tym razem wspólnym wysiłkiem, rozsypując sporo białego proszku (a nawet dwóch) na literę "S", uzyskaliśmy produkt całkowicie niejadalny, ale bardzo satysfakcjonujący
niniejszym dzielimy się pomysłami na wykorzystanie skrobi ziemniaczanej i/lub sody oczyszczonej do zabawy i chwalimy efektami
(z, hmm, prochu) powstały:
czyli ozdóbki wykrawane foremkami do ciasteczek z rozwałkowanych cienko mas plastycznych, podkładki (na przykład pod małe świeczki) wykrojone na kształt listków i podstawki pod kubki z odciśniętym wzorem szydełkowych serwetek
baza do tworzenia podobnych różności to:
Masa "porcelanowa":
wikol i skrobia ziemniaczana 1:1 + olej i cytryna 1:1, 10:1[tj. np. w naszym przypadku szklanka, szklanka, dwie łyżki, dwie łyżki]
mieszamy na zimno i zużywamy sprawnie (bo szybko twardnieje), ewentualnie przechowujemy (krótko) szczelnie zawiniętą w woreczek foliowy
"mokra" masa jest śnieżnobiała, po wyschnięciu (ok. 12 godzin) staje się mleczna, półprzejrzysta
jest idealna do zabawy fakturą, najefektowniej wygląda oglądana pod światło
Masa nie-solna - ze skrobi i sody:
skrobia ziemniaczana, woda i soda[tj. np. w naszym przypadku pół szklanki, 90 ml, 60g]
mieszamy i gotujemy do zgęstnienia, studzimy
lepimy na bieżąco - choć twardnieje wolniej niż masa wikolowa, większą ilość również lepiej zawinąć w folię
mokra jest lekko kremowa, przyjemnie gładka w dotyku, gęstością przypomina plastelinę, po całkowitym wyschnięciu (około doby) - biała, nieprzejrzysta
z bliska widać, jak drobniutkie kryształki sody delikatnie się mienią, prezentuje się ładniej niż masa solna
obie podczas suszenia stają się bardziej kruche, a w przypadku większych, grubszych figurek i szybkiego suszenia mogą pękać lub się lekko deformować, co nie przeszkodziło nam cieszyć się oryginalnym rezultatem
przy okazji wykorzystaliśmy inny pomysł na użycie sody i przygotowaliśmy także
Preparowane liście
soda + woda, min. 1:100 i liście - podobno najlepiej zielone (?)
[tj. np. łyżka sody, litr wody - u nas 3 łyżki, kilka żółtych, jesiennych liści klonu]
gotujemy liście w wodzie z sodą około godziny, wyciągamy gdy zaczną się robić śliskie
miękką szczoteczką "wydrapujemy" ostrożnie miękki miąższ z mokrego liścia, powstały szkielet pozostawiamy do wysuszenia
preparowane liście podziwiamy, wykorzystujemy jako ozdobę i/lub punkt wyjścia do dyskusji nt. "unerwienia" roślin
sody i skrobi kupiłam więcej
mimo że zrobiliśmy z J. także doświadczenie soda+ocet (przypomnienie zabawy z wulkanem i pierwsze próby wyjaśnienia zagadki "bąbelków"), sporo jeszcze zostało
przydadzą się do czyszczenia (ta pierwsza) i pieczenia (obie) - szczególnie, ze najważniejsza imprezowa okazja w roku już niedługo...
następnym razem zaproszę na ciasto marchewkowe, chlebek bananowy i gofry... a może nawet zrobię zdjęcie błyszczącej blaszki lub piekarnika ;)
chyba że podpowiecie, jak jeszcze inaczej można je "zmarnować"?
* przepisy na masy pochodzą z zakamarków sieci - są dość elastyczne, występują też w wersji z gliceryną lub oliwką w miejsce oleju i innych proporcjach, obie masy można łączyć z farbami i innymi barwnikami; do zabawy z liśćmi zainspirował natomiast Wojciech Mikołuszko w "Tato, a dlaczego?" - przy okazji bardzo polecam lekturę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz