J. nadal nie jest pasjonatem rysowania - woli farby
zupełnie przeszła mu fascynacja kredkami (i długopisem) sprzed jakichś dwóch lat - zdaje się, że teraz pokolorowanie całej kartki to za wielkie wyzwanie dla jego cierpliwości - kto by tyle usiedział w miejscu? i jeszcze tak się napracował, naprzyciskał kredki, żeby cokolwiek było widać...
odrobinę lepiej idzie z pisakami - tu przynajmniej od razu widać intensywnie barwny efekt
ale i tak trzeba go zachęcać, chwalić, namawiać, żeby nie zostawiał pracy w połowie
("a Paulinka i Natan mówią, ze ja koloruję nieładnie" - to niespecjalnie pomaga...)
jednym słowem mazanie po kartce to nuda :(
no chyba, że doda się trochę magii do zwykłego rysowania...
a okazuje się, że to nie trudne - wystarczy kubek z wodą!
zainspirowani pomysłem z bloga Kreatywnym Okiem stworzyliśmy (no dobrze, Janek stworzył, ja pomogłam niewiele...) takie oto dzieło:
a potem (zupełnie bez namawiania) jeszcze dwa inne :)
prace wysyłam na konkurs - baner na pasku, może też jeszcze zdążycie! - a sama wracam do Ilony i Adasia jeszcze trochę pobuszować w poszukiwaniu dalszych inspiracji :D
Strony
▼
śródmiejska łąka czerwcowa
bardzo lubię czas krótko przed wakacjami, kiedy zakwitają trawniki i nawet w środku miasta znaleźć można kolorową łąkę
w drodze do przedszkola, sklepu, pracy - mimo głowy zaprzątniętej obowiązkami - jest okazja ucieszyć oczy kolorami, poćwiczyć pamięć przypominając sobie nazwy i zastosowania popularnych ziół i bylin...
na początku czerwca zrobiliśmy sobie z J. piknik na zarośniętym boisku - przyglądaliśmy się pszczołom i trzmielom przy pracy i zupełnie spontanicznie zaczęliśmy nazywać poszczególne rośliny - wiele znał, o kilka sam zapytał - naprawdę był zainteresowany :) nie przyjmuję do wiadomosci opinii niektórych dorosłych,z enie warto "uczyć" trzylatka tylu "niepotrzebnych" rzeczy, "zaśmiecać" mu umysłu... już dawno pojęłam, że właśnie takie małe dzieci najłatwiej czymś zadziwić, bo po prostu chłoną cały świat wszystkimi zmysłami i nie sądzę, żeby nadmiar wiedzy mógł komuś zaszkodzić, więc chętnie opowiadałam co wiem, w razie niepewności obiecując, że w domu sprawdzimy dokładnie (jakoś tak szczawiu nie byłam pewna...)
było to krótko przed naszym zgłoszeniem do projektu i nie miałam ze sobą aparatu, później dopiero pomyślałam, że taka dzika łąka to dobry temat...
niestety - kilka dni później już tego naszego chwastowiska nie było :(
co gorsza zniknął też łan maków przed pobliską Biedronką, na który miałam tak optymistyczny widok przez kuchenne okno
szkoda mi go, bo naprawdę dodawał przy śniadaniu energii na nowy dzień...
niestety zazwyczaj w mieście taka mnogość kształtów i barw nie ma szansy przetrwać zbyt długo w jednym miejscu, bo najpóźniej za kilka dni pojawią się panowie w pomarańczowych kamizelkach z warczącymi maszynami :(
zawsze marzyłam o dzikiej łące zamiast trawnika za własnym domem (tata J. pukał się w głowę - pewnie m.in. i dlatego nie mamy dotąd wspólnego domu :P) i denerwuje mnie zbyt regularne strzyżenie całej okolicy niemal na łyso - tym bardziej, że często potem osiedlowe trawniki szpecą suchymi odrostami w kolorze siana
a przecież można by inaczej - może nawet TAK?
przez kolejne tygodnie "polowałam" na zakątki ocalałe z pogromu - wypatrywałam ciekawszych miejsc wzdłuż trasy rowerowej którą jeździmy do przedszkola i pracy i co dzień obiecywałam sobie, ze jutro, już jutro je sfotografuję - oczywiście po kolei znikały...
już, już miałam po prostu opisać roślinki, które Janek poznał i powklejać linki do zdjęć ze wspaniałej strony pewnej pasjonatki wypatrywania prawdziwego życia na betonowej pustyni - tzn. pełnego cennej wiedzy i pięknych fotografii CHWASTOWISKA (które serdecznie polecam),
na szczęście mieszkamy dość blisko lasu, a na jego obrzeża (w przeciwieństwie do parku - niestety regularnie koszonego) kosiarki zapuszczają się rzadziej, udało się więc w końcu stworzyć małą galerię miejskich chwastów czerwcowych
oto i ona:
w drodze do przedszkola, sklepu, pracy - mimo głowy zaprzątniętej obowiązkami - jest okazja ucieszyć oczy kolorami, poćwiczyć pamięć przypominając sobie nazwy i zastosowania popularnych ziół i bylin...
na początku czerwca zrobiliśmy sobie z J. piknik na zarośniętym boisku - przyglądaliśmy się pszczołom i trzmielom przy pracy i zupełnie spontanicznie zaczęliśmy nazywać poszczególne rośliny - wiele znał, o kilka sam zapytał - naprawdę był zainteresowany :) nie przyjmuję do wiadomosci opinii niektórych dorosłych,z enie warto "uczyć" trzylatka tylu "niepotrzebnych" rzeczy, "zaśmiecać" mu umysłu... już dawno pojęłam, że właśnie takie małe dzieci najłatwiej czymś zadziwić, bo po prostu chłoną cały świat wszystkimi zmysłami i nie sądzę, żeby nadmiar wiedzy mógł komuś zaszkodzić, więc chętnie opowiadałam co wiem, w razie niepewności obiecując, że w domu sprawdzimy dokładnie (jakoś tak szczawiu nie byłam pewna...)
było to krótko przed naszym zgłoszeniem do projektu i nie miałam ze sobą aparatu, później dopiero pomyślałam, że taka dzika łąka to dobry temat...
niestety - kilka dni później już tego naszego chwastowiska nie było :(
co gorsza zniknął też łan maków przed pobliską Biedronką, na który miałam tak optymistyczny widok przez kuchenne okno
szkoda mi go, bo naprawdę dodawał przy śniadaniu energii na nowy dzień...
niestety zazwyczaj w mieście taka mnogość kształtów i barw nie ma szansy przetrwać zbyt długo w jednym miejscu, bo najpóźniej za kilka dni pojawią się panowie w pomarańczowych kamizelkach z warczącymi maszynami :(
zawsze marzyłam o dzikiej łące zamiast trawnika za własnym domem (tata J. pukał się w głowę - pewnie m.in. i dlatego nie mamy dotąd wspólnego domu :P) i denerwuje mnie zbyt regularne strzyżenie całej okolicy niemal na łyso - tym bardziej, że często potem osiedlowe trawniki szpecą suchymi odrostami w kolorze siana
a przecież można by inaczej - może nawet TAK?
przez kolejne tygodnie "polowałam" na zakątki ocalałe z pogromu - wypatrywałam ciekawszych miejsc wzdłuż trasy rowerowej którą jeździmy do przedszkola i pracy i co dzień obiecywałam sobie, ze jutro, już jutro je sfotografuję - oczywiście po kolei znikały...
już, już miałam po prostu opisać roślinki, które Janek poznał i powklejać linki do zdjęć ze wspaniałej strony pewnej pasjonatki wypatrywania prawdziwego życia na betonowej pustyni - tzn. pełnego cennej wiedzy i pięknych fotografii CHWASTOWISKA (które serdecznie polecam),
na szczęście mieszkamy dość blisko lasu, a na jego obrzeża (w przeciwieństwie do parku - niestety regularnie koszonego) kosiarki zapuszczają się rzadziej, udało się więc w końcu stworzyć małą galerię miejskich chwastów czerwcowych
oto i ona:
farbowniki, koniczyny, taszniki... - wszystkie są ciekawe |
ćwiczenia antyreraniowe i zabawy (nie)logopedyczne
J. bardzo polubił swoją panią logopedę
do tego stopnia, że ostatnio gdy po odebraniu z przedszkola zapytałam go co chciałby robić podpowiedział: "może pojedziemy gdzieś autobusem? najlepiej pojedźmy do logopedy!"
same ćwiczenia w domu już go niestety tak nie pasjonują... po ciekawych zabawach na rozruszanie aparatu mowy (takich), do których jeszcze co jakiś czas wracamy i które wcale się nie nudzą, przyszedł czas na ddd - i zaczęły się schoddddy :)
w poprzednim miesiącu przede wszystkim dążyliśmy do wyćwiczenia koniuszka języka tak, aby dotykał wałeczka na podniebieniu za górnymi zębami przy otwartych ustach - najpierw bez ruchu ("przyklejony język na gumce"), potem - delikatnie się odrywał i wracał do pozycji wyjściowej, w końcu - drgał w czasie powtarzania D w następujących konfiguracjach:
d d d -- dd dd dd -- ddd ddd ddd -- dddd dddd dddd -- ddddddddddddddddd....
Jankowi ćwiczenia wydają się trudne - buzia sama się zamyka, język kłapie i często wychodzi dedede zamiast dydydy, ale się nie poddaje i jest dumny z własnych postępów
na kolejnym spotkaniu w gabinecie sam wyrywał się, żeby pokazać jak długo potrafi już trzymać język "przyklejony" :) (faktycznie początkowo opadał natychmiast, a teraz J. potrafi długo przytrzymać go przy podniebieniu - brawo!)
zamiast nużącego powtarzania bawimy się też w zastępowanie R przez ddd w różnych słowach - ta zabawa spodobała się od razu i wcale się nie nudzi
na nowo uczymy się mówić w dziwnym języku wołając do siebie np. pdddoszę, pdddalka, tdddamwaj, tddawa... a Janek także (oczywiście) todddy i (bez sensu) pociądddd :P
a oto garść ćwiczeń z ostatniej konsultacji:
td, td, td -- tili, tili, tili --- tele, tele, tele -- tulu, tulu, tulu -- dili, dili, dili -- dele, dele, dele -- dulu, dulu, dulu -- dli, dli, dli -- tli, tli, tli -- tede, tede, tede -- tedu, tedu, tedu -- luli, luli...
nadal z otwarta buzią i drgającym językiem
to dopiero trudno i nudno brzmi...
popróbujemy, ale dobrze, że w sumie jesteśmy z tym Jankowym frrrancuskim rrrrrr pogodzeni :P
a spotkania z panią Asią mają inny, dodatkowy plus - dzięki nim pojawiły się u nas KSZTAŁTY
- zalaminowane wycinanki miały służyć ćwiczeniom oddechowym (przenoszenie z miejsca na miejsce za pomocą słomki J. opanował bez trudu), ale przydają nam się do wielu innych zabaw
min.
* segregowania według kształtu i koloru,
* ćwiczenia spostrzegawczości (czasem żeby było też trochę ruchu rozsypuję na dywanie i na hasło J. jak najszybciej biegnie, wyszukuje dany kształt i przenosi na drugi koniec pokoju),
* liczenia, porównywania, opisywania,
* układania według schematu
itp.
a oprócz tego rodzina śnieżynek chętnie jeździ w corvetcie i poważnie miedzy sobą dyskutuje - ale to już zupełnie inna historia... :)
do tego stopnia, że ostatnio gdy po odebraniu z przedszkola zapytałam go co chciałby robić podpowiedział: "może pojedziemy gdzieś autobusem? najlepiej pojedźmy do logopedy!"
same ćwiczenia w domu już go niestety tak nie pasjonują... po ciekawych zabawach na rozruszanie aparatu mowy (takich), do których jeszcze co jakiś czas wracamy i które wcale się nie nudzą, przyszedł czas na ddd - i zaczęły się schoddddy :)
w poprzednim miesiącu przede wszystkim dążyliśmy do wyćwiczenia koniuszka języka tak, aby dotykał wałeczka na podniebieniu za górnymi zębami przy otwartych ustach - najpierw bez ruchu ("przyklejony język na gumce"), potem - delikatnie się odrywał i wracał do pozycji wyjściowej, w końcu - drgał w czasie powtarzania D w następujących konfiguracjach:
d d d -- dd dd dd -- ddd ddd ddd -- dddd dddd dddd -- ddddddddddddddddd....
Jankowi ćwiczenia wydają się trudne - buzia sama się zamyka, język kłapie i często wychodzi dedede zamiast dydydy, ale się nie poddaje i jest dumny z własnych postępów
na kolejnym spotkaniu w gabinecie sam wyrywał się, żeby pokazać jak długo potrafi już trzymać język "przyklejony" :) (faktycznie początkowo opadał natychmiast, a teraz J. potrafi długo przytrzymać go przy podniebieniu - brawo!)
zamiast nużącego powtarzania bawimy się też w zastępowanie R przez ddd w różnych słowach - ta zabawa spodobała się od razu i wcale się nie nudzi
na nowo uczymy się mówić w dziwnym języku wołając do siebie np. pdddoszę, pdddalka, tdddamwaj, tddawa... a Janek także (oczywiście) todddy i (bez sensu) pociądddd :P
a oto garść ćwiczeń z ostatniej konsultacji:
td, td, td -- tili, tili, tili --- tele, tele, tele -- tulu, tulu, tulu -- dili, dili, dili -- dele, dele, dele -- dulu, dulu, dulu -- dli, dli, dli -- tli, tli, tli -- tede, tede, tede -- tedu, tedu, tedu -- luli, luli...
nadal z otwarta buzią i drgającym językiem
to dopiero trudno i nudno brzmi...
popróbujemy, ale dobrze, że w sumie jesteśmy z tym Jankowym frrrancuskim rrrrrr pogodzeni :P
a spotkania z panią Asią mają inny, dodatkowy plus - dzięki nim pojawiły się u nas KSZTAŁTY
- zalaminowane wycinanki miały służyć ćwiczeniom oddechowym (przenoszenie z miejsca na miejsce za pomocą słomki J. opanował bez trudu), ale przydają nam się do wielu innych zabaw
min.
* segregowania według kształtu i koloru,
* ćwiczenia spostrzegawczości (czasem żeby było też trochę ruchu rozsypuję na dywanie i na hasło J. jak najszybciej biegnie, wyszukuje dany kształt i przenosi na drugi koniec pokoju),
* liczenia, porównywania, opisywania,
* układania według schematu
itp.
z kontynuacją wzoru J. nie ma już żadnych problemów |
a oprócz tego rodzina śnieżynek chętnie jeździ w corvetcie i poważnie miedzy sobą dyskutuje - ale to już zupełnie inna historia... :)
białe noce w Afryce i metro
pewnej soboty, pod moją nieobecność, tata zanotował:
- Synku, dlaczego zapaliłeś światło w pokoju?
- Bo jest noc!
- Jak to, przecież jest dzień?
- Nie, jest noc bo metro w nocy musi świecić światłami (włącza światła zabawki)
- A dlaczego chowasz metro pod ubraniami?
- To nie ubrania, to zajezdnia! A tam pod poduszkami jest stacja. A tato, czy widzisz tą trakcję? (nie ma żadnej trakcji)
- Nie!
- No przecież tutaj jest prosta a tu zakręty (pokazuje palcami na pustej podłodze)
A tutaj tato (pokazuje na koniec dywanu) jest koniec Afryki! Bo to jest metro afrykańskie! (zwraca się do metra pod poduszką) Metro, dobrze ci tu jest? Tak! Pisnął cichutko ( narracja kompletna!)
i zadziwił się :)
- Synku, dlaczego zapaliłeś światło w pokoju?
- Bo jest noc!
- Jak to, przecież jest dzień?
- Nie, jest noc bo metro w nocy musi świecić światłami (włącza światła zabawki)
- A dlaczego chowasz metro pod ubraniami?
- To nie ubrania, to zajezdnia! A tam pod poduszkami jest stacja. A tato, czy widzisz tą trakcję? (nie ma żadnej trakcji)
- Nie!
- No przecież tutaj jest prosta a tu zakręty (pokazuje palcami na pustej podłodze)
A tutaj tato (pokazuje na koniec dywanu) jest koniec Afryki! Bo to jest metro afrykańskie! (zwraca się do metra pod poduszką) Metro, dobrze ci tu jest? Tak! Pisnął cichutko ( narracja kompletna!)
i zadziwił się :)
czy owady mają wady?
na początku miesiąca byliśmy z Jankiem i Justysią na przedstawieniu o takim właśnie tytule
dzieci mogły w nim zobaczyć lalki dość stereotypowo, ale i z humorem przedstawiające pszczołę, mrówkę, pasikonika, motyla i (nieoczekiwanie) żuczka gnojarka
i wspólnie z aktorami wcielającymi się w biedronkę, żuka i muchę - bo to przedstawienie interaktywne było - zastanowić się nad cechami tradycyjnie przypisywanymi każdemu z nich
tak oto poznaliśmy:
pięknego, ale próżnego motyla
pracowite, ale zadufane w sobie i kłótliwe mrówkę i pszczołę
pasikonika - utalentowanego artystę, który jednak nie widzi świata poza muzyką
oraz - jak się okazuje godnego tytułu króla łąki - żuczka gnojarka, który z radością podejmuje się brudnej, brzydko pachnącej i niezbyt poważanej pracy dla dobra ogółu :)
teatr FRAJDA z Torunia to zespół aktorski, który świetnie opanował sztukę współpracy z widownią i angażowania młodych widzów we wspólne zabawy - dzieci mogły zatańczyć z aktorami, pozować do zdjęć z kukiełkami, a nawet (oczywiście Janek) - pocałować w nos biedronkę :)
J. już wcześniej przejawiał pewne zainteresowanie owadami, ale po takiej zabawie jeszcze łatwiej było go zachęcić do wypatrywania ich pod nogami i wśród roślin na spacerach
o ich ich wyimaginowanych wadach chyba szybko zapomniał, a o nielubianych owadach, które dla ludzi mają dużo poważniejsze wady - przenoszących choroby i/lub zwyczajnie uciążliwych meszkach, pchłach, karaluchach czy osach na razie wiele nie rozmawiamy...
miał okazję już w tym sezonie poznać komary - powoli kojarzy swędzące bąble z ich wcześniejszą obecnością i chyba w końcu da się przekonać, żeby zbyt długo nie podziwiać jak siadają na skórze i wbijają w nią swoją kłujkę, tylko jak najszybciej je odganiać :P
wróciliśmy też do jednej z naszych ulubionych książek na temat "robaczków" - pełnej ciekawostek na temat owadów i pajęczaków publikacji pod nieco mylącym tytułem "Zapytaj dlaczego małe zwierzęta tak dobrze się maskują"
nie ma w niej w zasadzie wcale mowy na temat sztuki kamuflażu, ale są za to podane w przystępnej formie informacje na temat często spotykanych owadów i piękne rysunki
uchylane strony z pytaniami zachęcają do odkrywania odpowiedzi - dzięki nim Janek dowiedział się między innymi czy mrówki potrafią latać (tak! królowa odlatuje aby założyć nowe mrowisko, a gdy ląduje gubi skrzydła), jak pszczoły ze sobą rozmawiają (porozumiewają się poprzez taniec), co jedzą biedronki (są drapieżnikami, jedzą inne owady - w tym szkodniki roślin, jak np. mszyce), jak walczą jelonki rogacze oraz że ważki potrafią latać do przodu i do tyłu!
oboje polecamy! (również dzieciom, które uczą się czytać, bo tekst jest wyraźny, literki duże, zdania nie za długie - w sam raz do samodzielnego odkrywania ciekawostek przyrodniczych)
a dzięki talentowi taty Janka z drucików kreatywnych powstały następujące owady:
oraz (trochę nie na temat, ale piękny :P)
dzieci mogły w nim zobaczyć lalki dość stereotypowo, ale i z humorem przedstawiające pszczołę, mrówkę, pasikonika, motyla i (nieoczekiwanie) żuczka gnojarka
i wspólnie z aktorami wcielającymi się w biedronkę, żuka i muchę - bo to przedstawienie interaktywne było - zastanowić się nad cechami tradycyjnie przypisywanymi każdemu z nich
tak oto poznaliśmy:
pięknego, ale próżnego motyla
pracowite, ale zadufane w sobie i kłótliwe mrówkę i pszczołę
pasikonika - utalentowanego artystę, który jednak nie widzi świata poza muzyką
oraz - jak się okazuje godnego tytułu króla łąki - żuczka gnojarka, który z radością podejmuje się brudnej, brzydko pachnącej i niezbyt poważanej pracy dla dobra ogółu :)
teatr FRAJDA z Torunia to zespół aktorski, który świetnie opanował sztukę współpracy z widownią i angażowania młodych widzów we wspólne zabawy - dzieci mogły zatańczyć z aktorami, pozować do zdjęć z kukiełkami, a nawet (oczywiście Janek) - pocałować w nos biedronkę :)
J. już wcześniej przejawiał pewne zainteresowanie owadami, ale po takiej zabawie jeszcze łatwiej było go zachęcić do wypatrywania ich pod nogami i wśród roślin na spacerach
o ich ich wyimaginowanych wadach chyba szybko zapomniał, a o nielubianych owadach, które dla ludzi mają dużo poważniejsze wady - przenoszących choroby i/lub zwyczajnie uciążliwych meszkach, pchłach, karaluchach czy osach na razie wiele nie rozmawiamy...
miał okazję już w tym sezonie poznać komary - powoli kojarzy swędzące bąble z ich wcześniejszą obecnością i chyba w końcu da się przekonać, żeby zbyt długo nie podziwiać jak siadają na skórze i wbijają w nią swoją kłujkę, tylko jak najszybciej je odganiać :P
wróciliśmy też do jednej z naszych ulubionych książek na temat "robaczków" - pełnej ciekawostek na temat owadów i pajęczaków publikacji pod nieco mylącym tytułem "Zapytaj dlaczego małe zwierzęta tak dobrze się maskują"
nie ma w niej w zasadzie wcale mowy na temat sztuki kamuflażu, ale są za to podane w przystępnej formie informacje na temat często spotykanych owadów i piękne rysunki
uchylane strony z pytaniami zachęcają do odkrywania odpowiedzi - dzięki nim Janek dowiedział się między innymi czy mrówki potrafią latać (tak! królowa odlatuje aby założyć nowe mrowisko, a gdy ląduje gubi skrzydła), jak pszczoły ze sobą rozmawiają (porozumiewają się poprzez taniec), co jedzą biedronki (są drapieżnikami, jedzą inne owady - w tym szkodniki roślin, jak np. mszyce), jak walczą jelonki rogacze oraz że ważki potrafią latać do przodu i do tyłu!
oboje polecamy! (również dzieciom, które uczą się czytać, bo tekst jest wyraźny, literki duże, zdania nie za długie - w sam raz do samodzielnego odkrywania ciekawostek przyrodniczych)
a dzięki talentowi taty Janka z drucików kreatywnych powstały następujące owady:
oraz (trochę nie na temat, ale piękny :P)
wpis zgłaszam jako naszą cegiełkę do projektu:
zapraszam na stronę inspiratorki i pozostałych mam poznających ze swoimi dziećmi sekrety przyrody :)
a do tematu motyli, których latem będziemy spotykać na spacerach coraz więcej na pewno jeszcze wrócimy!
bestsellery państwa M.
Aleksandra i Daniel Mizielińscy to jedni z najpopularniejszych obecnie autorów ilustrowanych książek dla dzieci
wiele z nich, w tym wyrastające na "kultowe" Mapy cieszy się ogromną popularnością - zdobywa międzynarodowe wyróżnienia i serca młodych (i starszych) czytelników
klika pozycji ich autorstwa nie mogło więc nie pojawić się i na półce Janka
przez chwilę mieliśmy w domu małą kolekcję ich książeczek - niech więc ten wpis poświadczy, że dziecię jest w dziedzinie literatury na bieżąco, a ja jak zwykle znajdę coś do podziwiania i coś na co można ponarzekać :)
wiele z nich, w tym wyrastające na "kultowe" Mapy cieszy się ogromną popularnością - zdobywa międzynarodowe wyróżnienia i serca młodych (i starszych) czytelników
klika pozycji ich autorstwa nie mogło więc nie pojawić się i na półce Janka
przez chwilę mieliśmy w domu małą kolekcję ich książeczek - niech więc ten wpis poświadczy, że dziecię jest w dziedzinie literatury na bieżąco, a ja jak zwykle znajdę coś do podziwiania i coś na co można ponarzekać :)
żelazna fascynacja
niewątpliwie ma co nieco wspólnego z żelaznym uporem...
ale jest też przykładem pięknego, mocnego uczucia, które nie wiadomo właściwie jak i kiedy, doszczętnie zawładnęło małym serduszkiem
ta "żelazna fascynacja" to oczywiście
Jankowa miłość do kolei
(oraz kolejek, lokomotyw, torów nawet :),
wieczna troska o każdy pojazd w jego taborze,
ustawiczne udawanie parowozu,
i codzienna zabawa stale ulepszaną drewnianą infrastrukturą,
czasem tylko na moment zastąpiona (przyjacielskim jednak co najwyżej) tete a tete z autobusem przegubowym lubo tramwajem M.B. :P
Cześć! Jestem Janek. Ja KOCHAM pociągi!
aż chce się takiego młodego pasjonata kolejnictwa zabrać gdzieś, gdzie będzie miał w bród pociągów
no to - skoro się pod koniec maja urlop krótki przydarzył - pojechaliśmy...
ale jest też przykładem pięknego, mocnego uczucia, które nie wiadomo właściwie jak i kiedy, doszczętnie zawładnęło małym serduszkiem
ta "żelazna fascynacja" to oczywiście
Jankowa miłość do kolei
(oraz kolejek, lokomotyw, torów nawet :),
wieczna troska o każdy pojazd w jego taborze,
ustawiczne udawanie parowozu,
i codzienna zabawa stale ulepszaną drewnianą infrastrukturą,
czasem tylko na moment zastąpiona (przyjacielskim jednak co najwyżej) tete a tete z autobusem przegubowym lubo tramwajem M.B. :P
Cześć! Jestem Janek. Ja KOCHAM pociągi!
aż chce się takiego młodego pasjonata kolejnictwa zabrać gdzieś, gdzie będzie miał w bród pociągów
no to - skoro się pod koniec maja urlop krótki przydarzył - pojechaliśmy...
Bajkowe Poranki, czytelnicze wieczory
Jeszcze jestem nie napatrzony.
Nie naczytany jestem.
Czytaj, babciu!
Mama niech czyta!
Czytaj, czytaj, czytaj!
Ja nie będę spać!!!
oto do czego dochodzi, gdy dorośli za dużo dziecku czytają...
a co będzie dalej?!
w ramach kontynuacji eksperymentu nadal czytamy Jankowi i z nim codziennie, świadomie wpędzając go w uzależnienie, a siebie w wieczorne tarapaty :P
relacje, obserwacje i wnioski będą się tu od czasu do czasu pojawiać - czytajcie ku przestrodze! (a może zachęcie?)
ostatnio, nie do końca świadomie (ale najwyraźniej takie są fakty!) czytaliśmy sobie w ramach XIII Ogólnopolskiego Tygodnia Czytania Dzieciom 1-8 czerwca 2014r, pod hasłem CZYTANIE - MĄDRA RZECZ!
w tym raz nawet publicznie :)
przedszkolne atrakcje
zdj. ze strony przedszkola |
normalnym autokarem (J. nie mógł się doczekać i już poprzedniego dnia dopytywał, jaki przyjedzie - to mu Pani odpowiedziała :P)
pojechały szaleć do PICOLANDU
na zdjęciu szaleństw nie widać (bo to grzeczne dzieci są), ale niewątpliwie atrakcji było co niemiara i się maluchy wyskakały, wybawiły na świeżym powietrzu, a przy okazji mogły zobaczyć prawdziwe króliki
brawa dla przedszkolanek, które nie obawiały się wyjść nieco poza swoje standardowe obowiązki i sprawić dzieciom tyle radości!
weekendowe atrakcje = ICH dni
nie należy ono do największych, ale trzeba przyznać, że z tej wyjątkowej okazji różne organizacje przygotowały bogatą ofertę imprez dla najmłodszych
Janek z Justysią świętowali cały weekend, a i tak nie udało się wyczerpać wszystkich możliwości :)
w sobotę od rana szaleństwa na powietrzu - zabawa z kuzynostwem Justysi - ogród, domek, trampolina - radość podobno niesłychana
a po południu, już z mamą, na dorocznym festynie "Zaczarowany Stadion"