Strony

Sagrada (bez familii)

tę grę pewnie już wszyscy znacie, bo to żadna nowość
długo opierałam się urokowi jej ślicznych, błyszczących kosteczek, myśląc niezbyt ciepło o zasadniczo suchej, abstrakcyjnej idei...

Sagrada

w międzyczasie zdążyła osiągnąć astronomiczną cenę (w okresie oczekiwania na dodruk), co stanowiło tylko kolejny argument przeciw zakupowi
jednak przewijające się w sieci polemiki pomiędzy miłośnikami (także bardzo ładnego i równie pozornie 'klimatycznego') Azula* a Sagrady, na dobre wydrukowały w podświadomości potrzebę osobistego sprawdzenia, o co ten cały szum

i tak od jakiegoś czasu sobie w końcu sprawdzam :)


oprawa jest niezaprzeczalnie efektowna
wykonanie - pełen profesjonalizm
to widać na pierwszy rzut oka
niewielkie kosteczki idealnie pasują do zagłębień w planszetkach graczy, a dzięki wykonaniu z przejrzystego tworzywa idealnie wkomponowują w układankę ala witraż
karty zadań doskonale pasują, gdzie powinny
dodatkowe żetony mile ciążą w dłoni i odbijają światło gładką szklaną powierzchnią

nawet nocne zdjęcia z samotnych rozgrywek nie ujmują Sagradzie uroku

  
a sam fakt, że można sobie nad nią posiedzieć nie tylko w grupie, a również samodzielnie, tylko dodaje atrakcyjności!

zasady gry dla 2-4 osób zdradzają, że niewiele tu interakcji
każdy otrzymuje własną planszetkę, dobiera kartę z układem startowym (może wybrać jedną z dwóch stron, modyfikując stopień trudności), losuje indywidualne zadania 
tylko rzut kośćmi jest jeden (na turę) dla wszystkich

nasze zadanie to tak uzupełnić okno (tu - z kartonu, w domyśle - znanej katedry) kostkami (sugerując się zasadą sąsiedztwa, kolorami i wartościami), by zdobyć jak najwięcej punktów (tj. najwyższy prestiż witrażysty)

oczywiście fakt, że aby wypełnić swój "witraż" wybieramy kosteczki ze wspólnej puli, niecierpliwie wyczekując swojej kolejki, daje pewne poczucie zależności od decyzji pozostałych... w istocie wszakże "pobieranie" sobie 'szkła' to raczej kwestia wyroków losu niż autentyczna negatywna interakcja
odrobinę konkurencji o te "najcenniejsze" wprowadzają jawne zadania oraz rosnące opłaty za korzystanie z pomocniczych narzędzi (jeśli chcemy ich użyć później niż przeciwnicy)

w przypadku gry jednoosobowej podstawowa różnica to jeszcze trudniejszy moment podejmowania decyzji przy każdym doborze kostek
przebieg rozgrywki i sposób punktowania jest zasadniczo ten sam
mamy co prawda aż dwa kolory wiodące i tylko dwa zadania 'grupowe', a na liczbę dostępnych narzędzi sami wpływamy - wybierając od 1 do 5, by grać w trybie od ekstremalnego po bardzo łatwy, rzucamy czterema kostkami, z których dla siebie wybieramy dwie, każdego narzędzia można użyć tylko raz, kara za puste miejsca jest wyższa... 
ale dopiero kwestia istotności kostek, z których nie skorzystamy, realnie wpływa na odmienność i skalę trudności trybu indywidualnego
fakt, że nasz wynik końcowy musi przekroczyć sumę wartości na kościach odrzuconych, determinuje dobór kostek o najwyższej liczbie kropek jako bardziej cennych... choć nie zawsze idzie to w parze z podstawowymi zadaniami
dla mnie - super rozwiązanie, sprawiające, że 'walka z samym sobą' nabiera rumieńców

po kilkunastu rozgrywkach solo i multi- stwierdzam, że zaangażowanie i satysfakcja z wygranej w obu przypadkach są porównywalne
natomiast sugerowany wiek gracza (13+ ?!) zdecydowanie zawyżony

podoba mi się ogólna idea, pełne barw wykonanie, subtelne, choć nic nie wnoszące nawiązania do tematu (nazwy narzędzi, tytuły witraży), nie przeszkadza element losowości
uważam, że to bardzo przyjemna i nie bardzo zaawansowana układanka logiczna, którą można polecić wrażliwym na walor estetyczny graczom rodzinnym
- również do gry jednoosobowej**

a co z kwestią #teamazul / #teamsagrada?
cóż, moja odpowiedź jest prosta:
po co wybierać, kiedy można mieć obie ;)


__
* mój Azul Letni Pawilon - tutaj >>KLIK<<
** więcej gier z trybem jednoosobowym - w cyklu 'samograjki mamajanki' - tutaj >>KLIK<<

bajki dźwiękowe

w cyklu "dla najmłodszych" c.d. rekomendacji wydawniczych
tym razem:
oryginalne, zupełnie nowe, interaktywne, nie cukierkowe

bajki dźwiękowe

czyli połączenie tradycyjnej książeczki z obrazkami ze słuchowiskiem, na podobieństwo tych radiowych

w odróżnieniu od audiobooka, nie mamy tu lektora, który czyta tekst (i dobrze! wspólne przytulenie nad książką i głos dorosłego opiekuna dla kilkulatka nie do zastąpienia)

do klasycznej treści (podanej w zwięzłej formie 2-3 zdań na stronę) i nieprzesłodzonych ilustracji (autorstwa znanych francuskich rysowników) dołączono te dźwiękowe - w postaci specjalnie nagranych melodii i odgłosów 

inaczej niż w znanych mi książeczkach, gdzie obok, najczęściej kartonowych stron, znajduje się listwa z guziczkami, które niecierpliwi mali czytelnicy wciskają na chybił trafił racząc rodzica kakofonią trąbek, pisków i kwakania, tu "głosy" sprytnie powiązano z poszczególnymi scenami 
przyciski uruchamiające głośnik oraz bateryjka wbudowane są w tylną okładkę, lecz dzięki cienkim stronom i symbolom narysowanym na nich w odpowiednich miejscach, włączamy zawsze ten właściwy 

w tej serii pojawiły się już m.in:
"Czerwony Kapturek”, „Kot w butach” i „Trzy małe świnki"
ja wybrałam bardziej "egzotyczne" opowieści,  dzięki czemu S. będzie miał okazję poznać bohaterów klasyki światowej - Aladyna i Mowgliego 
 


 
hasło marketingowe towarzyszące serii to >>bajki dla dzieci XXI wieku<<, a stronie wydawcy czytamy, że dzięki angażującej zmysły formie, taka lektura ma szansę konkurować z telewizją
wszyscy wiemy, że słowo pisane przechodzi do historii, a dzieci nie wyobrażają już sobie przyszłości bez ekranów...
dla mnie to jednak nadal zupełnie inne medium, a książki, kiedy już pozna się ich magię, są poza wszelką konkurencją!
w tym przypadku elementy dźwiękowe ciekawie uzupełniają tekst i stymulują wyobraźnię
myślę że to warte uwagi ubarwienie początków przygody z czytaniem 

"Melodie oraz dźwięki wzbogacają każdą opowieść, tworzą trzeci wymiar i przenoszą maluchy do świata wyobraźni, na gwarny orientalny targ, w zakamarki zamku, do lasu czy chatki babci Czerwonego Kapturka. Czytelnik może usłyszeć bohaterów poszczególnych historii i z łatwością wczuje się w panujący w nich nastrój. Każda opowieść od razu staje się bardziej pasjonująca. Muzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale też poprawia humor, wprowadza dobry nastrój i daje dziecku szansę na pozbycie się nadmiaru emocji, relaksuje."

co prawda nasz trzylatek od Mikołaja zażyczył sobie Monster Trucka Lego Technic, ale takie grajko-czytajki z pewnością też go zainteresują...

 

dziękujemy, Miko-HarperKids!

Pierniczki A.D. 2021

grudzień = świąteczne pierniki :)

w tym roku u nas takie:



zgodnie z przepisem:

250 g mąki pszennej*
150 g mąki kukurydzianej
2 duże jajka
100 g cukru pudru
100 g masła (stopionego)
8 łyżek miodu rzepakowego
1 paczka przyprawy do piernika**
1 łyżka kakao
1 łyżeczka sody oczyszczonej

8-10 min. 180 st. C

naprawdę miękkie!

* w wersji bezglutenowej ok. 200g mąki kukurydzianej, 100 g ryżowej i 100 skrobii ziemniaczanej

**w zależności od przyprawy:
Kamis - imbirowe, Prymat - korzenne (jedyne bezglutenowe!), Cykoria - takie sobie...

niektóre z cukierkowym okienkiem

polukrowane z rozmachem i fantazją


częściowo rozdane Mikołajkowo i przeznaczone na świąteczny kiermasz, a w większości... dawno zjedzone ;)

dobrze, że jest już dwóch pomocników, bo trzeba będzie jeszcze dorobić!

 



Ubongo Junior 3D

"Ubongo 3D" od lat gości na naszej półce*
stanowi trzon kolekcji gier w kategorii "rodzinna, nieco bardziej wymagająca"
osobiście bardzo je lubię, ale dostrzegam jedną poważną wadę:
o ile "płaskie" Ubongo** bez cienia wątpliwości nadaje się dla całej rodziny, wymagając jedynie umiejętnego rozdysponowania zadań o różnym stopniu trudności, tak nasze "Ubongo 3D" niejednokrotnie okazywało się po prostu za trudne, a przez to frustrujące, dla najmłodszych
 
na szczęście jest już rozwiązanie!

Ubongo Junior 3D

zaczynając niejako od końca, jeśli chodzi o tę grę, najbardziej ucieszyła mnie sugestia twórców, którzy już w instrukcji trójwymiarowej wersji dla dzieci proponują dokładnie to, czego mi brakowało: wspólne, wielopokoleniowe rozgrywki z wykorzystaniem nowego i "klasycznego" Ubongo 3D

bomba! tego było nam trzeba!

ale nauczmy najpierw naszych juniorów podstaw...

w Ubongo Junior 3D mamy do dyspozycji:
50 kart-plansz ze 100 różnymi zadaniami, 32 plastikowe klocki w różnych kształtach i kolorach, 120 błyszczących "klejnotów", bawełniany woreczek, kartonową żyrafę z "nóżkami" do postawienia oraz klepsydrę

ta ostatnia, podobnie jak "brylanciki" stanowiące nagrodę za wykonane zadania, nie jest niezbędna, jednak zarówno pewna presja czasu, jak punktowa rywalizacja mogą dodać rozgrywkom kolorytu

najistotniejsze będą:

karty - każdy z graczy otrzymuje kilka z nich, w odpowiednim do wieku/doświadczenia kolorze oznaczającym stopień trudnosci (od najłatwiejszych, niebieskich, przez żółte i zielone, po czerwone - dla ekspertów)
klocki - po komplecie złożonym z 8 przestrzennych figur w różnych kształtach
 i... żyrafka :)
bo to właśnie ona, sympatyczna żyrafa na plastikowych nóżkach, ocenia sukcesy graczy
 

zadanie polega na zakryciu białych pól na karcie wybranymi figurami - dowolnymi, ale pasującymi idealnie, nic nie może wystawać za linie!
pozostałe klocki układamy na tej podstawie w pionie - najwyżej jak się da 
po 90 sek. odmierzanych przez klepsydrę (lub, w wersji 'low stress' po prostu, gdy wszystkie dzieci zakończą budowę) stawiamy 'żyrafometr' w pobliżu każdej wieży
skala wskazuje, ile klejnotów z woreczka ma prawo wyciągnąć budowniczy 
w standardowej rozgrywce odbywa się 6 takich rund
 
 
brzmi prosto i przyjemnie?
i tak jest, choć, szczególnie pod presją czasu, dla najmłodszych wcale nie jest ZA łatwo!
bawią się klocuszkami, cieszą z kryształków, ale i ćwiczą skupienie, sprawność dłoni, muszą ocenić układ przestrzenny i balans figur...
 
a dorośli? w tej grze nie mają równych szans, zatem po prostu nie powinni przeszkadzać ;) 
albo - jak wspomniałam na początku - równolegle wyciągają swoje Ubongo 3D
i tu zaczyna się zacięta rywalizacja! w 90 sek. wykonać standardowe zadanie (zakryć pole w dwóch warstwach) i dodatkowych kilku elementów stworzyć na tej bazie wieżę nie będzie już tak łatwo
własny sukces będzie równie satysfakcjonujący, jak uczciwie zasłużone zwycięstwo dziecka :)
 
podsumowując:
Ubongo Junior 3D to świetna gra dla juniorów, tak jak podaje wydawca, od 5 lat spokojnie***,
a połączenie z wersją klasyczną - super sprawa dla całej rodziny
 
 

* o klasycznym Ubongo 3D tutaj: >>KLIK<<

** Ubongo "płaskie" - tu: >>KLIK<< 

*** zabawę można zacząć wcześniej, S. - lat dopiero co 3 - też chętnie bawi się kryształkami i zawzięcie układa klocki! (tylko za nic ma czyjeś zasady ;) )

za egzemplarz dziękuję wyd. Egmont

Masza i Niedźwiedź do poczytania

Masza i Niedźwiedź to bohaterowie jednej z animowanych bajek, których oglądanie bawi zarówno dzieci, jak dorosłych
na fali popularności tego duetu powstają liczne gadżety dla fanów pomysłowej, rozbrykanej dziewczynki i/lub próbującego okiełznać jej temperament wielkiego misia
a także - co najistotniejsze z mojego punktu widzenia - książki
takie jak te:
 
 
1.

Masza i Niedźwiedź Opowieści dla Małych i Dużych

"psotnica" - to słówko, które pojawia się w tej książeczce wyjątkowo często
co ciekawe, nie pamiętam, żeby występowało w jakiejkolwiek innej...
każdy kto zna bohaterkę animowanego serialu "Masza i Niedźwiedź" przyzna wszak, że akurat tu jest jak najbardziej na miejscu :)
 
kilka opowiastek nawiązuje bezpośrednio do oryginalnych filmików 
miłośnicy przygód zabawnej pary mają szansę przypomnieć sobie ulubione sceny, takie jak odwiedziny pandy, walka z żarłocznym molem, tworzenie domowego salonu piękności, czy leczenie nieistniejącej choroby Niedźwiedzia 
Masza jest tu tak pełna energii i pomysłów, a Niedźwiedź prezentuje równie ekspresyjną mimikę, jak na ekranie :)
poszczególne odcinki posumowane w zwięzłej formie, spisane wyraźną czcionką, zilustrowane fotosami z filmów, mogą stanowić świetną lekturę dla początkujących czytelników, a dla młodszych przedszkolaków "bajki" do czytania przed snem przez rodziców  

polecam szczególnie jako powrót do serialowych perypetii!
krótkie zdania, bez rozbudowanych opisów każą wysilić pamięć i pobudzają wyobraźnię
ci, którzy Maszy jeszcze na ekranie nie widzieli (są tacy?) też nie będą zagubieni, bo to po prostu zabawne historyjki z sympatycznymi bohaterami w rolach głównych, ale z pewnością bardziej spodobają się tym, którzy dzięki lekturze sięgną myślą do ulubionych odcinków, przywołają znajome dźwięki i obrazy
 

 2.

Straszne historie Maszy. Opowieści z większym dreszczykiem.

jak to wśród celebrytów często bywa, na fali popularności Masza z czasem zaczęła pojawiać się na ekranie także poza rodzimą produkcją...
"Sympatyczna, choć nieco niesforna Masza powraca! 
Dziewczynka opowiada historie, które pomogą przezwyciężyć dziecięce lęki." (zapowiedź TVP)
tak oto nasza "psotnica" została gospodynią programu "Straszne historie Maszy", w którym występuje jako narratorka   
 
przede mną zbiór opowieści o dziecięcych obawach, spisanych na podstawie tego serialu dla maluchów,
a w nim historyjki z morałem, które mają uczyć dzieci radzenia sobie ze strachem
Masza zapowiada i podsumowuje tu 9 opowiadań o obawach m.in. przed szkołą, lekarzem, publicznymi występami, zwierzętami, burzą, wymyślonymi potworami czy Babą Jagą 
występują w nich inne dzieci, z którymi mały czytelnik łatwo się utożsami
tytułowy "dreszczyk" łatwo daje się opanować, a nazwano go "większym" wyłącznie dlatego, że to już druga odsłona tego typu opowieści 
 
Straszne Historie odbiegają graficznie (ilustracjami nawiązującymi raczej do mangi, niż bajeczek Disneya) i tematycznie od klasycznych animacji z Maszą
ale nie ma co zżymać się na "doklejanie" tej postaci trochę na siłę do tych historyjek!
dzieci lubią bohaterkę w różowej chusteczce, a bajeczki, które im ona prezentuje uczą, jak mniej się bać, więc wszyscy na tym zyskują
 
na pewno oba zbiory znajdą swoich fanów
a jeśli "gwiazdy ekranu" zachęcają przedszkolaki do czytania, to nic tylko się cieszyć!  



za egzemplarze dziękuję HarperKids.pl

spór o bór

szukacie dobrej gry dla dwóch osób?

właśnie znaleźliście! 

Spór o bór


zdradzę Wam sekret... ciężko pisało mi się ten 'artykuł'
choć zwykle bardzo dbam o obiektywizm przedstawianych tu opinii, "Spór o bór" od pierwszego akapitu polecam w zasadzie bezkrytycznie
mimo że przecież nie chcę zamieniać bloga w tablicę reklamową, w tym przypadku superlatywy, brzmiące jak hasła marketingowe, nasuwają się same...
bo po prostu, zupełnie nieprofesjonalnie, pokochałam tę grę od pierwszego wejrzenia

już pierwsze wspólne chwile spędziliśmy tak jak lubię najbardziej, czyli na spacerze ;) (co zaskutkowało bardzo przyjemną, myślę że również dla oka, sesją zdjęciową w plenerze i gościnnym wpisem na blogu Grajmy!, który polecam zamiast wstępu >>KLIK<<)

później było tylko lepiej :)

bardzo korzystne (pierwsze, drugie i każde kolejne!) wrażenie robi "klimatyczna" okładka i ogólna dbałość o stronę graficzną
kto grał kiedyś w "Schotten Toten" stanowiącą jedno z wcześniejszych 'wcieleń' tego konceptu, zrozumie co mam na myśli - dla gry dobrze pomyślane zasady to nie wszystko! 
nowa "skórka" błyskawicznie rozwiewa wszelkie dylematy, którą z wersji najlepiej zatrzymać na półce
 
 
mechanika i założenia nie były mi obce, wiedziałam czego się spodziewać:
 
jak wspomniałam, gramy we dwójkę
mamy do dyspozycji 54 karty zwierząt w 6 kolorach, o wartościach od 1 do 9
dobierając co turę do 6 każdy i wykładając po jednej na stół po swojej stronie, toczymy walkę o dominację nad 3-5 polanami wyłożonymi pomiędzy nami
przy jednej płytce polany (tudzież 'polana', bo na każdym "trawiastym" kafelku narysowano też całkiem ciekawe patyki z oryginalnymi ozdobnikami ;)) można wyłożyć do 3 swoich kart
przejmiemy kontrolę, jeśli nasza grupa będzie silniejsza, niż ta po stronie przeciwnika
 

"moc zestawu" nawiązuje do pokerowych układów kart, a przez całą grę mamy do wglądu własną kartę pomocy, dzięki której w każdej chwili sprawdzimy, że legion>kompania>bractwo>banda>zgraja
 
w każdej turze dokonujemy wyboru - "kogo" i "dokąd" wysłać do walki... i zwykle nie są to łatwe decyzje
bywa, że od razu mamy na ręce trzy żubry i już zacieramy ręce licząc, że zapewnią nam dominację nad kluczową polaną, ale nie ma się co cieszyć na zapas - może się zdarzyć, że pokona je sprytna grupka małych ssaków (np. legion 1-2-3)
trzeba uważnie obserwować posunięcia przeciwnika, nie zdradzać się za szybko z własnymi planami, czasem zachować na ręce kartę, na którą ten najwyraźniej czeka... cóż, to nie gra kooperacyjna, ale zacięty bój!  

to Knizia w swoim najlepszym wydaniu, czyli niezła zabawa czystą matematyką, w której liczą się taktyka, blef i ustawiczne kombinowanie, by ślepy los nie zaważył na wyniku


wrócę jeszcze na chwilę do oprawy
na kartach autorstwa Piotra Sokołowskiego znajdziemy kilkadziesiąt artystycznych portretów zwierząt z pogranicza słowiańskiej puszczy i świata fantastyki
nie obyło się bez potknięć (pokażcie mi takiego orła (?) w polskim lesie!), ale większość grafik usatysfakcjonuje zarówno miłośników gatunku fantasy, jak rodzimej fauny
jest się czym zachwycać!
ale dla obojętnych na uroki lasu taktyków mamy też bardzo czytelne oznaczenia kolorystyczne i liczbowe 
(no, może raz wtasowałam lisa do podstawowej talii, ale już wiem, że karty dodatkowe mają rewersy łatwe do rozróżnienia od 'podstawki')

jako że gra jest stosunkowo prosta (chociaż bynajmniej nie łatwa!), wspomniane "dodatki", czyli karty specjalne, które otrzymujemy w zestawie, a których początkowo nie używamy, po kilkunastu partiach mogą przydać się jako ciekawe urozmaicenie

możliwość dokonywania taktycznych przesunięć, podbierania sobie kart, jokery itp. zmieniają znacząco rozgrywkę, przydając kolorytu i zmieniając standardowy rozkład statystyczny - fajnie, bo to wtedy całkiem inna gra!
a jeszcze lepiej, że powrót do wersji klasycznej mimo nowych wrażeń, jest nadal przyjemnością

samo wykonanie, poza tym, że eko i z biobójczą powłoką(!) też budzi podziw - trwałe karty pomocy i kafelki polan, żywe kolory, super papier 
aż szkoda karty wkładać w koszulki, ale bardziej szkoda narazić na zniszczenie to cacuszko ;)

paradoksalnie, im bardziej emocjonalny stosunek do tematu, tym trudniej formułuje się opinię, a nie da się ukryć, że tę karciankę bardzo (bardzo!) lubię...
nic nie straciła po bliższym poznaniu!
uwierzcie po prostu, że jest świetna
albo najlepiej sami sprawdźcie :)
 
polecam
 
a chętnych zapraszam na sparing - just pick the time* ;)

* daleko mi do mistrzostwa, dlatego - uprzedzam! - będę nieregulaminowo rozpraszać przeciwników koszulką z cudną naprasowanką z wizerunkiem rysia :D

Muduko - dziękuję!


tajmnica domu w Bielinach

"Tajemnica domu w Bielinach to mądra opowieść dla całej rodziny i magiczna przygoda pełna słowiańskich legend, która mnie oczarowała.- Brandon Mull

przemawia do Was taka rekomendacja?

mnie skusiła :)


temat wydał się tym bardziej "na czasie", że przy okazji ostatniej wycieczki w Karkonosze, przy mapie z trasami singletrack, J. mile zaskoczył matkę znajomością "naszych" dawnych bóstw* (btw cudny pomysł na turystyczne oznakowania - kto by nie chciał poznać Peruna, czy przejechać Utopca! :D)

czy powieść Katarzyny Bereniki Miszczuk sprostała rozbudzonym oczekiwaniom?

życie czwórki dzieci (i ich mamy, która jednak pozostaje niejako poza głównym nurtem wydarzeń) staje na głowie
po wyprowadzce ojca rodziny opuszczają mieszkanie w centrum miasta i wyprowadzają się do domu na wsi
bardzo dziwnego domu...
nawet jak na standardy specyficznego świata przedstawionego, w którym normą jest wiara w bóstwa i uroki ;)

wraz z młodymi bohaterami (to "miastowi", jak my, więc dawnych obrzędów nie praktykują) poznajemy bliżej rolę szeptuchy, przeglądamy Bestiariusz, dowiadujemy, jak pozbyć się z domu Biedy

jakby samej przygody było komuś mało, Marcin Minor, znany nam przede wszystkim jako ilustrator świetnych gier* dodał co nieco do klimatu swoimi ilustracjami :)

krótka, prosta historia toczy się wartko, książka czyta się szybko i... pozostawia poczucie niedosytu
być może to celowy zabieg, bo powieść kończy się zapowiedzią kontynuacji

ciekawe jak potoczą się losy bohaterów w kolejnych tomach spod znaku Klubu Kwiatu Paproci...

poczekamy i - chętnie! - zobaczymy

 __

* "przecież mam taką książkę o słowiańskich wierzeniach" (no, wiem... tą: http://mamajanka.blogspot.com/2018/08/przygody-sowianskich-bogow-mitologia.html - jak mogłam wątpić, że pamięta!)

**spójrzcie tylko na grafiki z gry "Sen" >>KLIK<< - zaintrygowani? polecam zatem bodaj jeszcze piękniejszy Sen" w wydaniu jubileuszowym ;) a przy okazji "Dżunglę"do pogrania z młodszymi dziećmi :)


za egzemplarz dziękujemy wydawcy

self-reg dla rodziców i dzieci

przede mną książka

Self-regulation. Nie ma niegrzecznych dzieci

za to zarówno za mną, jak - nie oszukujmy się - także wciąż przed, tysiące wyzwań, dylematów i kryzysów związanych z wychowywaniem dwóch basałyków...
dla matki, każdego dnia narażonej na dziecięce "przeładowanie emocjami" i "kończące się paliwo" wszelkie wsparcie jest cenne!
myśl, że kolejna mała awantura, czy nieopanowany wybuch płaczu potomka, to tylko chwilowe, odwracalne "zawieszenie systemu" bywa kojąca...

i do takiego patrzenia na dziecięce, ale i nasze, rodzicielskie, ekstremalne emocje zachęca autorka wspomnianej publikacji

Agnieszka Stążka-Gawrysiak - matka trzech synów, trenerka osobista i praktyk self-reg*, w serii opowiadań o przedszkolakach i ich rodzinie pokazuje możliwe trudne sytuacje i sugeruje, jak sobie z nimi radzić
porusza także istotny aspekt wysokiej wrażliwości, jako tła niektórych niezrozumiałych dla otoczenia reakcji
 
bohaterowie - Lenka, Kuba i ich kuzynostwo z pewnością nie są aniołami, ale postarajmy się zrozumieć ich krzyki i płacz! dzieci też odczuwają stres, kumulują napięcie i różnie je odreagowują
autorka uczy jak powstrzymać się od stereotypowego oceniania i myśleć o "niegrzecznych" dzieciach, jak o ludziach (!) chwilowo obciążonych ponad miarę - przerastającymi ich wyzwaniami, brakiem energii, niezaspokojonymi podstawowymi potrzebami
podkreśla także jak istotne jest regularne "ładowanie akumulatorów" przez samych opiekunów i ich łagodne, pozytywne podejście do dziecięcych trudności, wzajemne wsparcie i wspólne rozwiązywanie problemów
 
treść publikacji stanowią "z życia wzięte" opowiadania, które można czytać z dziećmi oraz "demaskujące" ich drugie dno komentarze tworzone we współpracy z psychologiem dziecięcym (p. J. Sikorą)
w opowieściach wielu z nas zobaczy siebie i własne pociechy - buntujące się "bez powodu" (a faktycznie przemęczone pobytem w przedszkolu, głodne, zmęczone, rozczarowane niespełnioną obietnicą...), oszukujące (mijające się z prawdą ze strachu, a potem dlatego, że trudno się z pierwszej odpowiedzi wycofać), nieuprzejme (po prostu zablokowane, np. z powodu nieśmiałości), niegrzeczne (nie wykonujące poleceń z powodu zafiksowania na własnych, 'pilniejszych' potrzebach, albo roztargnienia) itp.
 
czy podejście uosabiających przekonania autorki opiekunów dziecięcych bohaterów, którym każdą trudność udaje się pokonać, a nawet największy kryzys rozwiązać przemawianiem spokojnym tonem ma rację bytu w rzeczywistości? 
osobiście nie wierzę w jednorożce (a S. w "napij się soczku, to spokojniej porozmawiamy"), ale z pewnością nikomu nie zaszkodzi lektura i ciągłe ćwiczenie empatii oraz panowania nad emocjami :)

__

* self-reg = metoda samoregulacji stworzona przez psychologa Stuarta Shankera, oparta na poszukiwaniu przyczyn niewłaściwych zachowań, problemów emocjonalnych i trudności w relacjach w stresie

za egzemplarz dziękuję wydawcy

Ubongo Lines (z wężem, to zielone)

grę Ubongo poznaliśmy (i polubili) już lata temu*
od tamtej pory nazwa ta stała się marką, a dostępnych w jej ramach 'produktów' nie zliczymy już na palcach jednej ręki
- stąd uściślenie w tytule
dziś będzie mowa o najnowszym pomyśle Grzegorza Rejchtmana 

Ubongo Lines

 
w pudełku znajdziemy 4 zestawy po 8 podłużnych, plastikowych klocków w oryginalnych kształtach
każdy z graczy otrzymuje jeden z nich 
początek rundy stanowi odkrycie jednej z bogatej puli kart, kryjącej wzór do ułożenia ze wskazanych, opisanych numerami kształtek
żądaną figurę próbujemy odtwarzać tak, by "wężowe klocki" utworzyły dokładnie dwie warstwy

jak na układankę z tej "stajni" przystało, trzeba co nieco pomyśleć, pokombinować, wysilić wyobraźnię

w zależności od wieku, czy wcześniejszego treningu, do dyspozycji są karty o czterech kolorach tła = poziomach zaawansowania
zgodnie z opisem 'ubongowe klocuszki' układać można w pojedynkę lub grupie do 4 graczy w wieku od około 8 lat 
wbrew pozorom, nawet w przypadku najprostszych zadań, wpaść na pomysł jak zazębić ze sobą wgłębienia na klockach nie zawsze jest łatwo i wcale nie koreluje to z liczbą przeżytych wiosen :) 

 
kto nie zna Ubongo, na pewno będzie zaskoczony kontrastem pomiędzy teoretycznie bagatelnymi regułami a "wykręcającą mózg" praktyką
początkujący z pewnością docenią też sympatyczny w założeniach system punktowania, czyli nagradzanie wszystkich ślicznymi, "wartościowymi" kryształkami
w zależności od podejścia do grania pod presją czasu można używać załączonej klepsydry, albo z niej zrezygnować
 

czy sprawdzi się dla graczy, którzy już znają/mają inne Ubongo?

poszczególne Ubongo trudno między sobą porównywać, bo każda stanowi nieco inne wyzwanie
mam wrażenie, że "Ubongo Lines" najlepiej sprawdzi się jako etap pośredni pomiędzy podstawowym (2D, w pudełku ze słoniem), a wersją 3D (z małpką na okładce)
poziom trudności nieco przewyższa to pierwsze, ale - przynajmniej w moim odczuciu - jest sporo niższy niż w przypadku drugiej wspomnianej
dla mnie i zaprawionej w bojach rodziny, rozgrywki okazały się wręcz rozczarowująco szybkie...
jako miłośniczka logiczno-geometrycznych wyzwań tego rodzaju absolutnie nikomu jednak, szczególnie o podobnych preferencjach, nie odradzam!

traktując grę jako osobny, niezależny twór (wszak można znać wyłącznie to Ubongo!), docenić trzeba prostotę reguł, pomysłową mechanikę, wykorzystanie przestrzennych elementów, staranne wykonanie i uniwersalność

Ubongo to super zabawa i gimnastyka dla umysłu dla dzieci i dorosłych w każdym wieku!

__

* dla pełni obrazu polecam #UBONGO >>KLIK<<

 

za egzemplarz dziękuję wydawcy

Świat chce byś był sobą

dla moich Synów - zamiast urodzinowej laurki:


ot, kolorowa książeczka dla najmłodszych
kilkanaście stron ze znaczną przewagą ilustracji nad tekstem
historyjka o grupie dzieci konstruujących swoje machiny latające

każdy z bohaterów inaczej zabiera się do pracy - zaczynając od szczegółowego projektu lub "idąc na żywioł"
dla każdego co innego jest ważne - kolor, rozmiar, funkcjonalność, design...
dzielą się wiedzą, umiejętnościami i doświadczeniem, by każdy mógł zrealizować własny plan
i ostatecznie wszyscy wzlatują w swoich niepowtarzalnych balonach,
tworząc piękne podniebne widowisko :)

pomiędzy wierszami czytamy opowieść o tolerancji, wzajemnym uzupełnianiu, szacunku dla odmienności, sile różnorodności
i prosty przekaz: każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, co czyni go wyjątkowym




kochana "wyścigówko" S.!
od trzech lat regularnie uciszany i hamowany
mój niesamowity, "dziki" J.!
od lat niemal -nastu ograniczany i wtłaczany w ramy przeciętności 
oceniani przez obserwatorów i komentatorów, sąsiadów, "pedagogów", wiecznie strofowani przez nadwrażliwą matkę...
jest wielu, dla których łatwiej i wygodniej byłoby Was widzieć bezgłośnych i utemperowanych
wiem, czasem trudno wierzyć, że 

świat chce by każdy z Was był SOBĄ

lecz bądźcie!

i niech Wasze talenty i temperamenty pomagają ten świat zdobywać :*



książka od wyd. HarperKids
życzenia - z serca

nakrętkowe SUDOKU

SUDOKU 

to rodzaj łamigłówki logicznej
w ciągu ostatnich kilkunastu lat zyskała wielką popularność w Europie, więc jej zasady z pewnością są Wam znane 
(w skrócie: podany diagram 9 × 9 uzupełnia się cyframi od 1 do 9 tak, by w każdym wierszu, w każdej kolumnie i w każdym z dziewięciu pogrubionych kwadratów 3 × 3 cyfry się nie powtarzały)
zwykle zadania z podanym układem kilku startowych cyferek otrzymujemy w wersji drukowanej i rozwiązania zapisujemy na tej samej kartce
lecz zdarzają się także wersje do wielokrotnego użytku!


widoczną na zdjęciu grę wypożyczyłam z biblioteki*, skuszona opisem "dla 2 osób"
niestety, instrukcja w rzeczywistości nie przewiduje trybu dwuosobowego, a rozkład kolorów "kamieni" (faktycznie inny niż na zdjęciu na okładce!) nie odpowiadają kinoku, którego reguły można wyszukać w sieci...
sama sobie jednakowoż trochę poukładałam :)
niewątpliwa przewaga sudoku-układanki nad tradycyjną 'wpisywanką' tkwi w możliwości wielokrotnego przekładania "kamieni", układaniu ich obróconych o 90 st. lub "do góry nogami" w zależności od stopnia pewności ich umiejscowienia oraz - choć to wcale nie zawsze ułatwienie! - możliwości przestawienia sposobu pracy mózgu, z operacji na liczbach na ogarnianie kolorów
 
    
 
zainspirowana tym odkryciem przygotowałam podobną kolorową łamigłówkę dla dzieci

w sieci roi się od pomysłów i propozycji startowych układów rozmaitych mini-sudoku, czy niby-sudoku (presudoku?)** z odpowiednio mniejszym polem gry
dla najmłodszych można przygotować np. kwadrat 3x3 lub 4x4 (4x2x2), dla nieco starszych 6x6 (6x2x3)
jeśli mamy w domu nakrętki i 'wytłoczki' po elementach gier to polecam takie - wielorazowe, śliczne i wielozmysłowo stymulujące:


 
przygotowałam kilka arkuszy z zaznaczonymi kolorami układami startowymi, do podłożenia pod "siatki"/ramki pozostałe po rozpakowaniu kilku gier
samo wymyślenie rozkładu danych - z uwzględnieniem ich minimalnej liczby i optymalnego (nie za łatwego!) rozmieszczenia to fajna zabawa dla tworzącego ;)
zdjęcia (i błyskawiczna reakcja J. na błąd) zdradzają, że co najmniej raz wyszedł mi kwadrat magiczny - tzw. łaciński, a nie "uczciwe" sudoku...

ale kilka razy wszyscy sprostaliśmy wyzwaniu!

         

ostatecznie sprowadzając wszystko do dobrej zabawy - bo o to przecież (także) chodziło :)

polecam! zarówno sudoku, jak nakrętkowe układanki matematyczne i artystyczne, dla ćwiczenia rozmaitych zdolności - ręki, wyobraźni, koncentracji


__
* kolorowe Sudoku 9x9 z 32 zadaniami o 3 poziomach trudności można znaleźć w Filii nr1 Biblioteki Miejskiej w Grudziądzu
 
 ** rozmaite nawiązujące do sudoku pomysły i przykłady podsuwa m.in. autorka bloga Bajdocja >>KLIK<<; tylko w ciągu miesiąca, który zajęło mi przygotowanie niniejszego wpisu, pojawiło się tam kilka nowych ;)