przedszkolny Klub Rodzica i rola bajek w życiu malucha

jako mama "zaangażowana" (przez niektórych nazywana nadgorliwą ;P) jeśli mam okazję uczestniczyć w spotkaniu /zajęciach/warsztatach dotyczących rozwoju dziecka lub doskonalenia swoich rodzicielskich kompetencji - chętnie to czynię
często na początku nie bardzo wiedząc na co właściwie się decyduję...

w obecnym przedszkolu J. zapisałam się od razu do tzw. Klubu Rodzica - liczyłam, że będzie to okazja do spotkania się raz na jakiś czas z Paniami Przedszkolankami i innymi rodzicami, bliższego poznania i wymiany doświadczeń wychowawczych
tak dobrze nie jest...
ale i nie najgorzej :)
raz w miesiącu spotykamy się w towarzystwie dzieci z różnych grup wiekowych, część "programu zajęć" stanowi wspólna zabawa - przy muzyce lub plastyczna, czasem improwizowany występ artystyczny maluchów...

w grudniu było tak:

(źródło - strona www przedszkola)

w tym tygodniu z góry cieszyłam się na spotkanie z psychologiem - dzieci przez pierwsze pół godziny miały zapewnioną opiekę w innej sali, rodzice mieli spokojnie porozmawiać z zaproszonym gościem

niestety pani psycholog najwidoczniej zaplanowała sobie spotkanie jako prelekcję czy mini-wykład i nie zachęcała specjalnie do jakiejkolwiek interakcji...
temat, skądinąd ciekawy - wpływ bajek na rozwój dziecka, potraktowała moim zdaniem dość powierzchownie ograniczając się do (słusznej) rady, aby jak najwięcej dzieciom czytać, ograniczać czas przed telewizorem, a w razie pojawiania się problemów w życiu dziecka - tworzyć baśniowe opowieści o bohaterach borykających się z podobnymi kłopotami
w czasie dyskusji padło też inspirowane znanym "cała Polska czyta dzieciom" hasło "cała Polska rozmawia z dziećmi" - podpowiedź, aby po każdej lekturze znaleźć czas na "analizę treści" - podsumowanie, podpytanie co dziecko najlepiej zapamiętało, parafrazę "własnymi słowami", a tak właściwie - i po czytaniu i przed - po prostu rozmowę z maluchem
padło wiele ogólników typu - więcej ruchu, mniej komputerów i kreskówek, które nie rozwijają wyobraźni i mowy tak jak słuchanie bajek czytanych przez rodziców, a w nadmiarze powodują (nawet u przedszkolaków) nawracające bóle głowy i trudności w koncentracji
moje drążące temat pytania - min. co z audiobookami, słuchowiskami na przemian z maminą lekturą - urozmaicać w ten sposób kontakt ze słowem czytanym, czy ograniczać? oraz jakie treści wybierać, kiedy i jak wprowadzać "brutalne" baśnie - czy w ogóle warto na przykład czytać oryginalne baśnie braci Grimm? zostały niestety nieco zbyte (tj. ad1 -nie ma badań - co do czytania "na żywo" WIADOMO, że działa, wszelkie nowinki techniczne mają niepewne oddziaływanie; ad2 - ważne, żeby w ogóle czytać, kierować się własną intuicją... no może braci Grimm odpuścić) 
na więcej pytań nie było czasu, bo pani psycholog spieszyła się do fryzjera :/

nie ma jednak tego złego... - w dalszej części spotkania pobawiliśmy się z J. (w towarzystwie pozostałych dzieci z rodzicami) w masażyki, popląsaliśmy przy "Starej bryczce rodzinnej" i pokolorowaliśmy wybraną postać z baśni (Brzydkie Kaczątko) i po przymocowaniu na kijku stworzyliśmy postać do domowego teatrzyku!
Janek Kaczkę Kwaczkę bardzo polubił i entuzjastycznie pokazywał jej i komentował całą drogę do domu - niesamowite jak wiele radości może dać taka prosta zabawka :)

przy okazji miałam kolejny raz okazję zmierzyć się z własną niechęcią do nadmiernego zagęszczenia osób na małej powierzchni oraz zgiełku i hałasu jaki czyni zbiorowisko 3-5-latków przy wykonywani dowolnej czynności (jak na przykład wydawało by się nie wymagające w ogóle pracy języka rysowanie...)
chyba się nigdy nie przyzwyczaję - tego Paniom zdecydowanie nie zazdroszczę

na kolejne tygodnie planowane są w przedszkolu inne warsztaty dla rodziców - 10 x po dwie godziny "pogadanek" na trudne tematy związane z wychowaniem
zastanawiam się, czy warto?
ale na spotkanie Klubu chyba w marcu znów pójdziemy...

4 komentarze :

  1. a ja bardzo nie lubię baśni "uproszczonych", uwspółcześnionych i streszczeń, a także książeczek dla "maluchów" z okrutnymi obrazkami (widziałam śpiącą królewnę ze smokiem z mieczem wbitym w serce - w oryginale był w ogóle jakiś smok???). Póki co czytamy baśnie mało okrutne oraz czytamy książeczki dla najmłodszych. Baśnie w wersji dojrzalszej - później.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z próbami urozmaicania baśni na siłę też mam problem - od różnicy w losach wilka w "Czerwonym Kapturku" (kończy z rozciętym brzuchem martwy, z kamieniami zaszytymi w otrzewnej, czy tylko przegoniony strzałem na postrach z gwintówki? - przyznam, że tej ostatniej, złagodzonej wersji chętnie słuchamy w wykonaniu Anny Dymnej) po siostry Kopciuszka obcinające sobie palce/pięty, aby zmieścić stopę w pantofelku (bracia G.- wersja oryginalna? - tego Janowi nie czytam)
      co do brutalności - też trzeba sobie samemu odpowiedzieć gdzie jest granica - Smok Wawelski w końcu zawsze pęka z przepicia - J. już to wie i na obrazku widział...

      Usuń
  2. Fajnie, że są organizowane takie spotkania, u nas niestety było do tej pory tylko spotkanie z logopedą, akurat wtedy jak Wiki w szpitalu była ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne spotkania! Ciekawa jestem , czy gdy Buba pójdzie do przedszkola, będą funkcjonowały takie spotkania

    OdpowiedzUsuń