zdaje mi się, że skoro J. jest taki bystry (jest) i tak dużo rozmawiamy i czytamy (bardzo dużo!), to powinien już wiedzieć naprawdę sporą część tego, co ja...
a potem nagle okazuje się, że z trudem opisuje stany emocjonalne (i wcale nie dlatego, że ma problem z odczytywaniem cudzych uczuć, tylko po prostu brakuje mu słów! co zresztą już szybko nadrobił), albo (chociaż już lata temu recytował hasło "wolnoć Tomku w swoim domku" z "Pawła i Gawła", a mi zawsze wydawało mi się, że ma dość dużo swobody) nie umie odpowiedzieć na pytanie:
"co to jest wolność?"
nic to! ma w końcu dopiero kilka lat, więc wszystko przed nim, a coraz to nowych książeczek, tłumaczących niemal wszystko ciągle przybywa :)
Basia i wolność
to najnowsza pozycja z serii o nieokiełznanej dziewczynce w pasiastej bluzeczce (tej)
tym razem lektura oprócz atmosfery dobrej zabawy (szaleństwa przy autobusowym przegubie i skakanie po brejowatym śniegu - to jest to!) wprowadziła całkiem sporo nowych znaczeń do słownika Janka - począwszy od tytułowej "wolności", przez "konsekwencje", "odpowiedzialność" i "powstanie", na "poddanych" kończąc (też nie znał, macie pojęcie? a ja mu już chciałam czytać fantastykę :D)
jak w każdej Basi, również tu warto docenić prostotę przekazu - przypatrujemy się po prostu rodzinnej wyprawie na muzealną wystawę, podglądając (wcale nie idealne!) relacje i reakcje w sympatycznej rodzinie radosnej trójki maluchów
autorki (jak zwykle znany, sprawdzony duet Stanecka - Oklejak) podejmują trudny temat, próbując rozróżnić "zakazy" i "zasady", ale całkiem sprawnie - i słowem i obrazem - pokazują, że tak to już jest niektóre rzeczy wolno, a innych nie
nawet królowi!
tłumaczą, że to nie tak, że ktoś ma prawo ograniczać cudzą wolność dla swojej wygody, albo dlatego, że ma większą władzę, tylko że, chociaż teoretycznie każdy człowiek może wszystko, sami nakładamy sobie ograniczenia po to, żeby żyło nam się lepiej wśród innych
a tata ze smakiem wylizujący sos czekoladowy z talerza w restauracji jest doskonałą ilustracją swobody, która wtedy, gdy nikomu nie szkodzi, jest wręcz potrzebna i pożądana
i chociaż nie jest to moja ulubiona "Basia...", myślę, że Janek sporo skorzysta z powtórzenia sobie nawet kilka razy, że na przykład nie wolno się bić, ale czasem można użyć siły w obronie ważnych osób i wartości,
a ja może w końcu pojmę, skąd Basina mama, nie tracąca równowagi nawet przy mydlano-papierowych glutach, czerpie swoje pokłady cierpliwości...
Wyd. Egmont
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz