planszówki, Legosy i dziwaki, czyli dziecko na Pyrkonie

największy w Polsce doroczny konwent miłośników fantastyki,

Pyrkon 

przyciągnął w tym roku podobno ponad 38 tys. fanów gier, komiksów, książek, filmów i seriali,
w tym kobiety i dzieci
a wśród nich tę jedną, do ostatniej chwili przerażoną wizją ogromu magii, pasji i szaleństwa skoncentrowanego w zamkniętej przestrzeni (sporej, bo liczonej w tysiącach metrów kwadratowych powierzchni MTP, ale w ten weekend zdecydowanie ponadprzeciętnie zaludnionej i z zaledwie pojedynczą drogą potencjalnej ucieczki!)
i to jedno, niczym nie zrażone, totalnie zmotywowane do pokonania kilkuset kilometrów w aucie, nocnej pobudki, półgodzinnej pieszej wędrówki do wejścia i spokojnego (sic!) wielogodzinnego, wypełnionego jednakowoż rozmaitymi alternatywnymi atrakcjami, oczekiwania na spełnienie obietnicy dostąpienia klockowego raju (ostatecznie zrealizowanej, warto dodać, o czym więcej niżej),
czyli nas :)

jak było?
tłoczno, kolorowo, ciekawie, różnorodnie,
chwilami absolutnie fantastycznie

największa zaleta tak wielkiej imprezy to fakt, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie
dla nas był to Games Room, stoiska z modelami i grami w Krainie Wystawców, kilka prelekcji zaproszonych gości i - siłą rzeczy - Blok Dziecięcy

ale po kolei

najpierw trzeba wejść

trzymanie za rękę małego dziecka daje tu handicap w postaci Kolejki Pierwszeństwa, za co jesteśmy J. winni porządną porcję lodów - w przeciwieństwie do sporego tłumu kolejkowiczów zamierzających kupić bilety w sobotni poranek, pokonanie bramek zajęło nam nie więcej niż kwadrans

punkt drugi - orientacja w przestrzeni

plany, mapki, oznaczenia budynków - wszystko okazało się czytelne nawet dla przedszkolaka!
mimo autentycznego tłumu przelewającego się w monotonnym rytmie między halami i wyraźnie gęstniejącego przy niektórych stoiskach i salach (np. przy wejściu do pawilonu LARP/RPG, gdzie ostatecznie nawet nie zajrzeliśmy) udało się znaleźć ustronne miejsca i dające odpocząć oczom spłachetki zieleni
szybko pozbyłam się obaw zalęknionej nowicjuszki - żegnaj klaustrofobio ;)

3 - w którą stronę pięciolatkiem?

ha, w którąkolwiek!
znając charakter J. i jego fascynację wszystkim co nowe i nieznane, właściwie nie miałam wątpliwości, że będzie jak w każdej z naszych podróży, mimo że tym razem "zwiedzaliśmy" chyba najdziwniejszą jak dotąd krainę...
nie pomyliłam się:

  • cosplayowi przebierańcy (tytułowe "dziwaki", którym to miano, nadane przez J. tonem pełnym fascynacji i podziwu, w żaden sposób nie powinno uwłaczać!), 
  • kolorowe smocze jaja (same piękne, wielkie smoki już niestety mniej), 
  • kartonowe modele statków kosmicznych i naturalnej wielkości Mistrz Yoda, 
  • metalowe, robotokształtne rzeźby, auta - wojskowe, stylizowane na post-apo i/lub pokryte sierścią ala wielki pies, 
  • setki planszówek dostępnych do samodzielnego wypożyczenia i przetestowania, 
  • stoły do gier bitewnych, 
  • wystawa autorskich budowli i mechanizmów z Lego (pół godziny przed makietą przenoszącą w kółko kuleczki?!), 
  • wielki nadmuchiwany Krewny i spontaniczny happening u jego stóp,

niemal co krok coś budziło zadziwienie i entuzjazm!

jestem pewna, że obeszłoby się nawet bez odwiedzania kącika dziecięcego,
ale skoro już był, no i obiecaliśmy te klocki....
wielkie brawa dla organizatorów, którzy potrafili w tym miejscu zadbać o potrzeby zarówno młodzieży młodszej, jak i ich opiekunów i zapewnili dzieciakom bezpieczeństwo i rozrywkę - z możliwością współuczestniczenia dorosłych w zaplanowanych atrakcjach, ale i pozostawienia odpowiednio opisanego i poinstruowanego malucha pod okiem wyraźnie oznaczonej, zakoszulkowanej grupy opiekunów
w ramach zaplanowanych rozrywek znalazły się spotkania z autorami (min. Agnieszką Stelmaszyk, autorką "Kronik Archeo" i Marcinem Mortką), warsztaty origami i lepienia figurek, konkursy plastyczne, prezentacje gier edukacyjnych itp.
sama trochę czasu tam spędziłam, zanim odważyłam się dziecię na pół godziny zostawić i mogę potwierdzić, że trudno byłoby się nudzić
Jankowi, cóż,  nie było potrzeba nic więcej ponad stertę (kilka stert) klocków Lego do nieograniczonej dyspozycji - przepadł tak, że następnego dnia z tatą wrócili już w zasadzie tylko po to, żeby budować...
dając matce m.in. czas na spacer bez kurczowego ściskania małej rączki i posłuchanie o zjawiskach (rzekomo) nadprzyrodzonych

podsumowując - chyba mogę to oficjalnie stwierdzić - nasz przedszkolak jest swoim pierwszym Pyrkonem zachwycony, a ja bardzo pozytywnie zaskoczona
niniejszym z pełnym przekonaniem rekomenduję więc innym odrobinę zakręconym rodzicom taką formę weekendowej rodzinnej rozrywki i przewiduję, że nie był to nasz ostatni raz :)

J. już ich obu przerósł...
ulepszona wersja kulodromu (fragment)
więksi chłopcy, większe budowle... "mamo, mam takie same klocki!" ;)
ulubiona cosplayerka - wyłowiona z tłumu
aktualne trendy widać wszędzie ;)






ups,
nie napisałam prawie nic o planszówkach?
w takim razie zapewne c.d.n.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz