Strony

kolorowa budowa

ostatnie sobotnie przedpołudnia Janek spędził z tatą

pierwsze (21.09) okazało się katastrofą - prawie całe przepłakane pod hasłem "Chcę się bawić z mamą" + nic innego nie chcę i nie będę skończyło się dwudniową gorączką (co przyczyną, a co skutkiem nie wiadomo)
kolejne było już dużo bardziej udane
mimo poważnego rozczarowania tatyjanka, że syn nie potrafi ot tak zasiąść do odkurzonego niedawno instrumentu klawiszowego i zagrać "Wlazł kotek...", tylko wali całymi dłońmi w klawisze (co po okazaniu cierpliwości udało się przecież jednak opanować i paluszki już pracują jak należy)
chłopaki znaleźli jednak pole do współpracy i zbudowali piękną wieżę
dzielnie współpracowali przy budowie, utrwalając kolory i liczenie podczas dopasowywania ludzików do ich pięter, apotem cierpliwie czekali na mnie, żeby pochwalić się efektem końcowym
Jane nie krył entuzjazmu chwaląc się jaką wieeeelką konstrukcję stworzyli "Nie do sufitu, ale wysoką!" :)

poza tym odkurzyli "tęczę" i okazało się, że można już z Jankiem grać zgodnie z zasadami, chociaż nadal najciekawsze jest zapamiętywanie historyjek i grupowanie przedmiotów (a ze mną dodatkowo nazywanie ich po angielsku)

spodobał mi się kolorowy temat i wieczorem ludziki dopasowywaliśmy do samochodów
a z kolei pojazdy do odpowiednich miejsc parkingowych



a ponieważ okazało się, że brakuje nam patyczków w co najmniej kilku kolorach karoserii (jak brąz, fiolet i błękit), na koniec zdjęcie z malowania - Janek nie ograniczył się do szpatułek, chociaż musiałam podrzucić stempelki i machnąć jakieś drzewo i drogę na zachętę :)


na obrazie (oczywiście) plaża (z chodnikiem) na skraju lasu i Jezioro Rudnickie w pełnym słońcu
a dzieło na tyle przestrzenne, że żółtą farbkę trzeba kupić nową :P

(nie)szalony Johnny

ostatnio coraz częściej mój pełen energii synuś odkrywa swoje nowe oblicze
- zatrzymuje się na dłuższą chwilę, zastanawia, skupia, analizuje...

dorasta?





co ostatnimi czasy zajmuje uwagę J. na dłużej?

pierwsze przedszkolne sukcesy

na początku trzeba się było przyzwyczaić

to znaczy głównie Pani musiała - że Janek jest głośny, żywiołowy i ma swoje zdanie :P
powoli - po mojej małej podpowiedzi - przy pomocy przedszkolnego pociągu i drobnych manipulacji udało się jednak wprowadzić w życie nawet popołudniową drzemkę = status quo został osiągnięty i okazało się ,że nasz przedszkolak całkiem nieźle sobie radzi  z różnymi zadaniami i zabawą w grupie
- oczywiście najlepiej, jeśli jest to zabawa w "Jedzie pociąg..." :)

Janek za dużo o przedszkolu nie opowiada, ale zdarza mu się nie chcieć wyjść do domu, a to chyba dobrze...
poza tym "w przedszkolu są pojazdy, klooocki... a chłopiec w czarnej bluzeczce chciał mi zabrać pociąg... i jest mikrofalówka, i kuchenka, i można się bawić, a pani Magda ma duuużą kuchnię i duży wózek i przywozi podwieczorek" - coś tam czasem wspomni i w większości są to pozytywy...

Panie przedszkolanki wykazują się niesamowitą cierpliwością w temacie zmiany posiusianych majtek (wolałabym, żeby raczej częściej bąbla prowadziły do łazienki, ale skoro nie nauczyłam na czas wołać, to i się nie wtrącam...) i skutecznie zachęcają do ostatnio mniej lubianych zajęć plastycznych

poniżej pierwsze sucesy:

lato, lato... i po lecie

wakacje minęły niepostrzeżenie,
a wrzesień zaczął się u nas tak intensywnie, że zabrakło czasu na utrwalenie ostatnich trzech tygodni w sieci...

przede wszystkim wyjazd urlopowy udał się znakomicie
nawet nie spodziewałam się, że Jane tak świetnie odnajdzie się w moim systemie zwiedzania - bez marudzenia na nogach od rana do wieczora - wymarzony towarzysz wszelkich wyjazdów! na pewno nie bez znaczenia był fakt, że nasz cel - Poznań - obfituje w atrakcje, tj. dla Janka przede wszystkim tramwaje i pociągi, więc nawet, gdy nóżki zaczynały boleć zawsze znajdował się jakiś transport i temat zastępczy (GUMOWE PRZEGUBY!)  :)

następnie Janek został PRZEDSZKOLAKIEM
ot tak
bez specjalnych (przynajmniej negatywnych) emocji z jego strony
poszedł, wszedł, został na kilka godzin - i już
w sumie ja też podeszłam do tego tak naturalnie, ze nie mamy zdjęć z tych "ważnych pierwszych dni"
trzeba będzie nadrobić z małym poślizgiem :P
a wieszaczek wybrał sobie z buraczkiem :)

w tym czasie moją głowę zaprzątały intensywne poszukiwania mieszkania, a potem formalności
póki co, nie zapeszam...

nie trzeba było długo czekać i ukazały się mniej przyjemne strony wypuszczenia malucha "do ludzi"
pierwszy katar, kaszel, kilka dni w domu
powrót do przedszkola
i teraz znów zapalenie gardła
odpukać - bez antybiotyku i poważniejszych komplikacji (chociaż dwa dni z gorączką 38,5 trochę mnie wystraszyły), ale dzidzia się męczy, a babcia znów ma zajęcie...

a za oknem coraz szybciej ciemno, poranki chłodne, wichury i słoty
i znów trzeba zbierać siły na pół roku zimy :(