Strony

Moja pierwsza mitologia, czyli dziecko w krainie starożytnych bogów, herosów i metamorfoz

dawno, dawno temu* odkryłam iście magiczną treść w zupełnie niepozornej książce
nie przeszkadzała mi wówczas słaba jakość druku, brak ilustracji na pożółkłych stronach, miękka oprawa, na której szybko pojawiły się zagięcia... do dziś wspominam to wydanie, a maska Agamemnona stała się dla mnie dzięki niej symbolem niemal sentymentalnym**
"Mitologia" Jana Parandowskiego - tekst, który miał ogromną moc przyciągania, opowieści pełne niesamowitych zdarzeń i bohaterów "nie z tego świata"
od dawna byłam pewna, że któregoś dnia opowiem o nich swoim dzieciom
cały kłopot w tym, że poznając mity byłam już 2x starsza niż J. teraz...

czy tak zagmatwane, miejscami okrutne i pełne zdecydowanie niekonwencjonalnych układów damsko-męskich historie, bazujące w dodatku na dość pokrętnym systemie starożytnych wierzeń, mogą być odpowiednią lekturą dla 6-latka!?
jeśli kiedykolwiek miałam podobne wątpliwości***, całkowicie rozwiały się podczas lektury dwóch ksiąg autorstwa Katarzyny Marciniak, pt.

"Moja pierwsza mitologia"


przede wszystkim - od samego wstępu "czuć", że autorka - jak ja ;) - po prostu lubi i mity, i dzieci,
a przy tym bardzo zręcznie włada słowem
pięknie wprowadza w krainę greckich (i rzymskich) opowieści, zapowiadając je jako żywe historie, przekazywane od tysięcy lat z pokolenia na pokolenie, niezmiennie budzące ciekawość i zachwyt, niosące wciąż aktualne przesłanie i wyjaśnienie używanych do dziś zwrotach językowych i zachęca do uruchomienia wyobraźni

świat fantastycznych hybryd, potężnych bogów i godnych podziwu herosów przedstawiony został tu w sposób baśniowy, niesamowicie barwny i subtelny, idealny dla młodszej młodzieży
autorce udało się do minimum zredukować ciemną stronę mitów (które nie do końca niesłusznie bywają uważane za brutalne i niemoralne), łagodząc wątpliwe etycznie postępki bogów odpowiednimi wyjaśnieniami i stroniąc od akcentowania scen przemocy
zasłuchać może się łatwo nawet przedszkolak, a jeśli będzie choć trochę podobny do tego mojego, zapewne spodoba mu się udział mówiących zwierząt - przyjaciół bogów - i innych "pośredników", którzy otrzymali rolę narratorów i naszych przewodników po tej niesamowitej krainie

stopniowo poznajemy w ten sposób "łagodną" interpretację starożytnej wizji powstania świata, poszczególnych bogów, przygody herosów (księga I), opowieści rodem z "Metamorfoz" Owidiusza i "nauki" Chirona na temat niesamowitych mitologicznych stworzeń, by w końcu ruszyć z wróżką Sybillą w podróż przez mroczną krainę Hadesa, aż na Wyspy Szczęśliwe (księga II)

w podróży, co warto podkreślić, towarzyszą nam ciekawe ilustracje
Marta Kurczewska przedstawiła na nich bohaterów w zabawnej, niespotykanej wersji - "unowocześnionych" i bliższych współczesnemu czytelnikowi dzięki temu, że prócz swoich standardowych atrybutów, otrzymali "gadżety" rodem z naszych czasów i sympatyczne, odmłodzone fizjonomie
ładne, kolorowe obrazki z bogactwem treści i skojarzeń wzbogacają lekturę - należą się laury!




w bardzo przyjemny sposób przekazujemy więc dziecku inspirujące historie, mądrość pokoleń i podstawy funkcjonujące zbiorowej świadomości społecznej naszego kręgu kulturowego - czego chcieć więcej?
autorka idzie jeszcze krok dalej - każdą z opowieści kończy próbą przybliżenia dziecku znaczenia wciąż często stosowanych w mowie potocznej frazeologizmów
doskonale łączy rodowód poszczególnych powiedzeń (takich jak "urwać łeb hydrze", "być czyjąś muzą", "odrodzić się jak Feniks z popiołów"), czy związków wyrazowych ("ikarowe loty", "olimpijski spokój", "pępek świata", "domowe ognisko" itp.) z interpretacją ich współczesnego znaczenia, podpowiadając jak mogą być używane dziś


ponad 600 stron "Mojej pierwszej mitologii" to z pewnością nie jest lektura na jeden wieczór (nam zajęła ich dotąd kilkadziesiąt!), ale zdecydowanie warto się nią delektować
oboje z Jakiem zamierzamy do nich wracać
i powtarzać te nasze (ostatnie w tym roku) Przygody z książką



* a właściwie, biorąc pod uwagę jak długo wspomniane opowieści żyją już w ludzkiej świadomości, zaledwie przed kilku laty...
** choć wówczas była głównie obiektem żartów na temat widocznego podobieństwa starożytnego króla i Tadeusza Drozdy :D
*** obiekcji miałam sporo, dopóki kilka miesięcy temu nie zobaczyłam pewnej książeczki zabranej na wakacje przez K. i jej 6-letniego J. słuchającego dołączonej do niej płyty - później już znacznie mniej ;)
ku pamięci, gdyby ktoś (ja?) poszukiwał kiedyś mitów dla dzieci w wersji audio -> bardzo dobrze słuchało się nam na wspomnianym wyjeździe wersji Domaniewskiego w wykonaniu Orleańskich, godny zastanowienia wydaje się też duet Markowska/Siemianowski, za to nie zachęca specjalnie para Kasdepke/Tyniec

przedświąteczna geometria

Adwent był chyba w tym roku wyjątkowo krótki, bo minął mi zupełnie niepostrzeżenie

Święta tuż, tuż - już jutro Wigilia! - a u nas w tym roku na blogu ani śladu przygotowań...
ale zaręczam, że pewien Mały Elf nie próżnował, cały miesiąc dzielnie przygotowując się na ten wyjątkowy czas
niektórzy mieli już okazję się przekonać, jak pięknie recytuje i śpiewa o Bożym Narodzeniu, a inni na pewno znajdą pod choinką dzieła jego małych rąk :)

w tym roku w naszym okazjonalnym rękodziele królowały proste wzory geometryczne, bibuła i recylkingowe elementy tekturowe

powstały:
  • kolorowe lampiony z wyprasek z gier planszowych




  • płaskie "bombki" z kartonowych kółek (ze zbiorczych opakowań po słodyczach)


  • kwadratowe i sześcienne zawieszki oraz (okrągłe) bransoletki z koralików Pyssla
prosta odpowiedź na pytanie jak figury płaskie tworzą powierzchnię bryły

  • kartki pocztowe z geometrycznymi wzorami i (sześcioramiennymi!) śnieżynkami

  • różnokształtne, wieloboczne i (niemal) okrągłe pierniczki
wstęp do dyskusji o przekroju bryły -
brawa dla wszystkich, którzy są w stanie wyobrazić sobie
jak te płaskie kółka łączą się w przestrzenny, stożkowaty dzwonek :)

wszystkim, którzy pamiętają "pawie oczka" z kółek różnej wielkości, "bombki" sklejane z kilku równych kół i tradycyjne łańcuchy z pasków kolorowego papieru, przypominamy niniejszym podstawową różnicę między kołem a okręgiem, którą przy okazji sobie z Janem nie-szablonowo utrwaliliśmy,


a tegorocznymi inspiracjami podchoinkowymi dzielimy się pod hasłem "Figuraki z naszej paki" w może mało ambitnym, ale za to bardzo nastrojowym "warsztacie" w ramach akcji Matematyka jest piękna 2

Janek, Basia i Franek

fanom doskonałej serii książeczek o dziewczynce w pasiastej bluzeczce i jej niezwykłej, choć całkiem zwyczajnej, rodzinie Basi przedstawiać nie trzeba
a tym bardziej nie ma sensu opowieści o jej perypetiach zachwalać :)
jasne, zdarza się, że komuś "z życia wzięte" opowiadania Zofii Staneckiej nie przypadną do gustu, ale śmiem twierdzić, że znajdzie się wówczas wśród zdecydowanej mniejszości
Janek należy zdecydowanie do grupy czytelników, którzy polubili ten świat do pierwszego spojrzenia

a było to spojrzenie na takie okładki:


pierwsza, ta mniej widoczna i bardziej sfatygowana, trafiła do nas już dość dawno temu, odkupiona od poprzedniej właścicielki (nota bene założycielki bardzo sympatycznej grupy Czytanie to wyzwanie na Fb)
od tamtej pory była wielokrotnie pożyczana, zabierana na przedszkolne czytanie i samodzielnie czytana przez J. - uważam, że decyzja o jej przygarnięciu to jedna z moich najlepszych kilkuzłotowych inwestycji książkowych ;)

o Basi pisałam już u nas wcześniej, ale powtórzę - opowiadania Zofii Staneckiej i ilustracje Marianny Oklejak o tej wesołej dziewczynce i jej bliskich to pozbawione ozdobników, bezpośrednie spojrzenie na życie zwyczajnej rodziny, a jednocześnie kwintesencja rodzinnego ciepła, wzajemnego zrozumienia i szacunku
być może rodzice czasem pozwalają tytułowej bohaterce na zbyt wiele, a nieograniczone zasoby cierpliwości jej mamy ujmują całości sporo wiarygodności, ale nie zmienia to faktu, że uważam większość historyjek za zabawne, sporo za ciekawe, a kilka nawet za cenne pod względem edukacyjnym

od niedawna mamy kolejną Wielką księgę
całkiem podobną do tej pierwszej...


na głównego bohatera wyrósł jednak najmłodszy w rodzinie - Franek, którego pluszowy krokodyl w tym tomie zgrabnie przejął rolę Miska Zdziśka
siłą rzeczy wydarzenia koncentrują się tym razem często na podłodze i pod stołem oraz wokół specyficznych potrzeb i pomysłów raczkującego malucha, ale Jankowi (który jest już wszak starszakiem), wydaje się to podobać nawet bardziej, niż czytanie o równolatkach
zaśmiewa się z głupiutkich pomysłów i radośnie powtarza "teksty" sepleniącego Frania, albo z pobłażliwą miną kiwa głową nad jego "przemyśleniami"

dzieje się w tej księdze sporo, że wspomnę tylko o podłogowej mieszance artykułów spożywczych, zajadaniu kiełbasy z podłogi (jak to pieski...), poklejonej klawiaturze komputera mamy, czy rozwierconej łyżką ścianie w kuchni - i nie są to na pewno najlepsze wzorce do naśladowania...
między wierszami da się jednak bez trudu wyczytać najważniejszy przekaz - więź łączącą wszystkich członków rodziny, widoczną we wspomnieniach dziadka, od lat udającego kota, gotowości wujka do pomocy w remoncie, drobnych gestach taty i mamy, wspólnym froncie tworzonym przez Basię i Franka


jedynie układ zgodny z porami roku, który bardzo podobał mi się w pierwszym zbiorze, tym razem nie został zachowany, w zamian otrzymujemy za to kilka "rozkładówek" z prostymi wyszukiwankami dla najmłodszych


Janek poleca obie na zimowe wieczory 


co ciekawe - chyba na równi z mitologią, która stała się u nas ostatnio ulubioną lekturą "na dobranoc", o której napiszę wieczorem ;)

jeszcze pomyślę, który wpis bardziej zasługuje na ostatnie w tym roku logo

Niedokończony eliksir nieśmiertelności - powieść fantasy z morałem dla dzieci?

czy to z powodu wzniosłej przedświątecznej atmosfery, czy - przeciwnie - bombardujących zewsząd świadomość reklam, zachęt i poleceń pod hasłem "musisz to mieć!" (ewentualnie kupić jako prezent), najwyraźniej zebrało mi się na podkreślanie roli książek jako drogowskazów wartości...
w poprzednim wpisie nie szczędziłam komplementów "Gorzkiej czekoladzie", czyli zbiorowi opowiadań dla młodzieży (zachęcam do zerknięcia tutaj - jeden egzemplarz czeka na nowego właściciela), dziś książka dla nieco młodszych odbiorców, ale z całkiem podobnym "drugim dnem"
czyli

Niedokończony eliksir nieśmiertelności

na pierwszy rzut oka (i zgodnie z okładkowym opisem) to po prostu "powieść akcji", pełna zagadek, tajemniczych postaci i zagadek sprzed lat
jej charakter doskonale zapowiadają już pierwsze grafiki i tytuły


zdziwi się zapewne rodzic, który zasugerowany nagrodą (pierwszą!), jaką powieść otrzymała w kategorii 6-10 lat, spodziewał się prostej opowiastki z pogranicza baśni, idealnej dla przedszkolaka... prawdopodobnie nie zawiedzie jednak ten, kto wie, że w konkursie Literackim im. Astrid Lindgren wyróżniane są teksty nie zawsze "lekkie, łatwe i przyjemne", ale artystycznie oryginalne i z wielu względów wartościowe
magiczny eliksir i związane z nim perypetie bohaterów, stanowią kanwę opowieści, zdecydowanie bliżej jej jednak do wielowarstwowej powieści nurtu fantasy niż bajki "na dobranoc"
  
lektura kilku początkowych rozdziałów daje pojęcie o charakterystycznym sposobie przedstawiania świata przez autorkę - Katarzynę Majgier
w prostych, krótkich zdaniach odkrywa ona przed czytelnikiem sieć skomplikowanych charakterów i relacji międzyludzkich
pytanie, czy dziecko, nawet to nieco starsze, prócz emocjonującej historii "zaklętej" rodziny, która od 200 lat nie znalazła antidotum na nieopatrznie wypitą miksturę, dostrzeże i zrozumie ironiczne obserwacje autorki, która szafuje przejaskrawionymi obrazami otaczającej nas rzeczywistości?


wahałabym się (w zasadzie nadal waham), czy bezkrytycznie podsunąć ten tekst dziecku, które wiele rzeczy odbiera wprost i (być może) nie jest do końca gotowe do konfrontacji z faktem, że świat dorosłych wcale nie jest tak idealnie poukładany, a oni sami - niestety - zawsze mądrzy i dojrzali



sama z przyjemnością zagłębiłam się w opowieść, w której autorka z łatwością operuje ironią, barwnie przedstawia różne punkty widzenia, nie żałuje też czytelnikom uniwersalnych prawd


proste rozwiązania i oczywiste przesłanie przypomniały mi jednak, że to zdecydowanie literatura dla odbiorcy w wieku szkolnym...

ostatecznie poczekam jeszcze trochę zanim przeczytam ją (albo dam do przeczytania) swojemu sześciolatkowi, a w międzyczasie sama poważnie przeanalizuję temat najważniejszych w dzisiejszym świecie wartości, biorąc sobie do serca stwierdzenie, że
człowiek zawsze może się zmienić i odczarować swoje życie


za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia

Gorzka czekolada

czasy ciągle się zmieniają
każde kolejne pokolenie dzieli od poprzedniego coraz więcej, tak, że wydaje się, że już naprawdę niewiele je łączy
między wieloma dziadkami i wnukami zieje przepaść technologiczna, a i nie każdy rodzic rozeznaje się wszak w gąszczu telefonicznych aplikacji, ogarnia facebooka czy snapchata, zna popularnych młodych youtuberów...
póki co jednak ludzkie życie toczy się nie tylko online, a nawet jeśli, jego ważną częścią pozostają relacje międzyludzkie i próby wzajemnego zrozumienia
jako rodzice, możemy mieć tylko nadzieję, że wartości takie jak szacunek, odpowiedzialność, uczciwość, solidarność, będą ważne dla naszych dzieci i ukształtują ich charaktery dając silne podstawy dla tworzenia pięknej przyszłości
czyż nie po to podejmujemy trud wychowywania?

choć w przypadku nastolatków, często podstawowe przekonania wydają się być już mocno zakorzenione, "naście" lat to wiek własnych poszukiwań i zdobywania ważnych doświadczeń, które często rzutują na życiowe wybory
jestem przekonana, że również wtedy, nawet jeśli stają wobec prób podkreślania przez dziecko niezależności, rodzice mają bardzo istotną rolę do odegrania - dając wzór cnót i znajdując czas na dzielenie się własnymi przemyśleniami
albo chociaż podsuwając wartościowe lektury

choćby takie jak

Gorzka czekolada


zbiór opowiadań o którym mowa został wydany z logo Fundacji "ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom", co samo w sobie stanowi doskonały 'znak jakości'
inicjatorki projektu (pani Irena Koźmińska i Elżbieta Olszewska) opatrzyły każde z nich wstępem -definicją wprowadzającą w temat i odkrywającą jego drugie dno
często są to bardzo mądre słowa i dobrze, żeby trafiły do młodych (i nie tylko) czytelników, którym - bombardowanych na co dzień wzorcami kultury materialnej - trzeba od czasu do czasu przypominać, najprostsze prawdy


w książce znajdziemy teksty kilku, nie koniecznie najbardziej znanych, polskich autorów: Pawła Beręsewicza, Wojciecha Cesarza, Barbary Kosmowskiej, Andrzeja Maleszki, Katarzyny Ryrych, Katarzyny Terechowicz
jak to zwykle bywa z tego typu opracowaniami, są to opowiadania 'nierówne' - różne pod względem stylu, sposobu podejścia do tematu, oryginalności, nie powiązane ze sobą postaciami bohaterów
wszystkie jednak dotykają tematów równie ważnych, jak trudnych, w zasadzie niemożliwych do poruszenia ot tak, w codziennej rozmowie przy obiedzie
stanowią tym samym dobrą furtkę do przemycenia głębszych treści, zasiania ziarna zachęty do przemyślenia własnych postaw, dyskusji o samodyscyplinie, odwadze cywilnej, wolności, przyjaźni, przyzwoitości
zachęcając do przeczytania i wymiany opinii o kompleksach, nieporozumieniach i rozterkach bohaterów, mamy okazję podkreślić, jakie wartości są dla nas samych w życiu cenne (i dlaczego), nie serwując dziecku autorytarnego wykładu o tym, co dobre, a co złe
samo będzie miało okazję spojrzeć oczyma (wyimaginowanego) rówieśnika na problem "drugiej młodości" ojca, mało popularnego kolegę, swoje dążenia do całkowitej swobody...

moje ulubione to te najmniej oczywiste i otwarcie moralizatorskie: "futurystyczna" opowieść o życzliwości, którą tak trudno (a może łatwo?) przeliczyć na realny zysk oraz osadzona w klimacie fantasy (lub tylko dawno zapomnianej przeszłości) przypowieść o prawdziwej odwadze
autor - Paweł Beręsewicz - zyskał też u mnie dodatkowy punkt za optymistyczną zachętę do wypraw rowerowych, na pewno nie było to więc nasze ostatnie spotkanie


czas na łyżkę dziegciu? ha, tym razem w zasadzie nie mam uwag negatywnych!

w prawdziwej gorzkiej czekoladzie (która może nie zawsze pociąga aż tak jak mleczna), smak zależy od wysokiej zawartości zdrowego, odżywczego kakao, a nie tylko cukru i śmietanki
"Gorzka czekolada", którą mam przed sobą, jest podobna - nie kusi może przesłodzoną grafiką, czy akcją pełną fajerwerków, ale jej wartościowa treść doskonale łączy się z przyjemnością jaką daje lektura
a przy tym "sreberko" w jakie całość jest opakowana, czyli oprawa graficzna, także zachęca do sięgnięcia w jej kierunku


ale to na razie tylko moje zdanie...
a ponieważ jestem już w wieku (nieco) przekraczającym założenia grupy docelowej ("dla młodzieży od 11 lat"), na J. zaś opowiadania będą musiały jeszcze trochę zaczekać,
ogłaszam

przez najbliższy tydzień czekam na zgłoszenia od rodziców młodych czytelników w wieku 11-16 lat, którzy chcieliby otrzymać zbiór opowiadań "Gorzka czekolada" jako prezent noworoczny, zobowiązując się tym samym do przesłania opinii na jego temat w styczniu 2017 roku

szczęśliwiec dostanie w ten sposób książkę, a my szansę spojrzenia na nią oczyma młodego odbiorcy
jeśli macie w rodzinie "opiniotwórczych" nastolatków, zachęcam do zgłoszenia w komentarzu (oczywiście po uzgodnieniu z samym zainteresowanym!)
według mnie warto

pełen regulamin "rozdania" poniżej

1. Zabawa trwa od 16.12.2016 r. do 23.12.2016 r. i jest skierowana do pełnoletnich czytelników bloga mamajanka i On
2. Aby wziąć udział należy w komentarzu pod wpisem "Gorzka czekolada" na blogu mamajanka i On lub grafiką opublikowaną w na profilu facebook.pl/mamajanka zgłosić chęć otrzymania książki. Mile widziane będzie udostępnienie informacji o konkursie oraz zapraszanie do zabawy znajomych. 
3. Do nowego właściciela powędruje jeden egzemplarz książki "Gorzka czekolada" wyd. Prószyński i S-ka.
4. Szczęśliwiec, do którego trafią opowiadania zobowiązuje się do przesłania opinii - w minimum kilku zdaniach - wyrażonej po przeczytaniu otrzymanej książki przez dziecko w wieku 11-16 lat, do końca stycznia 2017 rok pod adres e-mail mamajankaion@gmail.com. Wyraża tym samym zgodę na jej publikację na niniejszym blogu
6. Zwycięzca ma obowiązek podać dane do wysyłki nagrody (imię i nazwisko, adres) w ciągu 5 dni od ogłoszenia wyników. W przypadku niedopełnienia formalności, zostaną wyłonieni kolejni laureaci.
7. Organizatorem rozdania jest autorka bloga mamajanka i On. Wykorzystane do promocji kanały internetowe i serwisy społecznościowe nie ponoszą odpowiedzialności za przebieg i wynik konkursu.

Bystre oczko - zestaw 101 zastosowań

po długiej serii gier dla starszaków, przedstawiamy dziś zabawkę dla maluchów
tym razem zasady nie przewidują rozgrywki, która ma szanse wciągnąć starsze rodzeństwo i rodziców, ale pozwalają za to konkurować o tytuł najbardziej spostrzegawczego z całą przedszkolną grupą :)

Bystre oczko


to zestaw złożony z czterech dwustronnych plansz i 210 małych plakietek z obrazkami po jednej i podpisami po drugiej stronie
i tyle?
wystarczy - każda kreatywna wychowawczyni lub mama wie, jak wiele możliwości zastosowania dają tak proste elementy!
pozostałym podpowie zaś instrukcja, w której wydawca proponuje 8 gier z wykorzystaniem kafelków i odpowiednich "podkładek"


wypróbowaliśmy wszystkie, czyli:
  • Bystre oczko - jak najszybsze wypatrywanie ilustracji z wylosowanego kafelka na planszach
  • Zgadula! i Skojarzenia - odgadywanie i/lub wyszukiwanie obrazka na podstawie opisu z kartonika wylosowanego w tajemnicy 
  • 3 x Bingo obrazkowe - zakrywanie wylosowanych obrazków na swojej planszy w różnych wariantach 
  • Sokole oko - wypatrywanie ilustracji na własnej i cudzych planszach
  • Niby - lotek - zależne od szczęścia kompletowanie zestawu 6 ilustracji z danej podkładki


a także wiele innych - jak na przykład tworzenie własnych historii do wylosowanego zestawu obrazków lub kompletowanie zbiorów z jedną/dwiema/trzema cechami wspólnymi


zabawy wymagające większej koncentracji lub użycia  wyobraźni podobały mi się bardziej, typowo losowe mniej, ale sądzę, że wszystkie mogą być bardzo rozwijające dla małych dzieci

ilustracje są bardzo kolorowe i przedstawiają zwierzęta, rośliny, postaci oraz przedmioty z zakresu zainteresowań najmłodszych dzieci, które mogą się podczas gry nie tylko uczyć cierpliwości i zachowywania skupienia, ale także nowych nazw, szeregowania według dowolnego klucza, a te nieco starsze także czytania


myślę, że mimo wieku Janka, zdecydowanie przewyższającego minimalny wymóg 3+, znajdziemy dla tej gry jeszcze wiele innych twórczych zastosowań, a dzięki wykonaniu z trwałej tektury, za jakiś czas sprawi wiele radości kolejnym przedszkolakom


mam całkiem sporo pomysłów na wykorzystanie tych ponad 200 kartoników z obrazkami, ale będę wdzięczna za wszelkie podpowiedzi - pomożecie skompletować pełną listę 101 pomysłów?


 


Pędzące żółwie, czy Pędzące ślimaki - co wybrać?

pytanie zawarte w tytule stawiało (lub stawia, albo może będzie stawiało) sobie liczne grono graczy, którzy szukają przyjemnej, niebanalnej gry dla młodszych i starszych, a co nieco słyszeli już o "błyskawicznych" bestsellerach Knizi i Egmontu

osobiście nie miałam żadnego problemu z decyzją o zakupie Pędzących żółwi
cóż, Pędzących ślimaków jeszcze wtedy nie było :D

dzisiaj mamy obie te gry (bardzo polecam takie rozwiązanie dylematu!), napiszę więc dwa słowa o obu, czy to coś komuś jednak ułatwi - nie ręczę...

na pierwszy rzut oka wyglądają całkiem podobnie


zgrabne, nie za duże pudełka, ta sama przewidywana długość rozgrywki (ok. 20 min.) i dopuszczalna liczba graczy (2-5), podobna sugerowana granica wieku (dla ślimaków odrobinę wyższa - 6+, moim zdaniem słusznie, do czego jeszcze wrócę)

wewnątrz dalszy ciąg analogii - prosta plansza z niewielką liczbą pól, drewniane pionki w 5 kolorach, karty/kartoniki służące losowemu przyporządkowaniu pionów graczom...
ale też całkiem sporo różnic

Pędzące żółwie

wysoko postawiły poprzeczkę rozwiniętej później serii - zdobyły renomę gry oryginalnej, prostej, ale nie trywialnej, zasłużyły na uznanie zarówno graczy dorosłych, jak i dzieci
kluczowe zalety tej gry to jasne, czytelne zasady, które można wytłumaczyć w kilka minut, radosna dynamika rozgrywki, element niespodzianki, bardzo szeroka grupa docelowa (podoba mi się określenie "unisex&uniage", które idealnie tu pasuje)

w skrócie:
  • niezależnie od liczby graczy, na starcie staje zawsze 5 żółwi
  • każdy gracz w tajemnicy losuje kolor swojego pionka i otrzymuje 5 kart, wskazujących sposoby poruszania poszczególnych żółwi do wyboru - będzie uzywał po jednej i dociągał, by mieć zawsze pieć 'na ręce'
  • w trakcie wyścigu, kolejno ujawniając wybrane karty, przemieszczamy zawodników do przodu (o 1 lub 2 pola) lub do tyłu, przy czym, co najciekawsze, mogą to być żółwiki każdego (czasem podanego na karcie, czasem dowolnie wybieranego) koloru - własny, cudzy lub nie należący do nikogo
  • dodatkową atrakcją jest możliwość piętrowego ustawiania pionków na jednym polu i dalszego przesuwania ich w formie kolorowej wieży  
// jeśli taki skrót to za mało, opisów zasad jest w internecie mnóstwo, kilka pojawiło się także w ramach projektu Grajmy! - linki znajdziecie na liście naszych recenzji i propozycji, polecam :) //

fakt, że wybierając jedną z kart decydujemy, "kogo" i jak ruszamy, by jak najszybciej doprowadzić do mety własnego żółwia nie zdradzając przy tym, który zacz, dodaje rozgrywce emocji, które łatwo udzielają się tak małym, jak dorosłym graczom
ci pierwsi mają przy tym świetną okazję, by nauczyć się blefować, drudzy kombinują ile wlezie, żeby wywieść w pole przeciwników
losowy dociąg kart wcale nie przeszkadza przy tym zmyślnie, strategicznie kombinować
a że wygrywa się często "wożąc się" na cudzych plecach? nie doszukiwałabym się tu na siłę niewychowawczych treści...  
"...żółwie" gwarantują świetną zabawę dla całej rodziny


nie lubię uogólnień, ale tym razem zaryzykuję stwierdzenie, że każdy kto miał okazję poznać "Pędzące żółwie" powie to samo - najfajniejsze jest w nich to, że włażą sobie nawzajem na plecy!
w związku z powyższym pierwsza reakcja na "...ślimaki" często sprowadza się do: łe, nie jeżdżą na sobie? szkoda :(
a co robią? - zapyta jednak niejeden nie zrażony pierwszym rozczarowaniem ciekawski planszówkowicz 
istnieje duża szansa, że odpowiedź: przepychają się wystarczająco zachęci go do rozgrywki

Pędzące ślimaki 

ich 'jesienna' plansza podoba mi się bardziej niż łąka, na której ścigają się żółwiki


instrukcja jest tu już odrobinę dłuższa, ale nadal bardzo prosta i przejrzysta, poparta czytelnymi przykładami 

  • podstawowa zasada "przyznawania" zawodników w tajemnicy pozostaje w mocy - tym razem każdy ma jednak aż dwa swoje ślimaki, startuje ponownie cała piątka
  • nowość w porównaniu do "...żółwi" stanowią kolorowe kostki, których wskazania determinują ruch na planszy oraz grzyby (narysowane na planszy) i grzybki (żetony-punkty)
  • prócz ostatecznego celu otrzymujemy możliwość zdobywania dodatkowych punktów w czasie wyścigu - w przypadku "wylądowania" na grzybku (1 pkt) lub spotkania pionków na jednym polu (ślimak "dobiegający" przesuwa te, które wcześniej się tam znajdowały na wcześniejsze pole, a sterujący nim gracz otrzymuje żetony odpowiadające liczbie zepchniętych pionków)
  • na koniec dodatkowo 5, 2 lub 3 punkty otrzymuje właściciel najszybszego, drugiego z kolei oraz uwaga! najwolniejszego ślimaka
  • ostatecznie zwycięzcą zostaje gracz, który zebrał najwięcej "grzybków"
// recenzji "...ślimaków" pojawiło się wśród naszych recenzji i propozycji w Grajmy! nawet więcej niż "..żółwi" - zachęcam do klikania po pełniejsze wyjaśnienia reguł gry) //

ślimaki okazały się równie szybkie jak żółwie
zasady daje się równie sprawnie wyjaśnić, a partia trwa krótko
konieczność "ogarniania" jednocześnie dwóch zawodników i łączenia możliwie wielu korzystnych strategii (szybko/wolno, wdawać się w interakcje/pędzić do mety, przyspieszać własne/spowalniać cudze pionki) i podejmowania sprawnych decyzji przy każdym kolejnym rzucie kostkami wymaga jednak od graczy odrobinę więcej elastyczności i doświadczenia
(stąd lepiej będą sobie z nią radzić sześcio- niż pięciolatki - co potwierdza sugerowana granica wieku i moje doświadczenia "na przedszkolakach")
dorośli mają okazję zmierzyć się z dziećmi jak równy z równym, albo pobawić we wzajemne podstawianie sobie nogi (sic!) w starszym gronie traktując "Pędzące ślimaki" jako rozgrzewkę lub przerwę między poważniejszymi tytułami
ja nie mam im nic do zarzucenia

a Wy? wolicie "...żółwie", czy "...ślimaki"?

wybór nie jest łatwy, a utrudnić może go jeszcze fakt, że w ramach "serii" pojawiły się także "Pędzące jeże"...
niezdecydowanym polecam stworzenie własnej, alternatywnej wersji - u nas pojawiły się na przykład "Pędzące króliki" :)

w ostateczności pozostaje jeszcze zawsze wybranie dla siebie zupełnie innego tytułu, z przebogatej bazy linków zgromadzonych w ramach:
 

Kierunek Polska. Pokaż to! - gra nie tylko do nauki geografii

ha! kolejna gra :)
ale tym razem, dla odmiany, zacznę opis od końca

no, może nie tak zupełnie, bo najpierw, jak zwykle, trzeba otworzyć pudełko...


nie zaczynamy jednak zabawy od przeczytania instrukcji od początku, od razu sięgamy na ostatnią stronę, a zamiast po pionki, planszę-mapę i tekstowe karty zadań - po bajecznie kolorowe karty z obrazkami
chociaż bowiem "Kierunek Polska. Pokaż to!" opisana jest jako przeznaczona dla dzieci w wieku 6+, w wersji podstawowej bywa wymagająca nawet dla dorosłych, natomiast jeśli tylko odwrócimy planszę i wybierzemy "tryb": PODOBIEŃSTWA, świetnie będą się przy niej bawić nawet kilkulatki

w tej wersji spośród kilkudziesięciu kart z ilustracjami losujemy 6 i staramy się dostrzec miedzy nimi wspólny element - im więcej kartoników połączy wypatrzony szczegół, tym lepiej, bo zabieramy dla siebie je wszystkie, a wygrywa ten, kto po serii takich akcji będzie miał ich najwięcej


opisanym wyżej sposobem możemy spokojnie grać już z dziećmi nie potrafiącymi czytać, albo potraktować zabawę jako rozgrzewkę przed poważniejszą wersją podstawową
tu na wykorzystanie czeka więcej elementów:


przedmiotem gry jest pokazywanie na kartach i planszy swoich haseł tak, żeby odgadli je inni gracze, na zmianę z rozszyfrowywaniem cudzych podpowiedzi
każdy w swojej turze korzysta ze znaczników w jednym kolorze ("żetony wskazania", 5 sztuk) oraz/lub losowo dobranych kart z talii obrazków (max. 5), by opisać jedno z trzech słów - głównie nazw geograficznych, rodzajów zwierząt lub legendarnych bohaterów - które wybiera spośród trzech umieszczonych na dociąganej na bieżąco karcie
przedstawiając hasło nic nie mówimy, możemy za to wybrać i wskazać (znacznikiem) element na posiadanej (wyłożonej) karcie z ilustracją, miejsce na mapie oraz pole (lub pola) kategorii wyrysowane u dołu planszy [do wyboru jest ich 10: coś dużego/coś małego, zwierzę/postać/miejsce/legendarny stwór, pod ziemią/pod wodą/w lesie/w chmurach]

na prezentację/odgadywanie mamy minutę (teoretycznie, bo czasomierza nie załączono, a i w praktyce okazywało się to nie mieć większego znaczenia), a punkty zdobywamy oczywiście za trafną odpowiedź (3) oraz skuteczne przedstawienie swojego hasła - 1, 2 lub 3- tym więcej im mniej znaczników zostało do tego celu wykorzystanych


zasady jasne? niby nic prostszego, jak zacząć grać...
u nas kłopot zaczął się, gdy sześciolatek wylosował pierwszą kartę z hasłami:
Pustynia Błędowska/Platan Olbrzym/Król Sielaw - ha! sama miałabym kłopot z wyborem i skutecznym opisem jednego z nich (w ciszy, przy użyciu maksymalnie pięciu podpowiedzi, przypominam)
wśród pozostałych na większości zwykle znajduje się przynajmniej jedno łatwiejsze (teoretycznie) słowo, mam wrażenie, że ciągle jednak dla dziecka u progu edukacji szkolnej nie są to zestawy łatwe 
z jednej strony, dobrze, bo może się dzięki temu czegoś nowego nauczyć, z drugiej - istnieje duże prawdopodobieństwo, że do przedstawienia będzie zawsze wybierać hasło najprostsze i skutecznie odgadywać jedynie oczywiste, maksymalnie uproszczone opisy 
warto chyba podążyć za wskazówką twórców i zawczasu przygotować sobie własne zestawy dodatkowych haseł *

*takie są w każdym razie nasze doświadczenia z początków "testowania" tytułu - postaram się zaktualizować informacje w miarę zbierania kolejnych 
   

do niekwestionowanych zalet gry należy barwna i trwała plansza z czytelną mapą, która skutecznie zachęca młodszą młodzież do poznawania geografii naszego kraju i wyszukiwania znajomych lokacji 
podoba mi się też pomysł na zestaw kart "pomocniczych" - abstrahując od ich losowej przydatności w klasycznej rozgrywce, myślę że warto docenić ich ciekawe wykonanie i wielki potencjał
obrazki są z jednej strony ciekawe dla dzieci - kolorowe, pełne znajomych, prostych, powtarzalnych motywów, z drugiej - bardzo różnorodne, skomponowane w oryginalne połączenia, dające wielkie pole do popisu dla wyobraźni
aż się prosi o alternatywne wykorzystanie tej talii, ot, choćby jako bazę do tworzenia niewiarygodnych opowieści, albo "Dixit Junior" :) 
kciuk w górę dla duetu grafików: Wojciech Stachyra + Paweł Zaręba

na koniec -
karty z hasłami można, według trzeciego pomysłu zamieszczonego w instrukcji, wykorzystać także do zabawy w kalambury
bardzo chciałabym zobaczyć, jak ktoś pokazuje Bieszczadzki Park Narodowy, łazienki Królewskie, albo Śnieżne Kotły! czekam na ochotników, którzy podejmą się wyzwania :)


tymczasem wpis zgłaszam jako nasze 3/7 w ramach akcji: