oczywiście nadal daje sobie podsuwać to i owo, czytujemy sobie nawzajem na głos dla obupólnej przyjemności, ale coraz częściej, idąc śladem ciszy, znajduję go na kanapie, nieobecnego, zaczytanego... niejednokrotnie z książką, którą sama odłożyłam na później, albo taką, którą dostał w prezencie lub wypożyczył w bibliotece - nie do końca 'w moim typie', ale najwyraźniej dla niego idealną
powoli zaczynam dawać też dzieciom pewną swobodę co do wyboru książek do recenzji i - choć bywa, że moje gusta znacznie się różnią od tych siedmioletnich - bardzo często po bliższym poznaniu okazuje się, że całkiem nieźle decydują :)
oto przykładowy zestaw, co do którego wszelkie ewentualne rodzicielskie zastrzeżenia i/lub obawy bledną w obliczu entuzjazmu młodego czytelnika:
1.
Ale auta! Odjazdowe historie samochodowe
aut. Michał Leśniewski, ilustr. Maciej Szymanowicz
motoryzacja!w tym temacie pierwsze lody zostały już przełamane, a liczne cytowania na forum publicznym pokazują, że "Od koła do Formuły 1" (pełna opinia TU) wskazują, że forma historyjek pełnych samochodowych ciekawostek doskonale trafia do młodych męskich umysłów
i ciągle im (a w każdym razie temu jednemu na pewno) mało!
Michał Leśniewski nadchodzi z odsieczą, serią historii pełnych ciekawostek zaspokajając (chwilowo?) chłopięcy głód wiedzy na temat samochodów
autor nie szczędzi szczegółów, dat i nazwisk - na końcu podaje nawet bibliografię, co się bardzo chwali - jednocześnie nadając całości bardzo przyjemną formę gawędy
przystępnym językiem, zwracając się bezpośrednio do czytelnika, snuje arcyciekawe opowieści o konstruktorach i podróżnikach, trudnych początkach produkcji taśmowej i unikalnych bolidach XXI wieku, rewolucyjnych rozwiązaniach i nowoczesnych materiałach, znakach drogowych i narzędziach, automobilowej modzie i elektronicznych mózgach...
i nie tylko ;)
rodzice i dziadkowie z sentymentem powracają myślami do dawnych czasów czytając o warszawach, maluchach i dużych fiatach, a dzieci chłoną i powtarzają informacje o bagażniku umieszczonym z przodu oraz całkowicie polskim projekcie i fabryce, choć wydają się równie nieprawdopodobne, jak te o automobilu parowym, czy silniku uruchamianym na korbę
jest o czym czytać, a przy tym - jak to w serii EgmontART - jest na co popatrzeć
charakterystyczna kreska Szymanowicza, naturalna paleta kolorów, kilka ciekawych rozwiązań graficznych oraz nadająca odrobinę zadziornego charakteru typografia tu i ówdzie, niech przekonają niezdecydowanych
co tu dużo mówić - niektóre historie (tak jak ta o panu Jelińskim) nawet mi się spodobały ;)
a rozmowy z dziadkiem o autach sprzed lat zainspirowane Jankowym zagadnięciem o Fiata-jamnika i Fiata-pick-upa oraz "garbatą" warszawę - bezcenne!
2.
Terry Pratchett przedstawia
Pannę Felicity Beedle i jej
Świat kupek
"No tak, trudno, trzeba pogodzić się z faktem, że świat poszedł naprzód i dzisiaj bajki prawdopodobnie nie mówią o małych skrzących się istotkach z skrzydłami."*zdaje się, że podobnie jak w przypadku Sama Vimesa*, moje podejście do nurtu naturalistycznego w literaturze dziecięcej (obejmującego nie tak rzadko spotykane książeczki z pupami i kupami w tytułach) jest dalekie od zachwytu... nie da się jednak zatrzymać postępu, podobnie jak przekonać dzieci w pewnym wieku, że temat ekskrementów wcale nie jest taki zabawny i ciekawy
cóż, jeśli już czytać o kupkach, niech to będzie przynajmniej dobra proza...
zainteresowanie procesem i efektem końcowym wydalania wśród kilkulatków najwyraźniej jest uniwersalne - równie intensywne na tym najlepszym ze światów, jak płaskim Dysku wspartym na grzbietach słoni, które unosi w przestrzeni Wielki A'Tuin
nic dziwnego, że opowieść istniejąca zupełnie teoretycznie na półeczce Młodego Sama w Ankh Morpork, zawierająca "całkiem ciekawy materiał o zbiornikach szamba, szambonurkach i ascenizatorach, i w jaki sposób psie odchody pomagają najlepiej wygarbować skórę"* zmaterializowała się ostatecznie także w naszej rzeczywistości
"Świat kupek panny Felicity Beedle" po raz pierwszy (na Kuli) pojawił się w książce pt."Niuch" (skąd pochodzą cytaty oznaczone gwiazdką i przywołane nazwisko głównego bohatera), a celem jego powstania przyświecającym autorce (na Dysku) odczarowanie tematu tabu, jako że, jak pisze we wstępie: "Z pewnością stać nas przecież na coś więcej, niż stwierdzenie, że to nieładne"
chyba można powiedzieć, że się udało :)
miłośników przenikliwych obserwacji i poczucia humoru Terrego Pratchetta, podobnie jak ich dzieci, choć prawdopodobnie z różnych powodów, zapewne nie będzie trzeba długo przekonywać do sięgnięcia po tę opowiastkę
pierwsi z sentymentem wrócą do miasta, którego zapach, gdyby miał kolor, zapewne byłby brązowy, a synonimem kariery w stylu "od pucybuta do milionera" jest nie kto inny jak Sir Harry - Król Złotej Rzeki (wiecie, o czym mówię?)
drudzy - z mieszaniną podziwu i zazdrości będą śledzić losy Geoffreya, chłopca, który podczas wakacji u babci bez reszty oddaje się nowej pasji, tworząc zupełnie wyjątkowe muzeum pełne hmmm.... pachnących eksponatów
okładkowe hasło: "dyskowa rozkosz dla czytelników w każdym wieku" wydaje mi się być sporo przesadzone, podobnie jak zapowiedź dziecięcego śmiechu "do bólu brzucha", ale lektura, podobnie jak monochromatyczne grafiki, naprawdę może się podobać
ostatecznie, to Pratchett (no i kupki), więc nawet nie będę udawać, że jesteśmy w ocenie obiektywni
3.
po autach, samolotach, mrówkach, żabach, pszczołach, w końcu są i one!
najbardziej oczekiwana (w pewnych kręgach) wydawnicza nowość tego roku:
Opowiem ci, mamo, co robią POCIĄGI
na temat koncepcji całej serii i kilku wcześniejszych tomikach wypowiadałam się już dwa lata temu - TUTAJ
żałowałam wówczas, że zabawa w przeglądanie całokartonowych książeczek obrazkowych powoli przechodzi do historii... cóż, okazuje się, że bardzo powoli ;)
"Opowiem Ci mamo" jak najbardziej nadają się bowiem dla najmłodszych dzieci (posiadają wszak sztywne strony, zaokrąglone rogi, niewiele tekstu, przyciągające wzrok kolorowe ilustracje), ale, jak się okazuje, także starszaki mogą znaleźć w nich coś dla siebie (jak łatwe do przeczytania i zapamiętania rymowanki, mnogość szczegółów do odkrycia na każdej stronie i wiele ciekawostek)
nie zliczę ile razy J. przeglądając swoje ulubione "...co robią auta", retorycznie zapytywał "a nie mogli zrobić takiej samej o pociągach?"
mogli, chcieli i zrobili! duet Nowicki-Brykczyński powrócił i po raz kolejny zachęca do opowiadania mamie o pojazdach
podobnie jak w przypadku aut i samolotów, młody czytelnik znajdzie tu nieco informacji (na przykład zarys historii kolejnictwa, schematy budowy paro- i elektrowozu, czy porównanie maksymalnych prędkości starych i nowych pojazdów szynowych), kilka łamigłówek (jak szynowy labirynt, czy wyszukiwanka szczegółów różniących obrazki) oraz - chyba przede wszystkim - doskonałą bazę do snucia swoich opowieści
na ilustracjach kryją się zabawne szczegóły, lokomotywy szczerzą zęby w uśmiechach, a wąskotorowy Ryś staje się sympatycznym przewodnikiem i doskonałym kompanem w pełnej przygód wycieczce przez dworce i bocznice niemal całego świata
nic tylko wsiadać, drzwi zamykać!
"...co robią pociągi" to kolejna ciekawa książeczka z serii "Opowiem ci, mamo"
jeśli chodzi o zasób wiedzy encyklopedycznej, a moim zdaniem, także pod względem artystycznym**, daleko jej do wielu spośród pozycji na Jankowych listach "lektur przyszłego maszynisty" (TEJ - No1 i TEJ - No 2), ale jakże bogata to pożywka dla wyobraźni!
Jan osobiście oceni dopiero w dniu urodzin, ale jestem prawie pewna, że by polecił :)
** w tej samej serii już wkrótce pojawią się "...dinozaury" z ilustracjami Emilii Dziubak, które dużo bardziej mi się podobają... jaka szkoda, że temat u nas zdecydowanie mniej popularny
ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz