gdzie mi uciekają te dni?

kolejny tydzień minął, a ja nadal w rozsypce -
nie potrafię się za nic konkretnego zabrać (zdjęcia z wyjazdu nadal nieuporządkowane, dobrze, że walizki rozpakowane :P) - nie wiem, czy przez te upały, rozleniwienie urlopowe, czy konieczność "odrabiania" urlopu (4/5 dni w pracy:/)

na szczęście wczoraj udało się odpocząć i pospacerować po mieście ze znajomymi z Gdańska


do tego obiad na mieście i super deser (chłopaki z Oetkerem upiekli ciasto) - żyć nie umierać :)

niestety nie obyło się bez wypadków - J. wywrócił się kilka razy na schodach/piachu/chodniku i zawisł (!) na smyczy zestresowanego spaniela, więc zyskał kilka nowych otarć i wygląda jak zabijaka
na szczęście niewiele sobie z tego robi - z każdego z wypadków otrząsnął się w kilkanaście sekund według schematu - alarm! ryczę na cały głos!- mama tuli.. - ok (jak mówią Nowakowscy "ocieram krew") - lecę dalej

ze mną gorzej
niby jestem przyzwyczajona do tego, że młody biega, włazi na murki/ławki/drzewa, zaczepia dzieci, psy, sprzedawców i prosi spacerowiczów o podzielenie się lodami i generalnie uważam to za nieszkodliwe przejawy charyzmy...
ale
wieczorem w domu miałam chyba za dużo czasu na myślenie i zaczęłam się martwić - może pozwalam mu na zbyt wiele samodzielności? czasem jest taki "dziki" - ktoś go musi temperować (?)
no i ta sytuacja ze smyczą wyglądała naprawdę niebezpiecznie - a gdyby była z twardszego materiału i go poddusiła?/ przecięła mu skórę i spowodowała krwotok?/ była brudna i wdałoby się zakażenie? trzeba było cały czas trzymać go za rękę - co ze mnie za matka, dziecko na kalectwo narażam.. i dalej w ten deseń

muszę się jakoś wziąć w garść (a J. w karby, żeby "stop" ZAWSZE znaczyło STOP)
bo przecież całe lato przed nami i w domu siedzieć ciągle nie będziemy!

a i wizyt takich jak niedzielna życzymy sobie więcej!
chociaż trudno było Janka przekonać, że nie możemy jechać "z Panem i Panią ich samochodem do Gdąuska" ("i Janek i mama i tata i Pani i Pan" - nie nie możemy mama i Janek i tata - "no to mama i Janek bez taty!" - nie - "to bez mamy!") to niewątpliwie dobrze się czuł w towarzystwie ludzi, którzy doceniają wartość artystyczną przeboju o zielonych słoniach :)

3 komentarze :

  1. Nic się nie bój!! Emil wczoraj też zdobył swoje pierwsze otarcie na łokciu na placu zabaw. Zareagował tak samo jak Janek:) Więc może to rodzinne?! A Janek wyrośnie z tego szaleństwa!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni dwaj w ogóle są do siebie podobni, więc piszesz tak, bo sama masz nadzieję, ze Emil wyrośnie :P

      Usuń
  2. "Pan i Pani z Gdąuska" ;) bardzo dziękują za mile spędzony czas :)
    Egzotyczny obiadek i pyszne ciasto z mrożoną kawą wprawdzie wypełniły nasze brzuchy po brzegi, ale później nie sprawiały żadnych cebulowych problemów ;)
    A co dokładnie dzieje się z jedzeniem w brzuszku Janek pięknie wytłumaczył na przykładzie "wigronona" ;)

    Co do Twoich mamojankowych wątpliwości - tak patrząc ze swojej bezdzietnej strony, zupełnie "z zewnątrz", uważam, że to dobrze że Janek jest taki otwarty i ciekawy świata. Faktycznie, nad karnością ("stop znaczy STOP") można by popracować, aby unikać prawdziwie niebezpiecznych sytuacji, ale przecież takie sytuacje nie zdarzają się aż tak znowu często :)
    No i jak to mówią - brudne dziecko to dziecko szczęśliwe. Ja bym tu dołożyła też dziecko podrapane - byle nie połamane :)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń