Strony

trudno powiedzieć... Sylaboratorium czy 45 puknięć w głowę?

"Przez całe życie, odkąd skończyłem dziewięć lat, cieszyły mnie słowa...
Słowa zmieniają nas z małp w ludzi. Tworzymy je, zmieniamy, ścigamy je i żyjemy nimi (...)"*

oto coś dla wszystkich, którzy podobnie jak autor powyższego cytatu, lubią bawić się słowami - dwie książeczki, których twórcy wydają się dzielić podobne hobby:
"Sylaboratorium, czyli leksykon młodego erudyty" oraz "45 puknięć w głowę - słowa i pojęcia, które warto znać"
książki, wydawałoby się, zupełnie różne, połączone jednak wspólną ideą
odkrywają przed młodym (a często i tym nieco starszym) czytelnikiem tajemniczy świat "trudnych" wyrazów


"Sylaboratorium" to wspólne dzieło "śmietanki" polskich pisarzy, twórców literatury dziecięcej (niezłych huncwotów...) w oryginalną formę graficzną ubrane przez Pawła Pawlaka
wstęp - esej o sylabie - dodał od siebie prof. Jerzy Bralczyk


każdy z autorów bierze na warsztat po kilka słów - rzadziej używanych, obco brzmiących, specjalistycznych lub po prostu nie potocznych i na swój sposób - wnikliwie, przekornie, oryginalnie, zabawnie - przedstawia je w formie dykteryjki czy rymowanki



zachowano (pozory) układ(u) tradycyjnego leksykonu - alfabetyczną kolejność haseł oraz proste, słownikowe wyjaśnienie każdego ze słów,
każde definicja jest jednak rozwinięta o opowiastkę mniej lub bardziej luźno związaną z tematem
autorzy dają się ponieść wyobraźni, personifikując opisywane "słowostwory" i/lub wplatając je w fantastyczne historie
nie uczymy się z nimi suchych definicji, lecz chłoniemy niesamowite obrazy splecione z liter


a na koniec sami możemy pobawić się w słowotworzenie - składając oryginalne w treści i formie wyrazy używając załączonych naklejek lub zostając typografem online na typo.polona.pl
polecamy:


druga książeczka - podejście alternatywne:
jeden autor, za to 45 form artystycznych, które prócz tego, że "udają" definicje, odkrywają przed nami jakże rozległy świat literatury i prozy użytkowej
całość oszczędnie, ale w punkt, zilustrowana przez Tomka Kozłowskiego


czego tu nie ma...


na pewno nie ma nudy :)
znajdziemy za to opowiadanie historyczne, donos, przepis, relację sportową, notkę biograficzną, list gończy, a nawet horror
ale nie ma strachu - wszystko w formie przystępnej (a czasem nawet zrozumiałej ;) ) dla dzieci


można by się długo rozwodzić nad zaletami "Czterdziestu pięciu puknięć", ale autor zawarł wszystko w okładkowym blurbie na własną cześć:
"Jest wyjątkowa i to pod wieloma względami" nietypowa, zaskakująca, pomysłowa, a przy tym zabawna i wciągająca. (...) Nikt wcześniej niczego podobnego nie napisał i już nie napisze - w każdym razie nie tak dobrze."
elastyczność pióra i umysłu, autoironia, abstrakcyjny humor - po prostu Kasdepke w najlepszym wydaniu!

Jane zaśmiewa się szczególnie przy komedii w jednym (krótkim) akcie pt. "Dylemat" oraz (kompromitującym) dzienniku z życia pisarza
znaczenia pojęć chłonie jednocześnie, zupełnie podświadomie


która lepsza - naprawdę trudno powiedzieć...
żadna z wyżej wymienionych lektur nie uczyni z czytelnika, ot tak, erudyty, obie rozszerzają jednak językowe horyzonty i dostarczają słusznej porcji zabawy słowem
obie lubię


* cytat pochodzi z tomiku "Poważnie zabawne, nieskończenie cytowalne" Terry'ego Pratchetta, cytowania ciąg dalszy nastąpi

za egzemplarz "Sylaboratorium" dziękuję egmont.pl, za "45 puknięć" Naszej Najlepszej Bibliotece - ukłony za odkrycie dla nas wydawnictwa Tamaryn :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz