legendy polskie dla dzieci w obrazkach

od kiedy pierwszy raz zobaczyłam "[pory roku] ...na ulicy Czereśniowej" stałam się wielką fanką tej serii dużych, całokartonowych książek całkowicie (poza okładką) pozbawionych tekstu - od trzech lat z niesłabnącym zainteresowaniem wracamy do tych obrazkowych historii, które na długie godziny potrafią zająć nie tylko dzieci
śledzimy, opowiadamy, wyszukujemy, komentujemy, porównujemy, dopowiadamy...

z kolei gdy tylko wybieramy się w podróż staram się wcześniej zainteresować Janka celem wycieczki przez czytanie i opowiadanie mu o nim, pokazywanie na mapie, zapowiedź jakiejś atrakcji
często rolę ciekawostki pełnią lokalne legendy (patrz poprzedni wpis)

dziś przedstawiam wyjątkowy produkt typu 2 w 1 łączący to, co najlepsze w obu wyżej wymienionych - baśniowe opowieści dotyczące historii polski na sztywnych stronach i niemal bez słów

oto najnowsza "kartonówka" na półce mojego czterolatka:

legendy polskie w obrazkach dla dzieci


nie przesadzę chyba twierdząc, że podobne publikacje są ostatnio w modzie
nie wiem, czy wśród rodziców czytających dzieciom od najmłodszych lat znajdą się tacy, którzy choćby nie słyszeli o Mamoko (i innych bestsellerach państwa M.), nie znają serii "Opowiem ci, mamo..." (u nas "...co robią auta"), czy w ogóle nigdy nie widzieli dużej, trwałej książki A4 z samymi tylko ilustracjami, jak na przykład nasze "Na wsi", czy intrygująca nowość Naszej Księgarni pt. "Rok w mieście"
- wątpię -
w związku z tym zapewne większość jest świadoma zalet tego typu książek
wiadomo - potrafią one zainteresować dzieci w zasadzie w każdym wieku, "rosną" wraz z właścicielem i rozwojem jego wyobraźni stymulując do coraz to nowych aktywności, rozwijają spostrzegawczość, stymulują rozwój słownictwa itd., itp.
a przy tym wszystkim nie do przecenienia jest fakt, że można z nimi bez obaw zostawić nawet starszego niemowlaka i mieć pewność, że przy okazji tego spotkania nie ucierpi ani dziecko, ani książka
lub, co ważne o tej porze roku, bezpiecznie możemy zabrać "lekturę" ze sobą na letni piknik, czy do rowerowej przyczepki i nie martwić się, że się zniszczy na wybojach, pogniecie, a silniejszy powiew wiatru wyszarpnie którąś stronę...

"Legendy..." Nikoli Kucharskiej, ze względu na trwałe, grubostronicowe wydanie o zaokrąglonych rogach, oczywiście nie są pozbawione wspomnianych zalet


zdecydowanie wyróżniają się jednak spośród wyżej wymienionych przykładów - tematyką, specyficznym układem ilustracji, stylistyką komiksu - w związku z czym na pewno nie poleciłabym ich dwu-, trzy-, a nawet większości 4-, czy 5-latków...
samodzielne "czytanie ze zrozumieniem" będzie dla nich według mnie praktycznie niemożliwe - wymaga bowiem sporej koncentracji, umiejętności analizy i syntezy zdarzeń oraz choćby podstawowej znajomości treści 7 polskich legend
sprawę ułatwia też znajomość podstaw matematyki (w sensie znajomości kolejności liczb, choć od biedy i bez tego da się śledzić kolejne wydarzenia), a zdecydowanie uatrakcyjnia umiejętność samodzielnego odczytania - w większości onomatopeicznej, czasem zaniedbywalnej, lecz miejscami kluczowej - treści komiksowych dymków


najlepiej powinna więc trafiać (i tu zgadzam się z zaleceniem wydawcy) do najmłodszych uczniów, dla których oryginalna forma może stanowić nie lada atrakcję

z rodzicami, którzy przeczytają najpierw "streszczenie" z pierwszej rozkładówki (albo lepiej - oj, lepiej! - pełen tekst legendy skądinąd - ciekawy "Bazyliszek" na przykład TU; szkoda, że autorka sama nie podpowiedziała z jakich źródeł czerpała) i pomogą ogarnąć wydarzenia, niewątpliwie sporą frajdę będą mieć i przedszkolaki 
// o ile - cóż, chyba w przeciwieństwie do mnie - lubią oryginalne grafiki i nie przeszkadza im zdrowa dawka chaosu skoncentrowana na powierzchni rozmiaru A3...//
nie da się ukryć, że mój ma :)


podsumowując - przyznaję, że do kreski pani Kucharskiej musiałam się stopniowo przyzwyczajać, a pierwsze wrażenie bałaganu i zbytniego zagmatwania sprawiło, że miałam nawet pewne opory przed pokazaniem "Legend..." Jankowi
ostatecznie muszę jednak docenić świeżość spojrzenia i łatwość z jaką publikacja skradła jego serce

w sumie nawet szkoda, że podań w tym opracowaniu jest tak niewiele (w tym aż 3 warszawskie) - będę miała poważny dylemat w razie kontynuacji...



PS. własnie przeczytałam, iż autorka przyznała się na swoim blogu (tam również więcej zdjęć), że na każdej stronie ukryła czarną kotkę - chyba sama wrócę do przeglądania z nowo rozbudzoną ciekawością :)


nasz egzemplarz książki otrzymaliśmy od wydawnictwa Nasza Księgarnia

7 komentarzy :

  1. Wspaniała jest! Od dłuższego czasu mam na nią ochotę. Może i do nas niedługo zawita. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no proszę - czyli może też podobać się od pierwszego wejrzenia :)

      Usuń
  2. Fantastyczne ilustrację :) Chyba się na nią skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też ta kreska nie do końca odpowiada, chociaż wspomniany przez Ciebie bałagan dla mojego małego mógłby być sporym atutem. On uwielbia takie nagromadzenie detali. Muszę zajrzeć do niej przy okazji wizyty w księgarni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nam podobają się legendy w obrazkach, zwłaszcza Bazyliszek i toruńskie pierniki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nam się akurat taki bałagan podoba. Co prawda nie mamy żadnej książki obrazkowej w całości, jednak na pewno jakąś zakupimy w przyszłości. Ta wygląda bardzo zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój Misiek lubi tego typu książeczki często mi sam przynosi taką do "czytania" :-)

    OdpowiedzUsuń