coś mnie ciągnie do "staroci" - książek nieco zakurzonych i przez czas sponiewieranych,
ale nie zapomnianych,
nadal zajmujących ważne miejsce na półce,
wciąż atrakcyjnych
w akompaniamencie westchnień, uśmiechając się lekko do siebie,
prezentuję niniejszym kolejną książeczkę dla dzieci, co do której nie jestem pewna, czy jest w istocie obiektywnie warta polecenia, ale która stanowi cenną część naszego księgozbioru
stary-nowy hit sprzed lat:
Z przygód krasnala Hałabały
sporo sformułowań wyszło od tego czasu z użycia, język się zmienił, a mało kto wie, na czym polegała gra w cenzurowane (przynajmniej ja musiałam sprawdzić w internecie)
prawa natury obowiązują jednak te same - leśne rośliny, zwierzęta i blisko związani z przyrodą ludzie, tak jak wówczas, podlegają niezmiennemu rytmowi dyktowanemu przez zmiany pór roku, pogody i temperatury
zabawny tekst, melodyjnie układający się w regularne rymy, świetnie trafia do małych czytelników, którzy śledząc z zainteresowaniem losy czworonożnych i skrzydlatych przyjaciół skrzata, mimochodem uczą się o ich zwyczajach
i tak dla przedszkolaka staje się oczywiste, że borsuki sypiają w dzień, a niedźwiedzie i jeże - zimą, wiewiórki czasem zapominają gdzie pochowały orzechy, które jesienią dojrzewają na leszczynie, zaś słowiki lubią śpiewać wieczorami i zajadać tłuste gąsienice
taka 'lekcja przyrody' to czysta przyjemność!
a sam Hałabała? to nie żadna "cukierkowa" postać - wiecznie uśmiechnięty, dobry leśny duszek
co to, to nie! ma swoje humory, bywa, że się nie na żarty rozzłości, innym razem rozleniwiony zimowym snem, tylko przewróci na drugi bok pod mchową kołderką, proszony "w ważnym interesie", albo obrazi na nieubłagany porządek świata, nakazujący ptakom odlatywać na zimę...
"jakem Hałabała, krzywda mi się stała, jakem Hałabała krzywda mi się..."nie przestaje jednak być przy tym niesamowicie sympatyczny
krasnal Hałabała pojawił się u nas dzięki wydawnictwu Nasza Księgarnia, które ponownie wydało tę opowieść w formie niemal identycznej jak ponad 50 lat temu
sama pamiętam inną okładkę (prawdopodobnie wersję z 1982 r), ale już ilustracje do poszczególnych rozdziałów, autorstwa Zdzisława Witwickiego - niemal dokładnie te same!
co ciekawe, z treści przywołałam niewiele - kojarzyłam jedynie opowiadania o sójkach i borsuku - ale sama postać głównego bohatera i klimat opowieści natychmiast przypomniały "młode lata" :)
z radością myślę, że na naszej półce sporo jest jeszcze takich perełek, które powoli odkrywamy - Jan po raz pierwszy, a ja ponownie:
"Przygody i wędrówki Misia Uszatka" (z ilustracjami Zbigniewa Rychlickiego), "Plastusiowy Pamiętnik" (z 1988 roku), "Doktor Dolittle" (seria - mocno już pożółkła - z 1955), "Fizia Pończoszanka" (seria), "Król Maciuś Pierwszy"...
tak się składa, że je również wydała NK
wspaniale byłoby kiedyś zobaczyć je w odświeżonej wersji,
a kolejne pokolenia małych czytelników pochłaniających ich wesołą, kształcąca, doskonale przenoszącą w krainę fantazji treść
czego sobie, Wam i im szczerze życzę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz