Strony

Domek na drzewie - gra od NK

domek na drzewie - trzy krótkie słowa, a jaką wywołują lawinę skojarzeń!
obraz beztroskiej dziecięcej zabawy,
poczucie siły czerpanej wprost z korzeni, wolności - z dotyku nieba i mocy - z wizji rozciągającej się, jak krajobraz, we wszystkie strony, aż po horyzont przyszłości, w której można wszystko
wspomnienie starej śliwy w babcinym ogrodzie, na której tak dobrze siedziało się z książką...
marzenie niejednego dziecka - i nie tylko


ale ja tu dziś nie o sentymentalnych mrzonkach!

"Domek na drzewie" 

to także świetny pomysł na tytuł planszówki :)

wraz z wydawnictwem Nasza Księgarnia (którego "Dzieci z Bullerbyn", czy "Fizia Pończoszanka..." nota bene nie raz mi na różnych drzewach lata temu towarzyszyły) przedstawiamy grę, przy której nie sposób się nie uśmiechnąć

już samo niewielkie pudełko kusi wyobrażeniem fantastycznego, wielopoziomowego lokum na starym dębie
trudno się oprzeć wizji takiego zielonego mieszkania z bocianim gniazdem, wielką lunetą, własną zjeżdżalnią wodną i miękkimi hamakami...
dlatego nawet nie próbowaliśmy ;)


w pudełeczku - głównie karty,
a na nich: sympatyczne postaci, wyraziste kolory i oryginalne pomysły na ponad 70 "pokoi" do umieszczenia we własnym, wyjątkowym domku na drzewie,
budki dla ptaków, dodatkowe zadania i polecenia modyfikujące przebieg rozgrywki
dodatkowo mała plansza punktacji, drewniane pionki-żołędzie i zgrabna, czytelna instrukcja z kilkoma wariantami alternatywnych reguł

gra nadaje się według wydawcy dla dorosłych i dzieci w wieku 8+
Jan (a także jego koledzy) - na dwa lata przed osiągnięciem owej granicy - wszakże zabawy nie unika
mają te nasze smyki może jeszcze trochę trudności z podejmowaniem najkorzystniejszych strategicznie decyzji ("bo ja bym wolał lodziarnię, niż zbierać niebieskie, mooogę?"), ale budują dzielnie!

no właśnie - bo o co chodzi w grze?
otóż każdy konstruuje przed sobą wymarzony domek na drzewie, w miarę możliwości dbając o kompletowanie wysoko punktowanych zestawów kolorystycznych "pokoi" i zachowanie równowagi konstrukcji
karty, z których składamy nasze domki przechodzą od gracza do gracza na zasadzie draftu, a partia podzielona jest na kilka rund, pod koniec której każdy otrzymuje punkty za dotychczas zbudowane piętra domku
dodatkowe karty modyfikujące ostateczną punktację wprowadzają dodający emocji element tajnej strategii i bezpośredniej interakcji

"Domek na drzewie" to planszówka (karcianka?) przyjemna, budująca (sic!) pozytywne skojarzenia i jak najbardziej "rodzinna"
mechanika sugeruje odrobinę planowania, przewidywania, czujnej obserwacji, co budują konkurenci,
tak naprawdę nie wyklucza jednak gry li tylko dla czystej przyjemności tworzenia wymarzonego lokum miedzy gałęziami :)


nie nazwę tej gry doskonałą, czy porywającą, bo takiego wrażenia na mnie nie zrobiła,
ale z pewnością jest pomysłowa, ładnie wykonana i bardzo miło się do niej wraca

zdecydowanie warto dać się raz na jakiś czas ponieść wyobraźni i choć na chwilę stać się właścicielem mieszkania z własną kręgielnią, salą koncertową, ptaszarnią i lodowiskiem!
albo barem sushi, trampoliną i małpim gajem...
albo..

symetria chaosu

zaniedbaliśmy się ostatnio matematycznie... 
na szczęście tylko on-line, a w tym tygodniu zamierzam i te opóźnienia i niedostatki nadrobić :)

dziś - przedskoczek - krótkie nawiązanie do marcowego tematu projektu Matematyka jest piękna (2), w ramach którego proponowano zabawę z geometrią pod hasłem "Symetria chaosu"
(zestawienie wpisów, które ukazały się na czas - TUTAJ)

postanowiłam się skupić na samym przedstawieniu Jankowi idei symetrii
na początku nie zapowiadało się łatwo,
[jedno jest pewne: rodzic, który chce po raz pierwszy wyjaśnić dziecku pojęcie symetrii nie ma szans bazować na znanych sobie wcześniej definicjach typu "przekształcenie nie będące identycznością, które odwzorowuje dany obiekt na niego samego"...]
ale jak to zwykle bywa, dziecięca intuicja i syntetyczna metoda poznawcza młodego umysłu zaskoczyły łatwością opanowywania nowych pojęć i trafnością obserwacji

analizując bryły i figury z najbliższego otoczenia omówiłam z J. przypadki symetrii osiowej, środkowej i płaszczyznowej
wprowadzenie w temat ułatwiła zabawa - powstały liczne nakrętkowe kwadraty i "kwiatowe mandale"

"srebrny kwadrat" ma cztery osie symetrii, ten z zielonymi "kątami" już tylko dwie!

które "kwiatki" mają środek symetrii, a które osie? ile?

J. szybko nawiązał do przykładów "z życia"
pogadaliśmy o kwiatach, uwzględniając te o symetrii promienistej - z kilkoma osiami symetrii - jak stokrotki, mniszki, kwiaty wiśni, czy płaskie twory z kilku kółek najczęściej rysowane przez przedszkolaki... i grzbiecistej - posiadające jedną płaszczyznę symetrii - na przykładzie kwitnącej akurat u nas bazylii i bratków;
padł sztandarowy przykład "lustrzanego odbicia" skrzydeł motyla i - dyskusyjny - pokroju drzew; 
dałam się też wciągnąć w dyskusję na temat symetrii regionalnych autobusów szynowych [mają płaszczyzny symetrii, czy nie? prawie! teoretycznie mogłyby mieć nawet dwie dwie (lewo/prawo i przód/tył), ale po pierwsze pasażerowie i maszynista będą zaburzać, a po drugie - toaleta jest tylko po jednej stronie!!! "Arrivy" ostatecznie uznajemy za niesymetryczne ;)]

"Arriva" schemat poglądowy

chwilowo odkładając temat symetrii promienistej i asymetrii bezkręgowców na potem, pogadaliśmy o bilateralnej symetrii organizmów żywych,
ze szczególnym uwzględnieniem symetrii (/asymetrii) ciała ludzkiego
za Wiki:
Narządy nieparzyste mogą być położone symetrycznie (narządy ośrodkowego układu nerwowego, narządy płciowe, pęcherz moczowy) lub asymetrycznie (wątroba, trzustka po prawej stronie; śledziona, żołądek po lewej).
Narządy wewnętrzne parzyste mogą różnić się kształtem, wielkością i lokalizacją.
- lewa połowa mózgu zazwyczaj jest większa niż prawa
- lewe płuco ma mniejszą pojemność, zbudowane jest z mniejszej ilości płatów
- lewa nerka znajduje się wyżej niż prawa
- u mężczyzn prawe jądro zazwyczaj znajduje się poniżej lewego w worku mosznowym.
(oraz twarzy, na wymownych przykładach)


przed nami dalsze zabawy proponowane przez Gruszczyk-Kolczyńską - z lusterkiem (zastosowanie przykładania do różnych przedmiotów, rysunków, figur i analizy ich symetrii osiowej) oraz plamami odbijanymi po dwóch stronach złożonej kartki (przypomniały się wodne odbicia sprzed lat...)

zdjęć w/w chwilowo brak, więc jako ubarwienie wpisu na koniec wiosenne "malunki pospacerowe", motylo-leśno-łąkowe
może z tematem związane luźno, ale piękne niczym matematyka


czyż nie? ;)

