jak kupiłam sobie coś ładnego

dawno, dawno temu (czyli jakieś dwie dekady wstecz) zaczytywałam się w serii o Ani z Zielonego Wzgórza
kilka tomów dostałam w prezencie z okazji Pierwszej Komunii, kolejne przybywały przez całe następne lato - gdy tylko kończyłam jeden tom, wędrowałam do osiedlowej księgarni i kupowałam następny
nie pamiętam, żeby kiedykolwiek później takie emocje towarzyszyły mi przy zakupach!

"Ania..." to jedna z niewielu pełnych serii jakie mam na półce
niestety szybko odkryłam, że pieniędzy w skarbonce przybywa wolniej, niż ubywa stron pozostałych do przeczytania i nigdy nie będę miała wszystkich wymarzonych książek na własność
na szczęście znałam już wtedy cudowną instytucję bibliotek, których nieprzebrane zasoby na długie lata pozwoliły uciszyć to wewnętrzne "ja chcę!" i mądrością żółtych, zakurzonych stronic uczyły, że ważniejsze jest być...


wirus pożądania rzeczy okazał się jednak być ledwie uśpiony, a nie zwalczony
na nowo dał o sobie znać wraz z pojawieniem się na horyzoncie nowego materiału na czytelnika!
nie mam wprawdzie nadal wymarzonego regału na pół pokoju ('pół regału na pokój' to już coś!), ani szezlonga i stojącej lampy, ale książki - własne! - do czytania, oglądania, wąchania, głaskania, gdy tylko mi się o nich przypomni - już tak!
na razie udaję, czasem nawet przed sobą, że należą do J., ale to przecież ja je wybieram, zamawiam, kupuję, a w końcu odpakowuję, czytam, układam, odkurzam, przekładam i publicznie "obgaduję"...
wśród kilkudziesięciu takich książeczek większość ostatecznie trafia jednak w małe łapki i 'przez uszy do serca' Janka czyniąc demiurgiczne cuda z jego sposobem pojmowania świata i wyobraźnią
jedynie kilku najbardziej wyjątkowym udała się ta sztuka w odniesieniu do mojego starego, nieco już skostniałego umysłu

dziś garść fotografii z krótkim opisem - (zatrute) ziarno, które rzucam innym czytającym rodzicom w ramach projektu Przygody z książką - dwie książki (dla dzieci?), które zapuściły korzenie głęboko w mojej świadomości
książki, które kupiłam sobie tylko dla (grzesznej?) przyjemności posiadania


1. zachcianka - "Zgubione, znalezione"


"zachorowałam" na tę książkę po przeczytaniu pewnego - także 'przygodowego' - wpisu, pełnego cudownych zdjęć i trafnych spostrzeżeń w dużej części oddających moje własne wrażenia z osobistego z nią spotkania
rychłego,
gdyż w przeciwieństwie do wielu (bardzo, bardzo wielu!) innych, które w kolejne środy w trakcie trwania kolejnych edycji trafiają na weryfikowaną później z czasem chciej-listę, po kilku dniach zmagania się z wewnętrznymi oporami (dlaczego taka droga?!) i ponownego wyświetlania niesamowitego filmu była już w moich rękach
na pewno kiedyś (niedługo?) podzielę się tym skarbem także z Jankiem, ale na razie trzymam na własnej półce i wieczorami, ukradkiem, cieszę się pięknem pełnych budzących głębokie emocje, dziwne skojarzenia i stymulujących do filozoficznych rozmyślań, nieskażonych śladami cudzych linii papilarnych, obrazów









2. spełnione marzenie - "Opowieści z Narnii"



od kiedy pierwszy raz ja przeczytałam, nie mogłam zapomnieć
to było 20 lat temu - nieco inne, ale równie piękne - i ciężkie! - wydanie, w białej grubej oprawie, z duża czcionką, cudownymi ilustracjami i niepowtarzalną treścią
pamiętam jak co kilka dni wędrowałam do koleżanki po kolejne tomy i z niemal nabożną czcią przenosiłam je do swojego pokoju przytulając do piersi, a potem na długie godziny zanurzałam się w ten pełen magii świat, w którym dobro, przyjaźń, zaufanie miały prawdziwą moc
była jak baśń, ale w jakiś sposób bardziej... prawdziwa
nauczyła mnie 'rozumieć' fantastykę, kochać semantykę i - choć niby wiem, że nie należy oceniać książki po okładce - doceniać fizyczne piękno starannie opracowanych edytorsko, bogato ilustrowanych woluminów w twardych oprawach
a listę najbardziej wyjątkowych nazw, które od lat samym brzmieniem przywołują wyobrażenie niesamowitych krain i zdarzeń otwierają, niezmiennie od lat, Ker Paravel i Wędrowiec do Świtu

nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki - w przypadku książek ukochanych w dzieciństwie często zderzenie z tą prawdą jest wyjątkowo bolesne
powrót do "Opowieści z Narnii" na szczęście nie okazał się aż tak trudny, jak wiele innych
po latach czyta mi się je inaczej - może bardziej świadomie, bardziej uważnie filtruję znaczenia, niektóre odniesienia do Biblii nieco rażą, staroświecki język nie zachwyca... ale to nadal jest TA Narnia!
i - jak dziecko - cieszę się, że wreszcie mam ją na wyciągnięcie ręki!






w trzecim odcinku trzeciej edycji projektu Przygody z książką wystąpiły MOJE:
"Zgubione, znalezione" Shaun Tan, Wyd. Kultura Gniewu
"Opowieści z Narnii" C.C. Lewis, Wyd. Media Rodzina


inne wodzące na pokuszenie wpisy współuczestniczek projektu:

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz