El Gaucho, czyli „Ej! To moja krowa!”

w duecie mamajanka i On w miejsce Janka występuje dziś ze mną jego tata,
przedstawiamy bowiem planszówkę dla nieco bardziej zaawansowanych graczy
nie zrażajcie się jednak na wstępie! pozostajemy w kręgu gier ładnych i przyjemnych, które mogą spodobać się każdemu, kto ma choćby niewielkie doświadczenie 'przy planszy'    

na zachętę, kilka niezależnych zdań na temat naszego najnowszego nabytku:
ja: "Jakie ładne krówki! :) I plansza, która wszystko mówi - co, gdzie, za ile - super."
O: "Ciekawa. Grafika i Egmont w ogóle kojarzą się z grami dla dzieci, tu trzeba jednak trochę pomyśleć. (...) Kostki wprowadzają urozmaicenie, ograniczają możliwość wyboru, ale go nie eliminują."
A: "Zdecydowanie nie tylko dla umysłów ścisłych. Podoba mi się."
Ł: "Najlepsza ze wszystkich, w które u ciebie grałem."

a teraz poznajcie spojrzenie geeka na 

El Gaucho


"El Gaucho czyli po prostu „pasterz”, to klasyczna gra typu „worker placement”, w której naszym zadaniem jest wypasanie  krów na południowoamerykańskiej pampie, łączenie ich w stada i sprzedawanie z jak największym zyskiem. Mechanika tej planszówki jest bardzo charakterystyczna i przypomina inne gry serii Egmont Geek. Jest jednak kilka niuansów, które sprawiają, że w niemal każdej konfiguracji graczy - niezależnie od wieku czy doświadczenia - emocje potrafią sięgać zenitu.

Zacznijmy jednak od strony wizualnej. Wykonanie gry – solidne i kolorowe wytłaczane żetony, charakterystyczne „chłopki” oraz kolorowa plansza – nie budzi żadnych zastrzeżeń, ale też specjalnie nie intryguje. Żetony nie ścierają się ani nie wyłamują, są po prostu praktyczne. Zasługującym na uwagę elementem jest wstawiana pionowo w planszę „zagroda” do której co rundę rzucane są kości. To pomysłowe rozwiązanie w prosty sposób ogranicza „bałagan” na stole.
Namalowane na planszy pastwiska oraz lokacje, do których mogą trafić nasi gauchowie, nie są przesadnie szczegółowe a dla wymagających graczy niektóre rysunki i symbole mogą wydawać nawet się nieco infantylne. Ilustracje krów -  kluczowych dla rozgrywki żetonów – to jedyny element ,w którym grafik wykazał się większą kreatywnością. Krówki (a może byczki?) dzielą się na 5 różniących się umaszczeniem ras. W każdej z tych grup mamy do dyspozycji zestaw ponumerowanych od 1 do 12 zwierzątek. Oprócz tego są wspomniane wcześniej sześcienne kostki.
Gra jest generalnie ładna, choć na pierwszy rzut oka może razić nieco zbyt „komiksową” kreską i mało kontrastującą pastelową kolorystyką.




Wszystkie mankamenty wizualno-estetyczne nadrabia z nawiązką – sama rozgrywka. Choć jak w wielu innych tytułach po prostu trzeba uzbierać jak najwięcej punktów poprzez optymalne dysponowanie zasobami, to sposób interakcji między graczami oraz ogromna kombinacja możliwych zagrań sprawia, że często mamy do czynienia ze spektakularnym zwrotem akcji. Bardzo dobry ruch po zagraniu kolejnego gracza jest już przeciętny, a po jeszcze kolejnego – okazuje się wręcz fatalny. Rumieńców grze dodaje fakt, iż dostępną na daną kolejkę pulę możliwych ruchów wyznacza rzut kośćmi (po dwie za każdego gracza + jedna).

Zacznijmy od tego, że każda akcja na planszy możliwa jest do wykonania poprzez użycie kostki (lub kostek) o konkretnej liczbie. Po rozlosowaniu krów startowych i wstawieniu ich na pastwiska, w każdej kolejce rozpoczynający gracz (rozpoczyna każdy po kolei) rzuca kośćmi do „zagrody” i wybiera dwie z nich z zamiarem późniejszego wykorzystania. Kolejny gracz ma już mniejszy wybór, a ostatni zbiera  same „resztki”. Gdy zostanie już tylko jedna kostka, w tej samej kolejności, gracze mogą „wykupić” kością miejsce na planszy w którym odbywa się akcja specjalna (akcje te oznaczone są konkretnymi wartościami), albo wypasać wolną krowę na pastwisku. Każda akcja oraz wypas zużywa jeden z ośmiu dostępnych pionków gaucho. Pracownicy wracają do puli po wykonaniu swojego zadania. W przypadku wypasu koszt zajęcia krowy jest równy jej numerkowi porządkowemu. Tak więc najbardziej „wypasiona” krowa - „dwunastka” wymaga wykorzystania dwóch „szóstek”. Krowy można zajmować też na „dwa razy” za część ich kosztu, przez położenie a nie postawienie  przy nich chłopka, jednak jest to ryzykowne, bo akcje specjalne umożliwiają innym graczom wyrzucenie takiego „lenia” z pola krowy i zastąpienie go własnym pasterzem.




Gdy gracze wykonają swoje ruchy, sprawdza się, czy wszystkie krowy w poziomych liniach pastwisk są obstawione przez gauchów, jeżeli tak, można dołączać zdobyte żetony krów do swojej kolekcji. I tutaj mamy prawdziwą perełkę. Południowoamerykańscy pasterze lubują się  zapewne w szeregach matematycznych, więc krówki można układać w stado tylko w porządku numerycznym – rosnącym lub malejącym. Wartość takiego stada oblicza się mnożąc najwyżej punktowaną krowę przez ilość krów w stadzie. Oczywiście, nie można łączyć krów z różnych ras. Gdy sytuacja na planszy spowoduje, że zdobędziemy krowę o niepasującym numerku, stado jest automatycznie sprzedawane a zdobyty żeton tworzy nowe stado. Wielbiciele matematyki radośnie podśpiewują w tej fazie gry, natomiast znawcy rolnictwa i hodowli bydła z zafrasowaniem drapią się w głowę zastanawiając się dlaczego mnożenie krów odbywa się przy sprzedaży a nie podczas reprodukcji :P

Wydawać by się mogło, że sposób liczenia punktacji i premia za budowanie optymalnego stada faworyzuje umysły ścisłe. Nie do końca, ponieważ dla podstępnych przeszkadzaczy przygotowano takie narzędzia siania chaosu w rozgrywce, jak: możliwość kradzieży krowy (!), przejęcia żetonu w trakcie wypasu, czy takiego zajmowania krów, by zmusić przeciwnika do niekorzystnej auto-sprzedaży. Gdy każdy z graczy dołączy już (w sposób mniej lub bardziej zaplanowany) swoje krowy do stad, zaczyna się nowa kolejka i przywilej rozpoczynania przechodzi na kolejnego gracza a zdobyte z planszy żetony krów zastępuje się nowymi wylosowanymi z pudełka, tak długo, aż te ostatnie się skończą. Wachlarz możliwych ruchów w każdym momencie gry jest naprawdę duży (niektóre akcje można uruchomić trzema różnymi wartościami kostki), jednak szczerze polecam grać na „wyczucie” i płynąć na fali wypasu. Próba „tryhardowania” i planowania sobie trzy kolejki w przód idealnego stada - prędzej czy później kończy się serią kradzieży przez przeciwników.



Walory tej gry ujawniają się w momencie, w którym rozgrywka może przybrać różny styl zależnie od temperamentu graczy. Można zgodnie budować „swoje kolory” licząc, że trafią nam się nam tłustsze krowy niż innym graczom, można też iść na żywioł i skupiać się na przeszkadzaniu przeciwnikowi. Ta ostatnia możliwość daje sporo frajdy, i często skutkuje serią wzajemnych kradzieży i od-kradzieży, należy jednak pamiętać o złotej zasadzie hodowców-matematyków: „mnożenie jest potężniejsze od dodawania” i czasem warto ukraść krowę chudszą, ale pasującą do szeregu i podbijającą mnożnik :P
Wszystkie wymienione wyżej zasady mogą na pierwszy rzut oka wydawać się zagmatwane, jednak problemów z ogólnym zrozumieniem mechaniki nie mają nawet mniej doświadczeni gracze. Prawie wszystkie zagrania można opanować „intuicyjnie” i wybór kości-akcji zawsze pozwoli uzbierać jakiś ciekawy zestaw krów, a jako że za kradzież przysługuje jeszcze rekompensata z banku (ubezpieczenie !?) to różnice w punktacji końcowej nie są zbyt wielkie.
Mimo wszystko El Gaucho zaliczyłbym jednak do gier bardziej „familijnych” niż „geekowskich”. Gra jest dość szybka, nie zamula, nie drażni, nie frustruje „brakiem dobrego zagrania” na planszy."

"gaucho" Kamil


nie da się ukryć, że trzeba poświęcić chwilę na spokojne przyswojenie zasad, a rozgrywka wymaga podejmowania wielu decyzji, jednak potwierdzam - gra w "El Gaucho" budzi głównie pozytywne emocje
jedynie co do grafiki mam całkowicie odmienne zdanie (bardzo przyjemna dla oka, naprawdę miło popatrzeć!), ale o gustach się podobno nie dyskutuje...
faktem jest, że grało nam się w różnym gronie - w składzie od 2 do 4 osób - bardzo przyjemnie, wiec na pewno będziemy do niej wracać



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz