysłami i nie sądzę, żeby nadmiar wiedzy mógł komuś zaszkodzić, więc chętnie opowiadałam co wiem, w razie niepewności obiecując, że w domu sprawdzimy dokładnie (jakoś tak szczawiu nie byłam pewna...)

http://www.kreatywnymokiem.pl/2014/06/przyroda-pod-lupa-uczestniczki-projektu.htmlbyło to krótko przed naszym zgłoszeniem do projektu i nie miałam ze sobą aparatu, później dopiero pomyślałam, że taka dzika łąka to dobry temat...
niestety - kilka dni później już tego naszego chwastowiska nie było :(
co gorsza zniknął też łan maków przed pobliską Biedronką, na który miałam tak optymistyczny widok przez kuchenne okno
szkoda mi go, bo naprawdę dodawał przy śniadaniu energii na nowy dzień...

niestety zazwyczaj w mieście taka mnogość kształtów i barw nie ma szansy przetrwać zbyt długo w jednym miejscu, bo najpóźniej za kilka dni pojawią się panowie w pomarańczowych kamizelkach z warczącymi maszynami :(
zawsze marzyłam o dzikiej łące zamiast trawnika za własnym domem (tata J. pukał się w głowę - pewnie m.in. i dlatego nie mamy dotąd wspólnego domu :P) i denerwuje mnie zbyt regularne strzyżenie całej okolicy niemal na łyso - tym bardziej, że często potem osiedlowe trawniki szpecą suchymi odrostami w kolorze siana
a przecież można by inaczej - może nawet TAK?

przez kolejne tygodnie "polowałam" na zakątki ocalałe z pogromu - wypatrywałam ciekawszych miejsc wzdłuż trasy rowerowej którą jeździmy do przedszkola i pracy i co dzień obiecywałam sobie, ze jutro, już jutro je sfotografuję - oczywiście po kolei znikały...
już, już miałam po prostu opisać roślinki, które Janek poznał i powklejać linki do zdjęć ze wspaniałej strony pewnej pasjonatki wypatrywania prawdziwego życia na betonowej pustyni - tzn. pełnego cennej wiedzy i pięknych fotografii CHWASTOWISKA (które serdecznie polecam),
na szczęście mieszkamy dość blisko lasu, a na jego obrzeża (w przeciwieństwie do parku - niestety regularnie koszonego) kosiarki zapuszczają się rzadziej, udało się więc w końcu stworzyć małą galerię miejskich chwastów czerwcowych

oto i ona:

  
farbowniki, koniczyny, taszniki... - wszystkie są ciekawe

babka lancetowata, spora...

żmijowiec ma słupek rozdwojony jak język żmii - tu uchował się całkiem wysoki!
dziewanna z bliska

to trawa ma kwiaty?? na razie nie zgłębiamy tematu mnogości traw i turzyc
J. szczególnie podobało się chaszczowanie wśród lepnic
bodziszek?
krwawnik - i ??? - na owadach znam się słabiej...
stokrotka - tutaj chwast, a w ogrodzie? :)
wyka - nasiona niektórych gatunków mogą być trujące dla człowieka, koni i świń
oset - J. już wie, że nie można się rozpędzać w jego pobliżu, podobnie jak przy jeżynie :P
cykoria podróżnik (młode listki podobno nadają się do sałatki, a z korzenia odmiany siewnej mamy.. Inkę :)
dziurawiec - uwaga! lepiej nie dotykać w gorące dni, może powodować uczulenia!

na razie tyle... 
brakuje zdjęć rozchodnika, który płozy się nawet na tych wygolonych trawnikach przydomowych i tworzy na nich złote plamy, wrotyczu, popularnego w okolicy poprzedniego mieszkania, który J. z daleka rozpoznawał w zeszłym roku, pospolitej koniczyny łąkowej, koniczyny białej (i pewnie jeszcze innych 200 gatunków koniczyn :P), glistnika - rozpoznawanego w lesie bez trudu (J. pamięta, że nie wolno zrywać, żeby sok nie kapnął na skórę), licznych w zacienionych okolicach biedrzeńców, czosnaczków i pokrzyw itd., itp. - wypatruję w okolicy coraz to nowych zielonych sąsiadów :)
a że wielu spotykanych na spacerach roślin jeszcze nie umiem rozpoznać, chyba trzeba zaopatrzyć się w jakiś atlas z kluczem do oznaczania i przypomnieć sobie wykłady z botaniki :)

c. d. n !

5 komentarzy :

  1. Odpowiedzi
    1. dziękuję! dzięki nim mimo koszenia będziemy mogli zrobić z Jankiem za jakiś czas powtórkę zdobytych wiadomości
      a ulubione - na pulpit :)

      Usuń
  2. Ja w sumie na wsi mieszkałam, ale tyle roślinek z nazw to nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dużą rolę odegrała mama - biolog i botanika/farmakognozja/lek roślinny na studiach
      ale baaaardzo wielu i tak nadal nie znam :)

      Usuń