Polska Luxtorpeda - szybka opinia :)

oto nasza najnowsza gra -

Polska Luxtorpeda


wiadomo, że nic nie potrafi zachęcić Janka bardziej niż wizerunek lokomotywy na okładce,
na szczęście dla jego mniej zorientowanych na transport szynowy krewnych i znajomych, zawartość okazuje się jednak bardziej urozmaicona tematycznie...
w pudełku znajdują się 2 talie po 49 kart przedstawiających daty i postaci z historii Polski, zwierzęta dzikie i domowe, "trudne słowa", krajobrazy, tradycyjne święta i potrawy
dla mniej i bardziej zaawansowanych przewidziano wersje podstawową i trudniejszą


zasady gry nie są skomplikowane
do każdej z "kart kategorii" z widocznymi siedmioma elementami dokładamy po jednej o danym kolorze tła - zapamiętujemy i odwracamy rewersem do góry
po odkryciu kolejnej karty z puli pozostałych potasowanych kilkudziesięciu, "na wyścigi" staramy się przypomnieć sobie i głośno powiedzieć co kryje się na wyłożonej i zakrytej wcześniej karcie należącej do tej samej kategorii
najszybszy zyskuje odgadniętą kartę - punkt, a jej miejsce zajmuje ta wyjęta własnie z talii, co sprawia, że ponownie trzeba wysilić pamięć i trudniej nie dać się zmylić kolejnym razem...

z jednej strony - banalnie proste reguły, z drugiej - zabawa wymagająca skupienia, w której nie każdemu sprawne kojarzenie ukrytych obrazków przyjdzie bez trudu
zapowiada się szybka rozgrywka, stymulująca obszary mózgu odpowiedzialne za zapamiętywanie i odtwarzanie w obrębie pamięci świeżej


wrażenia po kilku (nastu) partyjkach?
"Polska Luxtorpeda" to gra rodzinna - jak najbardziej odpowiednia dla graczy już od wieku przedszkolnego (zgodnie z rekomendacją wydawcy - od lat 5 do 105)
jak wynika z naszego doświadczenia, najmłodsi mają co najmniej porównywalne szanse ze swoimi dziadkami :)
na pochwałę zasługuje estetyczna szata graficzna, intensywne, ale nie rażące kolory i czytelne ilustracje na kartach
sporą zaletę stanowi fakt, że w zależności od umiejętności i "ogrania", dowolnie dysponując dostępnymi taliami możemy do pewnego stopnia regulować poziom trudności i dostosowywać zasady do grupy graczy


osobiście preferuję własnej inwencji, nie wymienioną w instrukcji, wersję "hard" ;)  


uwagi krytyczne? może jedna...
nie radziłabym spodziewać się za wiele po tej grze tym, którzy wysoko cenią inne planszówkowe pomysły Renera Knizii
to oryginalna wersja "memory" z ciekawym tematem przewodnim, ale nie tytuł intensywnie stymulujący intelektualnie, ani typowo rozrywkowa gra "imprezowa"

choć dla mnie "Polska Luxtorpeda" jest w wersji podstawowej zdecydowanie za łatwa (co psuje przyjemność z gry w towarzystwie zróżnicowanym wiekowo i "nierównym" pod względem sprawności pamięci), a dla Janka - zbyt monotonna, żeby powtórzyć zabawę choćby dwa razy z rzędu, okazała się wystarczająco szybka i prosta do wytłumaczenia, by zachęcić szersze grono do spróbowania sił w czasie świątecznego spotkania i wzbudziła pewne emocje
daję jej za to na koniec duży plus
kolejny - bardzo duży - dostaje od Janka za kategorię "transport", w której kompletowaniu jest nie do pokonania :)


ostatni (największy?) przyznaję za potencjał edukacyjny: kategorie związane z postaciami, miastami i datami oraz opisy kart-haseł zawarte w instrukcji, jako zbiór ciekawostek i zachęta do "doczytania" na tematy związane z walorami Ojczyzny i jej przeszłością to doskonały pretekst do poszerzania wiedzy i kształtowania świadomości patriotycznej




myślę, że warto poznać i osobiście przekonać się, co tym razem objął swoim patronatem projekt


* informacje zdobyte przy okazji na temat poprzedniczki Pendolino: "W roku 1936 jedna z „luxtorped” ustanowiła niepobity dotąd rekord przejazdu na trasie Kraków – Zakopane: 2 godzny 18 minut" - bezcenne!
oboje z J. - każde z własnych pobudek - trzymamy kciuki za powrót do kolejowych standardów międzywojnia


flower power - moc zieleni + motyle w t(y)le

powyższy tytuł nie pozostawia złudzeń, co do tego, jak wczesna wiosna wpływa u niektórych na procesy myślowe...
bardzo pozytywnie jednakowoż na napęd psychoruchowy ;)
nic, tylko ruszać w budzący się po zimie świat!


pływające w kałużach na podmokłej łące zaskrońce, hasające wiewiórki (prawdziwe i żywe, mamo!), pendolino pod Iławą - źródła pozytywnej energii i inspiracji są wszędzie dookoła!


rowery i wygodne lekkie buty mamy już dokładnie odkurzone,
"zaliczone" parkowe trasy rozgrzewkowe, pierwszą czterokołową Masę Krytyczną [foty TU, szczególny uśmiech dla autora za tę portretową ;)] i poważne turystyczne kółko na sześciu na dobry początek sezonu :)

[Brodnica - wiadukt nad Drwęcą - Jez. Bachotek - Żmijewo - Lisa Młyn - Najmowo 
= trasa by tata, wymagająca, ale warta polecenia]

"poweru" dodały swoją unikalną przedwiosenną żywotnością pierwsze "dzikie" kwiatki


[dla wymagających powtórki z podstaw przedwiosennej botaniki: podbiał, przylaszczki, zawilce, szafrany,
a przy okazji więcej zabaw z kwiatkami u zakręconej mamy -> TUTAJ,

na co dzień dodają te zaokienne (dzięki za pomoc, mamo-babciu - znów :D)



 [pierwiosnki i bratki obecnie w trakcie kwitnienia, przebiśniegi - już po - oraz tulipany lilie - jeszcze przed 
+ pietruszka, jako nieocenione na przednówku źródło żelaza :D],

online ucieszył pewnego razu pełen ognia ten
[efekt niewinnej zabawy w http://weavesilk.com/, za cudze skojarzenia nie odpowiadam :P],

zaś zapał młodego ogrodnika i ogień na działce zapowiedziały rychłe "odrodzenie z popiołów" tej ostatniej



a że gdzieniegdzie wśród kwiecia coś się zaczęło ruszać...


pewnego popołudnia "odkurzyłam" też z Janem "Pazie i rusałki" Hanny Zdzitowieckiej
pełna poetyckich sformułowań i trudnych do zapamiętania nazw, nie ma owa książeczka u nas łatwego losu
pierwotnie wydana w 1963 ("czuć" po niej ten wiek w pewnym sensie - w składni, języku), zdobyta trzydzieści lat później, przez przyszłą mamajankę w wieku wczesnomłodzieńczym (>>za wyniki i wzorowe zachowanie<<, że się pochwalę ;)), nawet po kolejnych ponad 20 nie jest prawdopodobnie wciąż przez nikogo z domowników gruntownie przestudiowana...
kusi wiedzą na temat barwnego świata najpiękniejszych owadów, ale i tworzy dystans już na wstępie zapowiadając zbyt wielką porcję wiedzy do zgłębienia, "strasząc" niesamowitą liczbą występujących w Polsce około 2000 (!) gatunków motyli
niemożliwa do przeczytania ot tak, od deski do deski, daje jednak wielką przyjemność odkrywania i smakowania ciekawostek niewielkimi porcjami


powtórzyliśmy sobie z nią stadia rozwojowe, nauczyliśmy odróżniać nóżki właściwe gąsienic od posuwek oraz "pana" od "pani" cytrynek, poznaliśmy fascynującą historię przemiany pokoleń kratnika siatkowca i specyficznej zależności modraczków i mrówek...

nadal prawdopodobnie nie rozróżniłabym "na żywo" pokrzywnika od wierzbowca i nie jestem pewna co to za cudo na zdjęciu poniżej (Nasierszyca różnobarwna? anyone?)

