Strony

pasowany

dziś u Janka w przedszkolu wielki dzień dla trzylatków:


były eleganckie stroje, występy i zadania do wykonania oraz oczywiście zwyczajowe "pacnięcie" wielkim ołówkiem w ramię przez panią dyrektor


Janek wyglądał poważnie, zachowywał się całkiem poprawnie i dzielnie wykonywał potwierdzające jego status dzielnego przedszkolaka zadania

 na pamiątkę dyplom i piękne podziękowanie (nie bardzo wiadomo za co) dla mamy


sama "uroczystość" średnio mi się podobała - jakoś nie przemawia do mnie schemat, w którym dzieci nie bardzo wiedzące o co chodzi, niektóre płaczące, inne półprzytomne z przemęczenia (J. nadal nie śpi w porze leżakowania i o 16 ma już dość - zwykle robimy o tej porze pół godzinki odpoczynku z książką...) są "zmuszane" do popisywania się przed udającą entuzjazm widownią...
w dodatku jako mama musiałam siedzieć za synkiem (głównie dlatego, żeby go pilnować - w sumie pomysł niezły, bo dzieci nie wyrywały się do widowni, tylko siedziały na scenie, ale...), więc  z tych wszystkich popisów widziałam głównie Jankowe plecy!
no i na koniec paczka cukierków (trochę się nakombinowałam, żeby zjeść z J. na pół jednego - bo to w końcu święto! - i ukryć pozostałe) - jak dla mnie pamiątka żadna, działanie wychowawcze/prozdrowotne takoż :/
ale tradycji stało się zadość

w sumie coraz mniej się dziwię, że chociaż Janek do przedszkola ogólnie chodzi chętnie, to jakoś się nie może DOpasować...
(o jego przedszkolnych harcach i wybrykach jeszcze skrobnę przy okazji, bo znalazłam zdjęcia z tej jesieni na stronie przedszkola i czujne oko aparatu wypatrzyło co nieco :P)

wychowanie przez czytanie

w tym roku w październiku przeważają tematy książkowo-liściowe :)
znów kilka słów na ten pierwszy:

zachęceni przez mamę Ewki z chętnie podczytywanego bloga otymze.pl zbudowaliśmy z Jankiem wieżę przyłączając się do akcji tworzenia "miasta książek"
postępy i zasięg akcji - który napawa optymizmem, bo widać, ze dzieci w wielu domach dorastają w kontakcie z książkami, a często są to naprawdę wartościowe pozycje - można podziwiać TU
każdy może się też jeszcze przyłączyć!
a fotografię naszej wieży (nie pełnej, ale i tak bardzo barwnej i pełnej ciekawych propozycji na długie wieczory) wklejam też w Jankowej biblioteczce i zamierzam raz na jakiś czas aktualizować

 przy okazji sfotografowałam swoją mamusiową wieżyczkę - skromny zbiór pozycji "mamodokształcających" powoli powiększany od samego początku odnajdywania się i doskonalenia w nowej roli :)
na zdjęciu nieobecne są liczne książki o zbliżonej tematyce - min. Sunderland (pdf), Juula, Bettelheima, Furman, Murphy Paul - pożyczone (w świat) lub wypożyczone (= przeczytane i oddane, których kupować nie zamierzam - myślę, że wystarczy przeczytać raz) - do tych ze zdjęcia wracam co jakiś czas w miarę potrzeb i możliwości - pisałam o niektórych co nieco tu

na szczycie stosiku najnowsza - "Wychowanie przez czytanie" - książka o "oczywistych oczywistościach" :)
cieszę się, że dołączyła do mojej biblioteczki, bo to w dużej części zapisana i wydana drukiem moja filozofia dotycząca roli  obecności książki w życiu człowieka -
Wychowanie przez czytanie - Irena Koźmińskaobecności KONIECZNEJ dla życia pełnego, bogatego i... po prostu łatwiejszego

autorki (czasem nieco się powtarzając i cytując wielokrotnie jedynie kilka źródeł, ale jednak sympatycznie i przystępny sposób argumentując swoje przekonania) zachęcają do głośnego czytania dzieciom od najmłodszych lat (właściwie od urodzenia, a nawet wcześniej) - nie tylko dla obupólnej przyjemności (choć dla mnie jest ona kluczowa), ale przede wszystkim po to, żeby przez zaniechanie nie odbierać dziecku możliwości rozwijania mózgu (a przy okazji więzi z rodzicem) podczas regularnych sesji z głośno czytaną książką
no cóż, mam nadzieję, że trafi również do rodziców, którzy potrzebują takiej zachęty...

nie znam innej równie wartościowej, pięknej, a przy tym tak prostej i skutecznej metody rozwijania kompetencji, wrażliwości, pamięci, koncentracji, komunikacji (i wielu innych skrupulatnie wymienionych w książce cech i umiejętności) dziecka jak czytanie mu
nie wyobrażam sobie własnego życia bez codziennej porcji liter, które otwierają nieznane dotąd światy - czasem te nieosiągalne inaczej znajdujące się li tylko za wrotami wyobraźni, często inne - nie tak znów odległe (ale wymagające dłuuugiego urlopu i sporych nakładów na podróże), które otwierają przede mną relacje podróżników, rzadziej (ostatnio zdecydowanie zbyt rzadko..) - praktycznie niemożliwy do ogarnięcia świat nauki, w którym tyle jeszcze ciągle do zrozumienia i odkrycia
 nie chcę, żeby mój synek otoczony zewsząd przez nowoczesne technologie - komputery, telewizory, smartfony (a kto wie przez co jeszcze za parę kolejnych lat) - sam nie poznał tej magii
za to zależy mi, żeby jak najpełniej wykorzystywał  możliwości swojego umysłu, uczył się skupiania uwagi i cierpliwości, ćwiczył wyobraźnię, lubił zdobywać wiedzę...
dlatego czytam Jankowi - głośno, z pozytywnym nastawieniem, ciekawe i/lub wartościowe książki -  często i z wielką przyjemnością (a od jakiegoś czasu regularnie) - co najmniej 20 minut dziennie - CODZIENNIE

i takie hasło Fundacji    stworzonej przez jedną z autorek opisywanej książki, jak wierzę, z potrzeby serca (i rozumu) całym swoim sercem (i rozumem :P) popieram

właściwie, biorąc pod uwagę, że bardzo dużo czytają też Jankowi babcia i dziadek, którzy kilkadziesiąt lat temu tak samo czytali mi, taki sposób spędzania czasu jest dla nas całkowicie naturalny
jednak wszystkim nie przekonanym do głośnego czytania polecam lekturę "Wychowania przez czytanie", albo chociaż krótki film "Jak kochać dziecko" i wizytę na stronie www.cpcd.pl
jeśli dzięki mojej zachęcie chociaż jedno dziecko zyska bezcenne chwile z czytającym rodzicem to warto się było tak rozpisać :P
- jak dumne ze swojego dzieła - cieszącej się wielką popularnością akcji muszą być autorki, nawet sobie nie wyobrażam - gratuluję i podziwiam :)

książkę dostałam od autorki bloga ksiazkapsychologiczna.blogspot.com 
- dziękuję! -
za wypowiedź dot. obecności książek w naszym mamojankowo-jankowm życiu w odpowiedzi na zachętę: " Napiszcie w komentarzach o waszych doświadczeniach czytania dzieciom: czy czytacie, czy macie jakieś swoje rytuały czytania i przede wszystkim co czytacie."
poniżej wklejam swoją "zwycięską" odpowiedź na wszelki wypadek, jakby tam zginęła - bo tu też się rozpisałam :P

sto lat dla Piotrusia!

jutro nasz "najmłodszy w rodzinie" kończy roczek
z tej okazji przygotowaliśmy specjalne życzenia i starannie zapakowany prezent

 
- Janek nalegał na samodzielne podpisanie paczki i narysował w laurce piękny samochód z "piętrowymi kanapkami" na dachu (to hit ostatnich dni - J. na każdym dachu umieszcza kilka pięter pakunków - kanapek na piknik + dookoła słońce i góry - pewnie mu tak samo tęskno do wakacji jak mi :P)

upiekliśmy też razem babeczki, a pekinka do sałatki nigdy nie była równie profesjonalnie pokrojona
- rośnie mi świetny pomocnik - może nawet nauczę się przy nim gotować :)


dziękujemy za zaproszenie na urodzinki i wesołą zabawę (oraz spokojne przyjmowanie Jankowych napadów złości :/) - czekamy na najświeższą fotkę czterech asów /tj. trzech asów i damy :D/

wszystkiego najlepszego Piotrusiu! - rośnij dalej zdrowo i "nie trać swej wesołej minki" :)

kasztanowo

J. znów ma kaszel i nie poszedł do przedszkola
ani na spacer
ale wypróbowaliśmy za to kilka pomysłów na zabawy z kasztanami podpatrzonych na blogu Tominowo
i w ogóle się nimi pobawiliśmy :)


przy okazji do wiedziałam się, że "babcia robi w kasztanach dziurki śrubokrętem" (i łączy patyczkami? "nie, zapałkami! takimi jak tu (pokazał w książeczce Egmontu "Jesień") ale z czerwonymi końcówkami!"), czyli "tradycyjne" kasztaniaki też tej jesieni już były :) 

duże i wielkie litery

niechcący, a przy tym niejako wbrew zaleceniom autorytetów w dziedzinie nauki czytania najmłodszych, Jane bardzo szybko poznał alfabet - w większości literuje i składa słowa zamiast je odczytywać jako całość, czyta też litery zarówno pisane jak i drukowane, małe i wielkie...
plany miałam inne (modyfikowana metoda Domana, poznawanie tekstu jako obrazu, czytanie "po cichu" - z pominięciem "wewnętrznego lektora" etc.), ale jak wyszło, tak wyszło...

i cóż - większych problemów na razie nie mamy (może poza wiecznym dylematem czy to I czy L oraz wahaniem przy odczytywaniu "p") - ale nie upieram się, że J. nie jest wyjątkowy :P
dziś zaskoczył mnie spontanicznie odczytując szyldy i litery w czasie spaceru po mieście - apteka, sklep, "M" na busie na Lotnisko, "N - autobus nocny" na rozkładzie jazdy - symbole mu znane, ale w nowej kolorystyce, sytuacji, samodzielnie wypatrzone i nazwane - chyba mogę z dumą powiedzieć, że faktycznie zaczyna naprawdę CZYTAĆ!

teraz skupiam się głównie na tym, żeby się samodzielnym czytaniem nie zmęczył i nie znudził

żeby urozmaicić zabawy z literkami kupiłam kilka płyt "Od piosenki do literki" (w sumie nie najlepszych jak na mój gust - dzieci często śpiewają szybko i niewyraźnie, pani baaardzo wysoko, ale zawsze to jakaś odmiana) i piszę (piszemy :D) "do muzyki" utrwalając kształt liter pisanych i drukowanych przy wtórze śmiesznych wierszowanych tekstów


z pomocą w rozpoznawaniu literek przyszedł też


"Alfabecik przedszkolaka" - niewielka (i niedroga), bardzo kolorowa i poręczna książeczka z wierszykami o zwierzętach, których nazwy zaczynają się na poszczególne litery alfabetu,
mój przedszkolaczek dzielnie odczytuje w niej 4 formy literki (wielka drukowana, mała drukowana, wielka pisana, mała pisana) i nazwy rodzajów, a potem słucha wierszyka (i/lub ewentualnie zaczyna zajmować się udawaniem jeża zwijającego się w kulkę odmawiając dalszej współpracy :P)

na półce już czekają "Zaczynam czytać z Zuzią i Leonem cz.1" i "Umiem czytać. Uczymy się czytać i kolorujemy", nie przestajemy się też bawić z "Zestawem do nauki czytania" (najczęściej ostatnio robię quiz - które z trzech pokazanych słów to..., albo dopasowujemy wyrazy do przedmiotów - proszę przynieś -napis- i Jane przynosi), co jakiś czas wracamy do "Franka..", piszemy na lodówce, Janek próbuje sam odczytywać pojedyncze słowa w swoich książeczkach (ostatnio w "Maltance")

w sumie jeśli o takie zabawy chodzi to jak dla mnie wieczory mogą być coraz dłuższe :)

jeszcze trochę liści

wyciągnęłam te "prasowane" pod książkami
+taśmę klejącą
i mamy śliczną, prostą jesienną dekorację :)

(Jane nieco mój zachwyt ostudził - "w przedszkolu też są liście na oknie, i jeszcze grzybki, i nawet jeż!" :P)

próbowałam też J. pokazać jak odkrywać jaki liść jest pod kartką rysując po nim kredkami świecowymi, ale denerwował się, że mu przekładam kredkę do paluszków, a mu wygodniej trzymać całą dłonią...
więc frotażowa kompozycja wyszła skromna
 

ale mogliśmy dzięki temu spokojnie przejść do kasztanów i żołędzi, które prosto z lasu przywiozła ciocia Gosia, a potem na spacer, żeby jeszcze bliżej jesieni (dziś co prawda chłodnej i wietrznej, ale nadal bardzo kolorowej) doświadczać :)

układanki, czyli pociąg do pociągów c.d.

po małej przerwie Janek znów zainteresował się drewnianą układanką z pojazdami (tą) - czasem sobie sam rozłoży, złoży, "zagra" fanfarę ("tada!")...

ale i tak króluje układanie... wszystkiego W POCIĄG (ewentualnie kolejkę) :)





no dobrze - ostatnio zdarzył się też słoń (chociaż dopóki J. nie zażądał miejsca na dołożenie nóg to nie byłam taka pewna...)


oraz jezioro z najbliższą okolicą ("tu jezioro, rzeczka, plaża, trawa, trawa, trawa")


a od czasu do czasu można też Janka namówić na układanie zgodnie ze schematem (i to coraz trudniejszych wzorów!)

= z tą układankową monotematycznością zdecydowanie przesadziłam - nudno nie jest!

liście (lecą z drzew)

niewiele w tym roku mamy wspólnej radości z tych spadających liści
ja - dużo mniej czasu na spacery niż w zeszłym roku, Jane dużo więcej obowiązków i... własnych pomysłów na spędzanie czasu
ale od liści o tej porze całkiem uciec się nie da, więc wklejam kilka liściowych fotek

na spacerze tworzyliśmy liściostwory - inspirowane Liściakami Asi-Mi i jej dzieci


i wśród listowia wyszukiwaliśmy owoców jarzębiny (tj. Jan wyszukiwał i wrzucał mi do torebki - ja, podejrzewam, będę je tam znajdować przez kolejne tygodnie...)


zachęceni przez MamAnkę zrobiliśmy CzuCzu (niestety dość nieregulaminowego i w porównaniu z "konkurencją" blado wypadającego, ale szeroko uśmiechniętego jak Jane podczas malowania i przyklejania liści)


a w przedszkolu powstały takie liściaste prace plastyczne (Jankowa kapucha 2.2, liść kasztanowca 1.3 "trochę wyjechałem za linie")


jeszcze trochę listków "prasuje" się między gazetami, wiec może uda się więcej potworzyć
pytanie - kiedy? (i - stale aktualne - jak odciągnąć J. od pociągów???)

kupujemy ksiażki - październik 2013

mimo wielu wydatków jakie mnie czekają w najbliższym czasie (a może własnie dlatego - żeby zdążyc przed nimi :P) zdecydowałam się na spore zakupy książkowe

przede wszystkim jest już u nas wyczekiwana
Noc na ulicy Czereśniowej :)

a poza tym czytam wieczorami następujące pozycje:
Dzikie stwory. Sztuka wychowania chłopców
pakiet Malarstwo Świata i Architektura Świata

a Janek - Maltankę, której jest od czasu wizyty w Poznaniu wielkim fanem :)

na później (może na urodziny, albo od Mikołaja?, chociaż wątpię, że tak długo wytrzymam) czekają:
Gwizdek przygody tatrzańskiego świstaka
Dzięcioł puka, sroczka skrzeczy
Opowiastki dla małych uszu

oraz drobiazgi:
Album z naklejkami Polska
Pojazdy - Na ulicy
Zaczynam czytać z Zuzią i Leonem cz.1
Umiem czytać. Uczymy się czytać i kolorujemy

z serii Mądra Mysz skusiłam się na:
Mam przyjaciółkę pielęgniarkę
Mam przyjaciół rolników

a w angielskim Jankowi będzie pomagać kolejna książeczka z serii Start school. - Wipe clean Read and Write

do tego niespodzianka z serii Dora poznaje świat dla Justysi i budżet na najbliższe tygodnie wyczerpany...
ale ile radości z otwierania paczki ;)

bliskie spotkania z książką

w ramach zakończonego właśnie Tygodnia Bliskości, przy okazji pobytu w Gdańsku udało nam się na godzinkę zajrzeć do biblioteki

WYJĄTKOWEJ biblioteki
sama pokochałam ją od pierwszego wejrzenia jako istne spełnienie moich marzeń
Janek przyjął jak coś naturalnego - książki, zabawki, poduchy, plastikowy statek do wspinaczki - wszystko (i w tej kolejności) w zasięgu ręki - w sumie prawie jak w domu :)
chodzi o Bibliotekę Manhattan (słusznie wyróżnioną jako Modernizację 2012, pierwszą mediatekę na Pomorzu, cudowne miejsce do spotkań - nie tylko, ale przede wszystkim - z książką)
TAKIE miejsce, w którym najmłodsi czytelnicy mają raj na Ziemi...

udało nam się (głównie mi, bo Jane szalał) posłuchać bajki o żyrafie Bibi i szakalu Zenonie
co ciekawe jakkolwiek opowiadanie nie interesowało go wcale, to pięknie uczestniczył w dalszej części warsztatów - pokazywał uczucia z wielkim przejęciem i (jak na mój gust) bardzo sugestywnie
oczywiście cały czas "w biegu" między krzywym zwierciadłem, ekranem multimedialnym i statkiem :)

jeszcze większą podzielność uwagi wykazał podczas czytania "O księżniczce, która bez przerwy ziewała" - znalazł za sceną globus i dokładnie obejrzał + sam złapał w tym czasie ze trzy inne książeczki - "Basię..." (chyba u dentysty), "O jeżyczku" i jeszcze jedną - na samej scenie, jak widać na załączonym obrazku
 ale gdy padało "...ziewała królowa i ziewał król, ziewał cały dwór... A nawet kot i pies, ziewały, owszem też! momentalnie podnosił głowę i powtarzał sobie pod nosem "owszem, owszem" :)



szkoda, że mamy teraz do Gdańska tak daleko
ale może trzeba podpowiedzieć naszej Garnizonowej w jakim kierunku się warto rozwijać :D

szkoda też, że nie mogłam skorzystać z większej liczby spotkań w ramach Festiwalu, ale przy okazji warto było zajrzeć na samą stronę kontaktfestiwal.pl choćby po to, żeby poznać kilka naprawdę wartościowych książek dla dzieci - jak na przykład "Piękna i mądra bajka o przygodach Zająca Grajka", o której już kiedyś wspominałam - TU - czy "Cztery zwykłe miski" - TU

złota polska...

piękny dzień się nam dziś trafił - słoneczny, ciepły i... bez kaszlu!

(katar zaniedbywalny :P)

miałam sporo do załatwienia w czasie, kiedy mały był w przedszkolu, ale nie odmówiłam sobie przyjemności jeżdżenia z banku do banku i z banku do urzędu na rowerze :) (może to już ostatni raz w tym sezonie?)

a potem z Jankiem też zrobiliśmy sobie wycieczkę - nazbierał żołędzi (nie wiem czemu, ale wymyślił sobie, ze będzie je nazywał "truskaweczkami") i szurał z radością suchymi liśćmi
a ja podziwiałam kolory i wdychałam niepowtarzalny zapach jesiennego lasu



 
(myślę sobie tylko dlaczego trzeba tyle pracować, żeby taki "zwykły" spacer był luksusem... a może i nie trzeba?)

niedziela pod znakiem lokomotywy :)

Jankowi zainteresowanie pociągami w każdej postaci nie mija

najczęściej czytane są u nas obecnie
"Niesamowite POCIĄGI"  - książeczka cieniutka, zaledwie kilkanaście stron, ale całkiem niezła - bogato ilustrowana (zdjęcia prawdziwych pociągów i ich części) i niosąca wiele ciekawych informacji - czytamy z tatąjanka uważnie, żeby mały potem nas nie zagiął - np. co to funikular albo jak szybko jeździ Shinkansen :)
oraz "Koła i skrzydła" - głównie fragmenty o kołach i szynach :P (no, czasem da się przemycić parę informacji o ciężarówkach i łodziach podwodnych :) tu też wiele ciekawostek - są ramki dla rodziców, żeby starsi też się czegoś nowego dowiedzieli, albo po prostu szybko doczytali odpowiedź na dociekliwe pytanie; w sumie sama nie kupiłabym, ale znaleźliśmy w bibliotece i J. znajduje ciągle nowe fragmenty i zdjęcia, które go interesują, więc mu nie przeszkadzam...)


ulubione zabawki to w tej chwili Tomek (duży, "tata") i Tomasek (mały, nakręcany, "synuś") - nadają się do wszelkich zabaw - J. buduje im domy z ogrodem, ustawia w kolejce z samochodami, układa i rysuje dla nich tory, fotografuje, nawet raz spał z Tomeczkiem w ręce (i przebudzony prawie się popłakał, że mu z rączki wypadł) ...
a babcia wnusia rozpieszcza i kupuje kolejne lokomotywki z torami :D

 
a w niedzielę (dość chłodną, więc żeby nie kusić losu i wirusów spędzaną w domu) wyciągnęłam kupiony jakiś czas temu za grosze "Mój pierwszy model Lokomotywa retro" - model kartonowy do samodzielnego składania

zabawa według opisu powinna zająć dziecku około ósmego roku życia 90 minut - chciałabym to zobaczyć!

Janek oczywiście wiele sam nie złożył, ale dzielnie pomagał "wyciskać" elementy i cierpliwie obserwował jak je łączę... a ja nieźle się napracowałam :)
(może ośmiolatki mają sprawniejsze paluszki?)

z przerwami na inne zabawy (żeby nie było za nudno) i posiłki zajęło nam to dobrych kilka godzin!
ale fakt z jakim skupieniem Jane próbował znaleźć kolejne części i zastanawiał się gdzie pasują i radość z efektu końcowego rekompensują wysiłek :)


- polecam - frajda jeszcze większa niż przy origami!

a na koniec dnia chłopaki narysowali lokomotywie portret :)


chyba tylko puzzli z Tomkiem nie wyciągnęłam - niewiele brakowało do pełni szczęścia :P