Strony

matematyka ciepła i zimna

wiecie już, jaki jest mój stosunek do Królowej Nauk? i dlaczego tak zależy mi na tym, żeby i Janek ją polubił?
jeżeli nie - zapraszam do myszkowania we wcześniejszych postach pod hasłem >>matematyka<<,
a jeśli tak, zapewne nie zdziwicie się, że wraz z pierwszymi oznakami wiosny pojawia się oto u nas nowy cykl wpisów pod hasłem "Matematyka jest πękna!"
po więcej szczegółów zajrzyjcie na bloga organizatorki projektu - Zabawy z Archimedesem

na pierwszy ogień i/lub na przełamanie lodów temat No1: matematyka ciepła i zimna

pierwsze pszczoły tego roku + miodowy blok rysunkowy

>> wiosna! wiosna! <<
krzyczą przebiśniegi i krokusy w ogrodzie na nasze przywitanie


>> nie lenimy się! <<
brzęczą pszczoły jakby zachęcając do spacerów, harców na placu zabaw, zakładania nowych hodowli roślin i przypominając o wiosennych porządkach (i tych moich nieszczęsnych oknach...) 

przyroda budzi się do życia, a my wysiewamy aksamitki i nemezje (jak wszystko dobrze pójdzie, to się niedługo pochwalimy)
i uznajemy nowy sezon piaskownicowy za otwarty
coś  mi mówi, że w najbliższym czasie będzie tu na blogu trochę mniej książeczek...

ale zanim parkowa ławeczka na dobre zastąpi naszą kanapę, a popołudniowe lektury zacznę nieco inaczej dobierać pod kątem ciężaru i formatu (według skali ograniczanej przez wymiary plecaka i osobisty udźwig), przedstawiam nasz najnowszy nabytek kolorowankowo-aktywizujący:


wielkanocne to i owo

przygotowania do Świąt w pełni
co prawda na sobotę zostawiamy większość zadań kuchennych, malowanie jaj i komponowanie koszyczka,
ale w domu pojawiło się kilka wiosenno-wielkanocnych akcentów

prosty pomysł, świetna gra - List miłosny (DIY, albo lepiej kup)

w tę grę jeszcze z Jankiem nie gramy...
ale zamierzamy!
jest odrobinę losowa, ale wymaga logicznego myślenia i opiera się na interakcji między graczami - wydaje mi się niezbędnym punktem na drodze jego przyszłego "planszówkowego" rozwoju
dla przedszkolaków się nie nadaje, ale pozostali, od starszych uczniów zaczynając, a na dawno dorosłych graczach kończąc, mogą mieć przy niej sporo dobrej zabawy

List miłosny

poznałam na wakacjach pod namiotem, co samo w sobie wiele o tej karciance mówi
mianowicie to, że jest niewielkich rozmiarów i lekka - zarówno pod względem rzeczywistej masy, jak i poziomu skomplikowania
zaledwie 16 kart, zgrabne pudełko = zabrać można ją właściwie wszędzie
kilka minut tłumaczenia zasad + "ściągawka" stale widoczna dla każdego z graczy = już po pierwszej partii wszyscy mają porównywalne szanse na zwycięstwo

potrzeba odrobiny szczęścia, umiejętności analizowania, może trochę zdolności przewidywania i/lub blefowania
i tyle - bez dodatkowych warunków lokalowych (spokojnie obejdzie się bez stołu, bardzo dobrze sprawdzał się ręcznik plażowy), bez "marnowania" czasu (20-30 minut na pełną rozgrywkę), nawet w nielicznym gronie (od 2 do 4 graczy) po prostu siadamy i się bawimy!

można zacząć na przykład tak:

to znaczy - z dowolnej innej karcianki  (nawet zwykłej talii kart do gry - my użyliśmy dużo ładniejszej, dzięki uprzejmości pewnego posiadacza bogatej kolekcji kart MtG) wybieramy określoną ilość kart i nadajemy im odpowiednie działanie
"humaniści" mogą wymyślić całą historię tłumaczącą interakcje pomiędzy postaciami, ale najważniejsze są podstawowe zasady gry
u nas w zeszły piątek uproszczona instrukcja wyglądała tak:
(numeracja według "mocy" karty)
  1. 5x Driada - nazwij kartę wybranego przeciwnika (inną niż 1.) - jeśli ją posiada, musi odrzucić
  2. 2x Elf - obejrzyj karty na ręce wybranego przeciwnika
  3. 2x Satyr - porównaj (w tajemnicy) własną kartę z kartą przeciwnika, posiadacz niższej odpada
  4. 2x Berserker - wykładający nie może być w danej rundzie celem działań pozostałych graczy/kart 
  5. 2x Domri - zagrywając wskazujesz gracza, który odrzuca swoją kartę i dobiera nową (możesz wybrać siebie) 
  6. 1x Garuk - wymień kartę z ręki z wybranym graczem (nie ujawniając ich innym!) 
  7. 1x Vraska - musisz ją odrzucić, jeśli masz jednocześnie na ręce 5. (Domri) albo 6. (Garuk), możesz zagrać też w dowolnym innym momencie, wówczas (poza ewentualnym zmyleniem innych graczy) nic się nie dzieje
  8. 1x Nissa - gdy ją odrzucisz - przegrywasz!
tasujemy, odkładamy jedną kartę zakrytą, każdemu rozdajemy po 1, zostawiamy zakryty stos
pierwszy gracz dobiera kartę i decyduje, którą z dwóch posiadanych zagrać - wykłada i wykorzystuje jej działanie, drugą zachowuje na ręce; kolej przechodzi na następnego po lewej
każdy dąży do tego, żeby pod koniec, gdy zabraknie już kart do dociągania, została mu na ręku jak najwyższa karta - najlepiej No8., ale nie koniecznie - wygrać można i z 3., o ile inni mają tylko 1. i 2. :)
pełna partia obejmuje kilka takich rozdań - w gronie 4-osobowym gramy do czterech zwycięstw
skomplikowane?
moi, wcale nie tak bardzo zaprawieni w planszówkowych bojach, przeciwnicy pojęli w lot!

osobiście mam sporo przyjemności z takiej rozgrywki, niezależnie od użytych kart,
ale dla wszystkich ceniących w planszówkach (i karciankach) tzw. klimat zdradzę, że oryginalna wersja (a raczej kilkanaście wersji!) ma go również pod dostatkiem
twórcy zadbali o stworzenie sympatycznego tła fabularnego i charakterystycznych postaci, a karty są ciekawe pod względem grafiki


TUTAJ można znaleźć oryginalną instrukcję,
a całość, w wersji wydanej przez Bard, kupić za zaledwie kilkanaście złotych
(+ kilka zł na ochronne koszulki, które mogą się przydać, bo uszkodzonymi, "znaczonymi" kartami grać się nie da)
według mnie zdecydowanie warto

a jeśli szukacie innych planszowych inspiracji, warto także dołączyć do grupy miłośników i popularyzatorów gier dla dzieci i dorosłych na FB >>KLiK<<
zapraszam!

wytęż wzrok, ćwicz rękę i umysł = kolorowanki z zadaniami

fakty są takie, że przedszkolaki bardzo dużo kolorują
z jednej strony - pewnie powinny, bo ponoć ćwiczą w ten sposób sprawność motoryczną dłoni i przygotowują się do nauki pisania, z drugiej - często po prostu to lubią
nie ma się co dziwić! dodawanie biało-czarnemu obrazowi barw, niczym tworzenie czegoś z niczego, niepewność finalnego efektu, który do ostatniej chwili pozostaje niespodzianką, to wielka przyjemność, którą odkrywam na nowo dzięki oryginalnym, pełnym szczegółów malowankom, którymi od jakiegoś czasu się z Jankiem dzielimy

z własnego dzieciństwa nie pamiętam jednak ani jednej tradycyjnej kolorowanki
dużo większą atrakcję stanowiły książeczki z zadaniami, w których obok ilustracji do wypełnienia kolorami znajdowały się kropki do połączenia, wykreślanki, siatki ułatwiające kopiowanie prostych obrazków, xxx szczegółów różniących obrazki do wyszukania
dziwne, ale własnie znalezienie jednej z takich książek (wraz z szachami) pod choinką, stanowi jedno z moich pierwszych sentymentalnych wspomnień z czasów przed-szkolnych...
bardzo się cieszę widząc, że moje dziecko również bawią podobne wyzwania!


sama nie wiem, które z nas miało większą frajdę po raz pierwszy otwierając "Wytęż wzrok, czyli ukryte obrazki" - ja, czy Jan?


autorska książeczka  Magdy Wosik to zdecydowanie nie jest standardowa kolorowanka
dla mnie główną atrakcję stanowi jej treść (o tak! całkiem sporo w niej liter, jak na malowankę!), Jankowi podoba się, że dzięki niej może pobawić się w detektywa

co znaleźliśmy w środku?
absurdalne rymowanki i wierszowane zagadki,
dwadzieścia odmiennych lokalizacji przedstawionych na misternie uplecionych z giętkich linii obrazkach,
setki drobnych symboli "zagubionych" między ludźmi, roślinami, przedmiotami, pojazdami (itp.), które idealnie (a niejednokrotnie bardzo zaskakująco) wtapiają się w tło i zaczynają stanowić fragment większej całości
słowem - każdy przedszkolak znajdzie tu (sic!) coś dla siebie

co nas urzekło?
- zabawa słowem w warstwie tekstowej i graficznej,
- ogromna różnorodność przedstawionych sytuacji (od rodzinnego pikniku, przez przedszkolny bal przebierańców, po łazienkę pełną książek)
oraz...
nieszablonowe spojrzenie na komunikację miejską i transport szynowy
mimo bogatych doświadczeń w tym temacie, muszę przyznać, że nie spotkaliśmy się dotąd w żadnej książce z tak artystycznym i głęboko prawdziwym przedstawieniem problematyki podróżowania komunikacją publiczną z punktu widzenia pasażera - brawo!

niewiarygodne, ile ruchliwy pięciolatek możne spędzić czasu nad zaledwie dwiema stronami:


"Wytęż wzrok" stanowi widomy dowód, że liczy się kreatywność, podejście do tematu i otwartość na zabawę -
bardzo ją polubiłam, mimo że, przyznam się po cichu, kreska autorki zupełnie nie trafia w moje gusta...


całkiem podobnie (czyli zupełnie) mijają się z moim poczuciem estetyki obrazki z drugiej książeczki, która ma w tej chwili u nas swoje pięć minut
mowa o pełnej łamigłówek, tajnych kodów i labiryntów "Krainie zagadek"


w porównaniu do wyżej opisanej zupełnie pozbawiona artyzmu i dużo mniej dowcipna, ma jednak nad nią pewną przewagę - oprócz spostrzegawczości promuje logiczne myślenie i pomysłowość, niepostrzeżenie wprowadza w magiczny świat matematyki, zachęca do zabaw słownych
znajdziemy tu całe spektrum zadań pobudzających do pracy lewą półkulę mózgu, które dzięki przedstawieniu w postaci kilkudziesięciu różnorodnych tematycznie wątków przybrały ciekawą, angażującą uwagę formę

w wielu miejscach jest jeszcze za trudna dla J.(polecałabym uczniom wyższych klas szkoły podstawowej), ale za to moim starym szarym komórkom zapewnia dawkę ożywczej gimnastyki :)


* co ciekawe, z zadaniem z zębatkami i paskami Janek, w przeciwieństwie do mnie, nie miał żadnych problemów - nie zawahał się ani na chwilę!


obie książeczki gwarantują długie godziny rozwijającej zabawy, ale - uspokoję tradycjonalistów - całkiem sporo w nich też obrazków czekających na pokolorowanie
osobiście bardzo polecam takie połączenie zabawy z kredkami i stymulacji intelektu


za egzemplarz "Wytęż wzrok" dziękujemy wydawnictwu Nasza Księgarnia



gry i zabawy okołowielkanocne

zostały dwa tygodnie do Wielkanocy - pora zacząć myśleć o wysianiu rzeżuchy i gromadzeniu wydmuszek!
na spacerach podziwiamy zielone pąki gotowe się lada dzień rozwinąć, wybieramy przepisy na mazurki i babkę (padło na cytrynową), a w międzyczasie tworzymy (i testujemy!) proste gry w okołoświątecznym, wiosennym klimacie

oto 5 naszych propozycji typu "zrób to sam":

wiosenno-wielkanocny geoplan

kilkanaście (no dobrze, może kilkadziesiąt) gumek recepturek, garść gwoździków, drewniany młotek i kawałek płyty gipsowo-kartonowej posłużyło nam do stworzenia najnowszej "zabawki edukacyjnej" Janka

użyte materiały nie gwarantują trwałości, ale pozwalają na całkowicie samodzielną zabawę od samego początku - co to bowiem za problem wbić gwoździk (albo kilkadziesiąt) w miękką płytę?

tak powstało JAJO (a potem koszyk na jaja)

Tata Miś - kości i kry do gry

podziwiam twórców gier planszowych
patrząc na wielką różnorodność dostępnych tytułów, można odnieść  wrażenie, że wszystko już było!
w takich warunkach stworzenie planszówki ciekawej pod względem mechaniki, angażującej graczy i oryginalnej tematycznie to poważne wyzwanie
wielu autorom jakoś się to jednak udaje, a co najlepsze - nie dotyczy to tylko skomplikowanych tytułów z wielostronicową, pełną kruczków instrukcją, ale i zasadniczo całkiem prostych gier dla młodych odbiorców
wydawałoby się, że stara zasada 'rzut kośćmi-przesunięcie pionka' nie pozostawia żadnego pola do popisu...
aż miło popatrzeć, ile "wycisnął" z niej Heinz Meister tworząc grę

TATA MIŚ

HOP Z KRY NA KRĘ!


po pierwsze - klimat [tu: polarny]
stadko wesołych niedźwiadków umazało się farbami - tata zarządza kąpiel!
będzie musiał poprowadzić niesforne misiaczki do wanny pełnej piany przez zdradliwy krajobraz Arktyki, badając przed każdym stabilność lodu

po drugie - grywalność [krywalność?]
niepowtarzalność każdej partii gwarantuje unikalna modułowa "plansza" - budowana za każdym razem od nowa i przebudowywana w trakcie rozgrywki trasa, złożona z 16 kafelków-kier, po których poruszają się pionki-misie

po trzecie - emocje [jak to przy grze w kości!]
przypływ adrenaliny gwarantuje rzut zestawem specjalnych kostek z wizerunkiem kry na 2 z 6 ścianek

po czwarte - balans [jest ryzyko, jest zabawa?]
kości determinują losowość, ale od decyzji gracza zależy w którym momencie przestanie nimi rzucać



grajmy!
każdy gracz wybiera swój pionek - kolorowego miśka
rozpoczynając turę przejmuje biały pion (stawia obok swojego) i rzuca sześcioma kośćmi - te, na których wypadły kry wskazują o ile pól może misia-tatę przemieścić
w tym momencie można ruszyć swój barwny pionek (maluch dołącza do taty), albo podjąć ryzyko i przerzucić pozostałe kości, by wydłużyć zasięg ruchu, ale uwaga! jeśli w kolejnym rzucie nie wypadnie choć jedna kra - gracz traci kolejkę, a misiek zostaje w punkcie wyjścia
przerzucać można wielokrotnie - do skutku w postaci satysfakcjonującego ruchu, blokady (0 kier) lub pełnej szóstki, która powoduje konieczność ponownego rzucania wszystkimi kośćmi (i ruch 6+ lub...blokadę)
ponowny rzut wymusza także pole "kruchy lód", na którym niedźwiedź nie może się na dłużej zatrzymać
uff... to naprawdę brzmi gorzej, niż działa!
mimo niezbyt przejrzystej instrukcji*, całość funkcjonuje doskonale - już po pierwszych rzutach zasady spokojnie ogarnia każdy pięciolatek

* przyznam, że musiałam podejść do niej dwa razy i według mnie nie nadaje się do samodzielnego czytania przez dzieci - sprawia wrażenie zawiłej, a rozrysowane przykłady dla przejrzystości powinny być większe; zabrakło mi w niej też fabularnego wstępu, jaki znajdujemy jedynie na opakowaniu

przedszkolaki (ale nie tylko - starsi też!) mają z gry sporą frajdę, a przy okazji uczą się oceniać ryzyko i sprawnie podejmować decyzje

dodatkową atrakcję stanowią (opcjonalne) zasady przebudowy (przedłużania) trasy pomiędzy turami graczy
niech pozostaną - na zachętę! - w tajemnicy


jest to gra w dużym stopniu losowa, nawet z lekka hazardowa, zdecydowanie nie edukacyjna i całkowicie pozbawiona interakcji między graczami - tym samym stanowi przeciwieństwo większości moich ulubionych
przyznaję jednak bez wahania, że i takie pozycje mają rację bytu
nieskomplikowana mechanika z jednej, a wielkie emocje towarzyszące rzucaniu kostkami i dynamicznym zmianom długości trasy z drugiej strony, powodują, że starsi gracze mogą się przyjemnie zrelaksować, a młodsi - dać pochłonąć rozgrywce
a w dodatku jest jedną z nielicznych, w której może brać udział od dwóch aż do sześciorga graczy jednocześnie

zdecydowana większość naszej "grupy testującej" zgodnie wyraziła opinię: "fajna!" :)


P.S. na koniec planowałam się poskarżyć na pewną dysproporcję głowa-tułów, powodującą niestabilność figurki Taty Misia, ale chłopcy wysunęli mocny kontrargument:
ha! stoi i (mimo szóstki smyków na karku) nie pada na pysk :o
w związku z powyższym - do jakości wykonania nie mam uwag
denerwują mnie tylko trochę te zabawki porozrzucane na śniegu, ale cóż, nie mój ogródek, nie moje dzieci...



wpis powstał w ramach projektu

we współpracy z wydawnictwem Egmont

co? jak? narysować, czyli prosty kurs rysunku dla (prawie) każdego

każda matka musi czasem coś narysować
co? zależy głównie od zainteresowań dziecka
jak? to już dużo trudniejsze pytanie...

wszystkim mamom, które (podobnie jak ja) nie odkryły do w sobie dotąd talentu na miarę mistrzów ołówka, pozostaje liczyć na łagodne traktowanie ich bohomazów przez małego krytyka, albo... praca u podstaw

z pomocą przychodzi sprawdzony przez pokolenia (pierwsze wydanie - a.d. 1913) zbiór szkiców amerykańskiego rysownika, który podobno "zainspirował Walta Disneya do zajęcia się sztuką animacji"


na  przypominających arkusze bloku rysunkowego kartach "Co? Jak? Narysować", kreska za kreską, na naszych oczach pojawiają się zwierzęta, rośliny, ludzie oraz varia (min. pojazdy i budynki) - aż chce się samemu zaznaczyć delikatnie siatkę proporcji, poprowadzić pierwsze linie...

fantastyczne miasta, fantastyczne konstrukcje

uwaga! to będzie kolejny wpis o kolorowankach!

z jednej strony poniekąd sama czuję przesyt tą nową modą, pasją, a nawet manią*, którą zarażają się dorośli ludzie, stateczni obywatele, pracownicy korporacji i matki dzieciom 

*pewnie głównie dlatego, że ostatnio przez chwilę zbyt intensywnie obserwowałam pewną grupę na Fb >><<, w której barwne obrazki przeplatają się jak w kalejdoskopie, a tytuł goni tytuł - myślę, że warto zajrzeć, by docenić potencjał zwykłej kartki z zaznaczonymi ciemnymi konturami i kolorowych rysików oraz niezaprzeczalne talenty osób przemieniających je w małe arcydzieła, ale ostrzegam - nie gwarantuję, że nie wciągnie! ;)

z drugiej - sama jestem zaskoczona, jak bardzo dałam się jej oczarować

zaliczam się zdecydowanie do antytalentów artystycznych i moje dotychczasowe prace plastyczne na pierwszy rzut oka zdradzają tę "dwuleworęczność" 
cóż, kolorowanki także
[choć dużo prostsze od samodzielnego rysowania, mogą być wypełniane mniej lub bardziej 'profesjonalnie' - póki co nie jestem jeszcze pewna, czy to tylko kwestia talentu, czy może da się nieco rękę wyćwiczyć i nie tracę nadziei...]
sięgam jednak wciąż po kolejne, bo prócz szansy na realizowanie twórczego potencjału, dają wiele więcej - mogą uczyć cierpliwości, pokory, systematyczności, opanowania, umiejętności planowania etc.
osobiście bardzo doceniam jeszcze inny ich walor:
doskonale kształtują uważność, którą tak łatwo zatracić w pędzie codziennego życia -
przypominają, że warto zwracać uwagę na szczegóły, doceniać piękno przyrody, przyglądać się całodziennej, dynamicznej grze światła i cienia
każą przykładać wagę do kolorów, kształtów, faktur
pomagają na nowo zachwycić się światem 

szczególnie takie jak te:



w dobie zaniku barier geograficznych, gdy tak łatwo jest dotrzeć do niemal każdego miejsca na Ziemi,a także powszechnej dostępności do elektroniki, pozwalającej uwiecznić i rozpowszechnić dowolny obraz, często nie robi już na nas wrażenia "zwykła" relacja z podróży po świecie
ot, kolejna fotka z Paryża, Sydney, Rio de Janeiro...
Steve McDonald pokazuje znane często skądinąd widoki, perły architektury, oryginalne wnętrza i fasady z zupełnie nowej perspektywy
to już nie seryjnie drukowane pocztówki z największymi atrakcjami poszczególnych miast, ale plątaniny linii, labirynty kresek, pełne szczegółów mandale i skupiska detali, które składają się na niestandardowe "portrety" wartych odkrycia miejsc 
pióro autora sprawia, że nie tylko robiące także w oryginale wielkie wrażenie niemieckie zamki i wschodnie świątynie, ale i kanadyjskie przedmieścia, europejskie kamienice czy amerykańskie ulice przyciągają uwagę, zachwycają
bazujące na autentycznych ujęciach, dyskretnie opisane ilustracje przypominają dotychczasowe wojaże i zachęcają do następnych**

** osobiście znalazłam idealny balans między jednym a drugim - przypomniałam sobie nieliczne widziane z bliska: Zamek Książ i Krzywy Domek (cudze chwalicie! ciepło się robi w patriotycznym sercu, że i te zakątki artysta-globtroter docenił i popularyzuje), uliczki San Francisco, lotnisko LA, sztokholmskie kamienice, greckie domki, tureckie meczety... i zyskałam wielką motywację do osobistego zobaczenia kilkudziesięciu pozostałych :)

i - choć niektóre wręcz paraliżują drobiazgowością - aż się proszą o dodanie koloru



albo wielu kolorów :)




chyba widać, jaką mamy z Jankiem przy tym frajdę?

a poza samą przyjemnością kolorowania i obcowania ze sztuką (po raz kolejny w przypadku serii wydawniczej Egmont ART), "Fantastyczne miasta" i "Fantastyczne konstrukcje"  to według mnie propozycje obdarzone wielkim potencjałem edukacyjnym
odnajdujemy z Janem w sieci oryginalne zdjęcia przedstawionych budynków i miejsc, wyszukujemy je na GoogleMaps, wspominamy nasze wyjazdy
czyż to nie wspaniały sposób na ubarwienie nauki geografii, historii, architektury?

gdyby tylko doba miała więcej godzin...

Taboo i Spadające Małpki

ku mojej wielkiej radości ogłoszony niecały miesiąc temu projekt Grajmy! cieszy się wielkim powodzeniem i pięknie się rozwija
do zabawy w sieci przyłączyło się ponad 20 autorek blogów o tematyce rodzicielskiej, edukacyjnej i książkowej, lista polecanych przez Was tytułów stale się wydłuża, a - co równie ważne - do wspólnej gry "w realu" udało się zachęcić całkiem spore grono krewnych i znajomych

dziś kolejna zachęta do rodzinnego grania
i następna nowość na tym blogu - pierwszy w historii WPIS GOŚCINNY!

do zabawy Spadającymi Małpkami i Zakazanymi Skojarzeniami (Tabu!) zaprasza ciocia Giga :) 

Falling Monkeys Game


źródło
Jest to gra zręcznościowa dla dzieci. Mimo że opisana "dla dzieci 5+", równie zajmująca jest dla dzieci 3+.
W zestawie znajdziemy palmę do zmontowania, w której znajdują się otwory. Na każdym z pięciu poziomów umieszcza się po dwa z każdego z trzech kolorów patyczków. To na nich zawisną wrzucone z góry wszystkie małpki. Wówczas po kolei każdy z graczy rzuca kostką , która określa jakiego koloru patyk z najwyższego możliwego poziomu wyjąć.
Jeśli któraś z małpek spadnie, należy do osoby, która wyjmowała patyczek.
Przegrywa osoba z największą liczbą małpek.

Gra bardzo zajmuje dzieci - zarówno w czasie konstruowania "drzewa" z patyczkami, wrzucania do środka małpek, jak i w czasie wyjmowania poszczególnych gałązek.


Taboo

źródło

Gra dla dorosłych, która nie ma znaczącego ograniczenia liczby graczy. Ograniczać może jedynie zasób słów lub skojarzeń. Gra polega bowiem, podobnie jak kalambury, na przekazaniu/opisaniu hasła z wylosowanej karty, ale bez wykorzystania wymienionych na niej 5 słów. W czasie gry zaangażowana jest zarówno osoba, która zgaduje hasło, jak i osoba, która musi wysilić się przy naprowadzeniu współgracza na rozwiązanie bez użycia najbardziej oczywistych i nasuwających się na myśl słów.

Gorąco polecam! 



i jak Wam się podobają te propozycje?
my już się umówiliśmy na piątkowe granie :)