Strony

Wyspa na prerii

popłakałam się właśnie nad książką Cejrowskiego
tak - tego Cejrowskiego
nie, nie ze śmiechu


sięgnęłam po tę książkę jako JA - ciekawa świata miłośniczka podróży, "otwarty umysł", zapalona czytelniczka
a wzruszyłam jako mamajanka - mamuśka, która zrobiłaby wszystko, by spełnić największe marzenia swojego syna
dlatego myślę, że to dobre miejsce, żeby napisać kilka słów


zapominając na chwilę, że czasami nie mogę patrzeć na telewizyjne programy "pajacującego" W.C.,
dałam się oczarować jego najnowszej opowieści
- ciekawej, wciągającej, miejscami poruszającej...
gawędzie o niegościnnych, ale fascynujących preriach Dzikiego Zachodu

"Wyspa..." jest napisana tak, że chce się czytać
i nie chce kończyć :)  
- przez wzgląd na piękną oprawę, niespiesznie toczącą się akcję, poczucie humoru autora


ale to nie rubaszne żarty Cejrowskiego, lecz mądra dedykacja i pewien list sprawiły, że zwilgotniały mi oczy
niezależnie od tego, czy "Wyspę..." traktować jako oparty na faktach dziennik, czy też fikcję literacką,
czy autor w istocie miał takiego ojca (wspaniałego!) i czy sam okaże się wymarzonym ojcem chrzestnym W. i W. - te fragmenty po prostu chwytają za rodzicielskie serce i zmuszają do refleksji...

ja tu sobie pochlipię i podumam, a Wy - czytajcie dalej!

mam spory sentyment do pustkowi USA
co prawda nie byłam w Arizonie (no, prawie... najbliżej w Baker na Mojave - robi różnicę?) i wcale nie wiem, czy chciałabym być (na pewno nie w południe, w pełnym słońcu, otoczona przez czyhające wszędzie owady i wystawiona na miotające kurzem i kołpakami podmuchy wiatru!), ale rozumiem fascynację dziką przestrzenią Dzikiego Zachodu
i znam to magiczne uczucie wolności od wszystkiego i do wszystkiego
wolności, do której jesteśmy stworzeni, a której sami tak łatwo się wyzbywamy dając się zapędzić w kierat codzienności...

nie bardzo wierzę w samospełniające się marzenia (i to pewnie dlatego nie spełniają się mi, tylko panu Wojciechowi :P),
ale gdyby tak można było być na jego miejscu...
z tych kilku(nastu) spełnionych na Prairie Island to błogiego nicnierobienia na starym niebieskim krześle zazdroszczę bardziej niż "zdobycznej" roponośnej działki :)
ach, mieć kiedyś taki własny porcz...


warto poczytać sobie "Wyspę..."
jako pochwałę (nie koniecznie tylko amerykańskiej) swobody, otwartości, indywidualizmu (stadnego :P) oraz prostych patentów i uczciwej pracy jako recepty na sukces (w rodzaju "do pucybuta do milionera")

albo po prostu jako opowiastki z podróży zachęcające do poznawania świata

ostatecznie - przez wzgląd na tych kilka "romantycznych" akapitów...



4 komentarze:

  1. Ach, super:) Marzy mi się wyprawa do USA, chętnie się tam przyniosę choćby w świecie wyobraźni z tą książką:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polecam - i lekturę, i podróż :)
      sama bym jeszcze chętnie więcej Ameryki zobaczyła...

      Usuń
  2. Czytałam sporo pozytywnych recenzji o tej książce. Nie czytałam nic Cejrowskiego, jednak z pewnością kiedyś to nadrobię.
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o! a ja myślałam, że odkryłam jakąś nowość :P
      polecam - szczególnie jako współautorce bloga podróżniczego :)

      Usuń