z wyjątkiem wyjazdów z plecakiem i górskich wędrówek, kiedy bardziej liczy się masa bagażu, a widoki i (błogi) stan fizycznego umęczenia przesłaniają wszelkie inne zaniedbane potrzeby, ciężko znoszę dzień bez czegoś do czytania
na szczęście zazwyczaj mam w domu przynajmniej jedną lub dwie książki czekające na półce przy łóżku
(w najgorszym okresie, jakieś dwa lata temu kiedy wróciłam do pracy, karmiłam J. piersią w dzień i w nocy /a jego rozpraszał, a nawet budził szelest przewracanych stron:(/, co drugi dzień robiłam pranie, często dwa obiady - osobno dla dużych i dla małego, praktycznie nie miałam czasu dla siebie i zasypiałam usypiając smyka, chyba właśnie za chwilą z beletrystyką najbardziej tęskniłam - etykietki słoiczków z deserkami i ambitnie traktowane poradniki świadomego rodzicielstwa to zdecydowanie marne substytuty...)
aby była to lektura warta poświęconego czasu - dba o to nieoceniona ciocia-bibliotekarka, na którą zawsze można liczyć - włączając zakup przypadkiem wspomnianego "must have" na stan i dostawę do domu :)
J. od kiedy tylko zainteresował się książkami - też regularnie otrzymuje świeżą porcję dobrej jakości literatury z tego źródła
niemniej raz na jakiś czas zachciewa się mi wybrać coś samodzielnie - stąd dość częste zakupy i wizyty w pobliskich bibliotekach, w których Janek często chętnie mi towarzyszy
w związku z przeprowadzką musieliśmy przeprowadzić się też do nowej biblioteki
dla Jana sprawa oczywista - trzeba ją znaleźć, przywitać panie i założyć kartę :)
J. pięknie się przedstawił, podał adres i imię ojca, a otem dowód osobisty do weryfikacji - ciągle muszę sobie przypominać jaki już jest duży i samodzielny...
a potem oczywiście - do półek!
kącik dziecięcy okazał się bogato wyposażony
za pierwszym razem widząc ten przepych i liczbę ciekawostek z mojej listy "na może kiedyś" dla Jana całkiem się pogubiłam i sama zaczęłam buszować po półkach, tak, że (dosłownie po chwili!) Janek miał dość i z wybranymi egzemplarzami już kierował się do wyjścia, kiedy ja jeszcze na nic się nie zdecydowałam :P
a wybrał dobrze:
- cieniutką książeczkę z pięknymi ilustracjami, która pomaga radzić sobie z "nie umiem" u malucha:
Hop, siup Stokrotko! o uczącej się skakać króliczce i innych zwierzęcych maluchach zdobywających (z trudem) nowe umiejętności
sama bym ją pewnie przeoczyła, a dzięki temu, że razem przeczytaliśmy (z dwadzieścia razy :P) czasem, kiedy przed J. staje jakieś trudne wyzwanie, albo rozkleja się, gdy mu coś nie wyjdzie, wystarczy przypomnieć - a pamiętasz, jak Stokrotka nie umiała skakać? ale ćwiczyła, starała się i... się nauczyła! :)
- i umilającą oczekiwanie na prawdziwą, śnieżną zimę i Święta, opowiadającą o dwóch przygodach lubianego bohatera książkę Krecik w zimie:
z opowiadaniem o bałwanku i Świętach na polanie - z rozkładaną choinką i koncertem kolęd :)
sama nie wiem, co takiego jest w tej serii, ale każdej historię o Kreciku - mimo, że są długie - J. zawsze spokojnie słucha od początku do końca i prawie nigdy nie daje się przekonać, że jedna wystarczy i naprawdę warto czasem użyć zakładki :)
sama chwyciłam tylko Rady nie od parady sugerując się nazwiskiem autorki (bardzo się nam spodobała wcześniej "Gimnastyka dla języka" Strzałkowskiej) - te wierszyki też zainteresowały J., ale wątpię, żeby wiele z nich wyniósł - przeznaczone są raczej dla starszych dzieci
na szczęście biblioteka jest blisko i już zdążyliśmy zrobić wymianę wyżej wymienionych na:
- Bolidy na torze (jakoś zniosłam ten zdecydowanie mało ambitny wybór - na szczęście J. nie zmusza mnie do czytania infantylnego tekstu, wystarczają mu obrazki :P)
- Krecika i mamę zajączków (pani bibliotekarka szeptem ostrzegła mnie, że to o porodzie(!), ale uspokoiłam ją, ze Jane wie, skąd się biorą dzieci:P - J. rzeczonym fragmentem wcale się specjalnie nie przejął, bardziej go interesowało jak krecik pomaga w karmieniu maluchów i pcha wózek na spacerze, taciejanka zaś podobało się szczególnie, ze Królik tak szybko się zakochał i poderwał Króliczkę, że długo nie trwało i wzięli ślub, a kiedy zostali sami "przytulali się tak bardzo, że wyglądali nie jak dwa, ale jak jeden zając", no i potem... wiadomo
jak zwykle - sympatyczna, ciepła, "krecikowa" opowieść, a że "Nim się niemowlę narodzi, musi się mamusia bardzo natrudzić, nawzdychać. A potem bardzo kocha swoje dzieci." - taka wiedza trzylatkowi nie zaszkodzi!)
oraz książeczki
- Jedna literka, a zmiana wielka (jeszcze nie czytana, jestem ciekawa, czy nie będzie za trudna..)
- Jak dżdżownica Akolada o muzyce opowiada (wzięłam trochę dla siebie z ciekawości, ale nieoczekiwanie wzbudziła wielkie zainteresowanie!)
i wspomniane już płyty
- Kot Prot znów gotów do psot
- Kto zje zielone jajka sadzone
- Kaprys, żart i inne muzyczne fanaberie
i tak kolejny raz - mimo, że mamy dwie karty - dla siebie zdołałam dołożyć tylko jedną książkę dla dorosłych (btw - "Pociąg do życia wiecznego " Pilcha - polecam!)
Oby więcej było takich czytelników.Super !
OdpowiedzUsuń