nie oceniam książki po okładce!
jaaasne...
pewnie powinnam tak mówić, budując swój wizerunek świadomego czytelnika, całkowicie obiektywnej recenzentki, konesera treści (?)
powiem jednak szczerze: gdy biorę książkę do ręki, liczą się nie tylko słowa
forma, czcionka, grafika też są dla mnie istotne - w przypadku książek dla dzieci nawet bardzo
o gustach się nie dyskutuje, ale umówmy się, większość jakiś ma - podobnie jak wizję idealnej kompozycji, ulubioną technikę plastyczną, krój pisma, preferowaną paletę barw
sama mam dodatkowo dość dokładnie sprecyzowane oczekiwania co do składni, rytmu i rymu
bywa, że w pierwszym kontakcie z dziełem dochodzą do głosu te wszystkie, czasem podświadome, oczekiwania i uprzedzenia
pierwsze wrażenie - jak w kontakcie z nowymi ludźmi - jest bardzo ważne!
choć czasem, jakże mylące...
żadna okładka z powyższego zdjęcia mi się nie podoba i jestem niemal pewna, że gdyby nie fakt, że książeczki te dostałam / wygrałam / wypożyczyłam, nie trafiłyby do Jankowej biblioteczki
nawet gdyby przyciągnęłyby moją uwagę na tyle, żebym zdecydowała się je wyszukać w internecie i bliżej poznać, czy wziąć do ręki w księgarni i przekartkować, nie jestem pewna, czy zdecydowałabym się je kupić
dziś wiem, że sporo byśmy w ten sposób stracili
poznajcie je bliżej i Wy!
Słoń w autobusie?
to zbiór absurdalnych czterowierszów, przeznaczony (jak twierdzi wydawca) dla dzieci w wieku 4+przedstawiono w nim serie niewiarygodnych sytuacji (nie) mogących się zdarzyć na drodze i w środkach komunikacji publicznej
znajdziemy tu rymowanki o śwince jeżdżącej na deskorolce, wielorybie na rowerze, tygrysie w pociągu, foce w taksówce, małpach w supermarkecie... wszystkie zaskakujące pobudzającym wyobraźnię spojrzeniem na to, o czym tak często chcą czytać małe dzieci - zwierzątka i transport
ilustracje są "kanciaste", przypominają obrazki rysowane ręką dziecka
wierszyki - najeżone sformułowaniami, które przeciętny czterolatek zapewne usłyszy po raz pierwszy
słoń, to "szary kolos", małpy "zdemolują sklep w trymiga", hipopotam "lądować będzie z łoskotem", a włożenie rolek dla stonogi - "niezła harówka"
ALE
faktem jest, że moje dziecko przeczytało ten zbiorek już chyba kilkanaście razy - w tym całkiem sporo także głośno - z uwzględnieniem licznych znaków zapytania, wykrzykników i wielokropków oraz odpowiednią modulacją głosu
i zawsze, ale to zawsze, towarzyszył tej lekturze łobuzerski błysk w oku, chichot i żywiołowe komentarze
co tu dużo mówić - wystarczy zacytować okładkowe 'hasło promocyjne':
"Niech żyje wyobraźnia! I prawdziwa radość czytania!"
niech żyje!Pięciu nieudanych
to z kolei (bardzo udana!) próba rozbudzenia w czytelniku - również tym małym - głębszej refleksjinieidealni bohaterowie o wiele mówiących imionach, czyli Dziurawy, Złożony Na Pół, Sflaczały, Postawiony Na Głowie i Felerny, choć złożeni głównie z niedoskonałości, pokazują jak nie przejmować się opinią innych i dostrzegać własne zalety
ich zadowolenia z życia nie jest w stanie zniweczyć pojawienie się w "wielkim, koślawym domu" wszystkowiedzącego ideału
przybyszowi z 'imponującą fryzurą' nie udaje się wprowadzić w życie nieudanej piątki żadnych reformatorskich pomysłów, zaprowadzić ładu i sprawić, by był z nich jakiś pożytek...
triumfuje radość życia, umiłowanie swobody i prawdziwa przyjaźń
fakt, że J. umiejętnie odczytał ten, ubrany w nie od końca oczywiste sformułowania, morał - bezcenny!
warto przyjrzeć się też bliżej ilustracjom - okazuje się, że te na pierwszy rzut oka szarobure i nieco chaotyczne kolaże doskonale uzupełniają treść i kryją wiele ciekawych niuansów
Po co komu mamut?
chociaż mamut z okładki bynajmniej nie skradł mojego serca od pierwszego wrażenia swoją włochatą różowością i z lekka przerażonym spojrzeniem, duetowi Frączek-Rusinek (patrz choćby Psotny Franek) zawsze warto dać szansę :)
książka, o której mowa ukazała się w nowej, obiecującej serii >>poczytaj ze mną<<, w ramach której dzieci mają okazję w przystępnej formie poznać utwory różnego rodzaju - baśnie, opowiadania przygodowe, opowieści fantasy, reportaże, a nawet kryminały
zamierzam bliżej się jej przyjrzeć, bo w pełni zgadzam się z jej hasłem, które głosi "Każdy typ literatury to świat w trochę innych barwach..." i chciałabym te kolory pokazać J., by sam wybrał, który lubi najbardziej
tym razem poznaliśmy bajkę - wierszowaną opowieść o spersonifikowanych zwierzętach
a tym samym pewną zaradną kozę, kota za skłonnościami przywódczymi i wróbla-mafioso, a przy okazji sympatycznego stracha, sławnego tresera (kaczek, skunksów i hipopotamów)
tytułowy mamut (w wersji kieszonkowej), który znudzony tkwieniem na jaskiniowym malowidle wyruszył w świat musi odnaleźć się w otaczającej go nowej rzeczywistości...
tytułowy mamut (w wersji kieszonkowej), który znudzony tkwieniem na jaskiniowym malowidle wyruszył w świat musi odnaleźć się w otaczającej go nowej rzeczywistości...
cudne, melodyjne frazy, nieoczywiste rymy oraz zaskakujące zwroty akcji + doskonała, choć drugoplanowa, rola pewnej brzozy i gąszcz łąkowo-ogrodowej zieloności na każdej stronie, sprawiają że lektura jest wielką przyjemnością
"dzisiejsi czytelnicy nie lubią jednak moralizowania" (jak dowiadujemy się ze wstępu zawierającego także definicję klasycznej bajki), dlatego utwór zamyka, bardzo trafna moim zdaniem, pointa
szczerze polecam samemu do niej dotrzeć i odkryć odpowiedź na tytułowe pytanie ;)
każda z wymienionych książeczek jest więc w pewien sposób wyjątkowa i warta poznania...
mają jeszcze jedną, wspólną zaletę - nawet początkujący czytelnik może je czytać samodzielnie
Jan zapytany o wrażenia po lekturze stwierdził, że wszystkie są "dziwne, śmieszne i ciekawe"
nadal nie jestem przekonana do oprawy graficznej wyżej wymienionych, ale całkowicie zgadzam się z powyższą opinią i bardzo się cieszę, że dostałam/dałam sobie szansę ich bliższego poznania
warto nie oceniać książki TYLKO po okładce ;)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz