Strony

Proste jak Pi


matematyka to bułka z masłem?
powiedzmy, że jej zgłębianie bywa (albo może być) przyjemne porównywalnie z konsumpcją świeżego, dobrze nasmarowanego pieczywa 
a jeśli chodzi o idiomatyczną "łatwość przyswajania"? 
Liz Strachan, szkocka nauczycielka i popularyzatorka nauki, w książce pt. "Proste jak Pi" próbuje dowieść, że jak najbardziej - matematyka to bułka z masłem - jeśli tylko odpowiednio ją "ugryźć"


przede wszystkim stara się zatem - jak mi się wydaje - trafić do młodych czytelników za pośrednictwem przystępnego języka
zwraca się do nich bezpośrednio, w formie przypominającej pogadankę, w której podstawowe twierdzenia "przemycane" są pomiędzy anegdotami z życia znanych matematyków i osobistej praktyki nauczycielskiej oraz retorycznymi pytaniami mającymi stanowić zachętę do własnych prób i przemyśleń 

gdzieniegdzie pojawiają się dowcipne (?) rysunki i "żarty matematyczne", których wartości nie ośmielę się ocenić (przede wszystkim dlatego, że cytując za autorką: " w dziejach matematyki nie było ani jednego żartu matematycznego, który wywiałby śmiech, a choćby uśmiech u normalnego człowieka" - zdaje się, że brakuje mi jeszcze odpowiednio "matematycznego" dystansu)
co jakiś czas trafiamy także (i to mi się już dużo bardziej podoba*) na "sztuczki matematyczne", czyli propozycje zabaw liczbami, które przykuwają uwagę, same proszą się o wypróbowanie na rodzinie i kolegach, niepostrzeżenie zachęcają do "pracy" obliczeniowej, a ostatecznie prowadzić mogą do wysnucia własnych ciekawych wniosków


odnoszę wrażenie, że panią Liz charakteryzuje przede wszystkim "zdrowe podejście" do nauki przedmiotu
świadoma postępu techniki nie pogardza kalkulatorami, przyjmując do wiadomości, że większość obliczeń w życiu codziennym wykonują za nas maszyny, sensownie tłumaczy jednak potrzebę znajomości podstaw (np. tabliczki mnożenia), umiejętności szacowania, rozumienia zależności

kok po kroku, od najprostszych działań po trójkąt Pascala, przekonująco nawiązując w tłumaczeniach i zadaniach tekstowych do życia codziennego, prowadzi nas przez kolejne "stopnie wtajemniczenia" zapewniając solidną powtórkę i/lub odkrywając nowe matematyczne horyzonty


znajdziemy tu nie tylko "prostą" arytmetykę, ale też trochę geometrii, algebry, podstawy rachunku prawdopodobieństwa - wszystko często w formie "łopatologicznej", ale gdzieniegdzie poparte wzorami i zapadającymi w pamięć przykładami


czy spełni swoje zadanie jako zachęta do mat-rozwoju dla nastolatka? przekonam się dopiero za kilka lat
póki co całkiem skutecznie zaciekawiła matkę wspomnianego, więc (z kilkoma dopiskami na marginesach i drobną korektą wypatrzonej liczbowej "literówki") z pewnością poczeka na jego opinię na półce z "mądrymi książkami"

tymczasem polecam uczniom wyższych klas szkoły podstawowej i wszystkich ponadpodstawowej oraz ich nauczycielom jako źródło inspiracji w temacie "jak inaczej spojrzeć na wielokąty foremne, liczby pierwsze i odsetki składane" w ramach projektu "Poszkol(n)e"

https://mamajanka.blogspot.com/2018/09/poszkolne-2018-zbior-pomysow-i-pomocy.html

* przypomniały mi dwie strony starej "Małej encyklopedii przyrodniczej" z takimi mat-zagadkami, które odkryłam lata temu - fakt, że nadal je pamiętam z pewnością coś znaczy ;)

Axio - ciekawa i śliczna gra logiczna

ładna, mądra, stymulująca - kto by takiej nie chciał?
my mamy! i gramy :)

pozwólcie, że przedstawię, poznajcie

AXIO


oklaski jak najbardziej się należą!
dlaczego? powtórzę:

a) bo ładna


że nie szata (graficzna) zdobi?
możliwe, ale pierwsze wrażenie często decyduje o subiektywnej ocenie i podjęciu spontanicznej decyzji o wyborze towarzystwa na dany wieczór...
w tym przypadku skromność i elegancja (pudełka) oraz subtelne, dopracowane niuanse (jak "mała czarna", czyli wygodny woreczek i trochę błyskotek - kolorowych kosteczek jako znaczników punktacji, układanych na miłych oku planszetkach) zdecydowanie zachęcają do nawiązania bliższego kontaktu
nawet jeśli ktoś spotkał się już wcześniej z podobną strategią uwodzenia (nie oszukujmy się - plansza i "kafelki" większości graczy z pewnością coś przypominają...), ciekawość pobudzą z pewnością niestandardowe rozwiązania (plastikowe piramidki)

dam sobie rękę uciąć, że niejeden (może być od 1 do 4 na raz ;) ) ośmio-, osiemnasto- i kilkudziesięcioośmiolatek już jest zainteresowany...


bardzo dobrze, bo już za chwilę będą mieli okazję przekonać się, że wybranka jest także

b) mądra





co oznacza, że będzie wymagać sprawności intelektualnej...

trzeba przyznać, że choć dość przystępna (instrukcja mieści się na dwóch stronach jednej kartki, wraz z ilustracjami!) jest równocześnie absorbująca i zmusza do skupienia uwagi

kto miał już do czynienia z jej podobnymi ("Geniusz" na przykład, jako rodzona siostra, autorstwa tego samego "ojca", zdecydowanie nie wyprze się pokrewieństwa) szybko zorientuje się, że najważniejsze jest odpowiednie, rozważne dopasowywanie (tak jak w przypadku wyżej wspomnianej, dysponując pięcioma płytkami z kolorowymi symbolami staramy się tworzyć na planszy jak najlepiej punktowane układy, przedłużając linie z jednakowymi znakami i/lub blokować korzystne ruchy przeciwnikom)



warto jednak także docenić jej wyjątkowość i zwrócić uwagę na nowe możliwości, które otwierają odmienne szczegóły ("nie lekceważ piramid!" radzą bardziej doświadczeni - i racja! - specyficzna punktacja pojedynczych, odizolowanych pól dodaje "smaczku" i może decydować o ostatecznym rezultacie)


a to jeszcze nie wszystko, jeśli chodzi o pobudzanie szarych komórek!

mówiłam już przecież, że jest też
c) stymulujaca
- do samego końca!

(fakt, że emocje utrzymują się do ostatniej rundy zawdzięczamy specyficznej ocenie punktacji - ostateczny wynik każdego gracza to "wartość jego najsłabszego koloru", co oznacza, że przez całą rozgrywkę musimy walczyć o to, by nie zaniedbać punktowania żadnego z symboli i nie pozwolić by któryś znacznik pozostał zbyt daleko w tyle, bacznie obserwując jednocześnie postępy konkurentów;
to nieoczywiste i z pozoru nieco zagmatwane rozwiązanie mocno wpływa na dobór taktyki i okazuje się atutem całej gry!)


jednym słowem, choć z czasem dostrzeżemy drobne niedoskonałości (a bo inne mają płytki z tworzywa, a nie takie płaskie kartoniki, a znaczniki się po planszetkach trochę ślizgają i trzeba uważać żeby się nie przesunęły gdy ktoś trąci stół, a raz zabrakło nam piramidek...) na pewno warto z nią spędzić popołudnie
według mnie - niejedno!


skutecznie oczarowana bardzo polecam "Axio" w ramach

za egzemplarz dziękuje wydawcy - egmont.pl

przyrodnicze karty do gry

pełna wrażeń po letnich spacerach "w naturę" z przyjemnością publikuję ostatnio wpisy okołoprzyrodnicze
pochwaliłam się zatem całkiem niedawno odkryciem doskonałego "albumu komiksowego" pt. "O rety! Przyroda" (niezmiennie polecam! więcej >>TU<<) oraz naszą tegoroczną kolekcją motyli (>>KLIK<<), wraz z puchaczami rozpoczęliśmy kolejną jesień (>>TAK<<)...
ale na tym zachwytów nad polską przyrodą (a przy okazji nauki biologii) nie koniec!

owady, zwierzęta i ptaki Polski widziane "na żywo" to jedna z największych atrakcji każdej wycieczki w plener
tych spotkań, tak częstych latem, z pewnością będzie nam w najbliższym czasie bardzo brakowało
na szczęście, dzięki Trefl Fabryka Kart, nawet chwilowo unieruchomieni w domu możemy je nadal poznawać i do woli obserwować na oryginalnych kartach do gry :)

między innymi takich:


takich:


i takich:


jak widać na powyższych zdjęciach, bawimy się standardowymi taliami po 55 kart każda (wiadomo: 13 kierów, 13 karo, 13 pików, 13 trefli i 3 jokery)
jako takie są odpowiednio czytelne, sztywne, trwałe - wykonane zgodnie z wysokimi standardami wydawcy, który wszak zajmuje się tym od 70 (!) lat 
tym samym oczywiście można ich użyć "zgodnie z przeznaczeniem", czyli po prostu do gry :)
w załączonej do każdego opakowania "instrukcji" znajdziemy podpowiedź - reguły pięciu popularnych tradycyjnych "karcianek", takich jak kierki, makao, wist, remik i 66

dla karciarzy-przyrodników oryginalna szata graficzna będzie w tym przypadku po prostu ciekawym urozmaiceniem


w pudełeczkach znajdujemy jednak coś więcej niż zwyczajny "zestaw przetrwania deszczowych wieczorów na koloniach", każda z talii niesie bowiem całkiem pokaźny ładunek informacji
przedstawione na kartach organizmy są podpisane nazwą gatunkową (po polsku i po łacinie), a dodatkowy "zeszycik", czyli załączona "Broszura edukacyjna", zawiera kilkuzdaniowe opisy każdego z nich
ciekawi świata mają zatem okazję nie tylko utrwalić sobie wygląd spotykanych w naszym kraju zwierząt, ale także przyswoić kilka ciekawostek
(wiedzieliście na przykład, że w Polce występuje aż 47 gatunków komarów? a rohatyniec jest w stanie podnieść ciężar ważący nawet 380 razy więcej od niego?!)


ponad 50 pojedynczych "obrazków" ze zwierzakami (ssakami, ptakami lub owadami - w przypadku trzech pudełeczek jest ich łącznie ponad 150!) to poza tym świetne narzędzie do przyrodniczych wyzwań i powtórek!
można się nimi bawić na wiele sposobów*
proponujemy między innymi:
  • tworzenie podzbiorów wg rodzajów, cech, zwyczajów
  • wyszukiwanie cech wspólnych i różnic miedzy wybranymi gatunkami
  • segregowanie według wskazanej wielkości/rozpowszechnienia/średniej długości życia i/lub ogona...
  • wyróżnianie gatunków chronionych
  • próby odgadnięcia "klucza" dla mniej lub bardziej losowo wyodrębnionej grupy (np. co łączy wszystkie asy albo blotki kier - pozornie nic? warto wysilić intelekt i wyobraźnię!)
  • dociekanie "kto może się z kim spotkać", "kto kogo zjada"
  • wybieranie kart z wizerunkami zwierząt spotkanych w naturze, przypominanie okoliczności owych obserwacji i utrwalanie ich pełnych nazw gatunkowych
poza tym w grę wchodzą oczywiście także tradycyjne zabawy typu "co zniknęło" czy "wymień i wyszukaj 5 gatunków ciem" służące ćwiczeniu pamięci i koncentracji  

i wiele, wiele innych,
do których zachęca barwna szata graficzna i poręczny format
oraz my - mamajanka i On :)


* do wielu zadań i zabaw nie wystarczą same karty i załączona broszura - trzeba będzie sięgnąć do bardziej wyczerpujących źródeł, ale jeśli uda im się do tego zachęcić, to przecież także ogromna zaleta :)

za karty dziękuję wydawnictwu,
zabawy przyrodnicze z kartami polecam w ramach projektu:
https://mamajanka.blogspot.com/2018/09/poszkolne-2018-zbior-pomysow-i-pomocy.html
a wszelkie, bardziej i mniej standardowe, niehazardowe "gry w karty", jak zwykle, pod szyldem

matematyka w plenerze - "Do trzech odlicz"


jak najlepiej uczyć się matematyki?
powtarzając się po raz enty odpowiadam: mimochodem
można, jak najbardziej, chodząc i odliczając (raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy), można też najpierw czytając, a potem dochodząc do własnych wniosków...

tym razem do zabaw (ma)tematycznych zainspirował nas "urodzony niematematyk", czyli Grzegorz Kasdepke, autor "Do trzech odlicz"


Baobab - dwa słowa o tym, co tej jesieni spada z drzew

dopiero co cieszyliśmy się "złotą polską jesienią", świętowaliśmy Dzień Drzewa (10.10., gdyby ktoś przegapił tę ważną datę), a tu już listopad u progu...
jak śpiewało się swego czasu z Elektrycznymi Gitarami "liście lecą z drzew, liście lecą z drzew!"

tymczasem do nas "doleciała" dodatkowo nieco bardziej egzotyczna przesyłka, w pewien sposób jednak z tematem związana - elegancki kartonik pełen gadżetów kojarzących się z afrykańską sawanną
czyżby ktoś ze znajomych słał pozdrowienia na kartce pocztowej z baobabami?
nie! to spadła nam jak z nieba, w sam raz na czas jesiennej pluchy, bajecznie kolorowa najnowsza gra zręcznościowa od rebel.pl :)


oto "Baobab", na którego przykładzie pokażemy, co poza liśćmi spada tej jesieni z drzew i wyjaśnimy, dlaczego dzieci wolą jednak zbierać tradycyjne kolorowe bukiety tych pierwszych



"Baobaby rosną w bardzo specyficzny sposób: zwykle ich korona jest rozłożysta i sięga znacznie szerzej niż pień, w dodatku jest spłaszczona na górze. Nasz Baobab to niezwykła gra zręcznościowa, która zapewni uczestnikom całą masę śmiechu i zabawy."

powyższe zdjęcie ukazuje grę w pełnej krasie - "Baobab" w szczycie rozkwitu
na starcie jest to po prostu stalowa puszka pełna faliście przyciętych kart z błyszczącego, średniej grubości papieru
samo opakowanie stanowi podstawową część zestawu niezbędnego w przebiegu rozgrywki



puszkę ową stawiamy stabilnie na środku stołu, tak, by każdy z graczy miał do niej swobodny dostęp
odrobinę szersza od "pnia" pokrywka będzie służyła za blat - podstawę korony drzewa, które wspólnymi siłami postaramy się uczynić idealnym schronieniem dla licznych gatunków zwierząt

nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale baobaby sprawiające na pierwszy rzut oka wrażenie drzew posadzonych do góry korzeniami, to w istocie pełne życia oazy, z którymi wiąże się wiele ciekawostek i tajemnic...
na pewno warto dowiedzieć się o nich więcej!


ale do rzeczy - grajmy!

każdy z graczy (teoretycznie od dwóch do czterech co najmniej ośmiolatków, ale nie traktowałabym tych ograniczeń śmiertelnie poważnie) otrzymuje równą liczbę przetasowanych, zakrytych kart
jest ich łącznie 108 i dzielą się na 9 rodzajów
celem gry jest umieszczenie wszystkich - jedna po drugiej - na szczycie pnia, tak, by nie strącić żadnej spośród wcześniej tam położonych

w swojej turze gracz podejmuje decyzję ile kartoników (od 1 do 3) będzie próbował dołożyć
decyduje "w ciemno" i dopiero chwilę później sprawdza jakiego dokładnie podjął się wyzwania, sposób umieszczania kolejnych części korony baobabu zależy bowiem od ilustracji zamieszczonej na karcie



 i tak:
"Lamparty dają susa na samą górę, nietoperze latają na oślep, węże wpełzają od spodu, tukany pikują, kameleony naśladują inne zwierzaki, a małpy huśtają się na ogonach (...)"

jak dokładnie należy postępować z każdym rodzajem kart z poszczególnymi zwierzętami oraz tymi przedstawiającymi liście, kwiaty lub roje pszczół, precyzuje instrukcja (dostępna także online - tutaj)
wyzwanie polega na tym, by - czy to układając kolejne karty na obrzeżach korony, ostrożnie wsuwając je pomiędzy inne, czy rzucając z pewnej odległości - rozbudowując koronę baobabu nie strącić żadnej z już istniejących gałęzi

wszelkie upuszczone, zrzucone czy uznane za niemożliwe do prawidłowego dołożenia karty trafiają na karny stos niezręcznego nieszczęśnika
wygra oczywiście ten, który do momentu "zużycia" wszystkich rozdanych "gałęzi" przez najszybszego gracza takich "karniaków" (łącznie z własnymi niewykorzystanymi kartami) będzie miał najmniej


karty są gładkie i łatwo ześlizgują się jedna z drugiej, a niektóre sposoby dokładania stanowią rzeczywiście spore wyzwanie (szczególnie złośliwe bywają tukany, które nie wiadomo skąd znalazły się w Afryce i lotem koszącym zagrażają baobabowym gałęziom i kryjącej się wśród nich faunie)
dla bardziej wymagających graczy nie zmieni to oczywiście faktu, że "Baobab" to po prostu gra zręcznościowa - wymagająca skupienia i pewnej ręki, ale nie koniecznie jakiejkolwiek taktyki (nawet najmłodsi szybko przekonują się, że gra asekuracyjna do niczego nie prowadzi),
całość jest jednak tak przyjemna oku, ciekawie pomyślana i zgrabnie zapakowana, że zachęca do spróbowania nawet największych malkontentów

"Baobab" szczególnie podoba się dzieciom, ale jest w stanie ubarwić jesienne popołudnia (a przynajmniej urozmaicić kilka ich kwadransów) całym rodzinom
warto samemu przekonać się jak to jest, gdy zamiast liści z drzew spadają małpy i lamparty :)


do gry kolejny raz zachęcamy w ramach projektu:

za egzemplarz dziękujemy rebel.pl; w treści wykorzystano pojedyncze cytaty i zdjęcia ze strony wydawcy

Pogoda dla puchaczy. Jesień (czyli znów czytamy w lesie)

pogoda - jaka jest, każdy widzi...
ale czym jest i jaka będzie na przykład jutro, to już całkiem skomplikowane pytania
w nie do końca poważnej formie odpowiada na nie Bartek Jędrzejak: dorosłym - na wizji, a nieco młodszym - w książce, której współautorem jest Marcin Kozioł
a żeby było ciekawie i zrozumiale, pomaga jak może cała rodzina puchaczy
gotowi na wspólny jesienny spacer?


"Pogoda dla puchaczy" to przede wszystkim opowiadanie o życiu pewnej ptasiej rodziny
w tej części książeczki narratorem jest jeden z czwórki pisklaków, które pięć miesięcy po wykluciu "wyruszają w las"
Bubuś wspominając pierwsze kroki po opuszczeniu gniazda i opisując poszukiwania własnego siedliska, mimochodem uczy młodych czytelników tego i owego na temat puchaczych zwyczajów
przy okazji dowiadujemy się czegoś o motylach, dzięciołach i babim lecie
a żeby nie było za nudno (?) podpatrujemy też jak zwierzaki słuchają radia i "niechcący" podrzucają pewnemu spacerowiczowi pomysł na grę o wściekłych ptakach...



fragmenty fabularnej opowieści przeplatają wstawki aktywizująco-edukacyjne

na początku każdego rozdziału Bubo przypomina, że mamy za zadanie skupić się na wyszukiwaniu w jego treści wyróżnionego kolorem akapitu, by móc później wykonać zadanie związane z tematem
może to być zachęta do wyszukania na spacerze kolorowego listka, wklejenia kłębka waty, pokolorowania czarno-białego owada, narysowania własnej ilustracji i ciekawy sposób na stworzenie unikalnego egzemplarza książeczki

co jakiś czas do głosu dochodzi także "Pan Pogodynka" z miniwykładem na temat wyżów i niżów, zmienności pór roku, natury chmur itp.
przekazuje tylko podstawowe informacje, ale - również dzięki kodom do wykorzystania na powiązanej stronie internetowej, gdzie znajdujemy krótkie filmiki i propozycję eksperymentu - właśnie tak ma szansę zainteresować najmłodszych odkrywaniem natury takich zjawisk jak tworzenie się smug kondensacyjnych czy jesienna zmiana koloru liści



zeszytowy format, duża czcionka, sporo zdjęć i ilustracji, przystępny język oraz pierwszoosobowa "ptasia" narracja - wszystko to sprzyja samodzielnej lekturze
i bardzo dobrze, bo całość zdecydowanie lepiej trafia do dzieci na początku edukacji (również tej przyrodniczej), niż zorientowanej na suche fakty matki, która niepotrzebnie chciałaby pewnie tłumaczyć, że, jasne, można powiedzieć, że "mgła to roztwór", ale przecież nie taki zwyczajny, raczej układ koloidalny typu gazozol ciekły ;)
nie ośmielę się wypowiadać na temat wartości merytorycznej ciekawostek ornitologicznych i "okołopogodowych", grubych błędów w każdym razie nie widzę
młodsza młodzież (także ta przedszkolna) może się z pewnością pośmiać, nauczyć rysować sowę, a dodatkowo przyswoić odrobinę wiedzy o puchaczach i meteorologii
Jankowi się spodobała, więc poleca bezkrytycznie :)


Bubuś i autorzy już zapowiadają zimową kontynuację
biorąc pod uwagę jak piękną mamy jesień tego roku, mam jednak nadzieję, że dadzą nam jeszcze co najmniej kilka tygodni na poszukiwania "własnego kawałka lasu" i odkrycie niejednego zakątka pełnego chmur po których można chodzić



spacery z książką polecam ponownie w cyklu



za książkę dziękujemy wydawcy - Prószyński i S-ka

nauka liczenia

złota polska jesień zachęca w tym roku raczej do długich spacerów, niż przesiadywania za biurkiem,
wiadomo jednak, że czasem po prostu nie ma wyboru... 
szkoła się zaczęła, to i trzeba się trochę pouczyć!
na szczęście jeśli chodzi o matematykę na poziomie pierwszej czy drugiej klasy szkoły podstawowej, całkiem łatwo połączyć przyjemne z pożytecznym :)

tej jesieni pełnymi garściami czerpiemy z bogactwa "pomocy naukowych" w postaci kasztanów, żołędzi, owoców głogu i liści oraz pełnej pomysłów książki Nauka liczenia


"podręcznik" ten (odmienny nieco od tych tradycyjnych) ma za zadanie ułatwić początkującym adeptom Królowej Nauk przebrnięcie przez etap przyswajania podstawowych pojęć matematycznych, tak, by czytając ze zrozumieniem bez trudu kojarzyli zasady rozwiązywania prostych zadań z zakresu dodawania, odejmowania, mnożenia i dzielenia
dodatkowo dzięki nietrudnym, urozmaiconym zadaniom "oswajamy dzieci z ułamkami, odczytywaniem godziny na zegarze, szacowaniem długości", dbamy o kształtowanie umiejętności powiązania liczby z wartością i rozwijamy - cenną na każdym etapie edukacji - umiejętność koncentrowania się na poleceniu 


rodzice i nauczyciele dzieci przejawiających trudności w nauce matematyki na wstępie znajdą kilkanaście podpowiedzi ułatwiających ich pokonanie - w tym tak podstawowe jak np. "Każda nauka, aby była skuteczna, musi być przyjemna", czy "Szukaj praktycznych sytuacji, w których wykorzystuje się matematykę. Gdy dziecko widzi jej praktyczny wymiar, pracuje chętniej i z większą motywacją."
mogą wydać się banalne, ale często są kluczowe!
kolejne zadania - w większości nieskomplikowane i bardzo często kojarzące się z zabawą, uporządkowane są według rosnącego stopnia trudności, dzięki czemu nie zniechęcają na wstępie i "bezboleśnie" prowadzą na coraz wyższy poziom zaawansowania
świetna sprawa dla tych, którzy muszą dopiero pokonać opór przed liczeniem!

wydawałoby się, zatem, że nie dla nas...
błąd!
jest to bowiem jednocześnie przypomnienie, że matma to nie tylko "cyferki", ale też np. zabawy logiczne i ćwiczenie pamięci i spostrzegawczości (sudoku, wyszukiwanki, zapamiętywanie ciągów słów, szacowanie sumy na kościach etc.)
i świetna baza podpowiedzi na ubarwienie powtórek
ot, choćby z dopełniania do 10 i przekraczania progu dziesiątkowego... 


w szare, zimne dni liczymy zatem jabłka, śliwki i orzechy na kartach książeczki,
ale gdy słonko zachęca do wyjścia na zewnątrz - próbujemy odszukać jakieś na leszczynie (oj, nie jest łatwo! wiewiórki zdaje się nas ubiegły i już zadbały o swoje spiżarnie!), liczyć żurawie w kluczach odlatujących na pd.-zach., szacować liczbę kulek jarzębiny w "gronie", porównywać odległości i wybierać krótsze/dłuższe ścieżki, "wyczuwać" ile czasu minęło...
i bez opamiętania mnożymy wielobarwne bukiety ;)


zgodnie z zaleceniami autorki - specjalistki w zakresie metod efektywnego czytania i uczenia się, wg której "prawie każdy uczeń na początku nauki liczenia potrzebuje metod multisensorycznych oraz opierających się na myśleniu konkretnym"), używamy zatem rozmaitych rekwizytów: liczmanów, kostek do gry, kości domina, patyczków, fasolek, dużych arkuszy papieru, palców, prawdziwych pieniędzy...
stopniowo przechodzimy od podstaw do działań bardziej skomplikowanych i myślenia abstrakcyjnego


warto zauważyć, że choć dla przeciętnego drugoklasisty nie jest to podręcznik przesadnie obfitujący w wyzwania, reprezentuje sobą coś dużo cenniejszego niż typowy zbiór zadań dla początkujących
mianowicie: angażuje nie tylko ucznia, ale i rodzica (nauczyciela/terapeutę) we wspólną naukę przez zabawę, daje czas na zastanowienie, uczy skupienia, podpowiada różne sposoby dochodzenia do wyniku
no i jest całkiem niebrzydki* ;)


na pewno spodoba się opiekunom starszych przedszkolaków i najmłodszych uczniów, którzy chcieliby bez stresu przekonać pociechy do nauki liczenia
ci ostatni, jak większość ich poprzedników wszystkich pokoleń, z pewnością będą z kolei zachwyceni skutecznością metody nauki dzielenia wykorzystującej czekoladę :)


"Naukę liczenia" polecam w ramach projektu


a w ramach zachęty, by nie zapominać o matematyce na spacerach, sugeruję spojrzeć także na bazę tworzoną od kilku miesięcy przez Bubę i zaprzyjaźnione (także z matmą) blogerki, czyli tu:



*za ilustracje odpowiada Joanna Kłos, która ubarwiała nam wcześniej naukę prawidłowej wymonwy i ćwiczenie umiejętności czytania (dla ciekawych wkrótce dołączę linki!)