,

ale najważniejsze, że znów czuję przypływ sił do (i z) chłonięcia piękna i różnorodności pełnego magicznych drobiazgów świata
mocy - przybywaj :D

Farmageddon - gra dla złośliwych?

uwaga! dziś w temacie planszówek chwilowy odwrót od "budujących więzi" tytułów prorodzinnych
przedstawiamy coś specjalnego dla wszystkich, którzy od czasu do czasu szukają okazji do wyładowania negatywnych emocji, albo odrobiny złośliwości z przymrużeniem oka 
poznajcie

Farmageddon


o tej (całkiem sympatycznej skądinad) grze karcianej dla starszych dzieci (8+) i dorosłych opowie "stary wyjadacz", który "zęby zjadł" na karciankach wymagających skutecznego działania i bezwzględności w walce o swoje... 

w imieniu Kamila, Trefl JokerLine i własnym zapraszam na 

Farmageddon - agrokulturalna rozwałka - to karcianka, w której  rozgrywka – jak już sama nazwa sugeruje – oparta jest na interakcji negatywnej.  Jeżeli masz charakter działkowicza, który troskliwie dogląda swoich upraw, codziennie je pielęgnując by po ciężkiej pracy cieszyć się zbiorem – to niestety, nie jest to gra dla Ciebie. W Farmageddonie system gry premiuje bezwzględnych oprawców cudzych pól, podrzucaczy szkodników i nasyłaczy komorników. Przy większej ilości graczy zebranie swojej uprawy graniczy z cudem. Twórcy gry zaprojektowali karty tak, by każdy, nawet w beznadziejnej sytuacji, mógł beztrosko siać ... zniszczenie zamiast warzyw.
Nie brzmi może to zbyt zachęcająco, jednak uwypuklony element humorystyczny pozwala w miarę łagodnie i sprawnie przeprowadzić dobrodusznego farmera na ciemną stronę mocy. 


Celem gry jest spieniężenie jak największej ilości swoich (lub cudzych) upraw. Mamy do dyspozycji trzy rodzaje kart: pola (jest ich tylko trzy i służą do zakładania upraw), uprawy (przesympatyczne warzywa o ciekawych zdolnościach specjalnych) oraz akcje (głównie niszczycielskie, jest jednak kilka o neutralnym efekcie). Pola na początku rozgrywki leżą na stole wolne i czekają na swoich właścicieli, gdy pole jest wolne, gracz w swojej kolejce może założyć na nim uprawę wykładając odpowiednią kartę z ręki. Jeżeli nie ma wolnych pól, próbuje pola innych graczy oczyścić (np. "kosiarą") by zająć je dla siebie. Każda z upraw wymaga do zebrania przetrwania do następnej kolejki gracza, oraz nawozu – i tutaj za nawóz mogą posłużyć dowolne inne karty upraw z ręki lub specjalne karty akcji. Oprócz tego, można zagrać do trzech kart akcji, którymi w dużym uproszczeniu siejemy spustoszenie w uprawach, tudzież przerzucamy się "kupami gnoju". Karty upraw i akcji leżą potasowane na stosie, i w swojej turze gracze dobierają po dwie z nich odpowiednio na początku i na końcu kolejki. Można oczywiście odkładać sobie karty na ręce i rzucając w odpowiedniej kolejności/konfiguracji robić "kombosy" aby odwrócić losy rozgrywki.


Gra nieco różni się w przypadku rozgrywki kilku graczy oraz przy pojedynku. Na pewno wraz z ilością farmerów zwiększa się poziom chaosu na stole (aż do granic absurdu) i trudno wówczas zaplanować cokolwiek nawet na jedną kolejkę do przodu, ponieważ po stole cały czas szaleje huragan zniszczeń. W przypadku pojedynku, można już się pokusić o strategiczne wykorzystywanie zdolności specjalnych. Zbalansowanie gry pozwala na emocjonującą rozgrywkę aż do samego końca.


Same karty są dość ciekawe, żartobliwe nazwy, komiksowa kreska – to wszystko jest spójne i logiczne. "Umiejętności" opisane są w sposób czytelny i przejrzysty. Grafika nie wywołuje szczególnego zachwytu, jednak umówmy się – twórcy tutaj jasno postawili na "imprezowość" gry, a wrażeń wizualnych i estetycznych szukajmy w bardziej ambitnych projektach.
Zaletą gry jest niezwykle dynamiczna rozgrywka, kart nie jest dużo i nie ma żadnych przestojów czy skomplikowanych sytuacji wymagających długiego zastanawiania się nad zagraniami. Jeżeli lubicie obrzucać wrogie brokuły pestycydami czy gnojem, a na koniec zamienić je w chwasty, Farmageddon sprawi Wam dużo frajdy.


i jak? już wiadomo, w co gramy, gdy już ogarniemy wiosenne porządki w ogródku? :)