Strony

to się teraz czyta...

po szczęśliwym czasie spędzanym nad książkami ze starymi dobrymi wierszykami Tuwima i Brzechwy powoli zaczynamy poznawać aktualnie (i w przypadku wielu pozycji najpewniej chwilowo) popularną literaturę dziecięcą

chyba to nie wstyd przyznać, że jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie słyszałam o Tupciu i Elmerze?
dziś, mimo moich ambiwalentnych uczuć po pierwszym spotkaniu, są naszymi dobrymi znajomymi

a ciągle przed nami do odkrycia
szeroko zachwalana twórczość Grzegorza Kasdepke (Janek uwielbia "Niesforny alfabet" - cytaty z tej książki wtrącane przez niego ni stąd ni zowąd do rozmów to materiał na osobny wpis :); powoli przygotowuję się do wspólnego czytania "Ostrożnie" i "Bon tonu...")
"Pan Kuleczka" Wojciecha Widłaka
i wiele innych - polecanych przez natrętne newslettery rozmaitych wydawnictw i blogowe recenzje mam zachwyconych chwilami ciszy w domu - mi na pokuszenie :P 

na razie mamy dwie książeczki z bogatych serii o słoniu w kratkę i wesołej myszce:
"Elmer i nieznajomy" i "Tupcio Chrupcio. Nie mogę zasnąć"

Jankowi obie postaci bardzo przypały do gustu i często sam prosi o jedną z wymienionych pozycji
- nawet tuż po obudzeniu :)


dzięki temu, że w obu książkach pojawia się całkiem sporo - jak dla dwu(i pół)latka - tekstu, Janek zwraca uwagę na litery, tytuły i słówka na obrazkach z Tupciem "czyta" albo literuje sam


ale muszę przyznać, że nie do końca rozumiem fenomen popularności tych książeczek...


fakt - są bardzo kolorowe, uwagę przyciągają pomysłowe ilustracje (Janek chętnie wypatruje szczegóły takie jak umywalka dla myszki zrobiona z kapsla i korka, albo zaskoczona kangurzym podskokiem żyrafa), w niektórych aspektach (może) ułatwiają naukę pewnych zasad, promują pozytywne postawy takie jak wzajemna pomoc, przyjaźń...
   
niestety nie ustrzegły się wad
mam uwagi szczególnie co do "Tupcia.."
nie podoba mi się, że myszka dostaje butlę z mlekiem przed zaśnięciem i to już po umyciu zębów (u nas dawno nie ma już butli i żadnego jedzenia po myciu), a tekst jest chyba za długi dla Janka, bo pogania mnie do szybszego przewracania stron i sporą część omijam
takie fragmenty, jak ten, w którym Tupcio zaczyna robić porządek, a potem przestaje "bo mu się znudziło"  opuszczam z własnej inicjatywy...
czyli książka wymaga sporego wkładu rodzica, żeby dziecka nie znudziła, a tym bardziej nie utrwaliła negatywnych wzorców zachowań
(na szczęście "Nie mogę zasnąć" z całej serii nie okazało najgorszym wyborem, ale już "Kapryśnej myszki" po przeczytaniu opinii kilku mam na pewno nie kupię!)

jeśli chodzi o Elmera (i nieznajomego) 
już na początku  tekstu pojawia się oparte na angielskiej grze słów [stranger/strange] stwierdzenie "nieznajomi zachowują sie dziwnie i dlatego nazywamy ich nieznajomymi" - po polsku to zupełnie nie pasuje! za to "A niech to! Zamoczymy sobie stopy!" okazało się świetnie trafione - Janek z radością powtarza ten cytat każdemu kto chce słuchać :)
ogólnie ilość słów i przystępność treści oceniam jako lepiej dobrane niż w przypadku "Tupcia..",
no i najważniejsze, że na końcu Kangur dzięki pomocy Elmera, Tygrysa i Lwa przezwycięża swój strach i niepewność i wszyscy zostają przyjaciółmi!

przy okazji jeszcze jedna z nowości w Jankowej biblioteczce - "Zimowa noc"
trafiła do nas dzięki autorce czytamyigramy.pl jako wygrana w konkursie
- niestety chyba troszkę za późno
mięciutka czapa, którą młodsze dzieci pewnie chętnie by dotykały i gładziły, nie zrobiła na J. szczególnego wrażenia, a i treść podobnie (może dlatego że o zimie, która w tym roku była wystarczająco długa:P), bo nie dotrwał w skupieniu do końca
szkoda, bo wydanie ładne, przekaz w sumie pozytywny...
ale znów - lepsze jest wrogiem dobrego - a do najlepszych sama bym tej opowieści nie zaliczyła

 
na szczęście poza wymienionymi "cudami" z bajecznie kolorową grafiką, wymiarami >25x25 i twardymi oprawami J. niedawno dostał niepozorny zeszyt - "Psotnego Franka" z serii Czytam sobie
i chociaż nie sposób znaleźć słów porównania do wyżej wymienionych to on właśnie okazał się hitem
zdecydowanie zasłużył na osobny wpis, więc pojawi się tu niedługo...

7 komentarzy:

  1. Hej,

    dzięki za rade z labiryntem. Wykorzystam ale na innym labiryncie, takim zwykłym czarnym na białym tle, z czarnymi, wyraźnymi ścianami. Wtedy takie znaczki beda widoczne i pomocne. Labirynt w zeszycie jest niezbyt wyrazisty, przez to sam z siebie trudniejszy - ściany nie są proste, a pofalowane, a po drodze chyba z 6 czy 7 kolorowych kwiatków, wcale nie pomocnych przy znalezieniu drogi. My z Dawidem nie robiliśmy jeszcze labiryntów, wiec jak na pierwszy - zdecydowanie sie nie nadaje.

    * Tłumaczenie, które przytoczyłaś ... bez komentarza ... Elmer i nieznajomy - wydaje sie byc trescia o wiele ciekawsze, niz czesc pierwsza "Elmer" - chodzacy słoń, który zabarwia sie na szaro i tyle.

    Tupcio Chrupcio - nigdy więcej... sweterka nie ubierze, bałaganu nie posprzata, zaprze sie nogami, tak że mama musi go ciągnąć a na koncu ucieknie - a mama nie moze sobie dać z nim rady, brrr.

    Jeszcze raz dzieki za rade z labiryntem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)

      niezorientowanych w dyskusji może zainteresuje http://byciemamadladawida.blogspot.com/2013/05/zeszyty-pracy-dla-dziecka-i-z-dzieckiem.html
      - ja chętnie zaglądam do "wirtualnego" kolegi-rówieśnika Janka i jego mamy :)

      Usuń
  2. następny planowany "modny" zakup to "Błękitna niedźwiedzica" - może ktoś chciałby polecić/zniechęcić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak, oczywiscie chodzi o "Niebieską niedźwiedzicę" - No 1 Konkursu na Najlepszą Książkę Dziecięcą „Przecinek i kropka” 2012
      uslyszałam o niej w niedzielnej audycji dla dzieci w Trójce - dla trochę starszych dzieci, ale polecam, dobrze się przy niej je śniadania:)
      i pojawiła sie w kilku newsletterach portali dla mam (qlturka na pewno)+
      ale chyba jeszcze trochę poczekam, Janek na razie chyba by nie zrozumiał historii

      Usuń
  3. Nic nie powiem. Poczytam, poszperam. Zdradź, skąd pomysł na ten tytuł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieśmiało podpowiem (może zbłąkany post, ale jakoś tak kojarzy mi się z tematyką "modny" tytuł)... :"jabłonka Eli"?:) Może nie ta pora roku, bo książka aż pachnie jesienią, ale znaleź w niej można każdą porę roku.

      Usuń
  4. "Jabłonkę Eli" znaleźliśmy przypadkiem w jednej z poznańskich kawiarni i zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie - historia ciekawa, ciepła, z pozytywnym przesłaniem...
    Szkoda, że Zakamarki mają tak wyśrubowane ceny, ale może kiedyś do nas trafi...

    OdpowiedzUsuń