mamy w domu kilka zabawek, do których jakoś nie jestem przekonana
trafiły do nas jako prezenty od krewnych i znajomych, albo nie do końca przemyślane zakupy
ich wspólną cechą jest fakt, że sama nigdy nie wpadłabym na wyprodukowanie czegoś takiego
- tak hałaśliwego, pstrokatego, dziwacznego, etc. -
a tymczasem często okazuje się, że dzieci, moje i zaprzyjaźnione, wprost zachwyca!
dziś dwa słowa właśnie o takim "wynalazku", który trafił do nas ostatnio
oto
Kurzy wyścig
gra? zabawka?
nawet dystrybutor ma problem zakwalifikowaniem go do jakiejś kategorii na swojej stronie internetowej...
osobiście określiłabym "Kurzy wyścig" jako "wieloelementowy produkt aktywizująco-rozrywkowy", co może nie brzmi najlepiej pod względem marketingowym, ale myślę, że oddaje jego charakter
części zestawu widać na powyższej fotografii, zastosowanie - na zdjęciu poniżej:
jak to wygląda w praktyce?
co nieco wyjaśnia materiał wydawcy na YouTube >> klik
w skrócie - dwie osoby zakładają elastyczne dzioby z tworzywa sztucznego, przypinają sobie z tyłu sznureczki z magnetycznymi kurczakami i próbują jak najszybciej przenieść jajka z patelni do swoich, ustawionych w pewnej odległości "gniazd"
jajka mają tendencję do odczepiania się od magnesu przy zbyt zamaszystych ruchach i "pękania" przy gwałtownym zetknięciu z podłożem, dlatego zwykle po chwili podłoga usiana jest biało-żółtymi plamami
coraz bardziej zdenerwowane niepowodzeniami "kurczaki" przybierają więc najdziwniejsze pozy, żeby - przy intensywnym dopingu reszty towarzystwa - kolejne jaja w całości przetransportować do swojej bazy
brzmi trochę śmiesznie? wyobraźcie sobie, jak wygląda!
szczególnie jeśli w zabawie biorą udział i dzieci, i dorośli, ekscytacja i wielkie skupienie na wykonaniu zadania z jednej, a zabawne komentarze i wybuchy śmiechu z drugiej strony - gwarantowane
całość nie zachwyca jakością wykonania
same skorupki i kurczaki-magnesy (najważniejsze, trzeba przyznać, elementy) są w porządku, wyglądają na odporne i po kilkunastu dotychczas przeprowadzonych "turniejach" nie ma na nich ani śladu zużycia,
ale już ceratkowe zwitki imitujące ich zawartość dawno przestały być piękne i gładkie (co zupełnie nie przeszkadza w zabawie, ale znacznie obniża walory estetyczne całości)
tekturowa "patelnia" również mogłaby być ładniejsza i bardziej trwała - na szczęście spokojnie da się grać bez niej
nie roztrząsając dłużej rodzaju kartonika (według mnie powinien się otwierać wygodniej - do góry, a nie tylko z boku) i pochodzenia zawartości pudełka (wschodnia Azja), na pierwszy plan wysuwają się jednak zalety "Kurzego wyścigu"
przede wszystkim bardzo dobrze rozluźnia atmosferę, pomaga "rozruszać towarzystwo", integruje nie znające się wcześniej dzieciaki, aktywizuje, uczy dystansu do samego siebie
maluchy bardzo chętnie stają w szranki i ćwiczą koordynację ruchową, cierpliwość i "odporność psychiczną"
nie wszystkich rodziców, którzy zwykle spontanicznie i żywiołowo kibicują, daje się przekonać do spróbowania własnych sił, ale kiedy się to uda - emocje sięgają zenitu, a nieporadność dużych "kurczaków" generuje szczere wybuchy dziecięcej (i nie tylko) radości
zyskujemy świetną okazję, żeby nauczyć się śmiać ze sobą i z siebie, a nie wyśmiewać z siebie nawzajem...
kurcze, naprawdę nie sądziłam, że to napiszę,
ale w zasadzie całkiem fajna ta gra ;)
wpis powstał w ramach projektu Grajmy!, we współpracy z wydawnictwem Tactic
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz