Strony

babeczki babci B. (i najlepsza masa do andrutów i mazurków)

babeczki babci B., tak jak jej andruty, są na pierwszy rzut oka niepozorne - ot, korpusy z kruchego ciasta* / cienkie wafle** z ciemnym, kakaowym wypełnieniem...
ale COŚ jednak sprawia, że zawsze błyskawicznie znikają ze stołu 
sama je bardzo lubię, J. i S. uwielbiają
wiosną masa babci B. występuje w roli polewy do mazurka, w wersji sentymentalnej może skleić płatki owsiane w czekoladowe kulki z dzieciństwa...
 
babcia nauczyła nas przepisu
nie będę taka - podzielę się i z Wami :)
 

kostka dobrej margaryny
trzy duże czubate łyżki kakao (najlepiej "z wiatrakami") 
niepełna szklanka cukru (może być 3/4, jak kto lubi)
1/3 do pół szklanki mleka (wyjdzie mniej lub bardziej gęsta masa)
dwie szklanki mleka w proszku (pełne, nie granulowane)

margarynę rozpuszczamy z cukrem i kakao
do lekko przestudzonego tłuszczu wlewamy mleko
pomału, porcjami, dosypujemy mleko w proszku, starając się wmieszać wszystko bez grudek

półpłynną masą przekładamy wafle, wylewamy mazurki, wypełniamy babeczki (z porcją kwaśnego dżemu na samym dnie - obowiązkowo!)
na wierzchu układamy ulubione bakalie
odstawiamy na kilka godzin do stężenia 

i już! deser gotowy!

najlepszy na świecie :)


* spody do babeczek można kupić gotowe, np. w Tesco czy lokalnej cukierni, ale to mama piecze najpyszniejsze...
może i tego nas kiedyś nauczy ;)

** najsmaczniejsze są wielowarstwowe andruty na pszennych waflach, ale w wersji bezglutenowej masa świetnie nadaje się też na wafle ryżowe:
 

 
Smacznego :)

Łap za słówka - wersja 2.0

grę "Łap za słówka!" znamy już (i cenimy) od dawna w wersji kieszonkowej*

tym razem mamy okazję testować bardziej wymagający - pod różnymi względami, o czym dalej - wariant z podtytułem "Pomysłowa gra językowa", niby-planszą układaną z kart i solidnymi, drewnianymi pionkami

 
ogólna idea pozostała bez zmian, pozwolę sobie zatem zacytować własny wpis podsumowujący reguły gry karcianej:

"gracze poszukują literowych skojarzeń i wysilają wyobraźnię ćwicząc kreatywność i rozwijając słownictwo 
wygrywa ten, kto w kilku kolejnych rundach zgromadzi najwięcej punktów za najbardziej oryginalne, niepowtarzalne wyrazy"

tym razem otrzymaliśmy dużo bogatszy zestaw w większym pudełku 
poza mnogością kategorii, których jest tu aż po 10 na każdej z kart, mamy dodatkowe utrudnienia i ciekawą zasadę obstawiania swojej skuteczności, czyli przewidywania liczby własnych unikalnych odpowiedzi

 

niezbędny jest tu nie tylko ołówek dla każdego gracza, ale i większy kawałek płaskiej powierzchni, bo z kart kategorii i "wyzwań" układamy na stole improwizowaną planszę

wydawałoby się, że gry słowne bazujące na różnorodności skojarzeń jak stare, dobre "państwa, miasta" to już historia

nic bardziej mylnego! z tego bazowego pomysłu da się jeszcze wiele "wycisnąć"

wystarczy urozmaicić kategorie, zakazać używania konkretnych liter, nakazać inne, "urzędowo" ograniczyć długość wyrazów itp., wprowadzić element ryzyka i - voila! mamy całkiem wymagającą "planszówkę" dla starszych graczy 


rzecz warta polecenia do zabawy w większym gronie (3-8 graczy) w wieku 10+

z młodszymi podobno też da się grać, ale reguły wymagają wówczas odpowiedniego złagodzenia
my z młodzieżą młodszą wybieramy jednak wersję karcianą

no i masz! trzeba jednak znaleźć miejsce na półce dla obu ;) 

 
 
za egzemplarz dziękuję Egmont.pl

Dlaczego jemy rośliny (czyli książka o mutantach)

Dlaczego jemy rośliny

Sekrety owoców, warzyw i zbóż


tę książkę wybrałam w dużej mierze z myślą o dziecku, które unikało każdej zupy, w której "pływają liście"
w założeniu miała pomóc wyjaśnić, dlaczego należy urozmaicać dietę i nie wolno żywić się wyłącznie żelkami i naleśnikami z twarożkiem i śmietaną
tytuł okazał się nieco mylący, a nawet, prawdę mówiąc, po prostu wpuścił mnie w maliny
nie znajdziemy tu ani słowa na temat witamin i wartości odżywczych płodów rolnych, dobrodziejstwie błonnika, flawonoidów, czy soli mineralnych skumulowanych "pod skórką"!

o czym zatem jest to książka?
i czy bardzo się rozczarowałam?

wiele zdradza spis treści


i końcowy indeks, z odnośnikami do haseł takich jak: planowane krzyżowanie, selekcja, banki nasion, ulepszenie genetyczne, syndrom udomowienia, Darwin, Wallace, Mendel, McClintok, genetyka i DNA...
oraz sam tytuł w oryginale, tj. "Plantas domesticadas y otros mutantes"

jak czytamy we wstępie "ta książka odpowiada na pytania, które jeszcze nawet nie zdążyły pojawić się w twojej głowie" - cóż, z pewnością nie po zapoznaniu z polskim tytułem ;)

przeczytamy tu o bioróżnorodności, zmienności gatunków, planowanej hodowli, genetycznej kontroli wydajności plonów
o różnicach między roślinami dzikimi i udomowionymi
o odkryciu rolnictwa i "O powstawaniu gatunków"
o laboratoryjnych obserwacjach, zasadach dziedziczenia cech, rolniczych sztuczkach i "poprawianiu natury", a nawet pewnych zagadnieniach z zakresu bioetyki

wszystkie powyższe zagadnienia przedstawiono w nie do końca poważnej, i na pewno nie nudnej, formie idealnej dla dzieci




moja znajomość biotechnologii (co najmniej o stopień niższa, niż autora - doktora w dziedzinie biologii molekularnej i biochemii) nie pozwala zgłaszać uwag do treści...
na szczęście wcale nie czuję takiej potrzeby :)
(no, w jednym miejscu nie bardzo pasuje mi termin "krzyżowanie", ale może to znów kwestia przekładu?)

oceniać oprawy graficznej i poczucia humoru satyryka (stand-upera) też się nie podejmuję

z pełnym przekonaniem mogę jednak stwierdzić, że "Dlaczego jemy rośliny" to dobra, ciekawa, miejscami zabawna, a jako całość wiarygodna i kształcąca pozycja

polecam lekturę zarówno dzieciom, jak rodzicom - jedni i drudzy mogą wiele skorzystać na uzupełnieniu swojej wiedzy o roślinnych mutantach 

za egzemplarz dziękuję HarperKids

plusy i minusy... gra Archimedes

w kolekcji pod nazwą 'gry do plecaka' przybyło kolejne pudełko
tak jak pozostałe, wcześniej wydane przez Egmont (patrz tutaj: >>KLIK<<) - ładne i zgrabne
 
to gra pod tytułem

Archimedes

co wewnątrz?
matematyka! i matematycy :)

matematyka, w postaci arytmetyki na poziomie podstawowym, kryje się w regułach
matematycy występują na 55 standardowej wielkości, ale nieprzeciętnie kolorowych kartach

pierwsze, co chce się (przynajmniej mi) zrobić po otwarciu pudełka, to rozszyfrować personalia bohaterów owych portretów


polecam osobiste przeprowadzenie "śledztwa" na podstawie skojarzeń z imionami i atrybutami otaczającymi poszczególne postaci! Wacława Sierpińskiego, czy Stefana Banacha rozpoznacie z pewnością, kogo jeszcze? kojarzycie nazwiska Turing, Dienes, al-Chuwarizmi? gorzej pewnie będzie z kobietami...
jako że zadanie nie jest wcale łatwe i dość czasochłonne, załączam "ściągę" znalezioną na innym blogu - tu można poczytać o wszystkich 13 sławnych matematykach*, "którymi" będziemy grać >>KLIK<<

tymczasem pora siadać do stołu!
zapraszamy 2-5 dzieci w wieku 7+

zasady nie przedstawiają żadnego problemu
z przetasowanej talii rozdajemy wszystkim  graczom po 5 kart, na środek wykładamy jedną dodatkową - startową
na środku umieszczamy też żetony z symbolami działań matematycznych (+, -, :, x oraz =)  do dyspozycji wszystkich graczy i odpowiednie nominały żetonów punktacji (zależne od liczby graczy)
 
 
każdy kolejno próbuje jak najszybciej pozbyć się posiadanych kart, tworząc w swojej turze równania (na przykład 1+4=5 czy 1x4=4 itp.) lub równości (w rodzaju 1=1) z wykorzystaniem karty widocznej na stole i jednej lub dwóch z własnej ręki
na koniec zsuwa użyte karty w jeden stos, tak, by ostatnia znalazła się na wierzchu
jeśli nie może utworzyć prawidłowego działania, dobiera kartę

 
nie wiedzieć czemu, oryginalne reguły zakazują "zapisywania" dłuższych równań oraz przestawiania szyku czynników
zawsze można się przecież jednak umówić na takie poszerzające możliwości graczy 'homerules'...
 

gdy jednemu z graczy uda się wyłożyć ostatnią kartę, pozostali sumują wartości kart, które im pozostały i otrzymują odpowiednią liczbę punktów karnych 
instrukcja zaleca rozegranie 5 partii i wyłonienie zwycięzcy na podstawie najmniejszej sumy uzyskanych łącznie punktów

 

gra "Archimedes" to niezły pomysł na 'bezbolesne' nauczanie matematyki
my graliśmy sobie tak na cyferkach nie raz (na przykład używając zwykłego "Piotrusia" i dorysowanych symboli działań >>KLIK<<)
reakcje dzieci potwierdzają, że kolorowe karty są zawsze milej widziane, niż zwykły zeszyt w kratkę :)
 
powodzenie w rozgrywce w dużej mierze zależy od korzystnego doboru kart, ale można też 'taktycznie' planować ruchy na przyszłość... próby przekładania, przeliczania i dopasowywania do siebie posiadanych kart z pewnością nikomu nie zaszkodzą, a przy tym wyćwiczą umiejętność pamięciowego wykonywania działań
 
osobiście uważam, że spora część instrukcji, tłumacząca jak (de facto losowo!) wyłonić zwycięzcę w przypadku remisu, mogła być spokojnie zastąpiona na przykład propozycją dodatkowego wariantu gry lub 'wkładką biograficzną'...
z jakichś względów postawiono na maksymalnie uproszczony schemat mocno losowej, w dużej mierze opartej na szczęściu gry dla dzieci
być może właśnie taka mechanika najlepiej wpisuje się w ideę "gry do plecaka", która tak rozmiarem, jak szerzej pojętą "lekkością" świetnie nadaje się do zabierania na wiosenne pikniki i wakacyjne wyjazdy?
 
chociaż liczyłam (sic!) na więcej, minusy nie przesłaniają mi wszystkich plusów, a niewątpliwy urok i potencjał edukacyjny każą tę karciankę zostawić na półce
kto wie, czy przypadkiem nie podsyci jakiejś iskry matematycznego geniuszu wśród znajomej młodzieży**...
zawsze warto próbować!

_

* w ramach powtórki można sobie urządzić wielkie "MEMO z geniuszami", albo wyjąć 27 odpowiednich kart z całej talii i pograć w "Matematycznego Piotrusia", gdzie zdobytą parę odłożymy tyko pod warunkiem podania informacji o danej postaci ;)

** Kuba oraz Staś i Tosia z rodzicami - dzięki za "testy" w Klubie :)