Strony

żółte kalendarze

kalendarze się czasem przydają!
chyba w każdym domu co roku pojawia się jakiś nowy - razem z postanowieniem skuteczniejszego planowania, lepszej organizacji czasu, pamiętania o jubileuszach...

a potem zwykle bywa różnie


jakoś u nas w praktyce przydają się częściej te stare niż aktualne :P


* można w nich do woli gryzmolić długopisem



J. odkrył to jeszcze przed drugimi urodzinami - akurat w wieku, kiedy zeszyt do rysowania powinien mieć dobrze umocowane kartki i twardą okładkę :)

* można sobie powiesić zamiast obrazka



szczególnie jeśli tematyka jest tak porywająca jak na powyższym przykładzie - J. długo nie chciał się zgodzić na usunięcie tego kalendarza ze ściany...

* można stworzyć własne dzieła sztuki


 * albo nawet książkę




-- > inspiracja pochodzi z bloga Emilowo-warsztatowo, kalendarz z wyprzedaży, a wszystkie pomysły z pewnej małej główki... mam zamiar pozbierać jeszcze kilka wśród rodziny i pozwolić J. je do woli udoskonalać - świetna zabawa i niepowtarzalny efekt!

* poprzeglądać sobie, poczytać


sama nie miałam zbyt wielu takich kalendarzy-książek, ale jeden - z akcji Dżentelmeni 2012 - czasem jeszcze przeszukuje w poszukiwaniu dziwacznych rocznic i świąt



* czegoś nowego się nauczyć


 jeśli jest się czterolatkiem to na przykład o cykliczności pór roku i kolejności miesięcy w roku...



i upewnić, czy na pewno jeszcze jest zima? (J. pyta co jakiś czas wyglądając przez okno) no bo przecież nie ma śniegu!

 * powspominać...


na przykład co się najbardziej kilka lat temu lubiło... ( w przypadku J. wiele się nie zmieniło :P)


albo jak to było dawno temu - mam taki kalendarz z biletami do kina, terminami sesji, a nawet zapisanymi smsami od taty Janka z czasów studiów... ehh... (tu zdjęcia nie będzie)



powoli zbliżamy się do połowy lutego - zwykle mniej więcej od tej daty częstotliwość wpisów w moich kalendarzach gwałtownie maleje, przybliżając nieuchronnie ich przeznaczenie celom wyżej wymienionym :)

ale może kiedyś jeszcze będę miała taki kolorowy, pełen aktualnych zadań do wykonania i oryginalnych zakładek planer-cud...

nieee, raczej nie :D

6 komentarzy:

  1. U nas świetnie się sprawdza kalendarz na biurko. Ja tam zaznaczam nasze wizyty u lekarza. Dzięki temu tata wie bez pytania czy może zabrać samochód. A i mi jest łatwiej umawiać Krzysia do lekarzy bo mam szybki podgląd czy coś mamy czy nie w proponowanym terminie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o rany! właśnie przypomniałaś mi, że rok temu umówiłam się na wizytę kontrolną na marzec 2015!
      dobrze, że sobie dokładną datę zapisałam.. na blogu, bo w kalendarzu ani słowa :P
      do zaznaczania takich aktualnych prozaicznych planów służył nam w 2014 ścienny trójdzielny w kuchni - trzy kartki z niego co miesiąc były do rysowania, a z tekturki powstała okładka do Jankowej książki wspomnieniowej o wakacjach :)
      ciekawe do czego by się nadał taki biurkowy...

      Usuń
    2. my do tego używamy synchronizowanego kalendarza google'a ;) jest podpięty do poczty, można go używać w telefonie i dzielić z tatą :)

      Usuń
  2. U nas koniecznie musi wisiec taki na ścianie żeby wystarczyło tylko głowę do góry podnieść by zorientować się który to dziś mamy dzień :) Obowiązkowo z krajobrazami tatrzańskimi!

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jakoś nigdy nie korzystałam z kalendarza. Chociaż co roku planuję sobie kupic jakiś ciekawy,ale zawsze na marzeniach się konczy. Po prostu nie jestem nauczona żyć z kalendarzem. Dużo pamiętam lub zapisuje na karteczkach i przyklejam na lodówkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. My kalendarz to zawsze mamy dla obrazków taki wiszący.

    OdpowiedzUsuń